02. Przystojny.


-Nie wolałbyś jechać z Sophią? Na pewno byłaby lepszym towarzystwem, niż ja. - rzucam niechętnie, wsiadając do czarnego Audi R8. Samochód jest dla Federico czymś, co uważa za świętość. Nie narzekamy też na wypłaty, więc może się wozić najlepszymi w mieście. Zawsze ceniłam u niego gust co do aut i ubioru. 
Zapinam pasy i raz jeszcze zerkam na szatyna. On jednak nie odpowiada. Zakłada na nos przeciwsłoneczne okulary, wkłada klucze do stacyjki i po chwili uruchamia silnik. Z nim nigdy nie mogłam wdawać się w dyskusje. Dlaczego? Pasquarelli jest jedną z osób, z którą nie warto dyskutować. Nie ważne, czy chodzi o to gdzie pojedziemy i czyim samochodem. On zawsze stawia na swoim. Gdyby tego nie robił, śmiało stwierdziłabym, że go podmienili. 
-Co ci dolega? - słyszę po chwili. 
Odrywam wzrok od szyby samochodu i lekko zdziwiona spoglądam na szatyna. Jest skupiony na drodze, ale dobrze wiem, że uważnie wysłucha każde moje słowo. 
-Miałam dziwny sen. 
-Jaśniej. 
-Szkoda gadać. - urywam. -Po prostu był dziwny i w jakimś minimalnym stopniu, mogłabym stwierdzić, że przerażający. Roiło się w nim od tajemnic. 
-Może powinnaś zapytać Carlosa? - proponuje po chwili Federico. 
Kręcę głową. Nawet przez sekundę nie pomyślałam, żeby pójść z tym do wuja. To zbyt osobiste i zbyt nachalne. Pomyślałby, że mu nie ufam, albo że go coś podejrzewam. W rzeczywistości obie opcje się zgadzają, ale nikt nie powiedział, że on musi o tym wiedzieć. Nie musi i się nie dowie. Mówią, że przyjaciół trzyma się blisko, a wrogów jeszcze bliżej
To wcale nie tak, że Carlos jest moim wrogiem. Bo nie jest. Ale nie ma prawa mówić, że jest moją rodziną. W życiu się do tego nie przyznam. Do każdej innej osoby, ale nie do niego. On tylko kłamie. Łże w żywe oczy, z uśmiechem na ustach. Wspominałam już, że nienawidzę kłamstwa? No właśnie. On jest odwzorowaniem tego, czego ja nienawidzę. 
-Sophia wie? 
-Była przy mnie, kiedy się obudziłam. - oznajmuję, na co szatyn skina głową. -Ona nie wierzy w sny, które mogą mieć związek z rzeczywistością. - dodaję, gdy Federico zatrzymuje się przed jakąś bramą. 
-Bo nigdy tego nie przeżyła. - komentuje zaraz. 
-Dokładnie. 
Biorę głęboki oddech, odpinam pasy i chwytam za klamkę, którą po chwili ciągnę, otwierając tym samym drzwi. Wychodzę z samochodu i zamykam drzwi. otulam wzrokiem cały teren naprzeciwko mnie. Biały, duży dom z ogrodem i srebrna brama z domofonem przy wejściu. Na tyłach posiadłości widzę dwie budy dla psów. Czyli zwierzątka też tu mają. Cudownie. 
Kiedy Federico dzwoni domofonem do domu, ja wyciągam telefon z kieszeni czarnej skóry i odblokowuję ekran - kodem. Już pięć po dwunastej, a jeszcze tyle spraw do załatwienia. Przede wszystkim zdarzyć na przesłuchanie rodziców zaginionej. Dziwi mnie tylko, dlaczego akurat tą sprawę dostałam tylko ja. Zwykle towarzyszył mi Federico, albo Sophia.
-Violetta. 
Szukam wzrokiem szatyna, który jak się okazuje otworzył już bramę i czeka, aż się ruszę, żeby wejść do środka. Uśmiecham się i wchodzę jako pierwsza. Pasquarelli od zawsze był dżentelmenem. Inni mogliby się od niego uczyć. 
-Wiesz co robisz? - pytam, gdy stajemy przed drzwiami wejściowymi. Szatyn posyła mi delikatny uśmiech i kilkakrotnie uderza w drzwi. 
-Ja zawsze wiem co robię, Vils. 
Nie pytam już o nic. Chwilę później drzwi się otwierają, a za nimi stoi kobieta, około czterdziestki. Blondynka. Wysoka i całkiem zgrabna. Zaraz za nią wychodzi mężczyzna - pewnie małżonek - widać że z dwa lata starszy. Na moje oko. Razem wyglądają na szczęśliwe, kochające się małżeństwo. 
-Wejdźcie. - kobieta gestem ręki nakazuje nam wejść do środka. Przekraczamy próg, a ona zamyka za nami drzwi. Dom z wewnątrz jest bardzo ładny. Królujące kolory to zdecydowanie beżowy, biały i ciemny brąz. Widać, że ta rodzina stawia na klasykę. 
-Proszę do salonu. Napiją się państwo czegoś? - odzywa się po chwili blondynka. 
-Dziękujemy. 
-Dobrze. 
Do salonu przechodzimy w ciszy. Nigdy nie lubiłam wizyt domowych. Zawsze jest tak niezręcznie i cicho. Nikt nie wie co powiedzieć, żeby nie wypaść głupio, albo kogoś nie urazić. Tutaj liczy się takt i zdecydowanie. Nie możemy pół godziny zastanawiać się, co mamy powiedzieć. To nie profesjonalne. 
Siadamy na brązowej, pikowanej sofie, podczas gdy państwo Corelli zajmują miejsca naprzeciwko. Wspominałam, że znajdują się tu jakieś cztery sofy i dwa fotele przy kominku? Miejsca tu mają tu od cholery. 
-Dobrze. W takim razie, kiedy zauważyli państwo ślady po uderzeniach u dziecka? - pyta Federico, wcześniej podpierając łokcie na kolanach. 
-Kilka dni temu. Był cały posiniaczony i miał rany na brzuchu i policzkach. - wyjaśnia ojciec. 
-Syn powiedział, kto go nęka? 
-Nie chce nic mówić. Kyle zwykle unika tego tematu. Gdy zaczynamy o coś pytać odchodzi i zamyka się w swoim pokoju. 
-Violetta, może ty z nim porozmawiasz? Zawsze miałaś podejście do dzieci. 
-Oczywiście. - zgadzam się po chwili. 


