05. PS. Fajne kapcie


Wychodzę ze szkoły i automatycznie obezwładnia mnie dziwne poczucie deja vu, a także zapach dumy papierosowego. Na parkingu już nikogo nie ma. Cholera jasna. Sięgam po telefon i odczytuję kolejno dziesięć wiadomości od brata. Czekał na mnie dwadzieścia minut, poza tym mam też osiem nieodebranych połączeń. Że też musiałam pójść do tej biblioteki.
- Cholera jasna.
Piszę do Doma wiadomość, z prośbą o powrót na szkolny parking w trybie natychmiastowym i chowam telefon do kieszeni, po czym nagle dociera do mnie, że skoro nikogo tu nie ma, to nie powinnam czuć dymu. Zwłaszcza nie takiego specyficznego. Obracam się za siebie i moje serce niemalże zatrzymuje swoja pracę. Mrużę oczy w złości.
Ten człowiek mnie prześladuje, odkąd skończyłam osiemnaste urodziny. Przypadek?
Proszę, niech to będzie cholerny przypadek.
- Wygląda na to, że zostałaś osamotniona i w dodatku bez transportu do domu.
Przewracam oczami.
- Słuchaj, skoro już tu jesteś i bezczelnie palisz papierosa. – Który swoją drogą dziwnie dobrze przy nim wygląda. Ten dym unoszący się przed jego ciemnymi włosami również. – To pogadamy. Przynajmniej dopóki brat po mnie nie przyjedzie.
Silas uśmiecha się arogancko.
- Rozmawiałem z nim, miał jechać pomagać ojcu w kancelarii. Myślisz, że będzie z niego dobry prawnik?
Krzywię się.
- Nie twój biznes – ucinam, wzbiera się we mnie złość. – Nie wiem dlaczego, ani po co, ale łazisz za mną i obserwujesz mnie. Wkurza mnie to. Mogę znać powód twojego dziwnego zachowania? I co ty tu w ogóle robisz?
- Gdzie co robię? – Silas rzuca peta na chodnik, przydeptuje go butem i opiera się o ściany szkoły.
- Tutaj.
- Stoję, rozmawiam z Tobą, dbam o twoje bezpieczeństwo – odpowiada spokojnie.
- Jestem całkowicie bezpieczna, nie potrzebuję kolejnego cholernego rycerza na białym koniu. Mam ich serdecznie dość, więc z łaski swojej odpieprz się ode mnie, nie chodź za mną i nie patrz tak na mnie. I tak na marginesie: miałam na myśli Nowy Orlean. Chociaż w sumie, mam to gdzieś – kwituję ze złością.
Czarnowłosy przygląda mi się z niekrytym zaciekawieniem. Widzę jak jego klatka piersiowa unosi się i opada. Czy nim w ogóle władają jakieś emocje? Ah, zapomniałam. Takie dupki jak on nie mają uczuć.
I nie mam pojęcia dlaczego już mam go za dupka. Po prostu tak przeczuwam. Intuicja. Moja intuicja rzadko się myli, a ja jej zwykle ufam. W osiemdziesięciu procentach.
Chłopak kręci głową z tym bezczelnym, cóż, seksownym uśmiechem. Mi w każdym razie nie jest do śmiechu jak ten uśmiech znika i pojawia się poważna mina. Nie lubię takich. Zwiastują kłopoty.
- Ja mam na ciebie nie patrzeć?
Unoszę brew.
- Właśnie tak!
- Czyli jak? – Nie odpowiadam. Niech się wypcha tym swoim uśmiechem. – Eleno. Wiem, że masz mnóstwo pytań, nie udawaj, że jesteś obrażona.
Oddycham głęboko.
- Właściwie, zanim odejdę, mam jedno pytanie. – Gdy się odwracam, Silas stoi za mną sztywno ale swobodnie. Przechyla głowę jak kot, gdy się na czymś skupia. I wbija we mnie to niekończące się spojrzenie. Koncentruje się na oczach, widzę w nich swoje odbicie. – Dlaczego nie pozwoliłeś mi wtedy umrzeć?
