15. Jedyna rodzina


Miały minuty, godziny, dni. Śnieg coraz bardziej zasypywał nowojorskie uliczki. Jednak mimo to słońce pięknie świeciło i poprawiało ludziom humory. Dla dzieci - to wspaniały czas na zabawy w śniegu, a było go sporo. Na ich małych twarzyczkach gościły wesołe uśmiechy. Słyszałam ich śmiech, był przepełniony euforią. No bo kto by się nie cieszył z nadchodzących świąt? Chcecie wiedzieć, jak ja spędziłam swoje... każde pod rząd, od śmierci rodziców? Wszystko wyglądało mniej więcej tak, że Carlos pracował przy laptopie i nie poświęcał mi ani krzty uwagi. Wieczorem rozpalał ogień w kominku, z racji, że miał bardzo duży dom. Później przychodzili do nas jego znajomi, z którymi rozmawiał o interesach, czasem pili wino. Ja wtedy siedziałam zamknięta w swoim szarym pokoiku i czytałam sobie bajki albo patrzyłam w gwiazdy wyczekując chwilę, kiedy wreszcie się od niego uwolnię. I to faktycznie się stało. Jestem dorosła, samodzielna. Mam nawet zamiar kupić większy dom, skoro już tak dobrze zarabiam. Ale czy to wszystko ma jakiś sens? Wciąż nie uwolniłam się od wuja. On, nawet nieświadomie, mnie potrzebuje. Ale pomimo jego starań, ja wciąż nie mogę zapomnieć tego co robił mi przez całe życie. Ktoś w ogóle by potrafił? To potwór. Zrobił tyle złych rzeczy... a mimo to wciąż nie domyśla się, że ja nigdy nie chciałam jego szczęścia. Na święta nie życzyłam mu dzieci, miłości, szczęścia. Ja chciałam dla niego upadku, ale nie fizycznego. To nie miało miejsca. A teraz on leży w szpitalu w ciężkim stanie. Czy do niego zajrzałam po ostatniej rozmowie z jego lekarzem? 
Wszystko, co wtedy zrobiłam, to zabranie swoich rzeczy i wymknięcie się cicho ze szpitala. Nawet Leon i Federico mnie nie zauważyli. Zrobiłam to szybko i sprytnie. Od tamtej pory minęły trzy dni. Z tego co wiem, Carlosowi się pogorszyło, a ja wciąż nie poszłam go odwiedzić. Pewnie myśli, że wcale się nie przejęłam... A ja owszem, wciąż mam to gdzieś - prawdę mówiąc chciałabym żeby umarł, ale mimo wszystko jest moją rodziną. Rodziny się nie zostawia, bo ma się tylko jedną.
Przez ostatnie dni Leon bacznie mnie obserwował. Kazał mi nawet iść do wujka tylko się pokazać. Powiedzieć, że jestem... Ale ja nie miałam czasu, albo się z nim kłóciłam. Kobiety są uparte i nikt tego nie podważy, nawet sam Verdas nie potrafi nas pojąć. W efekcie tego wszystkiego nie odpuścił imprezy urodzinowej Sophii ani obchodzenia świąt. 
Zaparkowaliśmy przed sklepem, który szatyn upatrzył sobie jako ten, w którym kupi najlepszy prezent dla Casta'y na jaki tylko go stać. Choć na pensję narzekać nie może. 
-Zabierz mnie stąd, póki grzecznie proszę - mówię wychodząc z samochodu, po czym zamykam drzwi. Leon patrzy na mnie jak na idiotkę. Tak, dobrze wiem, że mówić to ja sobie mogę, ale on wcale nie musi mnie słuchać. 
Więc po co mnie zabrał? 
(...) 
-Nigdzie nie jadę. Wyobrażasz sobie ile ja mam roboty do zrobienia? Nie pisałam się na żadne wycieczki z tobą, a bym bardziej do jakiegoś handlowca - warczę przerzucając dokumenty z biurka do teczki, którą potem zanoszę na szafkę. 
Zielonooki wzdycha i mierzwi swoje włosy. Czyżby tracił cierpliwość? Bardzo możliwe. 
-Violetta, powiedziałem, że nie zostawię cię samej w takiej sytuacji i tego nie zrobię! Nie wiem czy pamiętasz, ale ja dotrzymuję złożonych obietnic, nawet jeśli nie są skierowane do ciebie. 
-To była prośba Federico, - zauważam unosząc bezradnie brew - co znaczy, że z czystym sumieniem możesz ją złamać. Nie rozzłości się... A nawet jeśli to ja mam niesamowity dar uspokajania tego człowieka - dodaję cicho, na co on marszczy brwi. -Oj proszę! Nie chcę nigdzie wychodzić. Zdajesz sobie sprawę ile roboty mam odkąd Carlos jest w szpitalu? No chyba nie!
-Zamieniasz się w straszną, zrzędliwą, zapracowaną kobietę. Nie potrafisz dostrzec kiedy ktoś naprawdę chce się tobą zająć, bo widzisz wszędzie tylko pracę! - krzyczy. 
Wstaję z fotela, na który niedawno wróciłam. Wzdycham cicho i idę po inne kartki, którymi muszę się zająć. Nienawidzę papierkowej roboty, a ten człowiek jeszcze mi to utrudnia! Ugh! Obracając się, spotykam się z jego karzącym spojrzeniem. Ten człowiek nigdy nie odpuści. 
-Idziesz ze mną, póki jeszcze cię lubię - łapie mnie za rękę i ciągnie do drzwi. 
-Ale jeśli ja nie chcę? Po co ci taka straszna, zrzędliwa kobieta w sklepie? - pytam sarkastycznie. Leon się zatrzymuje i spogląda na mnie. 
-Po to, żebyś nią nie była. 
(...)
Verdas puszcza mimo uszu moją prośbę i idzie do wyznaczonego przez siebie budynku. Ja za to staję, opieram się o jego Audi i krzyżuję ręce na piersi. Kiedy zaczynam się zastanawiać, w którym momencie naszej wycieczki spostrzeże, że mnie zgubił on się odwraca. Szlag. Będąc przy wystarczającej odległości chwyta mnie za rękę i ciągnie za sobą. Czy on ma mnie za dziecko? Najwyraźniej tak. Nasze palce po chwili plączą się ze sobą. Po zastanowieniu wyrywam swoją dłoń i znów obie krzyżuję. Nie podoba mi się zachowanie tego człowieka! Ani te zakupy. 


-Musisz z nim porozmawiać - decyduje Federico. -Ktoś go postrzelił, celowo, a my musimy dowiedzieć się kto. Na pewno nie bez powodu chciano zabić szefa prywatnej siedziby policyjnej. To nie są przelewki Violetta, a ty go ja zwykle unikasz!
Siedzę wpatrzona w ślepy punkt ściany. Krzyk przyjaciela wcale do mnie nie dociera, zwyczajnie go nie chcę słyszeć. Za bardzo przypomina mi to, kiedy dziadkowie na mnie krzyczeli jak nie chciałam słuchać rodziców... Wtedy byłam jeszcze mała i głupia. Mówili mi jak mam żyć, co robić i jak czuć. Wspominałam, że tego nienawidzę? Ale byłam dzieckiem. Byłam nim. Każde z nas ma swoje dzieciństwo, a ja swojego nie wspominam przyjemnie. Moi rodzice zmarli gdy miałam dziewięć lat. Pogrzeb każdego z nich przeżywałam tak samo, a może nawet z każdym kolejnym coraz gorzej. 
Teraz spoglądam na Federico, jak na człowieka który uczy mnie jak żyć. Zalewa mnie fala złości, którą usiłuję stłumić. Wszystko obraca się przeciwko mnie. Każdy pieprzony szczegół tego życia. Cała firma na mnie liczy. Myślą, że ja to wszystko udźwignę i stanę na czele tego cyrku... Szkoda tylko, że nikt mnie nie spytał o zdanie.  
-Doskonale wiesz, jakie mam nastawienie do tego człowieka, i jeszcze zmuszasz mnie, żebym poszła do jego szpitalnej sali, i spytała jak się czuje albo kto go postrzelił? Ty naprawdę sądzisz, że chcę patrzeć na tego człowieka? - kpię. -Zostawił mi wszystko... Całą firmę i swoje życie przelał na mnie! Nic go nie obchodzi, czy dam sobie radę... 
-Violetta - wzdycha bezradnie - to wciąż twoja jedyna rodzina. Rodziny się nie zostawia - dobrze znam ten proszący wzrok. Patrzy tak na mnie za każdym razem, kiedy wie, że ma rację, a ja w tej chwili nie mam argumentów, aby mu odpowiedzieć... Ale nie tym razem. 
-Nie chcę takiej rodziny, Federico. Skończyło się. On zawsze robił ze mnie najgorszą bratanicę na ziemi... Myślisz że ja chciałam nią być? Myślisz, że chciałam z nim żyć?! Był potworem! - krzyczę pod wpływem złości, lecz rozglądając się widzę, że przykułam uwagę każdego pracownika. 
Szybko się jednak rozchodzą, gdy obsypuję ich morderczym spojrzeniem. Oni zdecydowanie nie chcą mnie na czele tego cyrku. 
-To twoja decyzja, co zrobisz, ale nie możesz lekceważyć faktu, że ktoś chciał zabić Carlosa. 
Po tych słowach szatyn wychodzi, a ja zostaję sama ze swoimi myślami i problemami. Co gdybym faktycznie poszła i zrobiła to czego chciał Federico? Byłabym spokojniejsza o siebie? A może mój kochany wujek byłby na tyle miły, by nie zdradzić mi ani jednej dwudziestej prawdy o tym, co się właściwie stało. Taka jest jego natura. Kłamie prosto w oczy, a przy tym jeszcze się uśmiecha. Czy kłamstwo naprawdę jest ucieczką od dobra, czy tylko od konsekwencji które trzeba ponieść za cokolwiek, co się zrobiło. A Carlos jest świadom tego, że gdyby się przyznał, już nigdy by mnie nie zobaczył. 


