19. Wiara w odkupienie


Moje przypuszczenia i najśmielsze czarne myśli przeobraziły się w rzeczywistość, ponieważ gdy tylko podjechałam samochodem na swoją ulicę i zaparkowałam, po czym oczywiście całkowicie spokojna wysiadłam z auta… Nieświadoma niczego minęłam swobodnym krokiem samochód stojący niedaleko od mojego. I zatrzymałam się. Poczułam na gardle chłodny uścisk kolejnego problemu. Odwróciłam się, modląc się, by to nie był ten samochód, o którym myślałam.
No i na marne wyszło mi okłamywanie siebie.
Ten sam.
Tak jak w tamten pamiętny wieczór, gdy Leon Verdas po raz kolejny wszystko spieprzył. Wszystko wróciło. Natychmiast przed oczami miałam siebie patrzącą w okno domku nad jeziorem. Jej dłonie wplątane w jego włosy. Krzyki i kłótnia. A przed domem ten sam, pieprzony samochód.
Miałam tylko złudną nadzieję, że ten pieprzony samochód stoi tu nie po to, by właścicielka mogła złożyć mi wizytę. Wokół przecież mnóstwo innych domów. Może Natasha wcale nie zdaje sobie sprawy z tego, gdzie mieszkam?
Może za bardzo dramatyzuję?
Jestem przewrażliwiona.
Jednak kiedy zbliżyłam się do drzwi frontowych domu, opuściła mnie nawet ostatnia nadzieja na chociaż połowę spokojnego dnia. Natasha siedziała na ławce na tarasie przed domem i najwyraźniej na mnie czekała. Widziałam jak obłąkany ma wzrok. Widziałam trzęsące się ze zdenerwowania dłonie i zapragnęłam wziąć głęboki oddech. Szybko zdałam sobie sprawę, że nie jestem gotowa na konfrontację z eks chłopakiem. Sytuacja była tak skomplikowana, że nieraz traciłam rachubę odnośnie tego, co się dzieje, co powiedzieć, jak się zachować.
Zauważyła mnie. Ciężki, ale skupiony wzrok skierowany prosto na mnie nie dodawał mi otuchy, a wręcz przeciwnie. Poczułam się jeszcze gorzej. Unieruchomiona i zagubiona w myślach przed własnym domem. Nie wiedziałam nawet co powiedzieć.
Cześć, czy wynoś się z mojego domu?
- Violetta. – Wciąż milczałam. Uniosłam lekko podbródek. Wysoki, dumny ton wspomniał mi o jej wiedzy na temat wszystkiego. Wiedziała też na pewno, skąd wróciłam. – Czekałam na ciebie. Szkoda, bo nie jestem cierpliwa i szybko się denerwuję.
O, czyli jednak coś nas łączy.
Postanowiłam to przemilczeć.
- Nie zamierzasz nic mówić? Myślałam, że porozmawiamy.
- Mamy o czym?
Wstała na proste nogi, jakby czekała na zaproszenie na herbatkę i ciasteczka.
Aha, już biegnę księżniczko.
- Owszem. O czymś, co mamy wspólnego.
Ciekawe…
- Nie rozumiem.
Uśmiechnęła się protekcjonalnie. Chyba cała ich rodzina taka jest.
Protekcjonalna.
Ironiczna.
Dumna.
Co Verdas w niej widzi?
- Mój aktualny facet i twój eks. To niestety nas łączy, a mnie osobiście martwią wasze „dobre” jak to uznał Leon, relacje.
Uniosłam brew.
- Nie wiem, co Leon ci powiedział, ale nic nas nie łączy. Już od długiego czasu.
Boże, dlaczego ja jej się tłumaczę?
- Będziemy rozmawiać sześć metrów od siebie i przed domem?
Przymrużyłam oczy.
- W porządku.
Wyciągnęłam klucze do domu, podeszłam – mijając ją w drodze bez nawet spojrzenia – do drzwi i otworzyłam je na oścież. Gestem dłoni zaprosiłam Natashę do środka, chociaż wcale nie było to przyjemne doświadczenie. Weszłam zaraz za nią i zamknęłam dom za sobą.
Nie wiem dlaczego, ale miałam do niej tak negatywne nastawienie… chyba z tej racji, iż jest cholernie zazdrosną i wkurzającą dziewczyną Verdasa, która z tej całej zazdrości i przewrażliwienia bardzo chce uprzykrzyć mi życie, albo chociaż dzień. A mi z tym bardzo niewygodnie. Niby nic mi nie zrobiła, ale mnie wkurza. I udałam, że wcale nie zauważyłam jak bacznie i przykładnie oglądała mój dom od środka.
Wiem, że ładny. Nie trzeba się aż tak zachwycać…
Postanowiłam zniżyć się do poziomu bycia miłej. Tylko przez chwilę.
- Chcesz się czegoś napić? – spytałam.
Spojrzała na mnie z lekka zdziwiona.
Tak, stać mnie na uprzejmość. Do czasu.
- Kawę, jeśli można.
- Jasne. Usiądź w salonie, zaraz przyjdę.
Ze stoickim spokojem udałam się do kuchni. Postawiłam wodę na kawę i oparłam się tyłem o blat kuchenny. Tylko dla świętego spokoju wolałam być grzeczna i miła. Nie chciałam prowadzić kolejnych nic nie znaczących wojen. Zwłaszcza z nią i jej popieprzonym bratem. Nie brakowało mi problemów i wcale za nimi nie tęskniłam. Chociaż zawsze to była jakaś rozrywka, do której szybko przywykłam. Odskocznia od nudy. Niekoniecznie wymagana w ten sposób, ale dlaczego nie, skoro ktoś podkłada mi się pod nogi? Przebudziłam się, gdy czajnik się wyłączył i mogłam już zalać kawę wodą.
Wchodząc do salonu, zauważyłam że Natasha pisze coś na telefonie. Odłożyła go spłoszona, gdy tylko postawiłam filiżankę z kawą na stoliku przed nią. Sama rozsiadłam się na fotelu naprzeciwko i postanowiłam w milczeniu wysłuchać tego, co pragnęła mi przekazać. I musiała być bardzo zmotywowana, skoro zamiast dzwonić, osobiście czekała pod moim domem nie wiadomo ile czasu.
- Dziękuję. – Zerknęła na mnie przelotnie. – Masz piękny dom. Sama dekorowałaś?
Skinęłam głową.
- Przejdźmy do sedna. Czym zawdzięczam tę wizytę?
Bo przecież moje życie nie może być przez krótką chwilę naprawdę nudne i spokojne.
- Leon odwiedzał cię monotonnie, kiedy byłaś w tym głupim domku nad jeziorem, prawda? – Spojrzała ostro. – Nie, nie odpowiadaj. Wiem, że to robił. I okłamywał mnie w tym samym czasie, że wyjeżdża z różnych powodów. Powiedz mi, co ty sobie wyobrażałaś, pozwalając mu przyjeżdżać, a nawet spędzać tam noce? Spaliście ze sobą?
Prychnęłam rozbawiona jej zarzutami.
- Jesteś zazdrosna. O mnie. To nie wydaje ci się głupie? – spytałam, skrzywiła się. Nie rozumiała. – Jesteś lepsza ode mnie, Natasha. To nie ty złamałaś mu serce i nie zostawiłaś go samego, kiedy najbardziej cię potrzebował. Ja to zrobiłam. I nie jestem z tego dumna… Przynosisz mu spokój i nie pozwalasz cierpieć, ja tak nie mogłam. Jesteś dla niego lepsza.
Nie, wcale tak nie myślałam. I wcale nie twierdziłam, że jest lepsza ode mnie, ale tez nie uważałam, że jest gorsza. Nie mnie to osądzać. Chciałam ją jedynie uspokoić. Ludzie jej pokroju lubią, kiedy uważa się ich za lepszych, a ja miałam z takimi do czynienia.
- Odpowiedz – zażądała.
Śmiać mi się chciało.
- Nie pozwoliłam mu przyjeżdżać. Mówiłam mu, że nie może cię okłamywać i że nie powinien przyjeżdżać, bo to nie w porządku. I nie, nie spałam z nim. Nie mogłabym zrobić tego sobie, jemu i tobie. Nie znasz mnie ale nie jestem taka, za jaką mnie masz. Właściwie, po co miałabym to robić? Dla czyjej satysfakcji? Swojej? Nie potrzebuję jej.
I nie wspomnę, że już raz ją ze mną zdradził.
Mały sekrecik.
- A jednak cię odwiedzał mimo zakazu?
- Skoro sądzisz, że jeśli raz mu powiesz, albo setny raz, że ma czegoś nie robić i on tego nie zrobi, to jeszcze nie poznałaś go tak jak ja. Faceci nie lubią słuchać i podlegać kobietom. Dla nich liczy się wolność, samodzielność. Leon potrafi myśleć i sam podejmuje decyzje. Jeśli masz do tego jakieś zastrzeżenia to porozmawiaj z nim, nie ze mną.
Rozejrzała się po salonie.
- Pisał do ciebie.
To było raczej stwierdzenie.
- Owszem – przyznałam szczerze, po czym wzruszyłam ramionami. – Nie mam nic do ukrycia przed tobą.
- Co mu odpisałaś.
Prychnęłam, mało nie zakrztusiłam się śliną.
- Dlaczego od razu zakładasz, że mu odpisałam?
- A nie?
- Nie – warknęłam. Uniosła brew. – Wyobraź sobie, że ignorowałam jego wiadomości. Jeśli mi nie wierzysz, zapytaj swojego chłopaka. Nie mnie.
- Nie martw się o to.
- Skończyłaś przesłuchanie?
- Tak.
- Słuchaj, nie chcę być niemiła. Nic mi nie zrobiłaś… Ale podejrzewasz mnie o coś i nachodzisz mnie, karzesz się tłumaczyć. Nic nie zrobiłam. Jeśli kogoś chcesz winić za problemy w związku, zalecam udanie się do Leona. Jestem pewna, że udzieli ci wszystkich odpowiedzi.
Byłam Bogu wdzięczna, kiedy już wyszła z mojego domu bez słowa. O tak, czekałam na to.
Poszłam do kuchni, zrobić sobie coś na obiad. Dokuczał mi głód.
Jednak zamiast zaspokojenia głodu, odebrałam dziwnego SMS-a od nieznanego numeru. Aczkolwiek treść wiadomości nasuwała mi pomysł na nadawcę. Całkiem ukierunkowany.
Nawet bardzo.