Jego twarz tężeje, wzrok traci skupienie, jednak nie odwraca się ode mnie. To pytanie wybija go z pantałyku, a ja nie zamierzam ustępować. Chciał, bym zadawała pytania. Póki co, jedno mi wystarczy.
- Skąd wiesz, że to ja?
- Nie rób ze mnie idiotki – syczę. – Kogoś, kto uratował ci życie, chociaż powinnaś umrzeć, nie można tak po prostu zapomnieć. Rozpoznałabym cię wszędzie. Twoje oczy i głos. Oświeciło mnie, kiedy przedstawiłeś się na moich urodzinach.
- Przestraszyłaś się?
- Odczułam silną potrzebę napicia się alkoholu – odpowiadam zgodnie z prawdą, co delikatnie go rozbawia. – Powinnam się bać?
Silas zaciska usta w cienką linię. Zdaję się, że oboje znamy odpowiedź.
Mówiłam. Moja intuicja jest cudowna.
- Odpowiesz?
- Mówiłem już, dbam o twoje bezpieczeństwo. Więcej nie musisz wiedzieć.
Chłopak się porusza, odpycha od ściany i zmierza w kierunku parkingu. Zgaduję, że nie planuje podrzucić mnie do domu. Mógłby chociaż zaproponować, żebym mogła odmówić. Przechodzi obok mnie jak gdyby nigdy nic, jakby w ogóle nie zachowywał się jak pieprzony kosmita od samiutkiego rana! Jego chyba Bóg opuścił gdzieś po drodze do Nowego Orleanu. Albo tylko ja mam takie wrażenie.
- Chyba sobie żartujesz – kwituję na koniec, co nie okazuje się całkowitym końcem, gdy chłopak się zatrzymuje i powoli do mnie odwraca.
Dobra, cofam to, idź już sobie.
- Chciałbym żartować, Eleno.
- Przed czym miałbyś mnie niby chronić? – pytam zażenowana całą sytuacją, to jakiś cholerny paradoks i pomyłka, którą to właśnie ON wprowadził w moje życie. – Chciałabym tylko zauważyć fakt, że moje życie zaczęło się pieprzyć, odkąd ty się w nim pojawiłeś. Chcę, żebyś zniknął. Nie potrzebuję problemów, Silas.
Fajnie by było, jakby jakoś zareagował na moją wypowiedź. A on tylko stoi i patrzy. Patrzy na mnie, oczywiście. Nie potrafię nic wyczytać  jego twarzy, chociaż bardzo się staram. Mam wrażenie, że nas oboje zamurowało na parę dobrych chwil. W końcu kręcę głową, odwracam się i oddycham głęboko, bo ten chłopak to jedna wielka tajemnica. Wyprowadza mnie nie dość, że z równowagi, to wprowadza w stan, w którym sama nie potrafię określić, czego chcę.
Jakby nie patrzeć – jestem mu coś winna. Uratował mi życie. A wolałabym nie musieć wkurzać się na ludzi tam na górze. Tutaj przynajmniej idzie wymyślić ripostę na głupie teksty.
- Możesz chcieć, żebym zniknął z twojego życia i jeśli chcesz, to się usunę. Ale w końcu będziesz mnie potrzebować – odpowiada ochrypłym głosem, spokojny jak jakiś pieprzony wodospad.
Szkoda, że ja nie mam nad sobą takiej kontroli.
Obracam się do niego poirytowana.
- Jeśli coś się dzieje, zwracam się z prośbą o pomoc do przyjaciół. Nie znasz mnie, a ja nie znam ciebie. Niech tak zostanie, Silas.
Nagle telefon wibruje mi w kieszeni, rozlega się typowy dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyciągam urządzenie z kieszeni spodni, odblokowuję i czytam wiadomość od brata.

„Nie dam rady przyjechać, El. Mogłaś się pospieszyć jak prosiłem, muszę pomagać ojcu.
 Jutro weź swoje auto, nie po to rodzice je kupili, żeby stało w garażu.”

