14. Został postrzelony.


Czasami jest tak, że wszystko zaczyna tracić swój sens. Świat przewraca się do góry nogami, a my nie potrafimy wrócić do poprzedniego stanu. Co jeśli to faktycznie się dzieje, a ja mam poważne kłopoty? Nigdy nie sądziłam, że człowiek, którego uważałam za nieśmiertelnego będzie w tak krytycznym stanie, że zacznę się bać o swoje życie... O przyszłość.  (autorka: taki wstęp do rozdziału, jest to w pewnym sensie także zaproszenie na kolejne rozdziały ;d) 


Dzień jak co dzień. Wstałam z łóżka, umyłam zęby, zerknęłam do Sophii, która jeszcze smacznie spała - z okazji, że ma długi urlop po wizytach psychologa i odsiadce w szpitalu - po czym w świetnym humorze wyszłam z mieszkania. Szatynce ostatnio zaczęło się poprawiać. Więcej się uśmiecha, więcej je. Zastanawiałam się, czy wpływ na to ma głównie Diego, który regularnie ją odwiedzał. Wydaje mi się, że ostatnio bardzo się polubili, choć nie zauważyłam tego kiedy moja przyjaciółka była jeszcze wesoła i pełna energii. 
Czasami myślę, że żyję jak człowiek niewidomy. Nie dostrzegam tych rzeczy, które potem mają ogromny wpływ na moje otoczenie. Nie widzę ich, bo być może nie chcę, albo nie mam na nie czasu. Kochany wuj Carlos zajmuje całą moją głowę. Boję się, co znowu wymyśli... Co stanie się w nadchodzących dniach. Wciąż nie przejrzałam wszystkich plików, które przegrał mi Hernandez na pendrive'a. Miałam to zrobić, ale obawiam się, że po wszystkim nie będę potrafiła wrócić do tego miejsca, że będę chciała się odciąć. Cóż, jestem nawet tego pewna. Mogę się spodziewać wszystkiego, a tym bardziej nie chcę liczyć, ilu osobom groził szef prywatnej siedziby policyjnej. On nawet nie ma pojęcia, co to znaczy być na jego miejscu! 
Jednak kiedy stoję przy biurku Federico i przeglądam dokumenty sprawy, którą mi przydzielono, nie martwię się o to. Jestem nadzwyczajnie spokojna. Dlaczego? Carlosa nie ma w firmie od samego rana, co powinno mnie niepokoić. Zerkam na zegar zdobiący ścianę naprzeciwko: dwunasta trzydzieści pięć. To źle wróży. Niemal czuję to w kościach. Choć wcale nie chcę. Wzdycham cicho i niechętnie oddalam się od przyjaciela siedzącego na fotelu przed laptopem. Siedzi i wali w tą klawiaturę, jakby zaraz miał być koniec świata. Mam ochotę się roześmiać, jednak tego nie robię. Przechodzę do kuchni, gdzie parzę sobie poranną kawę. Kiedy jest gotowa, chwytam kubek w dłoń i idę do swojego gabinetu. Zamykam się w swoich czterech ścianach ze szkła - taki pomysł naszej Sophii, aby ściany były przezroczyste i każdy mógł się widzieć nawzajem. Ku mojemu zdziwieniu Brown poparł ten pomysł i natychmiast zaczął rozbudowę.
Moją pracę przerywa piosenka i wibracje dochodzące z telefonu leżącego obok. Zrezygnowana zerkam kątem oka na wyświetlacz. Leon Verdas. No ciekawe czego pan spóźnialski chce... Wspominałam, że on też powinien być w pracy jakieś trzydzieści minut temu? Naciskam lekko zieloną słuchawkę i przystawiam telefon do ucha, tymczasem opadając na oparcie fotela. 
-Spóźnienie w pracy to nie szansa na podwyżkę panie Verdas. - rzucam na powitanie, a w odpowiedzi słyszę śmiech szatyna. Lubię jego śmiech. 
-Bardzo zabawne, panno Castillo - mówi. -Słuchaj, jesteś zajęta? 
-Owszem. Pracuję... To jest to coś, co powinieneś robić od - zerkam na godzinę - trzydziestu dwóch minut. 
-Robota nie zając, nie ucieknie. 
-Żebyś się nie zdziwił... - ucinam. -Ale mów od razu, czego chcesz? 
-Sophia ma za niedługo urodziny - oznajmia. -Więc pomyślałem, że możemy zrobić jej imprezę. Jestem właśnie z Mirandą na zakupach, a Diego i Federico przygotują resztę. Chcę żeby fajnie wyszło, dobrze wiesz ile się nacierpiała ostatnio. 
Tak, przypominam sobie jej krzyk i płacz w nocy. W tych momentach stałam przy drzwiach i patrzyłam jak się męczy, gdyż w żadnym wypadku nie mogłam jej pomóc, a kazała do siebie nie podchodzić gdy tak się dzieje. Sprawiało mi to ból, a jej jeszcze większy, kiedy jej to opowiadałam następnego dnia. 
