8. ~ Gra aktorska braci Verdas i cwana V.



-Nie patrz tak na mnie. Przecież nic nie zrobiłam. -tłumaczyłam. Szatyn przygryzł wargę i wziął głęboki oddech. Jak ja na niego działam... Aż zrobiło mi się miło, zaczęłam się uśmiechać sama do siebie. Niestety szatyn odebrał to nieco inaczej, niż przypuszczałam.
-Nie ciesz się tak, nigdzie nie pójdę dopóki nie skończę pracować nam tamtą umową. -skutecznie mnie zgasił.
-Jeśli chcesz, zrobić to za ciebie ale JUTRO. Dzisiaj idziemy do nas, nie Lu? -spytałam przyjaciółkę, ulatniając się skutecznie spomiędzy ramion zadziwiająco umięśnionego szatyna. Ciekawe... Tyle czasu siedzi przy tym biurku i nie potrafi się oderwać, nawet jak ktoś mu powie prosto w twarz "Idź sobie, już cię tu nie potrzebuję", a jednak jest dobrze zbudowany.
-Jasne, jeśli tylko te marudy chcą. -ożywiła się blondynka.
-O nie nie nie, ja biorę mojego brata za fraki i jedziemy do jednego z nas. A właściwie; do mnie. -odezwał się władczy Diego, po jego zachowaniu twierdzę, iż potrafi on sprowadzić swojego kochanego brata na ziemię. Jestem tylko ciekawa jakim cudem zamierza to zrobić.
-Hah, jasne... I jeszcze powiesz mi może, że weźmiesz Leona? Przecież on nie ruszy się od tych papierków.
-Oj ruszy ruszy. Idźcie do samochodu, ja z nim porozmawiam. -powiedział pewny siebie Verdas. Nawet nie wiem, który z nich jest starszy, a który młodszy. Trudno stwierdzić, obaj są przystojni, obaj zabawni i dobrze zbudowani. Wait.... Czy ja właśnie stwierdziłam, że Leon jest przystojny? Nie... To na pewno nie miało miejsca. To jakaś pomyłka. Ja powinnam nienawidzić jego, a on mnie. Koniec kropka.
-Ej, a kluczyki do samochodu? -spytała Lu, po czym wstała dziarskim krokiem z kanapy i zabrała się za zabieranie swoich rzeczy. Ciekawe, że więcej czasu spędzamy w biurze braci Verdas niż w swoim. Diego sięgnął do kieszeni spodni, wyciągnął kluczyki i mi rzucił. Złapałam.
-Dajesz mi swój samochód? -zdziwiłam się.
-Wiem, że będę tego żałował. Ja pojadę z bratem. Adres wyślę wam SMS-em. -powiedział, szczerząc się jak małpa w cyrku. Chciało mi się śmiać, a jednak szybko mi przeszło, gdy spojrzałam na szatyna siedzącego przy tych papierkach. Irytacja, złość i znudzenie. To mną teraz kierowało. -Jedź. Uwierz mi, że będzie dobrze. -pocieszał mnie brunet.
-Kto kieruje? -spytała Ludmiła. Wzruszyłam ramionami. Zabrałam swoją skórkę i torebkę, po czym wyszłam z gabinetu braci wraz z przyjaciółką.



