03. Nowe tajemnice


Ładny dom – powiedział Diego, wchodząc zaraz za mną do środka. Rzuciłam kurtkę na szafkę i poszłam prosto do kuchni, zrobić nam gorącą herbatę.
- Rozgość się.
Słyszałam tylko jak idzie do salonu i siada na kanapie. Byłam mu wdzięczna za to, że odwiózł mnie do domu i za to, że został. Chcąc nie chcąc, cały czas byłam z kimś. Samotność towarzyszyła mi tylko wtedy, gdy nie mogłam nocami spać. Z jednej strony było to uciążliwe, z drugiej, dobre.
- Więc… - Postawiłam kubki na szklanym stoliku do kawy i usiadłam na fotelu. – Jesteś tutaj sam, tak? Nie masz nikogo?
Wydawałoby się, że byliśmy tacy sami. Bez rodziny, bez ludzi, których kochamy i bez sensu życia. Ale Diego miał ten sens, miał swoją pracę, dom, ludzi, którzy go uwielbiali. Miał życie, którego ja nie miałam i zazdrościłam mu tego. Ale znalazł mnie. Był moja nadzieja na powrót do domu, chociaż nawet nie wiedziałam, czy jest jeszcze szansa. Czy mogłabym znowu być kimś, kogo on podziwiał, kiedyś.
- Tak jak powiedziałem. – Upił łyk gorącej kawy. – Przeprowadziłem się do Chicago siedem miesięcy temu, nie miałem już wtedy kontaktu z nikim. Założyłem firmę zajmująca się komputerami, kupiłem dom i znalazłem ciebie. Moje życie nie było… ciekawe, jeśli o to ci chodzi.
- A co z Ludmiłą? – zapytałam, przypominając sobie o roześmianej blondynce. – Ona też…
- Nie nienawidzi cię, jeśli o to chciałaś zapytać. – Ulżyło mi. – Z tego co wiem, przeprowadziła się z Federico do jakiegoś miasteczka na obrzeżach Nowego Jorku. Chwilę potem wzięli ślub, teraz pewnie jest w ciąży, ale tego nie wiem… Federico był zdruzgotany, kiedy odeszłaś i kazałaś mu nic nie mówić nikomu. Byłaś dla niego ważna, dla nas wszystkich. Ludmiła też była w rozsypce. Boże. Nigdy w życiu nie widziałem jej tak załamanej, jak wtedy po twoim odejściu. Każdego dnia wmawiała nam i sobie, że jeszcze żyjesz i któregoś dnia wrócisz… A kiedy wróciłaś, Federico zabrał ją ze sobą i razem wyjechali, nie mówiąc nikomu.
Kolejne tysiąc noży wbitych w plecy przekręcały się jeden po drugim. Wyobrażałam sobie jak spływa po nich krew, kapie i kapie na moje nowe meble, białe meble. I że już na zawsze zostaje tam czerwona plama. Wspomnienie moich błędów, ludzi, których zraniłam i tego, jak mocno wierzyłam w to, że nikt mi nie wybaczy. Nie chciałam powtarzać tego po raz kolejny, bo Diego pewnie by nie wytrzymał mojego użalania się, ale chciałam powiedzieć, że na pewno mnie nienawidzą.
A ja ich straciłam.
Tak samo, jak straciłam Leona.
Bałam się o niego zapytać. Nie wiedziałam, co pomyśli Diego, a jego dopiero odzyskałam i chyba skoczyłabym z okna, niż pozwoliłabym mu teraz odejść.
- Mam nadzieję, że są szczęśliwi – powiedziałam, gapiąc się w odłamek drewna na ścianie. To dekoracja, bardzo ładna, w kształcie… właściwie, bez kształtu. – Naprawdę nie chciałam ich ranić. Ja… musiałam robić to, czego chciał Michael. Żebyście mogli mieć życie, na jakie zasługujecie. Jestem szczęśliwa, jeśli im się udało.
Poczułam dłoń Diega na swoim kolanie. Miał spokojne spojrzenie, wierzył mi.
- Nie musisz wciąż się tłumaczyć. Już dawno ci wybaczyłem.
Musiałam wyrwać się ze spirali cierpienia i żalu.
Musiałam zmienić ten cholerny temat.
- Dlaczego zapytałeś mnie, o powrót do zawodu?
- Pewnie z tego samego powodu, dla którego nie odpowiedziałaś – odparł z uśmiechem.
- To nie jest zabawa, Diego. Dlaczego?
Szatyn wziął głęboki oddech, odłożył kawę i nie wiem dlaczego, miałam wrażenie, że wkraczamy na trudny temat. Oparł łokcie o kolana i westchnął.
Bałam się.
- Tylko dlatego, że jestem twoim przyjacielem i obserwowałem cię przez pewien czas, wiem, że za nim tęsknisz – oznajmił, wstrzymałam oddech. – Widziałem ulgę w twoich oczach, kiedy mnie zobaczyłaś. Byłaś szczęśliwa i nie chciałem ci tego szczęścia odbierać, ale musisz się dowiedzieć, nim będzie za późno…
- Diego – wykrztusiłam. – Powiedz mi, cokolwiek to jest.
Spojrzał mi prosto w oczy.
- Kocham cię tak bardzo, Vilu, i cholernie nie chcę cię ranić… ale musisz o nim zapomnieć – wyszeptał. – On znalazł szczęście. Ma tu rodziców, dziewczynę i plany na przyszłość. I dlatego, że jego szczęście też jest dla mnie ważne, nie może się dowiedzieć, że żyjesz.
Moja ziemia się zapadła. Odblokowałam się i wzięłam głęboki oddech, tracąc grunt pod nogami. Moje wszystkie nadzieje, że być może zobaczę go jeszcze raz, runęły w chwili, kiedy skończył mówić. Czułam zbierające się łzy w moich oczach i wcale nie chciałam ich hamować. Dotknęłam dna i czułam je tak mocno.
Kolejny sztylet zatoczył koło w moich plecach.
Polała się krew.
Czułam jej smak na ustach. 
- Co ty powiedziałeś?
- Wiem, że to boli – oznajmił cicho. – Ale dasz radę, przełkniesz to i jakoś się pozbierasz. Jesteś silniejsza niż to uczucie, które teraz przyszło. Możesz z tym walczyć, potrafisz to zrobić.
Może kiedyś potrafiłam. Teraz, sama nie wiedziałam na co mnie stać.
Zniosłam zbyt wiele.
- Powiedziałeś, że… on myśli, że ja.. nie żyję? Dlaczego go okłamałeś, Diego? Wiedziałeś, że żyję.
- Jest szczęśliwszy bez ciebie – odparł.
Zacisnęłam zęby.
Teraz chciałam wyrzucić go z domu, najlepiej balkonem. Nie obchodziło mnie, czy był moją szansą czy nie. Diego przeholował. 
- Pozwoliłeś mu żyć w kłamstwie – warknęłam, byłam wściekła i zraniona. – Sęk w tym, Diego, ja nie będę się chować w tych czterech ścianach, bo okłamałeś Leona. Nie możesz wybierać, co jest dla niego lepsze, a co gorsze. Jest dorosły i ma prawo decydować o sobie…
- Vilu…
Nie chciałam go już słuchać.
- Wiedziałeś, Diego. Wiedziałeś – wycedziłam przez zęby. Czułam, jak moje policzki z każdą łzą robiły się coraz bardziej wilgotne. I miałam to totalnie gdzieś. – Znienawidzi cię, kiedy się dowie. Wiesz to, prawda?
- Ja ci to wszystko wyjaśnię, tylko daj mi kilka minut. Violetta, proszę.
Odwróciłam wzrok od jego smutnej miny zbitego psa. Wszystko było tak dobrze, a dzięki niemu znowu się posypałam. Nakarmił Leona kłamstwami, mnie też chciał nimi nakarmić? Komu jeszcze powiedział, że Violetta Castillo to już tylko głupie wspomnienie? Powiedział, jak zginęłam?
Chciałam zapytać, dlaczego mi to zrobił, ale wolałam pozbyć się go ze swojego domu.
- Wyjdź – powiedziałam ostro. – Wyjdź, Diego.


Chciałam zapomnieć.
Puściłam wszystko w niepamięć, ale wracało. Każdego dnia, kiedy wymuszałam zapomnienie, wszystko wracało. Widziałam przed sobą Diega, który okazał się kłamcą, grającym do dobrej gry. Słyszałam w głowie jego kłamstwa, wciąż i wciąż… nigdy się nie kończyły.
Paul dał mi chwilowy spokój od całodobowej opieki, był wściekły, kiedy dowiedział się o Diegu. Oczywiście, nie powiedziałam mu o tym, jak mnie potraktował, tylko o tym, że się z nim pokłóciłam. Nie chciał wiedzieć więcej i bardzo to sobie ceniłam. Kiedy po kilku godzinnych staraniach przekonałam go, że wszystko ze mną w porządku, spakował się i wyjechał na kilka dni do Nowego Jorku, odwiedzić rodziców i siostrę. Mimo to, co kilka godzin pisał do mnie maile, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Kłamałam. W każdej odpowiedzi było kłamstwo, pojawiało się mniej więcej co dwie linijki tekstu.
Całe dnie spędzałam na szerokim parapecie przy dużym oknie i patrzyłam na krople deszczu, spływające po szkle z herbatą w ręku i owinięta kocem. Wiele myślałam przez te kilka dni. Naprawdę wiele sobie przemyślałam, głównie o Leonie i o tym, co powinnam zrobić. Nie chciałam już być niezdolną do rozmowy dziewczyną, która nie potrafi uwolnić się od przeszłości. Musiałam w końcu zostawić to za sobą i żyć. Ale nie wiedziałam jak. Do tej pory – nie miałam pojęcia.
Czasami wyobrażałam sobie Leona, właśnie tego, którego kiedyś kochałam. W mojej wizji miał dwójkę dzieci, szczęśliwych małych szkrabów. Wołały do niego „tatusiu” i śmiały się, kiedy opowiadał im bajki na dobranoc. Miał piękną, kochającą żonę i szczęście, które mu dawała każdego dnia. Budził się przy niej uśmiechnięty, cieszył się z życia zupełnie tak, jak ja swojego nienawidziłam. A potem widziałam siebie, stojącą za oknem i patrzącą na jego szczęśliwe, dobre życie. Zalana łzami, pusta, nieszczęśliwa.
Winna.
Naprawdę chciałam zacząć na nowo, czuć się dobrze we własnej skórze.
Pierwszy raz od kilku dni, ktoś zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Odstawiłam kubek z herbatą na stół, wyłączyłam telewizje i przeczesałam dłonią włosy, żeby nie straszyć ludzi za dnia. Otworzyłam drzwi. Widząc tą zakłamaną twarz, chciałam zatrzasnąć je w sekundzie otwarcia, ale chwycił je mocno, zanim zdążyły walnąć o framugę. W ułamku sekundy zdążyłam się zdenerwować.
- Nie chcę cię widzieć. – Odeszłam od drzwi, usiadłam na kanapie i ponownie uruchomiłam telewizor. Naprawdę nie miałam mu nic do powiedzenia poza tym, żeby się wynosił i że nie chcę go słuchać. Ostatnim razem najwidoczniej nie dotarło. – Diego, proszę cię. Zamierzasz przychodzić do mnie co kilka dni i prosić o co? O to, żebym się nie złościła bo chciałeś dobrze? Kłamstwo nigdy nie jest dobre, a ja nauczyłam się tego dawno temu.
Westchnął ciężko.
- Wyraziłam się niejasno?
- Miałem kilka dni na przemyślenie – mówił bardzo spokojnie, najwyraźniej nie miał najmniejszego zamiaru mnie słuchać.
- I co ciekawego wymyśliłeś, kłamco?
- Violetta, możesz się na mnie nie wściekać? Naprawdę jest mi przykro.
- Jesteś takim egoistą… - odparłam. – Od kiedy nie dociera do ciebie, że nie chcę z tobą rozmawiać? Dlaczego wszyscy faceci to takie półgłówki z ograniczonym systemem, którzy nie potrafią przyjąć do wiadomości jednego głupiego polecenia?! Wyjdź stąd i zostaw mnie w spokoju – warknęłam, nie patrząc na czarnowłosego i wzięłam głęboki oddech. – Nie powtórzę tego znowu. Diego, proszę.
- OK, wiem, że źle zrobiłem, jasne? Dotarło. Okłamałem przyjaciela i okłamałem ciebie, że nie mam z nikim kontaktu. Mam z nim, nawet bardzo dobry i właśnie dlatego chcę, żebyś nie mieszała się w jego życie.
On naprawdę postradał zmysły. Tylko nie pamiętałam, w którym momencie.
- Jesteś… brak mi słów, Diego. Czy ty siebie słyszysz? – zapytałam histerycznie. – Chcesz ze mnie zrobić wariatkę, która boi się światła dziennego tylko z powodu szczęścia Leona? Jeśli cię to zadowoli, powiem co głośno: mam gdzieś to, czego chce Leon i naprawdę, nie obchodzi mnie jego życie. A teraz stąd wyjdź, zanim zadzwonię na policję.
Spojrzałam na niego wyczekująco, ale dalej nie ruszał się z miejsca. Moja cierpliwość była na skraju wytrzymałości i to nie były żarty.
- Słuchaj, nie przyszedłem się z tobą kłócić – powiedział po chwili, już miałam łapać się za głowę. – Chciałem cię odzyskać, bo nie kłamałem, kiedy powiedziałem, że byłaś dla mnie jak siostra i wciąż chciałbym mieć tą siostrę. Po prostu…
Nerwowo zaczerpnęłam powietrza, bo miałam wrażenie, że dziurawi wszystkie moje żyły i wtryskuje do nich jad. Każdy kolejny oddech mnie bolał. Wiedziałam, że Diego chce dobrze, ale nie potrafiłam zapomnieć mu tego, że tak bardzo okłamał mnie i Leona. Należała nam się prawda, a przynajmniej jemu. Wszystkim należała się prawda dwa lata temu, a ja po prostu od niej uciekłam – pomyślałam, ale myśl odeszła tak szybko, jak przyszła. Założyłam ręce na piersiach i spojrzałam wyczekująco na Hernandeza. Czułam ogromną złość i przede wszystkim na usta cisnęły mi się brzydkie słowa. Chciałam go wyprosić i zakazać zbliżania się przez co najmniej dwa miesiące.
Ale potem zjadł mnie żal do samej siebie. Tkwiąc w tej ciszy uświadomiłam sobie, że on robi to dla dobra przyjaciela. Zaraz po tym dotarło do mnie, że jedno kłamstwo jest niczym w porównaniu do tego, co ja im wszystkim zrobiłam i jak bardzo skrzywdziłam Verdasa. Brzuch mnie rozbolał z tych nerwów. Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy cokolwiek zjadłam, ale masa skumulowanych myśli mi na to nie pozwalała.
Podniosłam niepewnie wzrok z ciemnych paneli i poraziła mnie pewność siebie, bijąca od Hernandeza. Ściskał w dłoni kluczyki do samochodu, oczyma wiercił dziurę w mojej duszy. Czekał, chociaż nigdy nie był na tyle cierpliwy, by milczeć tyle czasu. Nie mogłam powiedzieć, że jestem z niego dumna. Nie byłam. Popełnił błąd, ale przecież z drugiej strony – jesteśmy tylko cholernymi ludźmi z problemami i rodziną, którą pochowaliśmy, straciliśmy. Mamy prawo popełniać błędy.
- Skoro nie chcesz się ze mną kłócić, znowu, to czego chcesz? – zapytałam spokojnie.
Wzdrygnęłam się, kiedy zrobił krok w moją stronę. Nie ufałam mu już tak bardzo, bo skąd mogłam wiedzieć, co jeszcze nazmyślał komuś, kogo kiedyś kochałam?
- Wyciągnąć cię z domu, zabrać na miasto i pozwolić zaszaleć – uśmiechnął się zawadiacko, po czym opadł na jasną, skórzaną sofę, rozciągając się swobodnie. – Nie jestem pewny, czy ten twój goguś ci na to pozwala, więc postanowiłem nadrobić stracony czas. Co ty na to? – Uniósł brew. – No wiesz, zanim zaczniesz prowadzić normalne życie i znajdziesz pracę.
Westchnęłam.
- Odrzucam twoją propozycję bycia policjantką – odparłam kwaśno. – Źle mi się kojarzy ten zawód, a poza tym moje życie jest całkiem normalne.
- Twoje życie wcale nie jest normalne.
Oburzyłam się.
- Okłamujesz mnie, śmiesz twierdzić, że jestem dla ciebie ważna i jeszcze zarzucasz mi, że jestem nienormalna? Oszczędzaj słowa, jeśli nie chcesz stąd wylecieć, kiedy mój zapas cierpliwości się skończy.
Znowu uśmiech.
- Czyli zgadzasz się na dzień wolny od bycia nienormalną i pozwolisz mi na zabranie cię na wycieczkę? – zapytał.
Wzruszyłam ramionami, upijając łyk jeszcze ciepłej herbaty.
Nie byłam chętna na żadne tańce, kluby, czy jakiekolwiek wycieczki. Podejrzewałam, że Diego coś knuje i nie opłaci mi się wyjście z nim, ale z drugiej strony miałam całe nic do zrobienia i jeszcze większe NIC do stracenia.
Podniosłam kolana aż do brody i oparłam stopy o kraniec fotelu. Za długo spałam, za długo nic nie robiłam i zdecydowanie za długo z nikim nie rozmawiałam.
- Nie ufam ci – powiedziałam otwarcie.
- Tym lepiej – rzucił, wstał i udał się do drzwi. – Ubierz się ładnie! 


***

Ten rozdział czekał miesiąc, bity miesiąc, na opublikowanie. Nie pytajcie mnie dlaczego tak długo zeszło mi po prostu coś tu wpisać [lub nic tu nie pisać] i kliknąć "Opublikuj". Nie miałam siły psychicznie ani fizycznie. Każdy ma prawo do gorszych dni, przecież jesteśmy tylko ludźmi :)) 
Myślałam nad tą historią. Miałam na nią MEGA super pomysł i miało to być coś epickiego, coś nowego i coś, czego tym razem może nie spieprzę. Tak. Miało być. Ale jak wyjdzie to nie mam pojęcia, bo nie mam pojęcia co będzie w czwartym rozdziale. Może nawet go zaczęłam w Wordzie i nie mam o tym zielonego pojęcia - ogarnę później :) Kolejny rozdział postaram się napisać w mniejszej rozdzielczości czasowej :d
Na górze (zepsułam to, wiem) widzicie coś. To coś to rozdział, o czym wszyscy - idiotko - wiedzą. Pojawia się w nim głównie Diego i Violetta. Jak już wiecie, nasz kochany Dieguś popełnia dużo błędów w tej części, a co jest tego przyczyną - dowiecie się w swoim czasie. Tak czy siak. Powiedział on Leonowi, że Violetta nie żyje i jest to prawdą, nie wkręcał jej. Leon naprawdę tak myśli :D Violka na razie świruje, ale spoko - będzie z nią lepiej. Mam nadzieję XD
Zbliżają mi się ferie, także postaram się poświęcić ten czas blogom. Nie zaniedbam już tego aż tak, skoro dochodzę powoli do siebie. Ale to bardzo powoli, także na fajerwerki nie liczcie ♥♥♥

Do następnego,
Cherry xx

2 komentarze:

  1. Nie wierzę, że powiedział Leonowi, że V nie żyje. Dlaczego? Dlaczego go tak perfidnie okłamał? On sobie nie zdaje sprawy z tego, co się będzie działo jak Leon pozna prawdę.
    Violka się wściekła. Już widzę reakcje Leona.
    Ułożył sobie życie, ale znowu wywróci mu się do góry nogami.
    Cudowny! ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  2. NO NIENEINEINEEINEIE!!!!
    Ale ja jestem wkurzona!
    Na początku miałam zbesztać Leona za to, że tak po prostu odpuścił i ma dziewczynę, ale teraz to mam ochotę zbić Diego :'))
    CZY GO POWALIŁO?!?!
    Dobra, niby robi to dla Leona, ale skoro sam wiedział, że Violetta żyje i chciał odnowić z nią kontakt, to czemu nie pozwolił na to Leonowi?!?
    Przecież jeśli odnowi z nią kontakt, to ich spotkanie będzie nieuniknione...
    No chyba, że on kocha Violettę i chciał odsunąć Leona :')
    To już wiesz tylko ty ;-;

    Violetta nie może odpuścić!
    Ona powinna powiedzieć Leonowi prawdę...
    Mimo, że on jest 'szczęśliwy' (NO LOGICZNE, ŻE NADAL KOCHA VIOLKĘ), to zasługuje na prawdę ;-;
    Tylko w sumie to nie wiem, o co oni mięliby mieć problem do Violetty, bo ona nie zrobiła tego dla siebie, tylko dlatego, że Michael jej kazał...
    TO WSZYSTKO JEST OKROPNE.
    Jestem tak rozemocjonowana, że sobie tego nie wyobrażasz XDDD

    Tak btw to przestraszyłam się, że już nie dodasz nigdy rozdziału ale na szczęście jest i jak go zobaczyłam to zaczęłam praktycznie skakać ze szczęścia :D
    I jest taki cudowny na dodatek ♥
    Czekam na nexta <3

    OdpowiedzUsuń