05. "Nie chciałem Cię zranić"


Weszłam do baru, w którym Paul prawdopodobnie widział Diega. Pijącego przy barze. Minęłam paru zalanych w trupa typków, kilka stolików, przy których ocieka seksem i tanim alkoholem. Czego to ludzie nie zrobią, żeby upaść niżej i niżej? Jak bardzo są w stanie zniszczyć swoje ciało czy umysł, by dojść do etapu finałowego? Do śmierci, bądź załamania. Z obrzydzeniem przeszłam obok tego, nie ruszając nawet ręką. Nie znam ich. Nie interesuje mnie ich życie i to, co ze sobą robią.
Nie chciałabym zaglądać do ich umysłów.
Niedaleko baru. Kilka metrów dalej, zatrzymując się, zostałam pochłonięta odrażającym zapachem stęchlizny i alkoholu. Tanie budy. Jak zawsze najgorszy typ robactwa się tu zbiera, żeby zalać swoje żałosne życie, nie pamiętać dnia poprzedniego, nie myśleć o następnym. Odetchnąwszy głęboko, przed oczami mignął mi obraz Diega. Zlokalizowałam go bardzo szybko. Siedział przy barze, towarzyszyły mu tylko puste kieliszki i szklanka z – przypuszczając – whisky. Ze spuszczoną głową bawił się na wpół pustą, na wpół pełną szklanką. Ogarnęła mnie tak ogromna słabość i jednocześnie zdenerwowanie, że ledwo mogłam ustać na nogach. To nie było dla mnie nowe. Ten widok nawiedzał mnie już któryś raz, ale za każdym razem boli tak samo. Dziękowałam Bogu jedynie za to, że tym razem nie lepiła się do niego żadna szmata.
Korzystając z nieuwagi przyjaciela, wyrwałam mu z rąk szklankę z alkoholem. Nie myliłam się. Whisky. Zaczepiwszy jednego z przechodzących facetów, uśmiechnęłam się słodko i wcisnęłam mu trunek.
- Zabieraj to i odejdź.
Całą swoją uwagę poświęciłam Diego, któremu najwidoczniej nie spodobała się zaistniała sytuacja. Popatrzył na mnie krzywo, po czym machnął dłonią do barmana. Mike, bo tak miał na imię barman, zerknął w nasza stronę. Pokręciłam głową, jednocześnie zabraniając mu się zbliżać. Nie widział mnie tu pierwszy raz, dobrze wiedział, że lepiej posłuchać. Bezgłośnie spytał, czy dam sobie radę, bez wahania przytaknęłam.
- A ty jak zwykle psujesz całą zabawę – powiedział Hernandez, obrzucając mnie nienawistnym, dobrze mi znanym, spojrzeniem. Uwielbiamy się nimi wymieniać. Od kilku pięknych dni nasze rozmowy rozpoczynały i kończyły się na tym spojrzeniu. Nie oczekiwałam żadnych nowości i nie zdziwiłam się.
- Jeśli psucie zabawy oznacza szansę uratowania cię i odstawienia do domu, gdy jeszcze nie upadłeś za nisko – nie licz na to, że to się skończy. Ubieraj się i wynosimy się stąd, zanim ktoś nas zauważy. – Mówić to sobie można, ale jego reakcja to zbytek łaski. – Diego, mówię do ciebie.
Zaciska usta w cienką linię, znowu ten wzrok. Zawiedzionego, zranione i obrażonego faceta, któremu zawsze zabieram jedyne, co udaje mu się zyskać dzięki alkoholowi. Zapomnienie. Dobrą zabawę, gdy po procentach może liczyć samoloty. Brak uczuć. Obojętność. Ale przez to Diego nie jest człowiekiem, którego nazywam przyjacielem.
- Nie chcę ratunku, Violetta. Spieprzyłem wszystko, więc daj mi teraz czas na poukładanie sobie tego w głowie, dobra?
Zacisnęłam zęby.
- Co alkohol ma do myślenia? – spytałam.
- Pomaga tego nie robić.
- Słuchaj, nie obchodzi mnie co ty chcesz tym osiągnąć. Zepsuję ci każdy odjazd, na który masz ochotę albo plany. Rozumiesz? Minęły prawie dwa tygodnie, ile można chlać i nie myśleć, co będzie potem?
- A po co myśleć, co potem? – burknął złośliwie. – Nie ważne co zrobię, czasu nie cofnę. Kiedy siedzę tutaj, przynajmniej nie myślę jakim jestem pieprzonym idiotą. Ty przeze mnie ucierpiałaś. Leon mnie nienawidzi, ciebie z resztą też. A ten cały Paul nawet nie chce mnie znać, chociaż może to lepiej, bo chętnie wybiłbym gościowi zęby przy najbliższej okazji… Sama widzisz, Vilu, nie ma sensu się o mnie martwić.
Chyba nie wytrzymam.
- Zawsze jest sens – stwierdziłam, zajmując miejsce obok Diega przy barze. – Wszyscy popełniliśmy błędy, bo jesteśmy tylko ludźmi i to właśnie leży w naszej naturze. Jeśli chcesz, do cholery, zrobić coś dobrego, to przestań pić i zacznij żyć. To – wskazałam dłonią na puste kieliszki – wcale nie sprawi, że problemy znikną. Będą rosnąć w siłę, a potem cię zniszczą, bo będziesz zbyt słaby, żeby sobie z nimi poradzić.
Diego prychnął kpiąco i pokręcił głową, jakbym powiedziała coś śmiesznego. Dla mnie to nie było śmieszne, a jego ignoranckie zachowanie dupka, który zagubił siebie gdzieś na dnie kieliszka, zaczynało powoli wyprowadzać mnie z równowagi.
- Powtarzasz się, księżniczko – zauważył sprytnie.
- I jeśli będę musiała, powiem to raz jeszcze, a potem się powtórzę, żebyś miał o czym pamiętać, kiedy zapomnisz o reszcie. Może zamieszka to w twoim głupim umyśle i będzie cię prześladować nad tym pustym kieliszkiem, bo utknąłeś na jego dnie i nie chcesz się podnieść – powiedziałam, dotykała mnie słabość, rozpacz. Tak bardzo chciałam go odzyskać. – Dopóki masz mnie i dopóki staram się ci pomóc, masz po co walczyć. Nie pozwól, bym odeszła.
- Może tak będzie dla ciebie lepiej, V.
Kręciłam głową, niedowierzając jego słowom.
- Wiesz co, może Leon ma rację, nienawidząc cię za to co zrobiłeś. Zawsze myślisz tylko o sobie, o tym co ciebie spotkało i jak sobie z tym poradzisz albo nie. Zawsze w centrum jesteś ty… I wiem, że to co zamierzam powiedzieć nic nie zmieni, jutro nie będziesz tego pamiętać bo tak jest dla CIEBIE łatwiej. Ale weź rozejrzyj się, człowieku, zrób to chociaż raz i pomyśl o tym, jak ranisz mnie swoim zachowaniem. – Czułam, że już nie wytrzymuję psychicznie. Po moim policzku spłynęła gorzka łza. – Tak wiele osób zdążyło mnie w życiu skrzywdzić i jeśli miałabym zrobić listę, byłbyś na niej.
Złapał mnie za rękę. Wyrwałam się w momencie.
- Violetta.
- Nie dotykaj mnie – warknęłam wściekle.
- Nie chciałem cię zranić. Dobrze o tym wiesz.
- Nie, Diego. Chciałeś. – Odetchnęłam głęboko. Spokojnie… - Do tego właśnie dążysz. Myślisz, że jeśli upijesz się i zapomnisz na chwilę, to to do ciebie nie wróci, ale mylisz się. Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz. I kiedy ja przychodzę za każdym razem, by wyciągnąć cię z tego pieprzonego kieliszka, nie chcesz tego. Ale chcę, żebyś wiedział – przychodzę tu ostatni raz i po raz ostatni się staram. Więcej nie mogę. Nie mam więcej sił, rozumiesz?
- Rozumiem – skamlał.
Złość wzrosła.
- Nie rozumiesz – stwierdziłam śmiało, bez skrupułów. – Gdybyś rozumiał, już by cię tu nie było i nie pozwoliłbyś, żebym przez ciebie wylewała łzy, kretynie. A wiesz dlaczego to robię? Bo mi na tobie, idioto, zależy. Straciłam tak wiele i sądziłam, że nie będę musiała tracić ciebie ponownie.
- Nie musisz mnie tracić. Poprawię się – powiedział bez zastanowienia.
Byłam na niego taka wściekła.
Rozejrzałam się wokół. Na szczęście nikt się nie przejmował moimi łzami, ani tym o czym rozmawiałam z Hernandezem. Mieli własne sprawy. Własny alkohol i własne zapomnienie, którego w nim szukali. To lepiej, nie potrzebowałam stać się sensacją wieczoru. Wystarczająco już wytrzymałam. Diego pochylał głowę nad barem, nie wiedziałam czy płacze, czy się wścieka, czy jest mu wszystko jedno. Nie obchodziło mnie już to. Nie wierzyłam w żadne jego słowo.
- Za każdym razem to powtarzasz. A ja za każdym razem coraz mniej w to wierzę. I wiesz co? Dzisiaj przekroczyłeś granicę. – Zeskoczyłam z krzesła barowego. – Nie chcę cię widzieć. Jeżeli zachowałeś resztki swojej godności, zrozumiesz swój błąd, ale ja nie chcę na tym cierpieć. Już nie.
Złapałam współczujące spojrzenie barmana. Wyglądał, jakby chciał mi pomóc ale nie był w stanie. Nikt nie był w stanie bo ja już sobie nie radziłam. Trzymałam się głupiej nadziei, że Diego przestanie, że pomożemy sobie nawzajem ale to nie było już możliwe. Starałam się. Na próżno.
Wściekły brunet uderzył w bar i roztrzaskał wszystkie stojące przy nim kieliszki. Zanim zaczęłam od niego odchodzić, zobaczyłam tylko kawałki szkła wbite w jego dłonie i krew, była uzupełnieniem dzisiejszego wieczoru.
Krew za łzy.
Przeciskałam się przez pijanych ludzi. Wiedziałam, że wyglądam okropnie i tym bardziej chciałam się stąd wydostać, chociaż nikogo nie obchodził mój wygląd. Interesowali się swoimi sprawami. Jechało tu obojętnością aż po sam sufit. I nagle wydawało mi się, że zauważyłam coś znajomego. Zatrzymałam się jak osłupiała, rozglądałam, aż w końcu dotarło do mnie, że wcale nie chciałam tego widzieć. Stał oparty o ścianę naprzeciwko baru, pewnie wszystko widział. Teraz wbijał we mnie nieznajome mi spojrzenie.
Musisz stąd odejść.
Odejdź.
Musiałam to przerwać.
W takim tempie nigdy nie przestanę przeżywać tego na nowo.


- Co tu robisz, Paul? – spytałam zaraz po wejściu do swojego, jak się okazało, wcale nie tak pustego domu. Chyba zacznę żałować, że dałam mu te pieprzone klucze. Teraz nie stać mnie nawet na chwilę samotności i lampkę wina, bez jego oskarżycielskiego wzroku. – Myślałam, że dziś pracujesz do późna.
Myślałam, że dasz mi chociaż chwilę spokoju.
Siedzący na kanapie mężczyzna podniósł wzrok, jakby był zdziwiony moim zachowaniem. Zjechał nim po mnie z góry na dół i raz jeszcze, zatrzymując się na oczach. Znałam aż za dobrze to spojrzenie przesiąknięte współczuciem. Mogłabym się założyć, że już wszystko wie. Mogłabym się nawet założyć, że śmiał mnie szpiegować. Nie podobało mu się, że staram się pomóc Hernandezowi i nie potrafił odpuścić, ale teraz będzie już mógł.
Droga ocalenia dla Diego Hernandeza się skończyła, dopóki sam o nią nie poprosi.
- Co tak patrzysz?
- Płakałaś. Znowu. Przez tego alkoholika? – spytał, ciśnienie się podniosło. – Błagam, zaprzecz, bo jeśli nie, to pojadę do tego baru i wybiję mu zęby.
Cholera.
- Spróbuj, a więcej mnie nie zobaczysz.
- Dlaczego wciąż go bronisz, Violetta? Ten człowiek nie jest tym, którego znałaś! Hernandez pozwolił ci odejść, kiedy potrzebowałaś kogoś, kto cię zatrzyma i pomoże. Teraz rani cię każdego dnia swoim popieprzonym zachowaniem, wywołuje twoje łzy… a ty dalej go bronisz? Wybacz mi, ale to jest chore.
Wdech, wydech.
Paul wstał z kanapy, stanął przede mną i przyszło mi zmierzyć się z jego wściekłym spojrzeniem.
- Diego nie mógł mnie zatrzymać, chociaż chciał. Nikt nie mógł, a nawet jeśli teraz upadł niżej niż zwykle się to zdarzało, to nie znaczy, że mam go skreślić i żyć dalej, bo nie jestem już ta osobą, Paul – odpowiedziałam spokojniej niż on się do mnie odnosił. Kłótnia mi w niczym nie pomoże. Poza tym, byłam już tym cholernie zmęczona. – Myślisz, że kiedy człowiek popełnia błąd, już jest stracony? On w twoich oczach może być niczym, w moich jest i będzie przyjacielem, rozumiesz to, czy nie? Nie ważne ile wypił, nie ważne co teraz robi, to jest jego sprawa. Chciałam mu pomóc, przykro mi, że nie wyszło ale to też jego decyzja… To go nie skreśla. I ciebie też bym nie zostawiła w takim stanie.
- Nie baw się w odkupiciela, Vilu. – Odgarnął moje włosy z twarzy, objął dłonią mój policzek, ale niestety ani trochę mi się to nie spodobało. – Nie dla kogoś, kto cię rani. Diego nie zasługuje.
Spojrzałam na niego na wpół przerażona, na wpół zawiedziona.
- Jeśli nie on, to kto zasługuje? Ty? – mruknęłam niedowierzająco.
- Nie wiem kto. Nie chcę, żeby cię znowu ranił.
Mów więcej.
Im więcej, tym bardziej mnie od siebie odepchniesz.
- Nie, Paul – pokręciłam głową. – Nie będziesz mi mówił, komu mam wybaczać, a komu nie. I nie dotykaj mnie.
Minęłam go i ruszyłam do swojej sypialni, bo nie mogłam już go słuchać. Jeśli ktoś w tym towarzystwie nie zasługiwał na odkupienie, ja byłam tą osobą. Diego poddał się emocjom, każdy człowiek w końcu to robi. Czasami coś się wyłącza i nie jesteśmy w stanie tego przywrócić do pierwotnej formy. Mimo prób, to zawsze pozostanie takie, jak po tym wyłączniku.
Paul oczywiście pobiegł za mną, bo nim zdążyłam zatrzasnąć drzwi, złapał je. Teraz to we mnie wzbierały się negatywne emocje i nie chciałam wyładowywać ich na kimś, na kim jeszcze mi zależało.
- Michael zawsze dyktował mi, co mam robić, kogo kochać i z kim żyć – wspomniałam ze złością, zaciskając dłonie. – Ty teraz też się w niego zabawisz? Trzeba pomóc biednej Violetcie, bo przecież nigdy nie wie co robi. Czy nie taka jest prawda? Biegasz za mną w tę i z powrotem bojąc się, że pewnego dnia złamię barierę, że sobie nie poradzę, że zrobię błąd. Ale kim ty do cholery jesteś, żeby osądzać, co jest dobre, a co złe?! Spędziliśmy dwa lata w jednym cholernym miejscu, możesz mnie znać, ale nie możesz mną rządzić. Czasy zniewolenia przez Michaela skończyły się w dniu jego śmierci i, cholera jasna, nigdy w życiu do nich nie wrócę.
Złapał mnie za ramiona.
Przyciągnął mocno do siebie i przytulił.
Odepchnęłam go z całej siły i mało brakło, a by się odbił od ściany. Skrywałam w sobie tyle siły, tyle złości i żalu. Kiedyś musiałam wybuchnąć, ale to jeszcze nie było to. Mogłabym go zabić, jeślibym chciała.
Nie chcę.
- Violetta. Co się z tobą dzieje?
- Wynoś się stąd i daj mi święty spokój – warknęłam do niego.
Przerażone spojrzenie, zdziwienie i niepokój ogarnęły moje ciało, bo właśnie taki był jego wzrok wbity wprost we mnie, jak zwykle. Nie rozumiał, dlaczego go wyrzucam, dlaczego się tak zachowuję i dlaczego taka właśnie jestem ale wcale mi nie zależało na jego zrozumieniu. Miał zrobić o co go proszę, dopóki jeszcze nad sobą panowałam. To był zbyt ciężki wieczór, żeby ktoś mi teraz wmawiał, iż jestem idiotką, chcąc ratować ludzi, na których mi zależy – wcale nie miałam ich zbyt wiele.
- Vilu, proszę. Uspokój się, możemy porozmawiać.
Lodowate spojrzenie przebiło go na wskroś.
- O niczym nie będziemy dziś rozmawiać. Wynoś się, dopóki grzecznie proszę.
Gdy tylko Paul opuścił moją sypialnię, zamknęłam za nim drzwi na klucz i zsunęłam się po nich jak krople deszczu spływające po szybie. Łzy popłynęły. Świat się zamazał. Ogarnęła mnie słabość, jaką przychodziło czuć mi coraz częściej i częściej.
Nie chciałam tego.
Łatwiej jest odepchnąć od siebie ludzi, niż pozwolić im sobie pomóc. 


***************

Zanim ktoś zacznie na mnie krzyczeć, bo rozdział tak późno - miałam ciężki okres, kompletny brak weny i chęci do pisania, jedyne co chciałam robić to oglądać seriale i jeść XD Powoli mi przechodzi, wiec powoli zacznę się bardziej interesować blogami. Póki co, tym blogiem - na ten drugi nie mam aktualnie sił ani pomysłów, nie potrafię nic wytworzyć w tej swojej główce. Nie mogę Wam obiecać, że rozdziały będą często, bo nie wiem tego. Jak znowu mnie dopadnie depresja pisarska, to znowu będzie przerwa i nic na to nie poradzę ;d Od tej pory trzymam się tego, że chcę tu pisać te rozdziały, ale co wyjdzie to nie wiem ^^
Czy rozdział mi się podoba? - Ani trochę. 
U Violetty nastały czasy depresyjne, jak zwykle z resztą. Wiem, jest mało Leona i wgl. ale on zacznie się stopniowo pojawiać w rozdziałach. Jeszcze nie wiem jak go tam wplotę, bo akcja trzyma się tej głównej trójki teraz, ale dam sobie radę ;d Postać Verdasa może zmienić bardzo wiele rzeczy, i jego pogląd na niektóre rzeczy.
Z resztą, dowiecie się w swoim czasie ;3
A jak tam Wasz czas? Mam nadzieję, że wszystko w porządku i wszyscy cieszymy się, bo zbliżają się wakacje małymi kroczkami, a dziś była tak cudna pogoda - za taką tęskniłam przez całą jesień i zimę ♥ Kocham wiosnę i lato - kto też? ^_^ 
#WOczekiwaniuNaLatoIWakacje
#KtoZeMną? <3
Do następnego! ;*

2 komentarze:

  1. Cudowny!
    Może Diego wreszcie zrozumie?
    Smutny dzisiaj ten rozdział.
    Szkoda mi V. Dalej cierpi.
    Diego woli się upić niż coś zrobić. Świetne podejście.
    A Leon? Wszystkich znienawidził.
    Ale co będzie jeśli pozna prawdę?

    Do następnego!

    Maddy ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział
    Asia Blanco

    OdpowiedzUsuń