12. Nie jesteś nim.

Dedykacja dla Mellon Mell :*

-Włączyć ekran! Wszyscy do sali głównej! - krzyknęłam do pracowników, którzy skinęli głową w odpowiedzi. W firmie było pusto bez Sophii, albo tylko ja miałam takie odczucia. Nikt nie krzątał się przy ekspresie do kawy przez pół godziny, tylko ona tak robiła. Potrafiła stać w jednym miejscu i zrobić espresso całemu zespołowi. 
Wzdrygnęłam się, gdy poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. 
-Violetta - czyli wierny Pasquarelli - nie powinnaś się tak przemęczać. A poza tym, Carlos nigdy nie pozwoli ci zabrać całego zespołu na poszukiwania jednej kobiety. Prędzej wystawiłby cię na szybką śmierć, niż poświęcił tylu ludzi. Dobrze wiesz, zawsze mawia, że w grupie siła, a jeśli nie ma grupy, nie ma siły. - powiedział smętnie, lecz gdy na niego spojrzałam miał pusty wyraz twarzy. 
Katem oka dostrzegłam, że Brown przygląda mi się z ciekawością i zaraz odwraca wzrok. Palant.
-Federico, daj spokój - poprosiłam - to nic takiego. Chcę tylko coś ogłosić. Nie zamierzam ich zabierać ze sobą. Nawet Ciebie. 
-Co? 
Chciałam odejść. Złapał mnie za ramię. 
-Violetta! Powiedz mi, co...
-Nie Federico - pokręciłam głową - pilnowanie mnie to nie twój obowiązek, a twoje życie nie jest do mojego użytku. Tym razem jestem skazana na siebie i dobrze o tym wiesz. Oni tak chcieli, a ja nie zamierzam dać zginąć przyjaciółce. - powiedziałam zdecydowanie. 
Włoch westchnął.
-Leon nigdy się na to nie zgodzi. 
-Nie będzie o tym wiedział. - Rzuciłam przeglądając akta dotyczące mężczyzn, które leżały na biurku Hernandeza. -Nie powiesz mu, Federico. 
-Dlaczego jesteś taka pewna? 
-Bo wolisz mnie puścić, niż zmuszać mnie do nienawidzenia ciebie. Zawsze byliśmy przyjaciółmi, ja wiem, że tego nie zrobisz... choćby z doświadczenia, kochany.
Stanęłam na środku sali przed zgromadzeniem, które się tu utworzyło. Federico z rękami splecionymi na piersi stanął na uboczu i bacznie mnie obserwował. Posłałam mu ciepły uśmiech. Za bardzo się przejmował i tyle. Ku mojemu zdziwieniu, na samym końcu spostrzegłam też wuja, który stał w podobnej pozycji co Włoch. Wzięłam głęboki oddech i w końcu zaczęłam: 
-Pewnie zastanawiacie się skąd to wezwanie. Otóż chodzi o zaginięcie Sophii - wszyscy zaczęli szeptać między sobą - wszyscy dobrze o tym wiecie, więc ja chciałam dodać coś od siebie. Nie będzie mnie w firmie przez kilka dni, dlatego macie podzielić się moimi sprawami dopóki nie wrócę. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze i gdy wrócę, będzie ten porządek co teraz. 
-Chcesz znaleźć Sophię? - spytał ktoś z tyłu. 
-Owszem, dlatego potrzebuję czasu i cierpliwości. 
-Pozwól, Violetto - ten, którego się nie spodziewałam - że zorganizuję ci zespół i potrzebną broń. Będziesz tego potrzebowała. 
-Nie, Carlos - pokręciłam głową - moglibyśmy porozmawiać na osobności? - spytałam. 


-Nie chcę twojego zespołu i broni. - oznajmiłam twardo. 
Carlos usiadł wygodnie na swoi fotelu i potarł brodę palcami. Co prawda miał kilkudniowy zarost, ale no bez przesady! Aż taki wielki to on nie jest, żeby się szczycić zarostem. Wyglądał co najmniej na trzydzieści lat i na tym pozostańmy. Zacisnęłam wargi w cienką linię i wstrzymałam powietrze. Nachyliłam się ku wujowi, opierając dłonie o jego biurko. Zmrużył oczy.
-Myślisz że tego potrzebuję? - zakpiłam -Nie, jeśli zamierzasz mi potem robić wyrzuty, a oboje dobrze wiemy, że do tego dojdzie... szybciej niż później. Zawsze to robisz. Udajesz świętego, a potem zdejmujesz maskę i dochodzi do zdarzenia, które zawsze mam przed oczyma. Żądasz zapłaty za swoje straty. Ale nie tym razem, Carlos... nie tym razem. Teraz działam na własną rękę - oznajmiłam - czy ci się to podoba, czy nie. 
-Nie tym tonem, Violetto. - warknął, kiedy się odsunęłam. 
-A kim ty jesteś? Moim ojcem? - zasyczałam w krzyku -Nigdy nie dorównasz mu do pięt, Carlos, nawet jeśli byliście braćmi. Nie obchodzi mnie to. Nie jesteś nim i nigdy nie będziesz, a ja jestem dorosła... I dlatego właśnie nie masz prawa mówić mi jak mam żyć! 
-Twój ojciec nie żyje, Violetta! Chcesz czy nie, jestem twoja jedyną rodziną i powinnaś się odnosić do mnie z szacunkiem. - powiedział dumnie. 
Prychnęłam. 
Kątem oka zauważyłam jak Verdas wchodzi do firmy, idzie do Federico, wita się z nim i rozmawiają. Włoch spojrzał w moją stronę. Momentalnie odwróciłam wzrok. Zacisnęłam zęby i milczałam, żeby nie powiedzieć czegoś, czego mogę żałować. Oblałam wuja wściekłym spojrzeniem. 
"Nie licz na szacunek. Nigdy go nie otrzymasz, a na pewno nie z mojej strony" - pomyślałam mierząc go wzrokiem. 
-Mimo wszystko - ciągnął - jesteś moją bratanicą, nie mogę skazać cię na pewną śmierć. 
Akurat, robiłeś to latami. Nie uwierzę, że coś ruszyło cię za serce.
-Dlatego chcę, żebyś wzięła zespół, jeśli chcesz szukać Sophii. Będę pewniejszy, że wrócisz żywa i nie będzie trzeba wyprawiać kolejnego pogrzebu. Oczywiście, jeśli moi ludzie poniosą obrażenia, ty będziesz za to odpowiedzialna. 
Jakże inaczej...
-Wystarczy. - powiedziałam spoglądając ku górze -Nie wezmę zespołu... I jest to moje ostatnie słowo. Nie wiem ile mnie nie będzie. Akcja może trochę potrwać. A teraz wybacz, ale mam do załatwienia wiele spraw. 
Wyszłam nie czekając na odpowiedź. Kiedy drwi się zamknęły, oczy wszystkich były zwrócone w moją stronę. No jasne że słyszeli kłótnię, jakżeby inaczej. Zawsze słyszą tylko to, czego nie trzeba, ale żeby zająć się czymś ważnym to nie! Otoczyłam wszystkich wzrokiem, jako ostatni uzyskał go Leon, niespokojnie stojący przy szatynie, który tylko wzruszył ramionami. 
Błagam Federico... Powiedz, że tego nie zrobiłeś. 
-Rozejść się do swoich spraw!
Rozkaz, ale za to jaki efektowny. Natychmiast wszyscy zaczęli biegać, chodzić między sobą i wypytywać o przeróżne rzeczy. Harmider był cudowny, tym bardziej, że spokojnie mogłam przejść przez ten tłum i zostać niezauważona. A przynajmniej tak mi się wydawało, zanim poczułam czyjąś rękę na przedramieniu. Obróciłam się gwałtownie. Moje oczy spotkały się ze szmaragdowymi. Zacisnęłam wargi. Uścisk trwał. Ludzie biegali, a my w samym środku przedstawienia, patrzący na siebie jak dwa zakazane węże szukające odpowiedzi w swoich oczach. 
-Puść mnie. 
-Gdzie? - jedno pytanie, a postawiło mnie w bardzo irytującej sytuacji. 
-Nie twój interes. - warknęłam. -A teraz mnie puść i wróć do swoich spraw. 
-Violetta, gdzie, do cholery, zamierzasz pójść? 
Odwróciłam wzrok. 
Wyrwałam się i ruszyłam przed siebie. Nie odwróciłam się. Po prostu wyszłam. 
Miałam cholernego pecha. W holu spotkałam Mirandę. Miała na sobie zwiewną białą sukienkę i uśmiech na twarzy. Nie chciałam jej go zabierać. Byłam pewna, że to co usłyszy od Leona wcale jej nie pocieszy. Wszyscy dookoła się martwili, ale po co? Przecież jestem dużą dziewczynką! I potrafię radzić sobie ze złymi panami, którzy krzywdzą moich bliskich. 
-Violetta! - dziewczyna pomachała mi z daleka. 
Dasz radę Vils, nie powiesz jej o niczym.
-Miranda. - uśmiechnęłam się krzywo podchodząc do niej -Jak się masz? 
-Świetnie, własnie wracam ze szkoły. 
Faktycznie, na jej plecach widniał jasny plecak. 
-Dobrze, a po co idziesz na komisariat? - spytałam delikatnie. 
-Chciałam odwiedzić ciebie i Leona. Zawdzięczam wam życie, pamiętasz? - bolało mnie to, jak ona się uśmiechała. Bolało mnie to, że będę musiała zabrać jej ten uśmiech z twarzy. Była taką wesołą i pełną życia dziewczyną. Gdybym nie znała jej historii, nigdy nie domyśliłabym się, ile przeszła. 
Po raz kolejny wykrzywiłam usta w lekkim uśmiechu, by dodać dziewczynie otuchy. 
-Nie musisz dziękować, ale wiesz - obejrzałam się za siebie - chyba nie powinnaś teraz odwiedzać Leona, jest zajęty. 
-Violetta - rzuciła ironicznie - nie mów do mnie jak do małego dziecka. Mam szesnaście lat, pamiętasz? Co się stało? 
Mądra jesteś. Czasami trochę za bardzo...
-Nic. Po prostu czasem wiesz... każdy ma te lepsze i gorsze chwile. Muszę spadać. - ucięłam. 
-Na pewno wszystko dobrze? 
-Mhm. - pokiwałam głową i zniknęłam w korytarzu. 


No daj spokój, Sophia! Musiałaś zostawić coś, co pomoże mi cię uratować. - pomyślałam przeszukując jej rzeczy. Tak, to nie fair, ale ona zginęła a ja muszę ja odnaleźć i nie dać się zabić! 
W jej pokoju panował chaos. Ubrania były porozrzucane po podłogach i ścianach. Kilka wisiało nawet na lustrze i wcale nie były ułożone. Jej rzeczy, zabawki i dokumenty zdobiły biurko, podłogę i kilka innych miejsc, w których wcale nie powinny się znajdować. Siedziałam na jej łóżku i chaotycznie przerzucałam pliki kartek. Z jednej na drugą i z powrotem. To było jak męczarnia. Wydawało mi się, że tracę rozum, a moje szare komórki wszczynają bunt. 
-Cholera! - krzyknęłam w złości, rzucając kolejne kartki na podłogę. 
Ona mnie zabije, jak wróci i zobaczy ten bałagan. 
Westchnęłam ciężko i o ostatku sił podniosłam się z miękkiego materaca. Podeszłam do lustra i zrzuciłam z niego jej ubrania. Ujrzałam siebie. Z workami pod oczyma, zmęczoną twarzą i mizernym wyglądem. Boże, dałabym wszystko, żeby ona tu była i mnie doprowadziła do porządku, ale to mogłam osiągnąć tylko w jednej sposób. Znajdując ją. Z resztą nie było problemu... Chodziło tylko o to jedno pieprzone miejsce. I wszystko byłoby w porządku... 
Nie użalaj się na sobą, Violetta, nie masz na to czasu.
Zrezygnowana postanowiłam trochę ogarnąć ten syf. Wtedy przypomniałam sobie o kartce, którą zostawił porywacz w tamtym domu. Podał adres i godzinę. Spojrzałam na ekran telefonu. 
To dziś. 

Autorka: Witam moje miśki! <3 Boże, nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę, że tak ładnie komentujecie i jesteście aktywni na blogu.. To dla mnie bardzo wiele znaczy, wiecie? Jak chyba dla każdej blogerki.
Jak widać Violka sama chce pójść po przyjaciółkę i tak się zastanawiam, co wybrać. Bo mam dwa pomysły i tak trudno mi się zdecydować. Znaczy pomysły co ma się tam stać XD I jeśli chcecie wiedzieć to od razu powiem, że Verdas jej nie zatrzyma :d Reszty dowiecie się później.
Wgl. staram się dodawać rozdziały co kilka dni, żeby nie było długich odstępów, ale dziwnie się czuję jak nie mam nic na zapas, a tak mam teraz. Kiedy nie mam czasu a pasowałoby dodać rozdział - nie ma go! I jest masakra :x
Bardzo serdecznie was zapraszam w te dwa linki w kolumnie, otóż są to moje dwa pozostałe blogi, na które chyba tez warto zajrzeć :) Jeden również jest o Violetcie, a drugi to już moja fantazja, czyli coś nowego. Myślę, że wam się spodoba wątek miłosny w fantastyce xD
Czekam na wasze opinie!
Trzymajcie się cieplutko :*
Hope

10 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Super rozdział jak zwykle. Nie mogę się doczekać next 😁

      Usuń
  2. Cudo ♡♡♡
    Czekam na next'a :*

    OdpowiedzUsuń
  3. O dżizas ja!
    Wrócę Kochana!
    Idę się otrząsnąć!
    ☆☆☆

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wracam tu, teraz!
      Czołem autorce i wszystkim tu zgromadzonym!
      Mam dobry humor, so... będę pisać komentarz, aż nie zasnę nad telefonem lub nie padnie mi bateria.
      A jak leci życie? Bosz, miałam dziś wywiadówkę. Wychowawca mnie wkurzył... nie lubię go. Oceny znośnie, więc rodzice nie marudzili. Oczywiście dodali te swoje słynne słowa ,,mogło być lepiej'', ale no właśnie nie mogło :D

      Ty chodzący talencie!
      A no i napomknę tylko, iż miałam tu dziś nie wstępować, ale sobie pomyślałam, że zobaczę dla kogo dedykacją, albo zajmę sobie miejsce.
      No i ja tu wpadam, a na mnie taka niespodzianka czeka!
      ☆☆☆ Dedykacja dla Mell ☆☆☆
      Obrosłam w piórka.
      O jeju! U Cb na blogu, dedykacją dla mua to zaszczyt. Podziwiam Twoje pisanie i wszystko inne co wyrabiasz. (czekam na post, piękne są Twoje grafiki♡)

      A propo 12- stki, to dla mnie taka cisza przed burzą. No serio. To dziś. Takie mrożące krew w żyłach ostatnie słowo. Mam nadzieje, że będzie akcja i wreszcie V odnajdzie S albo chociaż dowie się czegoś więcej. Mało L i V razem, ale to nie były okoliczności sprzyjające jakiejś miłej gatce. Może w dalszych rozdziałach to się tam rozwinie.
      Uuu, Carlos od kiedy to on taki miły? A tak, dzień dobroci dla zwierząt. Żal mi go, nie wie nawet jak bardzo jest żałosny. Dobrze, że V nie ciągnie całej hołoty do tej akcji, wystarczył by Fede i Lajon, ale kochana mię chce ich narażać.

      No... rozdział udany (jak każdy).
      Nwm skąd czerpie pomysły, ale ja też tak chcę.
      Idę sprawdzić resztę Twoich blogów.
      A wgl to ledwo otwieram oczy.
      Mam na ósmą do szkoły, na pierwszej znienawidzony angielski, a potem sześć innych, równie nudych lekcji i wyczekiwanie na post na SS. Dzień jak codzień, tyle, ze jutro mam dyskotekę. Nwm czy pójdę.
      A gdy już poznałaś głębiej moje życie i plany na jutro, mogę iść spokojnie spać.
      Tobielizna słodkich snów, niezależnie od tego kiedy to czytasz i udanego dnia!
      No dzięki stokrotne za dedykację. Zapamiętam to sobie.
      Za ewentualne błędy przepraszam, ale jestem na szajsungu ;)
      Moc buziaków.

      Melloniasta:*

      Usuń
  4. Rozdział boski!
    Violka szuka czegoś co mogłoby jej pomóc.
    Carlos chce jej pomóc? Taaa, ale odpowiedzialność poniesie Violetta. No super!
    Ehhhh Verdas. Nic nie poradzisz. Ciężki charakterek.
    Czekam na next
    Pozdrawiam Królik!
    Buziaczki :* ❤ ❤

    Aaaa I tym razem jestem wcześniej heh ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. No to Zajebiście !!
    Mogła by sobie Verdasika do pomocy wziąść i było by zajebiście ♠
    Ale coś czuję że źle się to skończy. Ale są to tylko moje przemyślenia *)
    Leoś tak się stara a mu nie wychodzi . Ehhh ...
    Może potem się uda ^^
    I jeszcze to stracie z Carlosem ....
    Ostro xD

    Weny,
    Sysia ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Dawaj kolejny rozdział! <3
    Bo ten jest wspaniały! ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział jak zwykle 😉. Kiedy będzie next 😁

    OdpowiedzUsuń