Wychodzę
ze szkoły i automatycznie obezwładnia mnie dziwne poczucie deja vu, a także zapach dumy papierosowego. Na parkingu już nikogo
nie ma. Cholera jasna. Sięgam po telefon i odczytuję kolejno dziesięć
wiadomości od brata. Czekał na mnie dwadzieścia minut, poza tym mam też osiem
nieodebranych połączeń. Że też musiałam pójść do tej biblioteki.
-
Cholera jasna.
Piszę
do Doma wiadomość, z prośbą o powrót na szkolny parking w trybie
natychmiastowym i chowam telefon do kieszeni, po czym nagle dociera do mnie, że
skoro nikogo tu nie ma, to nie powinnam czuć dymu. Zwłaszcza nie takiego
specyficznego. Obracam się za siebie i moje serce niemalże zatrzymuje swoja
pracę. Mrużę oczy w złości.
Ten
człowiek mnie prześladuje, odkąd skończyłam osiemnaste urodziny. Przypadek?
Proszę,
niech to będzie cholerny przypadek.
-
Wygląda na to, że zostałaś osamotniona i w dodatku bez transportu do domu.
Przewracam
oczami.
-
Słuchaj, skoro już tu jesteś i bezczelnie palisz papierosa. – Który swoją drogą
dziwnie dobrze przy nim wygląda. Ten dym unoszący się przed jego ciemnymi
włosami również. – To pogadamy. Przynajmniej dopóki brat po mnie nie
przyjedzie.
Silas
uśmiecha się arogancko.
-
Rozmawiałem z nim, miał jechać pomagać ojcu w kancelarii. Myślisz, że będzie z
niego dobry prawnik?
Krzywię
się.
-
Gdzie co robię? – Silas rzuca peta na chodnik, przydeptuje go butem i opiera
się o ściany szkoły.
-
Tutaj.
-
Stoję, rozmawiam z Tobą, dbam o twoje bezpieczeństwo – odpowiada spokojnie.
-
Jestem całkowicie bezpieczna, nie potrzebuję kolejnego cholernego rycerza na
białym koniu. Mam ich serdecznie dość, więc z łaski swojej odpieprz się ode mnie,
nie chodź za mną i nie patrz tak na mnie. I tak na marginesie: miałam na myśli
Nowy Orlean. Chociaż w sumie, mam to gdzieś – kwituję ze złością.
Czarnowłosy
przygląda mi się z niekrytym zaciekawieniem. Widzę jak jego klatka piersiowa
unosi się i opada. Czy nim w ogóle władają jakieś emocje? Ah, zapomniałam.
Takie dupki jak on nie mają uczuć.
I
nie mam pojęcia dlaczego już mam go za dupka. Po prostu tak przeczuwam.
Intuicja. Moja intuicja rzadko się myli, a ja jej zwykle ufam. W
osiemdziesięciu procentach.
Chłopak
kręci głową z tym bezczelnym, cóż, seksownym
uśmiechem. Mi w każdym razie nie jest do śmiechu jak ten uśmiech znika i
pojawia się poważna mina. Nie lubię takich. Zwiastują kłopoty.
-
Ja mam na ciebie nie patrzeć?
Unoszę
brew.
-
Właśnie tak!
-
Czyli jak? – Nie odpowiadam. Niech się wypcha tym swoim uśmiechem. – Eleno.
Wiem, że masz mnóstwo pytań, nie udawaj, że jesteś obrażona.
Oddycham
głęboko.
-
Właściwie, zanim odejdę, mam jedno pytanie. – Gdy się odwracam, Silas stoi za
mną sztywno ale swobodnie. Przechyla głowę jak kot, gdy się na czymś skupia. I
wbija we mnie to niekończące się spojrzenie. Koncentruje się na oczach, widzę w
nich swoje odbicie. – Dlaczego nie pozwoliłeś mi wtedy umrzeć?
Jego
twarz tężeje, wzrok traci skupienie, jednak nie odwraca się ode mnie. To
pytanie wybija go z pantałyku, a ja nie zamierzam ustępować. Chciał, bym
zadawała pytania. Póki co, jedno mi wystarczy.
-
Skąd wiesz, że to ja?
-
Nie rób ze mnie idiotki – syczę. – Kogoś, kto uratował ci życie, chociaż
powinnaś umrzeć, nie można tak po prostu zapomnieć. Rozpoznałabym cię wszędzie.
Twoje oczy i głos. Oświeciło mnie, kiedy przedstawiłeś się na moich urodzinach.
-
Przestraszyłaś się?
-
Odczułam silną potrzebę napicia się alkoholu – odpowiadam zgodnie z prawdą, co
delikatnie go rozbawia. – Powinnam się bać?
Silas
zaciska usta w cienką linię. Zdaję się, że oboje znamy odpowiedź.
Mówiłam.
Moja intuicja jest cudowna.
-
Odpowiesz?
-
Mówiłem już, dbam o twoje bezpieczeństwo. Więcej nie musisz wiedzieć.