-T..Tak, pamiętam. Ale nie jestem pewna, czy jej się to spodoba. Ona nie ma ostatnio zbyt dobrego humoru na takiego typu zabawy. 
Nie, nie powiedziałam mu o nocnych koszmarach szatynki. Niech zostanie spokojny. 
-A poza tym, czy Miranda nie powinna być teraz w szkole? - zbaczam z tematu. 
-Nie bądź taka - prosi. -Musisz tam po prostu być, okay? Nie proszę cię o nic innego, bo wiem ile masz pracy przez swój urlop. Proszę cię, nie zawiedź mnie, jasne? W innym wypadku sam po ciebie przyjdę, zapakuję w pudło i wywiozę na jej urodziny. 
-To moja przyjaciółka - wzdycham. -Będę. 
-Świetnie. 
-Kiedy zobaczymy się w pracy? Czeka cię papierkowa robota, a czas ucieka. - mówię grzecznie. 
Owszem, cieszę się kiedy z nim rozmawiam.
-Za dwadzieścia minut. 
Po tym czasie Verdas faktycznie pojawia się w sali głównej. Ma na sobie szarą koszulkę z dekoltem w trójkąt, która opina jego tors, i jeansy. Włosy jak zawsze postawione na żelu. Szuka mnie wzrokiem, a kiedy odnajduje od razu, tak jak myślałam, zmierza w moim kierunku z szerokim uśmiechem na ustach. Wita się ze mną całusem w policzek... A tyle razy mu powtarzałam, żeby tego nie robił, bo ktoś sobie coś pomyśli! Ale nie, on wie lepiej. Uparty facet. 
-Co dziś robimy? - pyta wesoło, kiwając do kolegów. 
-Pracujemy - burczę i wciskam mu do rąk plik dokumentów. Mruży oczy. 
-Miałem na myśli przyjemniejsze rzeczy, jak na przykład planowanie imprezy - proponuje, na co przewracam oczyma. -Violetta, od kiedy jesteś taka uparta? Ahh tak... zapomniałem, że od zawsze - ugh, to było niemiłe. Normalnie zwróciłabym mu uwagę. Mimo to odwdzięczam się groźnym spojrzeniem. 
-Odpuść, Verdas. Nic dzisiaj nie zdziałasz.
-Violetta proszę cię! - krzyczy półgłosem. Niechętnie odwracam się do niego, co skutkuje spotkaniem z zielonymi oczyma. W dłoniach mam plik kartek, które przyciskam sobie do brzucha. Muszę się nimi zająć, a to dopiero jedna trzecia z tego ile mam do zrobienia. -Święta się zbliżają. Przecież to niesamowity czas, nie powinnaś sterczeć za tym biurkiem i odmawiać sobie każdej przyjemności. Pewnie nawet nie zauważyłaś, że dzisiaj spadł śnieg. 
-Czepiasz się - zauważam. -Jasne że zauważyłam, że spadł śnieg! - patrzy na mnie wzrokiem mówiącym "czyżby?". Nienawidzę tego wzroku. -No dobra, nie zauważyłam... Ale co to ma do rzeczy? Dobrze wiem, że zbliżają się święta, a z tym coraz więcej pracy. Dlatego ja pytam ciebie... Na co czekasz? 
-Nawet nie licz na to, że pójdzie na te twoje teksty o śniegu i świętach - a przyjaciele jak zwykle pomocni. Nie ma to jak prawdziwy, wspierający bliski. -Też ją przekonywałem rok temu, i jeszcze wcześniej, i wcześniej wcześniej. To po prostu nie działa. Uparta z niej, zapracowana, zgryźliwa kobieta. 
Wymuszam się na ironiczny uśmieszek i na pięcie obracam do Federico, który niestety zaszczycił nas swoją obecnością, a przy okazji coraz bardziej mnie pogrąża. Czy to zły pomysł, żeby teraz zamknąć go, tak na kilka godzin, w piwnicznych celach? Na pewno nie. Szatyn przytula mnie mocno i obejmuje ramieniem. Zawsze tak robi, jak wie, że ma kłopoty. Nie przeszkadza mi jego osoba. 
-Bardzo zabawne, Federico. To po prostu nie czas,  którym chciałabym wspominać piękne rodzinne chwile z bliskimi. Ja nie mam takich wspomnień. Nie potrzebuję... 
-Owszem, potrzebujesz - a Leon i tak się nie podda. -Nie rozumiem dlaczego jesteś taka uparta, to tylko impreza.
-To aż święta - dodaje Federico. 
Rozmowę przerywają wibracje mojego telefonu. Wyciągam go z kieszeni i zerkam na wyświetlacz. Dzwoni jakiś nieznany numer. Zastanawiam się chwilę, aż w końcu naciskam zieloną słuchawkę. 
-Dzień dobry, Violetta Castillo? Rodzina pana Carlosa Browna? - zaczynam się martwić. 
-Tak, to ja. Dlaczego pani pyta? 
Zauważam zaniepokojone spojrzenia kolegów. Coś mi tu nie gra. 
-Pani wujek miał wypadek. 