-Myślisz że Diego przemówi mu do rozsądku? -pytała blondynka, gdy doszłyśmy do samochodu mojego przyjaciela, a jej przyszłego chłopaka. Przynajmniej na to się zapowiadało. Wsiadłyśmy do samochodu; usiadłam za kierownicą, milczałam. -Viola, pytałam o coś.
-Słyszałam. Problem w tym, że nie znam odpowiedzi. -rzuciłam, uśmiechając się bezradnie. Mając nadzieję, że to w jakiś sposób doda jej otuchy. -Wiesz jaki jest Leon, i wiesz jaki jest Diego. I doskonale wiesz, że Diego sobie poradzi. Skoro był tego taki pewien, zanim wyszłyśmy z firmy. To my też powinnyśmy wierzyć, że mu się uda.
-Oczywiście. Wiara przede wszystkim.... -westchnęła. -Nie uda mu się.
-Wiem. 
-Co robimy w takim razie?
-Jedziemy do Diega. -zdecydowałam, przekręcając kluczyk samochodu, uruchamiając go jednocześnie.
-Tak, ale nie wiemy nawet w którą stronę jechać. -powiedziała Ludmiła, i jak na zawołanie do nas obu przyszedł SMS. Spojrzałam z politowaniem na przyjaciółkę. -Sprawdź, bo jestem pewna, że to Diego z tym adresem.
-Też tak myślę. -rzuciła, wpatrzona w telefon. -I miałyśmy rację. Jedź na ten adres. -pokazała mi adres na telefonie i ruszyłyśmy w dane miejsce. Przypuszczałam, że będziemy pierwsze na miejscu. Lecz moja podświadomość dawała mi złe informacje. Jak podjechałyśmy na parking willi Diega, samochód Leona stał już na swoim miejscu.
-Ciekawe, jakim cudem tak szybko tu dojechali. -powiedziała Lu, a mi zaczęło coś świtać. Jakiś pomysł, jakimś dziwnym sposobem zaczęłam myśleć inaczej. Co jeśli oni to wszystko zaplanowali, zanim my w ogóle się skapnęłyśmy, że będziemy mieć wolny wieczór? Co jeśli te wszystkie intrygi Leona i przekonywanie Diega, że będzie dobrze to tylko i wyłącznie gra aktorska? Przecież to wszystko jest tak jasne i łatwe do rozgryzienia, nie wiem jak mogłam na to wcześniej nie wpaść. Oni to zaplanowali i pewnie wcielili by ten plan w życie nawet gdybyśmy nie dostali wolnej ręki na wieczór. Nadal nie mogło to do mnie dotrzeć. Oni mogli to wszystko zaplanować i nas tu ściągnąć tak naprawdę nieświadomie. Bo ja z pewnością nie byłam świadoma tego co robię. A te całe dokumenty Leona, nie wiem jak mogłam tak szybko uwierzyć, w to, że Verdas jest tak przywiązany do tych swoich papierków. Przecież to zwykła ściema i nic więcej. Niestety z przemyśleń na temat gierek braci Verdas wyrwała mnie Ludmiła, w dość brutalny sposób. A mianowicie walnęła mnie w ramie, aż się ocknęłam.
-No nareszcie. Już myślałam, że nie wrócisz na ten świat. O czym tak myślałaś? O jakimś mężczyźnie? Czy o jutrzejszym obiedzie? Chodź, bo pewnie na nas czekają. -jak zwykle panna Ferro nie da nikomu dojść do słowa, a nawet odpowiedzieć na milion pytań, które dość szybko zadaje.
-Ehh.... Wszystko ci wyjaśnię w drodze. -odparłam zrezygnowana. Zabrałyśmy swoje rzeczy i wyszłyśmy z samochodu.



     Drzwi były otwarte. Weszłyśmy do środka. Dom w środku, jak i na zewnątrz zachwycał budową i wystrojem. Bardzo mi się spodobała willa Diega, czuję, że często będę go odwiedzać. Jednak coś, co bardziej zwróciło moją uwagę, to to, że nigdzie nie było braci Verdas.
-Ludmiła, rozglądnij się za nimi. -rzuciłam. Blondynka skinęła głową i ruszyła przed siebie. Z kocią gracją szła jak gdyby nigdy nic. Tak dumna, a tak nieprzewidywalna i bezszelestna jak kot. Ja byłam do niej niezwykle podobna, jeśli o to chodziło. Niemal identyczna. Gdybym tylko nie miała szpilek, z pewnością żaden z braci nie zorientowałby się, że tu jestem. Przeszłam przez hol, wprowadzający do domu i za schodami na górę zobaczyłam uchylone drzwi, a za nimi siedzieli już przebrani bracia Verdas. Nie wiem dlaczego, ale lubię ich tak nazywać.
-Ludmiła. Tutaj. -skinęłam głową na wyjściowe drzwi. Obie ruszyłyśmy w tą stronę. Leon siedział z Diegiem na schodach, którymi wychodziło się na ogród. Przeszłam obok szatyna i stanęłam przed nimi. Tak samo postąpiła Ludmiła. Czasami wydaje mi się, ze jesteśmy jednak siostrami.
Za to Leon i Diego wyglądali całkiem całkiem. W świetle gwiazd zdecydowanie bardziej mi się podobali. Byli już przebrani. Leon miał na sobie czarną koszulę z zwiniętymi rękawami na łokciach, a Diego zwykłą czarną koszulkę. W dłoniach oczywiście widniała szklanka z porcją Bourbonu. Z tego co wiem, obaj ten alkohol lubili najbardziej. Wyglądali jak Hollywodzkie gwiazdy, nie przejmujące się niczym poza tymi gwiazdami na niebie i alkoholem. Jednak po chwili obaj spojrzeli na mnie i na Lu. Obaj z tym samym szarmanckim uśmiechem, obaj z tym samym charakterkiem. Tacy inni, a tacy podobni. Niesamowici, tak idealni, tak pociągający i przystojni, tak jednocześnie nieznośni, że to jest nieprawdopodobne.
-Wreszcie jesteście. Piękne gwiazdy, nie sądzisz Violetto? -jako pierwszy odezwał się Leon. Odważnie, zwracając uwagę na to, że pewnie wiedzą, iż się domyśliłam co kombinowali. Uśmiechnęłam się. Byłam z siebie dumna szczerze. Ze swojego wyglądu, gracji i dumy, której każdy
mógłby mi pozazdrościć. Zwłaszcza, że to bardzo imponowało mężczyznom typu braci Verdas.
-Owszem, Leonie. Jestem tylko ciekawa, czy jesteś świadom poziomu mojej logiki, pomysłowości i przebiegłości. Bo szczerze wątpię, że wiesz tyle ile powinieneś. I zdecydowanie przeceniasz swoje pomysły, wraz ze swoim braciszkiem. Obaj jesteście siebie warci, a jednak nadal tak strasznie idealni i tak strasznie nieznośni. -odparłam uśmiechając się cwaniacko. Obaj Verdas'owie odpowiedzieli mi tym samym uśmiechem, popijając swój trunek.
-Czyli wiesz? A jednak cwana z niej bestia. Nietykalna, przebiegła i pewna siebie. -rzucił Diego, dając tym samym Ludmile powód do zazdrości.
-Nie ładnie Diego, nie ładnie. Nie dawaj Ludmile powodów do zazdrości, bo cię zniszczy.
-Viola, co ty wiesz? -spytała Lu.
-Jedna bardziej cwana od drugiej. -westchnął Leon, zachwycając się wciąż moja postawą.
-Oni to zaplanowali.


________________________________
Siemka :D
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał, bo mi się bardzo podoba *-* Co jest jak zwykle strasznie rzadkie, bo mi się nigdy nie podobają moje rozdziały. Ale to może dlatego, że jest dużo gifów i jest klimacik ♥ Strasznie mi się podobają te sceny z dwóch ostatnich gif'ów. W pierwszym; dwaj bracia perfekcyjni do bólu i tak przystojni że normalnie odlatuję ;d A w drugim Katherina z kocią gracją, przyciągająca do siebie facetów. Nie lubiłam jej, ale jej postawa i duma normalnie wprowadzają mnie w szok i samozachwyt ♥ Normalnie cudowna jest ^^
Ale to tyle co chciałam wam przekazać poza rozdziałem i mam nadzieję, że się podoba tak jak mi :)
Pozdrawiam :*
`Hope

3 komentarze:

  1. Cudo♥♥♥ Nie umiem opisać jak bardzo zachwyciłam się tym rozdziałem, tak jak każdym na tym blogu♥ Poprawiłaś mi chumor :* Nie wiem co jeszcze napisać, ale wiedz,że strasznie mi się podoba i że nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału z braćmi Verdas♥


    Pozdrawiam
    Zuzkaa ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny nie mogę się doczekac co będzie w next :)

    OdpowiedzUsuń