Cudownie. Mam ochotę rzucić telefonem o bruk i patrzeć, jak rozpada się na kawałki. Jestem zdrowo popieprzona i wcale nie jest mi z tym dobrze. Biorę głęboki oddech, po czym chowam komórkę do kieszeni i odruchowo zerkam na Silasa. Przygląda mi się wyczekująco, jakbym co najmniej miała go czymś oświecić. To się zdziwi.
- Odwiozę cię do domu – oznajmia i idzie na szkolny parking.
- Nie spytasz, czy tego chcę?
- Gdybym spytał, odmówiłabyś – rzuca szybko. – Pospiesz się, nie mam całego dnia.
Zatrzymuje się przy czarnym Mercedesie, którego wcześniej nie zauważyłam na parkingu i gdy podchodzę do samochodu, otwiera mi drzwi od strony pasażera. Dziwnie się czuję, przecież się nie znamy, a on ot tak chce odwieźć mnie do domu. Czy mu ufam? Uratował mi życie, ale wciąż jest dla mnie zagadką, więc nie wiem, co właściwie czuję.
Silas bez słowa zajmuje miejsce kierowcy i po raz pierwszy chyba mam wrażenie, jakby kompletnie nie zwracał na mnie uwagi. Nie patrzy, nic nie mówi, nawet się nie odzywa. Cóż, sama tego chciałam. Chciałam, żeby się ode mnie odpieprzył, ale z drugiej strony - ma przyjemny głos, trochę ochrypły, trochę pewny siebie, odrobinę seksowny.
Zakazany, w pewien sposób.
A kobiety przecież zawsze pragną tego, co zakazane.
Na pierwszy rzut oka Silas różni się od pozostałych chłopaków, chociażby moich przyjaciół. Nie dziwię się, że Camila się nim zainteresowała, a on nią – też jest piękna, na swój pokręcony sposób. Skupia się na drodze, jakby od tego zależało jego życie, chociaż nie wygląda na takiego, który się o swoje życie martwi. Automatycznie, jakby to po prostu czuł, zmienia biegi raz po raz. Nie da się ukryć, jeździ szybciej niż mój brat, ale też równie dobrze prowadzi samochód.
Cały czas jazdy mija mi jakby w przeciągu sekund. Orientuję się, że jesteśmy na miejscu, dopiero, gdy Silas zatrzymuje się przed moim domem. I dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nawet nie pytał o adres. Mam mętlik w głowie, jakąś walkę, którą toczę sama ze sobą.
- Uszanuję twoją decyzję i usunę się. Masz prawo być przestraszona i mi nie ufać. – Milczy przez chwilę. – Uratowałem cię tego dnia, bo szkoda byłoby, gdybyś zmarła w przeddzień twoich urodzin. – Uśmiecha się, gdy budzi się we mnie irytacja. – I współczuję ci. – Marszczę brwi, słysząc te słowa. Nie do końca wiem, o co może mu chodzić. – Mam na myśli Aarona. Nikt nie powinien w życiu nikogo tak skrzywdzić. Wierzę, że dostanie za swoje.
On to dopiero potrafi wprowadzić w zakłopotanie.
- Po co mi to wszystko mówisz?
- Nie musisz się mnie bać, Elena.
Oddycham płytko, szybko, gdy jego niebieskie oczy wiercą dziurę w mojej duszy. Nie rozumiem, dlaczego tak zależy mu na moim zaufaniu i jeszcze bardziej nie rozumiem tego, jak ten chłopak oddziałuje na kobiety. Muszę się stąd ulotnić. Uwolnić od niego i najlepiej przez następne stulecie – nie zbliżać.
- Dzięki za podwózkę.
No i uciekłam.
Szybkim krokiem, niemalże biegiem dostałam się do drzwi wejściowych własnego domu i odwróciłam dopiero, gdy czarny Mercedes ruszył sprzed mojego domu. „Nie bój się, Elena” – takie słowa zawsze wywołują we mnie strach. I kiedy ktoś usilnie chce, bym tego nie robiła, i tak to zrobię.
Otwieram drzwi wejściowe wciąż oglądając się za siebie. Normalnie tego nie robię, ale co poradzę, że koleś mnie przeraża. Jeszcze nie wiem w jakim stopniu i czy w dobrym czy w złym znaczeniu tego słowa, ale… jest właściwie jakieś dobre znaczenie tego słowa? Nie ważne. Przeczesuję swoje ciemne włosy, gdy zrzucam z pleców torbę z książkami prosto na podłogę i zerkam w lustro w holu. ujdzie w tłumie. Przecież nigdzie się już dziś nie ruszam. Zrzucam z nóg też buty i ubieram swoje wygodne kapcie w kształcie baranów. Miały być dla Dominica, bo jako mój brat, jest do nich podobny, ale są ciepłe, więc je chętnie przygarnęłam.
Marzę o kawie, chipsach i jakiejś beznadziejnej komedii romantycznej – myślę, wychodząc z holu i na widok oblężonego moimi znajomymi salonu, mam ochotę szybko się ewakuować. Wszystkie moje plany właśnie wziął szlak. Jeśli dobrze liczę, pięć osób zajmuje kanapę, dwie pozostałe fotele. Jest wśród nich moja matka.
Czuję się zdradzona przez własną rodzicielkę.
W każdym razie, ten widok nieco wyprowadza mnie z równowagi psychicznej, której w sumie i tak nie posiadałam od spotkania z Silasem. Dlaczego moja matka pije kawę z Deanem? Krzywię się w niesmaku. Ręce mi opadły. To chyba z bezsilności i rozczarowania dzisiejszym dniem. Świat nie chce dać mi spokoju. Co ja takiego złego mu zrobiłam?
Veronica i Charles zauważają mnie jako pierwsi i od razu słyszę swoje imię.
- Elena!
Moje uszy.
- To chyba nie powinna być niespodzianka. Poniekąd tu mieszkam – zauważam kąśliwie. Nie mam nastroju na głupie żarty i zbiegowiska w moim salonie. Potrafię myśleć tylko o tym, co powiedział Silas i o tym, jak bardzo mnie wkurza swoim głupim zachowaniem. Widok Camili nie pomaga.
A ona co tu, do cholery, robi?
Lubię ją, no ale bez przesady. Zachowajmy jakieś granice rozsądku.
- Czekaliśmy na ciebie, kochanie – uświadamia mnie rodzicielka, wstając ze skórzanego fotela i podchodzi do mnie powoli. – Kto cię przywiózł? Dominic pisał, że nie da rady po ciebie przyjechać.
Mam ochotę powiedzieć, że znajomy ze szkoły, ale na miejscu są wszyscy poza Silasem. Zerkam na Camilę, a potem na Deana i w końcu gryzę się w język. Nie potrzebne mi kolejne problemy. To chłopak Camili, zamknij więc japę, Elena.
- Taksówka. Jestem głodna, ale najpierw chciałabym wiedzieć, co wy tu wszyscy robicie? – zwracam się bezpośrednio do przyjaciół, i tych, co nimi nie są.
- Zrobię ci coś do jedzenia.
Mama ulatnia się do kuchni.
- Czekamy na ciebie i Dominica – odpowiada Charles beznamiętnie.
- Po co?
- Nie pamięta – rzuca, jakby do siebie Lucas.
Co miałam pamiętać?
Kręcę głową.
- Masz godzinę i wyjeżdżamy. Dziś piątek, śpiąca królewno. Dominic twierdzi, że przekazywał ci informację – tłumaczy mi spokojnie Veronica, trzymając w rękach jeszcze ciepłą herbatę.
- Aha – przyjmuję te wiadomości. Taa, Dominic chyba coś wspominał. – Tak, mówił mi. Wybaczcie, zapomniałam. Kto właściwie ma kierować? Nie widziałam żadnego auta na podjeździe.
Camila nagle uśmiecha się zwycięsko, jakby wygrała coś na loterii, albo nagle poczuła się potrzebna. Dean rozwala się na kanapie, jakby co najmniej nie siedział na niej z czterema pozostałymi osobami i widzę, że zbiera mu się na śmiech. Niech mi ktoś powie o co chodzi.
- Mój chłopak też jedzie.
Dobrze słyszę?
Camila powiedziała „mój chłopak”.
Niech mnie ktoś zabije. Dopiero co kazałam temu głupkowi trzymać się ode mnie z daleka. Jak miło, że mnie uświadomił o dzisiejszych planach.
- Dominic będzie za niedługo, zbieraj się, księżniczka. PS. Fajne kapcie. 


Szczerze? Nie mam bladego pojęcia, czy ten pomysł z sezonem "ogniskowym" wypali. Jeszcze nie wiem jak w słowa ubrać moje wyobrażenia na temat tego wyjazdu, a raczej ich brak. Przypuszczając, będę improwizować, jak zwykle. Czasem wychodzi. Tymczasem przychodzę do Was z nowym rozdziałem w tą okropną zimę, której całym sercem nienawidzę ♥ Nie lubię zimna, tęsknię za wiosną/latem, gdzie nie trzeba ubierać zimowych kurtek i wyglądać jak Eskimos. W każdym razie - przecież to minie, trzeba tylko poczekać :)) Tak się pocieszę jutro, jak będę opuszczać ciepłe łóżeczko, by udać się do szkoły :// Gadam bez sensu. Jak podoba Wam się postać Silasa, którą udało mi się nieco wykreować w tym rozdziale? Nieco, bo jego charakterystyka będzie bardzo rozbudowana, tak samo Eleny. Póki co jest spokojnie, nie będę się nigdzie z niczym spieszyć. Gdybym się spieszyła, rozdziały byłyby dłuższe, a ja nie chcę chyba nic przyspieszać. Kończę (się też), pozdrawiam! <3Cherry

4 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. no kurde, nie wierzę... w połowie pisania wyłączyła mi się strona i komentarz się usunął :))))
      Cześć, kochana!
      Pomimo niesamowitego wkurzenia z powodu wyżej wymienionego i tak zamierzam napisać komentarz.
      Przepraszam, że wracam po takim czasie. No, ale jestem ^^.
      Rozdział wyszedł Ci dobrze. Widać, że pływasz w tej historii. I to cholernie świetnie pływasz. Nie zapomnij o tym, bo poniżej napiszę coś co mi nie przypasowało, nie bądź na mnie o to zła.
      Czegoś mi brakowało w tym rozdziale. Nie wiem, jakiś większych emocji(?), a Silas (nie pamiętam jakie wcześniej żywiłam do niego uczucia) strasznie mnie podirytował, nawet nie wiem czym.
      Oczywiście rozumiem, że to początki, a z reguły wtedy fabuła dopiero rusza do przodu, ale chciałam napisać Ci o moich odczuciach, nic więcej.
      Elena nie jest sama, ja też zapomniałam XD. I miałam takie "coooo?".
      Dobra skoro był przyjemniejszy przerywnik, wrócę do Silasa.
      Tajemniczy, irytujący, małomówny. Nie wiem jakim nadprzyrodzonym bytem jest, czego chce od protagonistki, ani przed czym chce ją chronić. Podejrzewam jedynie, że będzie grubo i liczę na to, że będzie mnie mniej denerwował. Może się jeszcze do niego przekonam, meh.
      Te kapcie to cudo, też taki chcę, możesz mi je załatwić? Haha, żarcik.
      Jej brat chciał dać jej nauczkę czy coś w tym stylu? Tak myślę.
      Wolę nie wyobrażać sobie swojej reakcji na to, że wracam do domu, chcę odpocząć, a tam grupa przyjaciół (khem, khem, o ile bym miała grupę XD) i mówi mi, że mam chwilę na wyszykowanie się na wyjazd. Plus jeszcze jest gdzieś tam dziwaczna Camila. Hm... Przerąbane.
      Ja lubię zimę, bluzy, swetry to moja miłość.
      Nie "kończ (się też)" mi tutaj, oki?
      Czekam na następny i życzę Ci niekończącej się weny <3
      Tulę,
      Shoshano.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wrócę,jak nadrobię zaległości.

    OdpowiedzUsuń