Wściekła przemierzam szerokie, białe korytarze, pełne ludzi ubranych w białe lub niebieskie stroje. Przepycham się, by zrobić to czego ode mnie chcą i wyjść jak najszybciej, nie wpadając w gorsze bagno. Ile osób mnie przekonywało... ile raz zdołałam odmówić... On potrafił przemówić mi do rozsądku. Mogłabym być mu wdzięczna, ale nie jestem. Dlaczego? Nienawidzę swojego wuja i ostatnim czego bym chciała w momencie jego śmierci, to powiedzieć przepraszam. Jego nie stać na to słowo, więc dlaczego miałabym być lepsza? "Bo jesteś córką mężczyzny, który był od niego lepszy i ten człowiek, który jest twoim ojcem na to zasługuje." - przemknęło mi przez myśl. Potrząsnęłam głową, by odrzucić od siebie poczucie winy, które narastało z każdą sekundą. W momencie kiedy zatrzymuję się przed salą Carlosa, czuję się jak wrak człowieka. Patrzę na jego bladą twarz i mam wrażenie, że to ten dzień, w którym zmarł mój ojciec. Tylko, że teraz nie będę rozpaczać, bo tego człowieka nie kocham. Wręcz go nienawidzę. Ale jeśli tak, to dlaczego nie cieszy mnie ten widok? 
Nagle czuję, jak ktoś chwyta mnie za ramię i obraca w swoją stronę. Spotykam się z jego poirytowanym spojrzeniem, ale jednak z nutką współczucia. 
-Nie powinnaś tu być - mówi.
Szkoda, że dopiero teraz to mówisz.
-Mimo wszystko, to moja rodzina - mruczę. -A jeśli on jest w niebezpieczeństwie, to co ze mną? Też jestem zagrożona? 
-Przepraszam - słyszę za swoimi plecami i szybko się odwracam. To pielęgniarka. -Pani jest córką brata pana Browna? 
Kiwam niepewnie głową i zaraz czuję jak Leon łapie mnie za dłoń. Normalnie bym się wyrwała, ale teraz chyba tego potrzebuję. Wsparcia przede wszystkim, a on tu jest i to robi. Za pielęgniarką zauważam także sylwetkę Federico. Mówiłam już, że Pasquarelli zawsze był dla mnie jak najprawdziwszy brat? Uśmiecham się do niego lekko. Szatyn kiwa głową i schodzi z pola widzenia. 
-Tak - mówię wracając do rzeczywistości. Kobieta skina głową i zapisuje coś w dokumentach. -Ale... Coś się stało? 
-Muszę wiedzieć, kogo powiadomić w razie śmierci pacjenta - odpowiada oschle. 
Mój świat się zatrzymuje. Czuję tylko jak Verdas mocniej ściska moją dłoń, po czym obraca mnie do siebie i patrzy mi głęboko w oczy. Ale nie czuję jego kojącego dotyku. Nie zauważam nawet, kiedy pielęgniarka znika z mojego pola widzenia. 
-Co? - wyduszam cicho. 


______________________________________________________
Autorka: Cześć misiaki :* Co tam u was? Jak w szkole i w życiu? U mnie w sumie w porządku, poza tym, że nie mam pojęcia jak wyrobię z szablonami, które mam przygotować i trzema blogami. Ale przecież co to dla mnie c'nie? Wiem wiem, ostatnio mówiłam że dla mnie to nic. Dziwiliście się xD Cóż, teraz to wielka sprawa, bo czasem jest ciężej. 
Nie ma pomysłów. Nie ma weny. 
Ktoś się spodziewał takiego obrotu sprawy? W rozdziale jak i poza nim? :p Cóż... Poza tym na górze planuję jeszcze z dwie/trzy... a może więcej akcji, które powinny ruszyć was za serduszka. Idealny świat Fiolki zaczyna się walić, a za nim idą kłopoty! ^^ 
Jestem wredna i bez serca. Czyż nie? Oczywiście, że tak! 
W ogóle to zaczęłam lubić piosenkę Justina Biebera ale tylko cover! Izi, nie ma się czym martwić. Zachowuję zdrowe zmysły :p W pewnej ich części... Natomiast jak dziś oglądałam film z koleżanką (u niej) to tak palnęłam, że będę studiować psychologię, a potem stwierdziłam, że to i tak się nie stanie sooo... :d Tak, czasem nie myślę nad tym co mówię XD A serio, ktoś chciałby studiować psychologię? Bo to całkiem ciekawe, ale trudne... xx
Well, kończmy tutaj bo notka zaraz bd dłuższa, niż te wypociny na górze :p 
Do następnego miśki! ♥
Hope

+ Link do piosenki (izi, to cover - z resztą bardzo fajny) ... Ale i tak ta notkę zobaczycie dopiero jutro po południu, hihih :* 

8 komentarzy:

  1. Boski...
    Violka uparta jak osioł. Z resztą Leon też hah :)
    Zakupy na imprezkę?

    Fede namówił ja żeby odwiedziła wujaszka. Zrobiła to.
    On umrze? Umrze i zabierze tajemnice do grobu?
    A może wtedy Violka przeczyta resztę informacji z pendrive'a?

    Czekam na next :*
    Buziaczki :* ❤
    Maddy ( kiedyś Królik ) ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Hi Hope! :*
      Dlaczego nic nie mówisz, że nie wróciłam.
      9 dni po publikacji rozdziału. Rekord. Hura...

      Rozdział rozwala. Zawsze ciekawy i chce się czytać. Ah, ten Lajon i Violettka. Ich relacja, no kocham ich. A to tło, akcja, akcja i akcja! Wujaszek w stanie ciężkim w szpitalu. Ho, ho.

      Naprawdę wymiatasz!
      Sorry, że kom taki krótki, ale mam mało pro baterii, soo... musze kończyć.

      Życzę weny i przesyłam miliony buziaków.

      P.S. Oglądam YouTube. Grafika to cudo! ♡

      Melloniasta:*

      Usuń
  3. Świetny , cudowny :***
    Zapraszam do mnie :
    giveyoumeheart.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  4. jak zwykle cudowny nie mogę się doczekać next :)

    OdpowiedzUsuń