Siedzę przy biurku Diego i razem myślimy nad moją sprawą. Skoro nie przydzielono mi nikogo do pomocy, to mogę skorzystać z tej, którą proponuje mi Hernandez. Lecz praca papierkowa nigdy nie interesowała mnie na tyle, żebym siedziała przy tym godzinami. Federico krąży gdzieś po firmie i z jakąś nową dziewczyną omawia szczegóły jego sprawy. 
Swoją drogą, ten chłopak z którym rozmawiałam okazał się całkiem otwarty. Po prostu nie chciał zadręczać rodziców swoimi problemami i prześladowaniem. Nastolatek faktycznie miał ślady pobicia i wspominał o groźbach, ale nie powiedział dokładnie kto mu to zrobił. Opisał mi tylko niektóre szczegóły wyglądu mężczyzny - bo zawsze za czymś musi stać jakiś mężczyzna - a na koniec dodał, że więcej nie pamięta. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że nie powiedział mi wszystkiego. Boi się? Możliwe. 
Nawet nie zauważyłam, kiedy obok mnie usiadła Sophia. Przed sobą zauważam szkło napełnione wodą z cytryną. Uśmiecham się wdzięcznie do przyjaciółki, lecz zaraz wracam wzrokiem do akt, które muszę przejrzeć. 
-Dużo masz roboty? - słyszę po chwili. 
Chichoczę cicho i kręcę głową z dezaprobatą. 
-Trochę. - rzucam. -A ty co, już skończyłaś? - kątem oka zauważam, jak Casta wzrusza ramionami. 
-Dzisiaj skończyła szybko, bo nie miała nic do roboty, a jutro będzie chodzić i marudzić. - odzywa się, milczący do tej pory Diego. 
Sophia trąca go łokciem, na co brunet cicho się śmieje. 
-To nie jest śmieszne. - dodaje szatynka. -To kiedy kończysz?
-Zaplanowałaś coś? - mruczę pod nosem i nie odrywając wzroku od dokumentów, chwytam za szklankę i przysuwam sobie ją do ust. 
-Tak jakby. 
Zerkam na nią i unoszę brew. Diego za to udaje, że nic nie słyszy. 
-Chyba zgodzisz się na imprezę z przyjaciółką, no nie? - kręcę głową, chichocząc i wracam do przeglądania akt. 
Imprezy z Sophią w roli głównej wyglądają mniej więcej tak: wejście, napicie się, wyrwanie faceta, zostawienie go na pastwę losu i wyjście. Ona uwielbia takie gierki, a ja za tym nie przepadam. No ale jak to mówią, przeciwieństwa się przyciągają. 
-Diego, zgodzisz się towarzyszyć nam w tą piękną noc? - pytam przesłodzonym głosem, na co brunet szeroko się uśmiecha. 
-Z przyjemnością, Vilu. 
-Dobra, to ja lecę się szykować! - krzyczy Casta, zabiera swoje rzeczy i wychodzi z biura. 
Mogłam się tego spodziewać. Inna reakcja nie wchodzi w grę. 
-Nie masz ochoty na imprezę. 
Zerkam na bruneta. 
-Nie dziś. 
-Widać to na kilometr. - oznajmia, a ja tylko wzruszam ramionami. 
-Nic nie poradzę, jak ona coś wymyśli to nie ma zmiłuj. 