-Został postrzelony. Pan Carlos ma ogromne szczęście, że przeżył - przyznaje doktor. -Pocisk wymierzony był prosto w serce, lecz jakimś sposobem kula utkwiła w ciele milimetry od serca... Przepraszam - zwraca się do mnie mężczyzna, kiedy spostrzega, że już prawie go nie słucham. To nie tak, że mnie to nie obchodzi, ja po prostu nie mogę wyjść z osłupienia. - mogę wiedzieć, kim dokładnie jest pani dla pana Browna? 
Ten facet chyba sobie jaja robi. Przenikam starszego mężczyznę wzrokiem, który mógłby zabijać. Chyba poczuł się zagrożony, bo dziwnie odwrócił wzrok i skupił się na kartkach. Włosy mężczyzny przerzedzone są siwizną. Domyślam się, że za kilka lat przejdzie na emeryturę. Twarz ma łagodną, a oczy spokojne jak ocean. Nawet nie próbuję się zastanawiać, czy ostatnia osoba z mojej rodziny jest w dobrych rękach. Wierzę w to, jak ślepy, że kiedyś odzyska wzrok. Wiara prowadzi do zgubienia. 
-J..Ja umm... to brat mojej matki. Nie jesteśmy ze sobą szczególnie związani. Pracujemy w jednym miejscu... Umm - naprawdę, nie mam pojęcia co powiedzieć. Tylko dlaczego? - on mnie wychowywał - dodaję po chwili. 
-Rozumiem - oznajmia Knock - bo tak ma na nazwisko - i patrzy na mnie łagodnie. -Ma pani jakąś jeszcze rodzinę, poza wujem? Jacyś kuzyni, dziadkowie? 
-N.. - spuszczam głowę -Nie. Nie mam żadnej rodziny. 
-Przykro mi. 
-Proszę mi powiedzieć...  - wyrywam szybko. -Czy on przeżyje? 
Jestem w strasznym stanie. Niemal dwie godziny temu kłóciłam się z chłopakami, że muszę zająć się pracą, a teraz jestem w szpitalu. W gabinecie lekarza, który opiekuje się moją jedyną rodziną. I to nie tak, że nagle zaczęłam kochać Carlosa, bo to nie prawda. Nigdy nie wybaczę mu tego, co zrobił i co wciąż robi, pomimo krytycznego stanu. Jego interesy trwają nieprzerwanie, a kłamstwa płyną... Jedno za drugim. Nieskończenie. Boję się głównie tego, co zrobię, jeśli on umrze. Po pierwsze, zostanę sama na tym cholernym świecie. Po drugie... Wszystko co jego, stanie się moje. A wtedy już nigdy nie uwolnię się od sieci, w jakiej mnie wychował. W sieci oszczerstw, oszustw i kłamstw.  
Patrzę prosząco na człowieka, którego niebieskie oczy uspokajają moją duszę. Mógłby być moim ojcem, to prawda... Choć musiałby być młodszy o kilka lat. Czy ja szukam nadziei w jego oczach? 
-Chciałbym powiedzieć pani coś dobrego - wzdycha. -Mam tylko chwilowe informacje, które nie mówiąc nic dobrego. Brown jest w stanie krytycznym. To nie była jedna kula, o jednej pani powiedziałem, ale jego ciało otrzymało ich jeszcze trzy. Zraniona została prawa noga, brzuch i ramię. Nawet jeśli ten człowiek przeżyje, jest możliwość, że zostanie na wózku inwalidzkim... 
Wlepiam wzrok w swoje splecione dłonie, ożywiam się dopiero w momencie, kiedy nie słyszę głosu Knocka. 
-Jest pani bardzo zmartwiona. Może zechciałaby pani odpocząć, bądź zobaczyć wujka? Zapewnię wszystko, co będzie potrzebne.. A tak na marginesie, sądzę, że ci dwaj mężczyźni za drzwiami również się niepokoją. 
Zerkam na szklane drzwi, lecz od razu odwracam wzrok. Nie chcę ich litości. Nie potrzebuję jej... 
-Dziękuję panu. 
-Do usług. 

