Jestem
w niebie, gdy wysiadam ze srebrnego samochodu mojego brata i oddycham świeżym
powietrzem. Czuję zapach wody, lasu i przyjemnego miejsca. Pierwsze, co rzuca
mi się w oczy to pobliskie jezioro, do którego drogę torują poboczne drzewa. Wysokie
i piękne, niemalże majestatyczne. Każdego roku wyglądają lepiej, a przyjeżdżam tu
odkąd byłam dzieckiem. Woń spokoju rozlega się wokół, gdy otaczam wzrokiem to
cudowne – moje ulubione na świecie – miejsce. Przede mną rozlega się krótka
kamienista ścieżka prowadząca do ciemnych drewnianych schodów, rozległego
tarasu i w końcu całej okazałości domu. Jest drewniany i stary, dwa lata temu
był odnawiany, a przyczynili się do tego głownie moi rodzice i dwaj wujkowie. Jednak
mimo remontu, zawsze wygląda tak samo. Tak, jak w moich wspomnieniach z
dzieciństwa. Jedyne co się zmienia to towarzystwo, które ten dom odwiedza i
nasz wiek.
Zamykam
za sobą drzwi od samochodu i opieram się o maszynę. Wszystko mnie boli od tej
jazdy. Trzy godziny to jednak coś, a ja się do tego nie nadaję. Jazda jest
przyjemna, dopóki trwa mniej niż trzy godziny, tak na moje oko. Z samochodu
wydostają się kolejno Veronica, Dominic z miejsca kierowcy, Dean i Charles.
Reszta pojechała ze gościem, który gra mi na nerwach jak nikt inny. Przesłodko.
-
Wspomnienia, co?
Dominic
przygląda mi się z pogodnym uśmiechem, podczas wypakowywania naszych klamotów z
bagażnika. Odwzajemniam gest i wciągam głęboko powietrze. Krzyżuję ręce na
piersi. Gdy chłopaki zabierają nasze i swoje torby z auta, Vera skacze na bagażnik,
a ja idę w ślad za nią.
-
Ostrożnie. To auto jest drogie, siostrzyczko – dodaje Dominic, lecz kiedy
wzruszam na to ramionami, kręci głową i idzie prosto na taras za chłopakami.
-
Oh, uwielbiam to miejsce.
-
Ja też, Vera. Ja też. – Przyznaję jej rację.
W
tym właśnie momencie czarny Mercedes zajeżdża płynnie tuż obok nas. Veronica
unosi brew, ja za to przewracam oczyma. Wyczuwam kłopoty z tym samochodem i
jego aktualną zawartością. Włączam w to też dziewczynę właściciela auta i
kompletnie nie rozumiem, po co nam tu ta dwójka.
-
To będzie ciekawy weekend – komentuję sarkastycznie, na co przyjaciółka
spogląda na mnie podejrzliwie.
-
Ty i Silas. Nie lubicie się? Czy chodzi o Camilę?
-
Myślę, że to i to. Ale…
Zielonooka
trąca mnie w ramię, drzwi samochodu otwierają się nagle i zamykam się zanim
wyskoczy zza nich chuda wkurzająca blondynka.
-
Zgubiliście się po drodze? – mówię do Lucasa, unikając ciekawskiego spojrzenia
Silasa. Za sekundę jednak już go nie czuję. Powiewa ignorancją, gdy chłopak
sięga po torby do bagażnika i bez słowa idzie do domu. Lucas i Sam odprowadzają
go wzrokiem.
-
Nie, tylko Camila co chwilę żądała postoju na co drugiej stacji.
Zerkam
za ramię na idącą w szpilkach Camilę zaraz za Silasem. Wchodzi na kamienie. Śmiać
mi się chce, Veronica też zaciska usta na ten widok.
-
Jego chyba coś ugryzło. – Patrzę na Sama z pytającym wzrokiem. – Silasa.
-
Ta. – Potwierdza Lucas. – Całą drogę był jakiś nastroszony. Jakby ktoś mu na
odcisk nastąpił zanim wyjechaliśmy.
-
Nie odzywał się?
-
Pytał tylko o drogę co jakiś czas. On nas dopiero poznaje, V. Nie ma się co
dziwić.
-
Przecież nie gryziemy – śmieje się Vera.
No ale ja co do
niego miałabym wątpliwości.
Postanawiam
jednak nie wypowiadać się na temat tajemniczego czarnowłosego chłopaka i jego
blond księżniczki. Przyjechałam odpocząć właśnie od takich ludzi jak oni. Utrudniają,
ale nikt mi tego nie spiepszy. Nawet ich pieprzone wkurzające charaktery.
-
Idziemy do środka?
-
Jasne.
Veronica
jako pierwsza zeskakuje z samochodu i biegnie do środka, jakby coś ją tam
ciągnęło co najmniej. Najpierw patrzę na nią jak na wariatkę, ale zaraz do niej
dołączam i też biegnę. Dobiegamy do drzwi równocześnie, chociaż nie wiem jakim
cudem, bo przecież chwilę później zaczęłam. Ignoruję ten fakt i wchodzę do
środka jak burza. Prawie wszyscy są po lewej stronie domu – po stronie
kuchennej. Przeciwna do strony kuchennej jest strona wypoczynkowa, tak zwany
potocznie salon, w którym zwykle wieczorami przesiadujemy. Charles
automatycznie kieruje na nas swoje spojrzenie, uśmiecha się szeroko i kręci
głową z rozbawieniem.
Lucas
idzie do Deana i razem stawiają na blat kuchenny skrzynkę z piwami. Rzucają się
na nią jakby przez tydzień nic nie pili.
-
Elena masz pokój z Veronicą – powiadamia mnie brat. – W tym roku jest nas więcej.
Ja, Dean i Charles mamy pokój we trzech ten największy.
-
Jakim prawem? My chcemy największy – stawia się przyjaciółka stojąca obok mnie
i zakłada ręce na piersi. – Dobra, to był żart, ale wstęp do naszego pokoju
facetom wzbroniony.
Mówiłam już, że ją
uwielbiam?
Wzruszam
ramionami, gdy chłopaki wydają się zdziwieni.
-
A jak pomylę pokoje w nocy?
Dean
puszcza mi oczko. Przewracam oczami.
-
Nie pomylisz.
-
Spróbuj, to cię zabiorę na wycieczkę dwa metry pod ziemię – uprzedza go Dominic
z dumnym uśmieszkiem na twarzy, Deanowi mina rzednie.
Ja
za to się śmieję.
-
Kolejny pokój – czyta Dom z rozpiski, którą chyba sam zaprojektował. – Przez te
trzy dni należy do Sama i Lucasa. I ostatni wolny do Silasa i Camili. Chyba, że
chcecie spać osobno, mamy jeszcze wygodną kanapę w salonie – śmieje się.
Pokój,
o którym mówi mój brat zwykle zajęty był przez naszych rodziców. Dlatego jako jedyny
ma jedno łóżko dwuosobowe i niewielką skórzaną kanapę pod oknem, ale wątpię, by
Silas chciał tam sypiać. Chociaż ja bym wolała tą kanapę, niż spanie z tą
żmiją. Nie wiadomo jakie noże trzyma pod poduszką.
Silas
oparłszy się ramieniem o łuk ścienny między holem i kuchnią kiwa beznamiętnie
głową, nie obchodzi go to zbytnio. Przynajmniej mi wydaję się obojętny na te
informacje. I kompletnie nie zwraca na mnie uwagi.
Moje
życzenie zostało spełnione, lecz dlaczego wciąż czuję niedosyt?
Po
wszystkim ja i Veronica udajemy się na piętro do swojego pokoju, w którym – jak
się okazuje – są już nasze torby z ciuchami i pościelone łóżka. Nie są małe,
jedno znajduje się pod dużym oknem z krótkimi jasnymi zasłonami, a drugie po
przeciwnej stronie pokoju - który maluje się w ciepłych beżowych kolorach. Tam też
są drzwi do łazienki. Tylko dwa pokoje mają osobną łazienkę: ten i rodziców,
czyli Camila pewnie będzie zadowolona.
-
Nic się nie zmieniło.
Siadam
na łóżku pod oknem. Lubię patrzeć na gwiazdy nocą, więc zawsze wybieram łóżka z
widokiem na niebo. V rzuca się na swoje i wzdycha głośno.
-
Tylko my – odpowiadam półgłosem, na co reaguje brązowowłosa.
-
Silas wydawał się obojętny na spanie z Camilą. Myślisz, że w ogóle ją kocha?
-
Czemu się tym przejmujesz? – pytam zdziwiona.
-
Nie wiem. – Przyciąga do siebie swoją torbę z ubraniami i przebiera je jedno po
drugim w poszukiwani stroju kąpielowego. Każdego roku zaraz po przyjeździe
idziemy nad jezioro napić się i popływać. – Zawsze myślałam, że ludzie w
związku trochę inaczej się zachowują. Wiesz, bardziej się sobą interesują i w
ogóle. Tutaj tyko Camila wygląda na zainteresowaną.
-
I to aż za bardzo – dodaję automatycznie, po czym też szukam stroju
kąpielowego. – Ja i Aaron też nie byliśmy idealną parą.
-
Aaron był dupkiem.
-
A Silas nie jest?
-
Nie oceniaj wszystkich przez pryzmat tamtego dupka – mówi Veronica, jakby
bawiła ją ta sytuacja. – Idę się ubrać, potem ty i idziemy nad jezioro. I nie
oceniaj go, dopóki nie poznasz. Może akurat jest spoko i da się z nim
kumplować?
-
Ty tylko kumpli szukasz – śmieję się z niej.
Ona
wykrzywia się w uśmiechu i chwyta za klamkę do łazienki.
-
Ty też. Bo związki są do bani.
I znika za drewnianymi drzwiami.
Zachodzące
słońce, ciepła woda i zimne piwo to idealne połączenie na piątkowy wieczór. Moim
zdaniem tak powinien wyglądać każdy piątek. Stoję w wodzie do połowy brzucha,
pod stopami czuję miękki czysty piasek a po plecach łaskoczą mnie niemalże
przedostatnie promienie dzisiejszego słońca. Przy mnie kręci się Charles i
Dean, odbijają piłką ponad wodą, a kilka metrów dalej na materacu pływa
Veronica.
Przymykam
na chwilę oczy ciesząc się chwilą spokoju. Jednak w tym momencie nie ogarnia
mnie spokój lecz ból. Powoli, ale intensywnie rozlewa się po mojej głowie i ciele.
Nie jest paraliżujący, da się go znieść i nie dać po sobie tego okazać, ale
cholera jasna… nie otwieram oczu. Znowu słyszę ćwierkanie ptaków.
Słyszę
jak woda delikatnymi falami obija się o moją skórę. Słyszę najmniejszy oddech
Charlesa, głośny śmiech Camili z brzegu i to, jak Vera przełyka piwo. Poza tym jakieś
kroki. Wszystko mi się miesza, jakby kumuluje i nie daje o sobie zapomnieć.
Oddycham
głęboko.
Uspokój się. To nic.
Powtarzam
sobie. Drugi raz jednego dnia… to jakaś pieprzona pomyłka.
Znowu
czuję wzrok.
Chyba
mam deja vu. Znowu.
Ktoś
mnie podnosi. Ktoś się śmieje. Nagle otwieram oczy i widzę jak świat kręci się
dookoła. O mój Boże. Gdy rejestruję wszystko, okazuje się, że to nie moja
popieprzona wyobraźnia tylko popieprzone pomysły Deana.
Staram
się zignorować ból i śmieję się lekko, lecz tego nie da się ot tak zignorować. Mam
wrażenie jakby jakaś trucizna przepływała przez moje żyły. Jak malutkie
cząsteczki żelaza wżynające się w każdą wolną przestrzeń w moim ciele. Chcę uciec.
Niech ktoś to ode mnie zabierze.
Mam
rażenie, że tracę przytomność. Cholera.
Chciałabym
ją stracić.
Zaciskam
zęby. Słyszę zmartwiony głos Deana i Veronici. Chyba nawet głośniej, niż to możliwe
z takiej odległości. Mam wrażenie, że krzyczy do mnie jakbym stała co najmniej
kilometr dalej. A on trzyma swoje usta przy moim uchu i wydaje się, że mówi
cicho, ale ja tego tak nie odbieram.
Biorę
kilka głębokich oddechów. Uspokajam się jak tylko mogę. Temperaturę wody
odczuwam sto razy bardziej niż wcześniej, chociaż nie wiem dlaczego, ale wiem,
że powoli robi się coraz chłodniejsza. Normalnie pewnie bym tego nie odczuła,
ale ten ból przyprawia mnie o nienormalne odczucia. Albo to tylko moje
urojenia. Wszystko możliwe.
Ponownie
zamykam oczy, staram się wyciszyć to wszystko, skupić się na wyłącznie swoim
oddechu – nie Deana, Very i reszty znajomych, chociaż jestem pewna, że te też
słyszałam.
-
Przynieś jej coś przeciwbólowego – mówi Charles zdenerwowany.
-
Przecież ona piła, idioto.
-
Przyniosę cokolwiek – oznajmia w końcu Dean, również zmartwiony.
Mrużę
oczy. Ból powoli odchodzi, Roth odstawia mnie na materac obok przyjaciółki i
odpływa. Potem biegnie do domu, w międzyczasie informując mojego brata o moim
złym samopoczuciu. Skąd to wiem? Widuję to spojrzenie od osiemnastu lat.
„Jak coś ci się
stanie, to cię zabiję”.
Dokładnie
tym spojrzeniem obdarowuje mnie aktualnie Dominic. Brunetka obejmuje mnie
opiekuńczo ramieniem, a ja powoli zaczyna odczuwać ludzkie doznania.
-
Wszystko dobrze? – Kiwam głową. – Co ci się stało? W jednym momencie stałaś
taka spokojna, a potem wyglądałaś, jakby ktoś ci wbijał tysiące noży w brzuch. To
przez Deana? On cię podniósł dla zabawy.
-
Nie, to nie przez niego.
-
Dobrze, bo wyglądał, jakby zaraz miał zemdleć, jak Ty mu mdlałaś w ramionach.
Uśmiecham
się słabo.
Nie
mam pojęcia skąd to się wzięło.
Ale
chyba wiem, kto ma. Zerkam z zaintrygowaniem na stojącego między drzewami
Silasa, nie odrywa ode mnie wzroku i wygląda jak dziś rano – jakby wiedział o
co chodzi i dlaczego się to dzieje. Nie wiem skąd, ale ten chłopak wydaje się
wiedzieć wszystko. I chyba nie powinnam mówić o tym przyjaciołom. To nie są
normalne odczucia. Nikt normalny chyba czegoś takiego nie przechodzi, ale jeśli
jestem popieprzona to chcę chociaż wiedzieć dlaczego.
Dean
wchodzi do wody wcześniej przeze mnie nie zauważony, więc odrywam uwagę od
Verlossa. Charles kręci głową, zakrywając oczy palcami.
-
Dlaczego przyniosłeś kolejne piwo?
-
Alkohol znieczula, przyjacielu.
Uśmiecham
się ironicznie, ale zabieram butelkę z alkoholem.
-
Żyjesz? – Roth patrzy na mnie zmartwiony.
-
Jakbym umarła, to chyba byś zauważył.
Czuję
się zwycięsko, gdy w końcu udaje mi się przekonać wszystkich, że wszystko ze
mną w porządku i zmusić ich, by zostawili mnie samą w tę ciemną noc nad
jeziorem. Chcę tylko chwilę poleżeć, popatrzeć w gwiazdy i wrócić, przynajmniej
to obiecałam bratu.
Odkryty
przez korony drzew kawałek nieba jest przepiękny. Szata gwiazd wygląda nieco
lepiej, niż w mieście, chociaż przecież to jedno i to samo niebo. Jednak z dala
od tamtej rzeczywistości wszystko wygląda lepiej. Ogarnia mnie spokój, mogę odetchnąć
w samotności, chociaż to dzięki temu, że bardzo ignoruję fakt imprezy
odbywającej się jakieś ponad sto metrów dalej.
Niestety,
niedługo po mojej radości i dumie dochodzi do mnie odgłos kroków stawianych na
ziemi, potem na piasku. Moim oczom ukazuje się wtapiająca się w mrok postać
Silasa Verlossa. Chłopak bez słowa przykrywa mnie jasnym kocem trzymanym do tej
pory w rękach. Siada na leżaku obok i opiera łokcie na kolanach. Wbija wzrok
najpierw w piasek pod butami, potem uwagę przenosi na mnie. Nie wygląda na
rozmownego, a ja nie wyglądam na taką, bo po prostu za nim nie przepadam. Poza tym
od momentu, w którym się pojawił, zastanawiam się dlaczego to zrobił. I ten
koc. Postanawiam nie marudzić, ale nie tego się spodziewałam po chłopaku, który
wygląda, jakby spisał pakt z demonem zaraz po urodzeniu.
-
Pomyślałem, że robi się chłodno – tłumaczy zaraz i zerka w stronę drewnianego
domu. Nie podążam za jego spojrzeniem, jakoś nie mogę odwrócić od niego wzroku.
Wolę mieć się na baczności w takim towarzystwie. – Nie przepadam za imprezami.
-
Dlatego tu przyszedłeś? – Unoszę brew.
-
Nie – odpowiada po zastanowieniu. – Szanuję twoją decyzję i nie mam zamiaru się
do ciebie zbliżać.
-
Dlaczego miałbyś? Dlaczego właściwie, właśnie to robisz?
Unosi
podbródek.
Jasnoniebieskie
oczy przeszywają mnie na wylot.
-
Bo tego chcesz.
Zabija
mnie tymi trzema słowami.
-
Skąd możesz to wiedzieć? – pytam odruchowo.
Ten
człowiek budzi we mnie dawno uśpione demony. Demony, które miały na zawsze
zostać uśpione, które nawet nie wiedziałam, że istnieją. Sprawiają, że mam ochotę
nagiąć wszystkie znane mi i przyjęte do rozsądku zasady tylko dla własnych
niedorzecznych zachcianek i wmówić sobie, że właśnie tego chcę.
Czego ja właściwie
chcę?
Nie
dopuszczam do siebie irracjonalnych myśli.
-
Cierpiałaś. – Zmienia temat. – Dzisiaj wieczorem. W wodzie.
-
Zauważyłeś.
Kiwa
głową.
-
Dlaczego nie powiedziałaś im co ci jest?
Spoglądam
w gwiazdy i układam się wygodnie na leżaku. Szukam racjonalnej odpowiedzi,
jednak gdy jej nie znajduję, tylko wzruszam ramionami. Bo to, że normalny
człowiek tak się nie czuje, to nie jest racjonalna odpowiedź. Tak może się czuć
każdy, ale po prostu się nie przyznaje.
Ludzie
nie chcą przyznawać się do bólu, bo to oznacza, że są słabi i podatni na ból.
Znaczy, że coś jest z nimi nie tak.
-
A ty skąd wiesz, co mi było?
-
Przeszedłem to.
Prycham.
-
Chcesz mi wmówić, że jestem jakimś pieprzonym ufoludkiem? – śmieję się.
-
Nic ci nie będę wmawiał. Powiem tylko tyle, że to minie. Musisz tylko jeszcze
trochę wytrzymać… I mi zaufać, chociaż pod tym względem.
Uśmiecham
się krzywo.
-
To masz przerąbane. Mam problem z zaufaniem. Zwłaszcza tobie.
Silas
wzrusza ramionami.
-
Uratowałem ci życie, zrobiłem więcej, niż reszta twoich znajomych, a jednak nie
chcesz mi zaufać. Potraktuj to jako próbę. Beze mnie nie dasz sobie rady. –
Przygląda mi się wyczekująco. – Pewnego dnia zrozumiesz.
-
Zaufanie nie jest czymś, co otrzymuje się na żądanie, Silas – mówię cicho, gdy
on wstaje z zamiarem odejścia. – Zaufanie się zdobywa i traci z czasem. Nie możesz
żądać czegoś, co zależne jest od uczuć i człowieka.
Silas
opiera się o mój leżak na dłoniach i wprost do mojego ucha szepcze:
-
W takim razie pozwól sobie czuć.
Okay, w sumie nie wiem jak zacząć ową notkę. Dodaję dzisiaj rozdział, bo stwierdziłam, że mam zbyt wiele czasu na pisanie i praktycznie codziennie/co drugi dzień udaje mi się napisać kolejny rozdział. Mam jeszcze dwa w zapasie i pomysły na kolejne i przyszłość tej historii - to chyba dobra nowina, prawda? :)) Co u Was? Ja osobiście bardzo czekam na ferie, ale znając życie, będę się na nich cholernie nudzić XD Możecie polecić jakieś seriale? Ostatnio nie ma nic ciekawego, a te, które mi się podobały, już obejrzałam - czasami nawet dwukrotnie.
Mam zdecydowanie zbyt wiele czasu na robienie niczego XD
Za niedługo wyjdzie, czym jest Silas i dlaczego Elena cierpi, ale to jeszcze chwilkę do tego. Jak wam sie podoba postać Veroniki? Długo się zastanawiałam nad jej charakterem. W każdym razie od teraz jakoś, będzie jej więcej niż w pierwszych rozdziałach.
W każdym razie czekam na Wasze opinie! <3
Pozdrawiam cieplutko! ;3
Cherry
***
Okay, w sumie nie wiem jak zacząć ową notkę. Dodaję dzisiaj rozdział, bo stwierdziłam, że mam zbyt wiele czasu na pisanie i praktycznie codziennie/co drugi dzień udaje mi się napisać kolejny rozdział. Mam jeszcze dwa w zapasie i pomysły na kolejne i przyszłość tej historii - to chyba dobra nowina, prawda? :)) Co u Was? Ja osobiście bardzo czekam na ferie, ale znając życie, będę się na nich cholernie nudzić XD Możecie polecić jakieś seriale? Ostatnio nie ma nic ciekawego, a te, które mi się podobały, już obejrzałam - czasami nawet dwukrotnie.
Mam zdecydowanie zbyt wiele czasu na robienie niczego XD
Za niedługo wyjdzie, czym jest Silas i dlaczego Elena cierpi, ale to jeszcze chwilkę do tego. Jak wam sie podoba postać Veroniki? Długo się zastanawiałam nad jej charakterem. W każdym razie od teraz jakoś, będzie jej więcej niż w pierwszych rozdziałach.
W każdym razie czekam na Wasze opinie! <3
Pozdrawiam cieplutko! ;3
Cherry
Moje <3
OdpowiedzUsuńSiemka!
OdpowiedzUsuńDawno mnie tu nie było, za co niezmiernie przepraszam!
Właśnie jadę w autobusie i mam nadzieję, że ten komentarz (mimo słabego neta) się doda ^-^.
WYCIECZKA!
ODPOCZYNEK!
JEZIORO!
Tylko ten okropny ból, który czuła główna bohaterka mnie martwi.
Jeju! Ja już chce wiedzieć kim/czym/z jakimi mocami osobą/postacią jest Silas i ona. No kurczeee!
Może jeszcze dzisiaj uda mi się przeczytać kolejny rozdział ;*.
Tulę, Shoshano