-Diego. - trącam go lekko, co przyciąga jego uwagę. -Co to za facet? 
Kilka minut temu próg biura przekroczył wysoki szatyn. Włosy postawione na żelu, idealnie ułożone. Czarna koszulka opina jego tors, który swoją drogą jest całkiem pokaźny, a czarna skóra przypomina tą ze snu. A może tylko mi się wydaje? Wiem jedno. Ten facet jest przystojny. Choć nie, wiem coś jeszcze. Każdy przystojny mężczyzna jest też zakłamanym mężczyzną. Nie ma wyjątków. Nie ma ideałów. Każdy ma jakieś wady, a ja mam to szczęście widzieć więcej, niż bym chciała. 
Szatyn kręci się chwilę po piętrze, lecz zaraz wychodzi do niego Carlos. Witają się i zaczynają rozmowę. Dlaczego mi się to nie podoba? 
-Chodzi ci o tego, który rozmawia teraz z twoim wujem? - dopytuje Hernandez, a ja gromię go wzrokiem. Nie lubię, jak ktoś tak mówi o Carlosie. Tak, czyli jakby był moją rodziną. Nigdy nie chciałam, żeby nią był. 
-Mów. - nalegam, bacznie obserwując Brown'a i tego nowego. 
-Daj mi moment. - rzuca brunet i od razu wyszukuje w komputerze informacje na jego temat. Tym razem nie pojawiają się one na ekranie ściennym - tak dzieje się tylko wtedy, kiedy Diego tego chce. 
-To moja droga jest Leon Verdas i wygląda na to, że ma szansę zdobyć tutaj robotę. 
-Co? - piszczę cicho. 

Witam moich kochanych czytelników :* Cieszę się, że całkiem pozytywnie odebraliście tą historię, bo pewnie będzie ona dość długa zwracając uwagę na to, że mam na nią 1 000 000 pomysłów ♥ No i mam w sumie rozdziały na zapas więc nie muszę się niczym martwić. Ten rozdział jest taki... Nijaki. Ale mimo wszystko wam może się spodoba. I wiecie co mnie trochę martwi? Ilość komentarzy pod rozdziałami... I to, że jak się zajmuje miejsca to przynajmniej się pamięta, żeby wracać :/ (bez urazy) Bo chodzi o to.. Ja piszę dla siebie, ale też dla was i dlatego oczekuję trochę docenienia mojej pracy. 
10 komentarzy = 03. Lunch

Do następnego :*
Hope

9 komentarzy:

  1. Kochana rozdział cudowny i nie zwracaj uwagi na ilość komentarzy. Nie każdy ma czas, niektórzy nie wiedzą co napisać albo wiele innych rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha zapomniałaś sobie o mnie ? O tej cudownej Emily, która zawsze wraca ? ( z tym drugim, hahaha ) Pff..


    #MiejsceDlaZawszeSpóźnialskiejEmily

    OdpowiedzUsuń
  3. Super i nie mogę się doczekać nexta
    Leon ma szansę zdobyć pracę tam gdzie Vilu ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajebisty! Cudeńko. ♡ ♥ ♡
    I mamy Lajona! Ojjj!
    Czekam na next :-)

    Pozdrawiam Królik! Buziaczki :* ❤ ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Widziałam zwiastun TVD7 i dupnie, że nie ma Eleny ;(
    A tak wgl to wrócę jak dostanę 5 z polskiego, więc troszkę poczekasz ;(
    O, i pragnę miejsca <333

    OdpowiedzUsuń
  6. Miejsce będzie :*
    I czekam na twoją 5 z polskiego i komentarz ♥

    OdpowiedzUsuń