Autorka: Witam kochani! Wow, szybko wyrobiłam się z rozdziałem. Ale to tylko jeden rozdział (pisałam go 2 dni)... A blogów ile? Trzy. Boże, ja naprawdę nie wyrabiam. Staram się pogodzić to wszystko. Raz zajmuję się grafiką, raz oglądam swoje seriale (hej, mi też należy się jakaś przyjemność xd) a w wolnym czasie piszę. Chciałam też poczytać książkę, ale chyba na to też nie znajdę czasu. Proszę nie pytajcie kiedy następny rozdział, bo wtedy jest mi jeszcze ciężej. Wiem, że wy czekacie i czytacie, za co jestem wam ogromnie wdzięczna, ale wiecie... 
Każdy człowiek potrzebuje wytchnienia, zastanowienia. Chcę pisać, chcę tworzyć grafikę, ale czasami naprawdę myślę, że wzięłam sobie za dużo na głowę. Bo to nie "tylko" trzy blogi i szabloniarnia. Dochodzi też moje życie, szkoła, znajomi... No właśnie: szkoła. Tyle się ostatnio dzieje. Organizuję praktycznie większość rzeczy na wigilię klasową *o* występuję w... A z resztą nieważne. Cieszyłam się z tego, ale teraz czuję, że nie chcę chodzić na więcej prób. Zaszły zmiany takie, w których zdałam sobie sprawę, że teraz nikt mnie tam nie potrzebuje, bo przecież dadzą radę beze mnie. Ale serio, tak jest! :x
Nic tylko się zabić... No ale może zarwę choć pół nocki i spróbuję jeszcze coś wyklikać na drugiego bloga. Choć już widzę, jakie to będzie zabawne.. Aż do bólu xD 
...Boże, przepraszam że tak się na to wszystko żalę i wgl. ale wy musicie wiedzieć, że nie jest kolorowo i dlatego rozdziały będą w dużych odstępach, ale się staram dla was! ;*
Czekam na komy <3
Do następnego ♥
Hope

9 komentarzy:

  1. Odpowiedzi

    1. Witaj Hope kwiatuszku Ty mój!

      Kobieto! Tyle blogów + grafika?
      I Ty jeszcze żyjesz?! Podziwiam.
      I tak idzie Ci świetnie.
      Najbardziej lubię ten blog o Lajonettcie. Wiadomka! No i wreszcie pierwsza jestem co za radość.

      Nie wiem jak Ty ale ja jutro planuję dogłębne spotkanie z nauką na... każdy możliwy przedmiot i przelotny romans z książką. Ah, Romeo i Julia, nienawidzę was!

      Moja szkoła to jedna wielka stajni, a klasa to zoo. Dosłownie. To takie pustaki i gwiazdy, że aż strach.
      A Ty też masz tak zjechaną klasę?

      No jak się już tak wyżaliłam to może napiszę co nie co o rozdziale?
      A więc... powala!
      No tutaj miła gatka z Verdasem, a za chwilę boom i szpital. Akcja to Twoje drugie imię!
      Impreza! Ja chcę balangę!
      Jesteś nieobliczania, fascynująca. Chapter świetny, kocham go.
      Ciekawe ile ich planujesz?

      No Hope! Pamiętaj!
      Aby do świąt! Już bliżej niż dalej. W rozdziale pada śnieg, u mnie nic o nim nie słychać, ale czekam na wigilię jak pięciolatka. I nie chodzi o prezenty. Dostałam je już w większości.
      Także trzym się i mnóstwo wolnego czasu życzę! :D
      Xoxo

      Melloniasta :*

      Usuń
  2. Cudny rozdział. Czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny ♡♡♡
    Czekam na next'a :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże jestem pod wielkim wrażeniem tego rozdziału.

    Verdas planuje urodziny dla Sophii.
    Violka nie daj się prosić.
    Nie bądź sztywniara.

    Święta? To słowo nie istnieje w słowniku Vils.
    Ona i święta? Czas spędzany z rodziną?
    Taka jak Carlos? Tez bym podziękowała.

    Został postrzelony...
    Kto? Kiedy? Gdzie? Jak?
    Dlaczego?

    Czekam na kolejne cudooo 😀
    Pozdrawiam Kicałka ❤
    Buziaczki :* ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Jest po prostu zadziwiona ....
    Carlos poszczelony o kurka wodna ..

    Święta ? To nie dla Violetty ...
    Mam nadzieje że uda im się ta impreza z okazji urodzin Step ♥
    Szkoda mi jednak tego Carlosa,
    Nie lubiłam go za bardzo, ale jednak mi go szkoda :(
    Mam tylko jedno pytanie ....
    JAK ? KIEDY ? GDZIE ? DLACZEGO ??

    Życzę weny,
    Pozdrawiam,
    Sysia ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń