7. ~ Oboje się zamknijcie.

     Siedziałam rano popijając gorącą kawę i jedząc śniadanie. Było około godziny dziewiątej. Dzień naprawdę zapowiadał się cudownie. A mnie ciekawił jedynie fakt czy Diego został na noc u mojej kochanej blondyneczki. Jeśli tak, to przynajmniej będę miała się z czego śmiać. Tak, fakt że brat tamtego idioty mógłby się przespać z moją przyjaciółką doprowadzał mnie do śmiechu. Sama nie wiem dlaczego i co ostatnio się ze mną dzieje. Za pięć dziewiąta, czyli Ludmiła powinna tu być dokładnie za pięć minut. Jeśli się spóźni to sama osobiście pójdę zedrzeć ją z łóżka. Zwykle to ona jako pierwsza meldowała się w kuchni. I tak jak myślałam, spóźniła się. Gdy już miałam się zabierać i wychodzić na górę zadzwonił mój telefon. Cholera. Dzwonił Leon, ciekawe czego chce o tej porze. Odebrałam.
-Coś się stało, że dzwonisz? -spytałam na ''dzień dobry''
-Owszem. Przyjedź szybko do firmy.
-Ale po co, przecież mam być tam za godzinę.
-Trudno, widzimy się za 10 minut. Nie spóźnij się.
-Jasne. Cześć. -pożegnałam się, rzuciłam telefon do torebki i zrezygnowana wyszłam z domu. Ludmiła musi poczekać. Wsiadłam do samochodu i pojechałam.



     Ta cała sprawa z telefonem i spanie przyjaciółki wydawały mi się mega podejrzane. A jednak nic nie mówiłam. Robiłam co mi kazano i byłam grzeczna jak nie wiem co. To zdecydowanie nie było w moim stylu.
-Co się stało? -spytałam wchodząc do gabinetu braci Verdas. Ku mojemu zdziwieniu na kolanach u Diega siedziała Ludmiła i właśnie oboje zabierali się za podpisywanie papierków. Drugi brat siedział zadowolony na swoim stanowisku i przeglądał coś w komputerze.
-Mamy spotkanie za 15 minut. -powiedział szatyn.
-Słucham? I dopiero teraz mi o tym mówisz?
-Tak.
-Brawo za wyczucie czasu. -rzuciłam swoją torebkę na fotel i wzięłam głęboki oddech, po czym zwróciłam się do Ludmiły. -Ja myślałam, że ty jeszcze śpisz. Co ty tu robisz tak wcześnie?
-Wyszłam wcześniej, bo Diego mnie o to poprosił. Jeszcze wczoraj powiedział, że mamy spotkanie. -odparła.
-Ahh... Więc tylko ja jestem ta niepoinformowana. -spojrzałam na zadowolonego Leona. -Zaraz, na to spotkanie ma iść nasza cała czwórka?
-Tak Violetto. To ważne spotkanie, od niego zależy czy zaczniemy współpracę z jedną z ważnych firm. Dzięki niemu będziemy mieli zagwarantowane całkiem dobre interesy a także udziały w innych państwach. Dlatego właśnie rodzice prosili, żeby była przy tym cała nasza czwórka. -wyjaśnił mi Verdas.
-Już rozumiem. Zastanawia mnie tylko fakt, dlaczego dowiaduję się do cholery ostatnia?!
-W dodatku, że ty i Leon prowadzicie główną część spotkania. - zaśmiał się Diego, lecz po chwili uciszyłam go wzrokiem.
-Leon? Miałeś zamiar mi o tym powiedzieć? -spytałam, a on zaczął się śmiać. -co w tym jest takiego śmiesznego?
-To jak się denerwujesz. Daj spokój Viola, dasz sobie radę. Tutaj masz wszystkie potrzebne ci dokumenty. -podał mi stos papierów i wrócił do swoich zajęć.
-Naprawdę bardzo zabawne wiesz? Wy wszyscy jesteście niemożliwi, nie da się z wami współpracować. -stwierdziłam.
-Daj spokój, uśmieszek się zdenerwował. I po co ci to wszystko? Rób co masz robić i nie dyskutuj. -odezwał się Verdas.
-Diego pogryzę cię po tym spotkaniu biznesowym. Zobaczysz. I nie uśmiechaj cię tak, bo jeszcze cię pogrzebię żywcem.
-Viooola spokojnie. -Ferro zareagowała.
-Przecież ona jest całkowicie spokojna. -rzucił Diego.
-No jasne. A w ogóle dlaczego to ja i Leon mamy prowadzić główną część spotkania a nie wy? Gołąbeczki? -spytałam.
-Ponieważ wy jesteście bardziej doświadczeni. -zauważył Diego.
-Nie wiesz co mówisz. Leon, przecież Diego jest bardziej doświadczony niż ja. -zwróciłam się do szatyna.
-Nie prawda!
-Diego shut up. Ja wiem lepiej.
-Oboje się zamknijcie. -syknął Leon. -Tak Violetta, Diego jest moim bratem co znaczy że jest bardziej doświadczony, ale mój ojciec prosił żeby to nasza dwójka dała z siebie więcej.
-Widzisz Diego? Ej, ale nadal to ja jestem bardziej pokrzywdzona.
-No widzisz uśmieszku, ze mną nie wygrasz.
-Cicho bądź małpo wredna.
-Violetta z Diegiem, nie zachowujcie się jak dzieci.
-Leon ja i tak wiem, ze oni nie dogadują sobie na serio. Mają lepsze kontakty niż sobie wyobrażasz. To tylko ich wrodzona złośliwość. Tak jak w przypadku twoim i Violi. -powiedziała Lu.
-Zauważyłem, że Viola bardzo lubi dogryzać innym.
-Nie grab sobie. -uprzedziłam, a Verdas odpowiedział mi jedynie cichym śmiechem.



-Dziękujemy państwu za spotkanie. -powiedziałam ściskając dłoń jednego z mężczyzn.
-My również, jako asystentka pana Verdas'a świetnie się pani zapowiada. Mam nadzieję, że nie jest to nasze ostatnie spotkanie. -stwierdził brunet z szarmanckim uśmiechem. Ciekawe, myślałam że flirtowanie to raczej po pracy. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i zaczęłam żegnać się z innymi. Leon stał nieopodal mnie i wszystkiemu się przyglądał. Po jego minie stwierdziłam, że nie był za bardzo zadowolony.
-Pani Violetta, wiele o pani słyszałem i jestem wielce zadowolony, że miałem przyjemność z panią rozmawiać.
-Ahh... Proszę, nie ''pani''. Po prostu Violetto, będzie mi miło.
-Miejmy nadzieję, że do zobaczenia. -dodał mężczyzna i poszedł przodem. Ludmiła również żegnała się ze wszystkimi, a bracia Verdas stali dalej i tylko nas obserwowali. Rozglądając się po korytarzu, zauważyłam czyjaś sylwetkę za rogiem. Okazało się, że to tylko pani Veronica.
-Dzień dobry panowie, jak spisały się asystentki moich synów? -spytała podchodząc do naszej grupy.
-Wspaniale. Z gracją i łatwością przedstawienia nam wszystkiego dopięły swego. Dokumentu podpisane, współpraca rozpoczęta. Może być pani z nich dumna. -odpowiedział jeden z nich. Veronica promiennie się do nas uśmiechnęła, po czym spojrzała na swoich synów wzrokiem ''zaciekawionej matki'', a zaraz po tym znów jej wzrok powędrował na mnie i Lu. Byłam ciekawa, co ona zobaczyła, że była tak zadowolona. Jednak nie pasowało się teraz odwracać.
-Bardzo nam miło.
-Nam również było miło Ludmiło. Do zobaczenia, na kolejnym spotkaniu.
-Może ja panów odprowadzę? Przy recepcji jest mój maż, on również chciałby z panami porozmawiać. -jeden z nich skinął głową. -Dobrze, więc proszę iść przodem. -dodała matka Diega i Leona, a zaraz po tym zwróciła się do nas. -Na dzisiaj macie już wolne, dziękuję wam dziewczyny. A moi synowie mogą z wami świętować. -drugie zdanie przekazała z naciskiem na swoich synów, gdyż patrzyła na nich mówiąc to. Ciekawe co kombinuje...
-Dobrze, dziękujemy.



-To co, gdzie idziemy się upić? -spytał Diego rozkładający się na kanapie w biurze.
-Nic nie wiem o upijaniu, a ty Lu?
-Ja również nic nie wiem.
-No dajcie spokój dziewczyny, przecież trzeba uczcić to, że Violetta pomimo tego jaka jest niedobra i niedoświadczona wywalczyła dla nas współpracę i jakoś żyje. Przecież mamy wolny cały wieczór! -protestował Diego.
-A zabił cię ktoś kiedyś? -spytałam.
-Nie.
-To zamilcz, bo zaraz będzie ten pierwszy raz.
-Aj przeżywasz, tylko się z tobą droczę. Nie mogę? -uśmiechnął się cwaniacko i spojrzał na Ludmiłę, która zaraz usiadła obok niego i dała mu buziaka w policzek.
-A za co on dostał tego buziaka, za to że mnie obraża głupek?
-Za nic. A za to, że cie obraża nie dostanie ani jednego więcej. -powiedziała Lu, a ja zadowolona podeszłam i usiadłam obok niej.
-Leon? -Verdas siedział grzecznie przy swoim biurku i się nie odzywał, postanowiłam jakoś go ściągnąć na ziemię. Wstałam z kanapy i po cichu do niego podeszłam.
-Tak Viola?
-Co robisz?
-Pracuję. -odparł w ogóle nie zainteresowany tym co robią inni.
-To przestań. -rzuciłam zabierając mu długopis z ręki.
-Nie chciałaś tego zrobić.
-Chciałam.
-To lepiej uciekaj. -uprzedził, po czym wstał z fotela i zaczął mnie gonić. A jednak byłam szybsza niż on i jakoś uciekłam. Szkoda że w miejsce z którego raczej już nie mogłam uciec. -No widzisz, i jak zwykle nie pomyślisz zanim coś zrobisz. -powiedział podchodząc do mnie.
-Jaaaaasne. A kto nam wywalczył współpracę z tamtymi facetami?
-No na pewno nie ty.
-Bardzo zabawne.
-Oddawaj długopis, muszę to skończyć.
-Nic nie będziesz kończył, idziemy świętować. -mówiłam chowając długopis za sobą. Verdas zbliżył się niebezpiecznie blisko.
-A chcesz tego żałować? -mówił mi na ucho. -Bo jeśli tak, to szybko ci to załatwię.
-Ja mam tego żałować? Nie tym razem. I nie pokazuj swojej matce, że razem ze swoim braciszkiem jesteście o nas zazdrośni, bo będzie źle. -szepnęłam. Mina szatyna była bezcenna.

__________________________________
Hej kochani :*
Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale ostatnio nie mam czasu. I za to teraz dłuższy, przynajmniej się starałam, żeby był dłuższy ;p I mam nadzieję, że wam się podobał, bo mi się wcale nie podoba. Ale za to następny mam nadzieję, będzie ciekawszy. Nie mogę niestety przewidzieć kiedy pojawi się nastepny rozdział, bo nie wiem kiedy go napiszę. Dziękuję za komentarze, bardzo motywują do dalszego pisania =)
Pozdrawiam cieplutko ^*^
`Hope

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz