19. "Nie tym razem..."


Wchodząc do kuchni o siódmej rano nie spodziewałam się, że ktokolwiek postanowi w niej być. Cóż, przeczucia nie zawsze są trafne. Przy wyspie kuchennej siedzi blondynka i kurczowo ściska dłoń, o którą opiera głowę. Przed nią natomiast leży opakowanie jakichś tabletek i pusta szklanka. 
-Cześć kopciuszku. - Uśmiecham się ciepło, kiedy ona podnosi głowę i lustruje mnie wzrokiem od góry do dołu. Mam ochotę się roześmiać, ale szybko powstrzymuję ten odruch. Zabiłaby mnie. 
-Co ty taka zadowolona? 
-A tobie co, Federico się nie sprawdził? - zmieniam temat, tymczasem nalewając sobie soku do szklanki. -Gdybym wiedziała, że taką cię odwiezie to bym cię nie wypuszczała. 
-Właśnie, Vilu, problem tkwi w tym, że był za dobry. 
Wybucham śmiechem. Ferro gromi mnie wzrokiem, ale to wcale nie nakłania mnie do opanowania. Przypominam sobie, że właśnie dzisiaj blondynka ma wybrać się na rozmowę o pracę, co jeszcze bardziej mnie rozśmiesza, ale w końcu się uspokajam. 
-Co cię tak śmieszy? I od kiedy ty się śmiejesz? 
Dobre pytanie.
-Ja się nie śmieję, wydawało ci się. - Wypijam zawartość szklanki i odstawiam ją do zmywarki. -A poza tym, czemu nie zostałaś u Fede na noc? Sądziłam, że jest bardziej gościnny - na jej twarz wskakuje blady, ale wciąż przeuroczy uśmiech. Aha, zaczynam się bać. 
-Wróciliśmy przed szóstą. Dziwne, że nie słyszałaś. 
-Dlaczego? - marszczę brwi. 
-Federico - rzuca. -Najpierw potknął się o dywan, potem przewrócił na schodach, a na końcu był tak wykończony, że szukał po ciemku klamki od drzwi do sypialni - opowiada Ludmiła, wbijając wzrok w podłogę, jakby właśnie miała to przed oczami. 
-I co, znalazł?
-Nie - ucina, po czym zaczyna się śmiać. W sumie to obie się śmiejemy, bo szczerze mówiąc, jak to sobie wyobraziłam, to aż pożałowałam, że nie widziałam. 
-A ty masz kaca po wczorajszym i klniesz na tabletki, bo nie działają? - zgaduję, na to blondynka przewraca oczami. 
Jak ja ją dobrze znam...
Podchodzę do blatu i biorę opakowanie do rąk. Zerkam na blondynkę, która jest święcie przekonana, że te tabletki są przeterminowane.
-Słońce, co wzięłaś na ból głowy? - pytam słodko. 
-Tabletki na ból głowy, a niby co innego miałam wziąć? 
-Witaminy. - Jej źrenice się poszerzają. Wyrywa mi opakowanie z rąk i kilkakrotnie odczytuje nazwę na nim. Ja na jej miejscu bym się załamała, ale do tego stopnia jeszcze na głowę nie upadłam, żeby zamiast tabletek na ból głowy brać witaminy. Mimo wszystko chichoczę pod nosem. 
I robię to do momentu kiedy słyszę kroki. Po chwili w kuchni pojawia się Leon, podchodzi do lodówki i robi to samo co ja - nalewa sobie soku pomarańczowego. Za to mina Ferro jest nieziemska. Z jednej strony jest zdezorientowana, bo właśnie pomyliła opakowania z lekami, a z drugiej zobaczyła Verdasa w swojej kuchni. 
Ostatecznie jej wzrok zasiada na mojej osobie. 
-Nie patrz tak na mnie, nie wiem co ten człowiek tu robi. - W tym momencie na plecach czuję tors szatyna, który mnie nie obejmuje, ale opiera się jedną ręką o blat, po czym całuje mnie przelotnie w policzek. 
Wpadłam.
-Ona wie, tylko jeszcze nie przywykła do tego faktu - prostuje Leon, patrząc na Ludmiłę i idzie po swój sok. -A tak na marginesie, to nie tabletki na ból głowy tylko witaminy, blondi. 
Dziewczyna przewraca oczami. 
-Nawet nie spytam. Idę spać, a jak zejdzie tu Federico to powiedzcie mu, że jestem u siebie, jasne? 
-Przecież on jest w twojej sypialni - rzuca szatyn. 
-Faktycznie... Dobra już nie ważne. 
No i tyle było po Ludmile. 


-Pokaż mi dane tej dziewczyny na głównym ekranie: wszystkie zdjęcia, jej przyjaciół, ludzi z którymi się ostatnio kontaktowała... Szybko Diego! 
-Violetta, proszę cię, dajże mi żyć. Głowa mnie boli. Dlaczego w ogóle przyszedłem do tej roboty? Nie rozumiem... Nic tylko na mnie krzyczysz. 
-No nie mów, że ty też postanowiłeś wpuścić do głowy przyjaciela o imieniu "Kac"? Diego, to ważna sprawa, a z tobą nie da się pracować! - mówię opierając się o jego biurko. Brunet przewraca oczyma i wprowadza w komputerze potrzebne dane. Przyglądam mu się przez chwilę. Naprawdę wygląda na wykończonego, ale nie proszę go o nic więcej, tylko te dane. Może to dla mnie zrobić...
Kiwam głową do jednej z sekretarek, by przygotowała kawę. 
-Słychać was na całym piętrze - upomina nas Leon, ale tylko wzruszam ramionami. -Co się dzieje? Diego co jej zrobiłeś? 
-Upił się wczoraj i nie może sobie poradzić z najprostszym zadaniem. Dlaczego oni wszyscy to tacy idioci? Federico też ledwo stoi na nogach. - Zerkam na przyjaciela, przybliżającego sobie plik kartek pod nos. Pewnie znowu nie może się doczytać czegoś. Zwykle tak ma, jak kilka godzin wcześniej zabaluje na imprezie. Z daleka widać, że jest wykończony. Chętnie dałabym im dzień wolnego, ale kto wtedy mnie wesprze w tej robocie? 
Kręcę bezradnie głową widząc Pasquareliego. 
-Violetta! - ten głos.
Cholera jasna!
-Diego, zapisz gdzieś te informacje i powiedz Grace, żeby wezwała tu przyjaciół zaginionej na przesłuchanie - mówię, zanim oddalam się do gabinetu wuja. 
Czeka na mnie. Siedzi na swoim fotelu z założonymi rękoma i wpatruje się w moja osobę ciemnymi oczami. Te oczy kryją w sobie coś, co onieśmiela i sprawia, że ludzie robią to, co im karze, ale mnie tylko denerwują. Widząc je każdego dnia przez całe swoje życie, zdążyłam się uodpornić. Przysuwam sobie czarny, skórzany fotel i siadam, dumnie patrząc na swoją jedyną rodzinę. 
-Kolejna zaginiona.. Kobieta. Jesteście tajemnicze i sprytne, ale czasami brak wam inteligencji. Dlaczego mężczyźni nie dają się złapać? 
-Do rzeczy. 
-Ponieważ są silniejsi, mądrzejsi i bardziej odpowiedzialni. 
Powiedział ten najlepszy, najbardziej odpowiedzialny i silny. Dlaczego to właśnie on przeżył, a Sophia umarła? Dlaczego nie mogło być odwrotnie? Sama nie wierzę, że o tym myślę, ale ten człowiek wywołuje we mnie wszystko, co mam najgorszego w sobie. Wszystko.. Całe zło, nieszczęście i uprzedzenia, to tylko i wyłącznie jego wina. On to we mnie obudził, ale ja muszę ukrócić temu smycz. 
-Do rzeczy, powiedziałam - warczę. 
Szatyn unosi brew, przyglądając mi się badawczo. 
-Słuchaj, Violetta, skoro tak bardzo prosisz, - Co takiego? - nie będę owijał w bawełnę. Musisz coś dla mnie zrobić, zanim znów dostanę ataku i znajdę się w szpitalu. Musisz to zrobić, nim będzie za późno. 
Kręcę głową. 
-Nie będę się mieszać w twoje intrygi i kłamstwa. To twoje sprawy, problemy i życie... Nie moje. - Wstaję z fotela z zamiarem wyjścia, lecz on mnie zatrzymuje:
-Ta sprawa dotyczy całego twojego życia i przyszłości... Więc albo mnie wysłuchasz, albo już nigdy nie dowiesz się o tym, co chciałem ci powiedzieć. 
-Żeby było jasne... Nic dla ciebie nie zrobię, dopóki nie powiesz mi całej prawdy o tym pieprzonym interesie. Rozumiesz? To nie pierwszy raz, kiedy mówisz coś takiego i to nie będzie pierwszy raz, kiedy ci odmówię tylko dlatego, że nigdy w życiu nie powiedziałeś mi prawdy. Wszystko co słyszę to kłamstwa, wiją się wokół mojego serca jak jadowity wąż - ale wiesz co? Czas go zabić. 
-Co chcesz powiedzieć? 
-Że mam dość! Nie rozumiesz? Przez całe życie wpajałeś mi kłamstwa, że to, co robisz jest dobre, że kiedyś będę taka jak ty i wreszcie zobaczę to, czego nie widziałam jako dziecko... Ale widzę tylko człowieka, który łże prosto w oczy, swojej jedynej siostrzenicy, żeby dopiąć swego - mówię zdenerwowana. -Nie będę twoja marionetką. Nie tym razem... 
Wreszcie milczymy. Nie obchodzi mnie to, że pewnie wszyscy na nas patrzą, bo te szklane ściany z pewnością nie są dźwiękoszczelne, a już na pewno każdy obserwował to, jak wybuchłam. Obchodzi mnie jedynie fakt, że ten człowiek wie coś, co być może tym razem może okazać się prawdą i zadecyduje o moim dalszym życiu. 
Carlos opiera łokcie na biurku i wzdycha. 
-W porządku. Rozumiem... Dowiesz się wszystkiego, jeśli spotkasz się z jednym z moich znajomych. Mieszka tu, w Nowym Jorku. On powie ci wszystko, co będziesz chciała wiedzieć, a może więcej... Musisz tylko, nawet jeśli ma to być pierwszy raz, uwierzyć w moje słowa. Tylko ten jeden jedyny raz. 
Rozpoczęła się walka pomiędzy sercem, a uprzedzeniem - jaka będzie decyzja? 