„Szkoda, że nasze dzisiejsze spotkanie nie wyszło.
 Mam jednak nadzieję, że nie zrezygnowałaś z chęci pracy u mnie. Zdecydowałem się.
 Jeśli tylko zgodzisz się ze mną spotkać, przedstawię Ci bardzo interesującą propozycję.

Jutro o 18?”

To są chyba żarty. Natychmiast podpisałam nadawcę „Napalony Palant”. Nawet ładnie to wyglądało przy tej wiadomości. Gość chyba sobie żartował z tym spotkaniem. Nie miałam zamiaru pchać się w kolejne problemy, jeżeli Leon miał rację, a sądząc po jego zaangażowaniu, abym nie pokazywała się więcej na oczy Ryanowi – nie kłamał.
Leon może i był sukinsynem do kwadratu, ale martwił się o mnie. Od zawsze.
5 minut później dostałam kolejną wiadomość… od Paula.

„Dawno się widzieliśmy. Możemy porozmawiać?”

Odpisałam: „Jeśli chcesz, to owszem”

„Jutro o 14 masz czas? Zabiorę Cię na obiad.”

Ehh.

„Jasne, czemu nie”

Odpisał: „Świetnie!”

Moje życie jest popieprzone.


Wieczorem siedziałam na kanapie i oglądałam film w telewizji, popijając co jakiś czas pyszne czerwone wino. Może to nie jest bardzo ambitna wersja spędzania wolnego wieczoru w samotności, ale zawsze jakaś. W każdym razie, mnie zadowalała. Lubiłam tak sobie siedzieć, myśleć i kosztować dobre wino. Oczywiście zawsze to „myśleć” okazywało się masochistycznym posunięciem. Wszystkie ciemne zakamarki mojego spieprzonego umysłu się wtedy uruchamiały i tworzyły jedną wielką masochistyczną bombę, która wybuchała, zanim zdążyłam ją zatrzymać. Wtedy miałam przed oczami obrazy z przeszłości, najgorsze scenariusze przyszłości i moją szaroburą rzeczywistość, w której nie mogę mieć przy sobie faceta, którego ogólnie rzecz biorąc na swój dziwny sposób kochałam, a faceci, których teoretycznie miałam gdzieś, pchali się drzwiami i oknami, robiąc mi jednocześnie masakrę w głowie. I tworząc kolejne problemy, z którymi nie miałam ochoty się rozprawiać.
Jednakże u mnie spokoju być nie mogło. Bardzo szybko się okazało, że nie zamknęłam drzwi na zamek, bo ktoś wpadł do mojego domu jak tornado. Mało nie zakrztusiłam się winem, kiedy zobaczyłam Leona na wejściu do salonu.
- Violetta.
- Wiem jak się nazywam – powiedziałam od razu, odkładając lampkę wina. – Co ty tu, do cholery, robisz? Twoja dziewczyna dzisiaj czekała na mnie pod moim domem, rozumiesz? Nie chcę więcej takich wizyt, więc bądź na tyle miły i się stąd ulotnij. Jak dym.
- Ryan do ciebie pisał? – spytał stojąc nieruchomo.
Wbijał we mnie zielone tęczówki.
- Co? Skąd wiesz? Chwila… Wspomniałam o twoim wyparowaniu. Nie chcę więcej problemów. Leon.
- Nie dbam teraz o Natashę.
- Szkoda, bo powinieneś.
- Słuchaj. – Podszedł do mnie spokojnie. Cofnęłam się o krok. Widział moje spłoszenie. – Jeśli do ciebie pisał, to znaczy, że się nie poddał. Nie możesz się z nim spotkać.
- Ale ty jesteś… niereformowalny. Dlaczego się tak uparłeś na tego Gale’a? Powinieneś się martwić, że nie ufa ci własna dziewczyna!
- Mam gdzieś Natashę! – podniósł głos, ale mój wzrok najwidoczniej momentalnie nakazał mu się uspokoić. Uniosłam brodę, pozwalając mu kontynuować: - Przepraszam. Nie chciałem… - Usiadł na kanapie, po czym przeczesał włosy palcami u rąk. Nie patrzył na mnie. A ja nie chciałam czuć tej… bezsilności. Nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Najwyraźniej chciał mi coś przekazać, przyszedł tu z jakiegoś powodu, ale chyba nie potrafił mi go wyjaśnić. Widziałam jego zmieszanie. Znałam ten stan, w którym czuł się zagubiony. – Ona… nie wiem dlaczego była u ciebie i kazała ci się tłumaczyć, ale my nie jesteśmy razem już od dwóch dni. Zerwała ze mną, kiedy dowiedziałem się o tym, że masz się spotkać z Ryanem i zareagowałem bardziej emocjonalnie, niż miałem prawo. Wkurzyłem się, a ona stwierdziła, że ma tego dość i nie chce być na drugim miejscu, ponieważ nawet pomimo bycia w związku, nie potrafię sobie ciebie odpuścić, chociaż wiem, że nie mam prawa mieć was obu.
Przyłożyłam palce do ust.
Autentycznie, nie wiedziałam co mu powiedzieć. Nawet kiedy zebrał się na odwagę i spojrzał w górę – na mnie. Te oczy wyrażały tyle emocji. Żal, wstyd, troskę, walkę pomiędzy tym, co powinien, a czego pragnie. Czułam to na sobie. Wszystkie te emocje przelewał na mnie samym spojrzeniem. I współczułam mu, bo osobiście nienawidziłam tych uczuć i niemocy.
Pragnęłam mu pomóc.
Jedynym problemem było to, że nie miałam pojęcia jak.
Chęć utrzymania mnie i Natashy przy sobie jednocześnie była ogromnym błędem, ale kto w tych czasach ich nie popełnia?
Usiadłam na fotelu obok sofy, na której siedział Leon.
- Cóż… jeśli chcesz znać moje zdanie.. Błędem była twoja reakcja, jeśli chcesz wciąż być z Natashą. – Pokręciłam głową. – Nie możesz mieć nas obu, a wiem, że ona dawała ci spokój i stabilność. To coś, czego ja nigdy nie mogłam ci dać i może właśnie dlatego powinieneś wybrać ją. – I postanowiłam działać… wbrew… swoim uczuciom. -  Powinieneś to naprawić. Nie twierdzę, że jakoś szczególnie za nią przepadam. – Tu się uśmiechnął. Cień uśmiechu, ale jednak. – Ale na pewno byłaby dla ciebie dobrą żoną i wspaniałą matką. Wiadomo, każda kobieta jest zazdrosna o inne. Żadna nie chce czuć się zagrożona, a jedynie pewna, że ten, z którym jest i chce być, pragnie tylko i wyłącznie jej. To nic dziwnego, że przyszła akurat do mnie, bo to przeze mnie czuje się zagrożona, lecz ja nie potrafię i nie mogę wyjaśnić jej, dlaczego tak jest. To twoje zadanie, Leon.
Spuścił głowę.
- Bawisz się w psychologa, Violetta. To nigdy do ciebie nie pasowało, ale doceniam, że zawsze wierzysz w odkupienie.
- Nic więcej nie powiem, obiecuję.
Uśmiechnęłam się.
- Niee, spokojnie. Chętnie wysłucham dalszych rad.
- Innym razem, Leon. Ale ostatnia jaką ci dzisiaj dam, to żebyś dokładnie zastanowił się nad tym, czego ty chcesz. Nie zmuszaj się do niczego, niczego sobie nie narzucaj. Nie jesteś więźniem, żeby siedzieć w klatce. Wybierz to, z czym poczujesz się wolny. Chyba o to chodzi w życiu, w miłości, aby czuć się wolnym i nieskończonym, cieszyć się z tego, co się ma.
Spojrzał mi w oczy.
Spłoszyłam się.
- Chcesz się czegoś napić?
Wstałam, a on zaraz za mną.
- Violetta. – Złapał mnie za rękę. Zerknęłam na nią odruchowo. A później na te skupione na mnie oczy, pełne wdzięczności. – Dziękuję. Za wszystko.
Lubiłam słyszeć swoje imię z jego ust. 
- Nie musisz. Chcę, żebyś był szczęśliwy. – Zauważyłam, że nie spieszy mu się do domu. Może to lepiej, chyba nie chciałam spędzać samotnie kolejnego wieczoru. – Ściągnij kurtkę, zrobię ci herbatę.
- A masz coś mocniejszego?
Usłyszałam, gdy byłam już w kuchni. Kiedy się obróciłam, opierał ramię o framugę i przyglądał mi się z lekkim zacięciem w oczach.
- Wino. I whisky. Jeśli chcesz.
- Nie jesteś zmęczona?
Pokręciłam głową.
- W takim razie whisky. I chętnie posłucham twoich mądrości na temat miłości.
- Może lepiej nie. W moim wydaniu objawia się ona w mrocznych kolorach, nie chcę, żebyś się zdołował.
Już nic nie powiedział, na ten temat. 


*******************************************
O tak! Wreszcie go skończyłam, po miesiącu zastanawiania się jak to skleić i napisać! Jestem z siebie dumna, że to skończyłam, nie jak to wygląda. Nie planowałam tego w takiej okazałości, ale jednak. I chcę wszystkim podziękować za wyświetlenia i komentarze, bo wszystkie czytam i wszystkie budzą do życia mój uśmiech, nawet, kiedy nie mam na niego sił. Więc dziękuję. Zwłaszcza mojej kochanej Shoshao, ponieważ twoje dwa ostatnie komentarze były dla mnie jak miód na serce, gdy miałam trudniejsze chwile ♥ Uwielbiam, dziękuję. 

A teraz wszystkich zapraszam na drugiego bloga, tam również opublikuję coś na czasie <3 

ZAPRASZAM [LINK]

8 komentarzy:

  1. Ta cała Natasha wydaje mi się podejrzana, a jej reakcja z telefonem na przyjście Violki jeszcze bardziej :c
    Mam wrażenie, że ona narobi sporo problemów, nie tylko między Leonettą yghhh
    Ale na szczęście Leoshy już nie ma (btw nawet nazwa tego parringu brzmi beznadziejnie, oni byli skazani na klęskę pff):>
    I jeszcze ten psychopata wypisuje do Violetty :c
    NO CO TO MA BYĆ NOOO
    Ja czekam na jakieś słodkie scenki z Leosiem ♥
    Cudo ♥
    Czekam na nexta ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Albo mi się wydaję, ale Natasha coś kombinuje.
    Teraz jest w końcu jakaś szansa na Leonette *-*
    Perełka! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć, kochana!
    Jak zwykle jestem spóźniona za co bardzo przepraszam, ale jakoś tak mam, że u mnie musi coś odczekać. Mam nadzieje, że nie jesteś zła.
    Ojej, nie musisz dziękować, pisanie tamtego komentarza było dla mnie czymś przyjemnym i cieszę się, że ci się spodobał <3.
    Co do rozdziału, bardzo mi się spodobał. Mam wrażenie jakby był przepełniony pytaniami, na które ciągle braknie odpowiedzi. Co zrobi León? W końcu dostał "wolną rękę". Mam nadzieję, że wybierze Violettę i wszystko jakoś się ułoży.
    Co do tego gościa, którego imienia zapomniałam (brat Natashy) to przeczuwam, że jeszcze może trochę namieszać, obym się myliła.
    Jak już wspomniałam o Natashy, to wróćmy do niej. W tym rozdziale wydała się zupełnie inna, trochę straciła w moich oczach. Albo po prostu to ja zbyt dobrze ją postrzegałam? No nie ważne. Ciekawe co sobie teraz myśli, skoro nie jest już z Leónem.
    Wybacz, że tak krótko.
    Życzę Ci weny i czasu na pisanie ;*
    Tulę,
    Shoshano aka MAŁPA

    OdpowiedzUsuń
  4. Wrócisz jeszcze do pisania??��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie porzuciłam pisania, miałam delikatną przerwę, ale na czasie powinnam coś dodać, gdy tylko zyskam trochę weny :))

      Usuń
    2. Dobrze, więc czekam niecierpliwie na kolejne rozdziały i powrót weny��☺

      Usuń
  5. Jeśli chciałabyś odejść, proszę, tylko napisz to, żebyśmy wiedzieli o tym :'(
    Mam jednak nadzieję, że niedługo coś dodasz
    Życzę dużo weny! ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezu, tyle nadrabiania, że nie wiem czy dam radę, hah. Powinnam wrócić potem, jak już wszystko przeczytam, a jak nie wrócę to mi przypomnij!

    L xD

    OdpowiedzUsuń