Cześć kochani i przepraszam, że tak późno dodaję rozdział ;c No ale tak wyszło, a poza tym mam złe wieści dla tych, którzy lubią tą historię i tego bloga. I nie będę owijać w bawełnę... Ostatnio bardzo intensywnie zastanawiam się nad usunięciem tego bloga, a w zamian zaczęcie pisania na wattpadzie - wszyscy mnie do tego namawiają, a ja mam za dużo na głowie. Nie wiem co robić, po prostu :") A poza tym, nawet jeśli chodzi o sprawy z komentowaniem... Nie wiem czy ktoś pamięta waszą Hope w wersji "maruda błagająca o komentarze". Otóż ta era skończyła się już dawno, nie prosiłam was o komentarze, bo chyba każdy wie (a zwłaszcza Ci, którzy też prowadzą blogi) ile znaczy zwykły komentarz pod rozdziałem :))
Nie twierdzę, że nie komentujecie czy coś, bo statystyki ostatnio się poprawiły, no ale nie rzadko kiedy przekracza 15 komentarzy, bądźmy szczerzy :d A ja nie chcę ich od was żebrać... Ale już nawet nie chodzi tu o to, tylko o fakt, że ja sama czasami nie wyrabiam, jeśliby wciąż pod uwagę szkołę, znajomych, problemy (bo każdy je ma), szabloniarnię i 3 blogi... Sama już nie wiem do czego dążę, ale chciałabym tylko zobaczyć Wasze zdanie na ten temat: temat usunięcia tego bloga. Bo ja wiem, że niektórzy kochają tą historię i nie chciałabym jej tak zabierać, kończyć, niszczyć od razu.
Dlatego czekam na Waszą opinię i zapraszam na dwa pozostałe blogi. 
Pozdrawiam Was miśki ♥ I przepraszam.
Cherry (ealier Hope)

10 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. No więc tak...
      Nie mam dzisiaj sił się rozpisywać, bo rozpisałam się już na Dylii i mam nadzieję, że się nie obrazisz, słonko :*
      Rozdział jak zawsze wspaniały i wgl :D
      Zdrad Małpie jak ty to robisz, to Małpa odda Ci talent, którego nie posiada ;*
      Cherry: Taaa... Ciekawa propozycja.
      MAŁPA: No wiem...
      *z serii nieśmieszne*
      Już czuję, że komentarz jest do dupy ;-;
      Dobra nie chcę przedłużać mojego biadolenia xd
      Rozdział super i wgl ;*
      Jeśli chodzi o notkę to...
      Wiesz co myślę na temat wtt :D Chcę abyś tam była! Ale również oczekuję, że nie usuniesz tego bloga... Taka inteligencja Małpy, która ma downa XDD.
      Ech, nie mam weny na komentarz ;-;
      Pozdrawiam z planety małp! :*
      Życzę weny i, aby ferie nadpełzły jak najszybciej :*
      Kerry aka Kercia aka Paw aka Ludź aka Małpa

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Zacznę tak od końca co?
      Bo jak nie napisze tego na początku to może, że byś się uśpiła i nie przeczytała tego,co chcę napisać :*:)
      Wiesz o co chodzi.
      Błagam Cie nie usuwaj bloga!
      Proszę cię dokończ ta historie, bo strasznie się z nią zżyłam.
      Megaaaaaa mi się podoba. Tego nawet nie jest w stanie wyrazić słowami jak bardzooo mi się ona spodobała.
      Zupełnie inna tematyka. Coś w co wkręciłam się na maksa i nie chce przestawać tego czytać.
      Bardzo cie proszę o dokończenie tej historii. Wiem,ze ten cholerny czas daje w dupe, ale na to nie ma lekarstwa.
      Jeszcze raz proszę dokończ historie.
      Jeżeli zgodzisz się ją dokończyć i później będziesz chciała usuwać bloga to tez tego nie rób. Nie usuwaj go,bo należę do tych osób, które chętnie wracają do zakończonych historii. :*:)
      Proszę przemyśl to!

      Kolejny cuuuddooowny rozdział.
      Dobrze zrozumiałam przesłanie?
      Mamy Leonette czy nie do końca?

      Blondi pomyliła witaminy z tabletkami na ból głowy.
      Fede miał małe przygody w nocy.
      Diego ma kaca.
      Violka się uśmiecha.
      Verdas został u niej na noc.
      Wujek V ma do niej prośbę.
      Czy go posłucha?

      Czekam na next :*
      Przemyśl swoją decyzję Ploseee :)
      Buziaczki :* ❤

      Maddy ❤

      Usuń
  3. Cudowny rozdziała nie mmoge sie doczekac nastepnego .
    eonetta sie rozkreca nie usuwaj bloga !!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie poddawaj się.
    A co do komentarzy. Ci prawdziwy czytelnicy będą z Tobą zawsze. Jawnie bądź ukrycie, ale będą.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie usuwaj bloga bo to jest jedna z moich ulubionych histori :* .
    Masz mega talent nie tylko w pisaniu ale też w tworzenia fabuły . Naprawdę jest świetna <3
    A co do rozdziału niesamowity :* .
    I mam nadzieję ze nie usuniesz bloga *_*.
    Życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ekhem...nadeszła moja kolej na komentarz.
    Nie wiem czy mnie jeszcze pamiętasz, nie wiem czy jeszcze wchodzisz na mojego bloga, ale ja tutaj jestem, czytam- nawet gdy się nie ujawniam.
    Jeżeli prosisz mnie o opinię to będzie ona krótka.
    Uwielbiam to opowiadanie, nie jest przesycone niepotrzebnymi opisami, relacje rozwijają się powoli (ale może właśnie dlatego tak podoba mi się przedstawiona tutaj Leonetta), akcja biegnie swoim torem, a Violetta nie jest przedstawicielem ludzi typu "ciepłe kluchy". Nie wiem jak Ty, ale ja tu zostaję.
    Pozdrawiam.
    ~Shy

    OdpowiedzUsuń
  7. No chyba Cię coś powaliło, kochana...
    ANI MI SIĘ WAŻ USUWA BLOGA!
    Chyba w końcu zacznę komentować, bo miałam to zrobić już dawno, biorąc pod uwagę fakt, że na blogu jestem prawie od początku jego istnienia, ale jakoś zawsze wychodziło tak, że nie komentowałam...
    Uwierz mi - czyta Cię mnóstwo osób, a ja obiecuję poprawę.
    Wrócę tu jeszcze i napiszę więcej - to na szybko po przeczytaniu OBURZAJĄCEJ notki ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam tą historię i prooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooszę nie usuwaj tego bloga.
    Pozdrawiam Marcela

    OdpowiedzUsuń