Chłopak
się porusza, odpycha od ściany i zmierza w kierunku parkingu. Zgaduję, że nie
planuje podrzucić mnie do domu. Mógłby chociaż zaproponować, żebym mogła
odmówić. Przechodzi obok mnie jak gdyby nigdy nic, jakby w ogóle nie zachowywał
się jak pieprzony kosmita od samiutkiego rana! Jego chyba Bóg opuścił gdzieś po
drodze do Nowego Orleanu. Albo tylko ja mam takie wrażenie.
-
Chyba sobie żartujesz – kwituję na koniec, co nie okazuje się całkowitym
końcem, gdy chłopak się zatrzymuje i powoli do mnie odwraca.
Dobra, cofam to,
idź już sobie.
-
Chciałbym żartować, Eleno.
-
Przed czym miałbyś mnie niby chronić? – pytam zażenowana całą sytuacją, to
jakiś cholerny paradoks i pomyłka, którą to właśnie ON wprowadził w moje życie.
– Chciałabym tylko zauważyć fakt, że moje życie zaczęło się pieprzyć, odkąd ty
się w nim pojawiłeś. Chcę, żebyś zniknął. Nie potrzebuję problemów, Silas.
Fajnie
by było, jakby jakoś zareagował na moją wypowiedź. A on tylko stoi i patrzy.
Patrzy na mnie, oczywiście. Nie potrafię nic wyczytać jego twarzy, chociaż bardzo się staram. Mam
wrażenie, że nas oboje zamurowało na parę dobrych chwil. W końcu kręcę głową,
odwracam się i oddycham głęboko, bo ten chłopak to jedna wielka tajemnica.
Wyprowadza mnie nie dość, że z równowagi, to wprowadza w stan, w którym sama
nie potrafię określić, czego chcę.
Jakby
nie patrzeć – jestem mu coś winna. Uratował mi życie. A wolałabym nie musieć
wkurzać się na ludzi tam na górze. Tutaj przynajmniej idzie wymyślić ripostę na
głupie teksty.
-
Możesz chcieć, żebym zniknął z twojego życia i jeśli chcesz, to się usunę. Ale
w końcu będziesz mnie potrzebować – odpowiada ochrypłym głosem, spokojny jak
jakiś pieprzony wodospad.
Szkoda,
że ja nie mam nad sobą takiej kontroli.
Obracam
się do niego poirytowana.
-
Jeśli coś się dzieje, zwracam się z prośbą o pomoc do przyjaciół. Nie znasz
mnie, a ja nie znam ciebie. Niech tak zostanie, Silas.
Nagle
telefon wibruje mi w kieszeni, rozlega się typowy dźwięk przychodzącej
wiadomości. Wyciągam urządzenie z kieszeni spodni, odblokowuję i czytam
wiadomość od brata.
„Nie dam rady
przyjechać, El. Mogłaś się pospieszyć jak prosiłem, muszę pomagać ojcu.
Jutro weź swoje auto, nie po to rodzice je
kupili, żeby stało w garażu.”
Cudownie.
Mam ochotę rzucić telefonem o bruk i patrzeć, jak rozpada się na kawałki.
Jestem zdrowo popieprzona i wcale nie jest mi z tym dobrze. Biorę głęboki
oddech, po czym chowam komórkę do kieszeni i odruchowo zerkam na Silasa. Przygląda
mi się wyczekująco, jakbym co najmniej miała go czymś oświecić. To się zdziwi.
-
Odwiozę cię do domu – oznajmia i idzie na szkolny parking.
-
Nie spytasz, czy tego chcę?
-
Gdybym spytał, odmówiłabyś – rzuca szybko. – Pospiesz się, nie mam całego dnia.
Zatrzymuje
się przy czarnym Mercedesie, którego wcześniej nie zauważyłam na parkingu i gdy
podchodzę do samochodu, otwiera mi drzwi od strony pasażera. Dziwnie się czuję,
przecież się nie znamy, a on ot tak chce odwieźć mnie do domu. Czy mu ufam?
Uratował mi życie, ale wciąż jest dla mnie zagadką, więc nie wiem, co właściwie
czuję.
Silas
bez słowa zajmuje miejsce kierowcy i po raz pierwszy chyba mam wrażenie, jakby
kompletnie nie zwracał na mnie uwagi. Nie patrzy, nic nie mówi, nawet się nie
odzywa. Cóż, sama tego chciałam. Chciałam, żeby się ode mnie odpieprzył, ale z
drugiej strony - ma przyjemny głos, trochę ochrypły, trochę pewny siebie,
odrobinę seksowny.
Zakazany,
w pewien sposób.
A
kobiety przecież zawsze pragną tego, co zakazane.
Na
pierwszy rzut oka Silas różni się od pozostałych chłopaków, chociażby moich
przyjaciół. Nie dziwię się, że Camila się nim zainteresowała, a on nią – też
jest piękna, na swój pokręcony sposób. Skupia się na drodze, jakby od tego
zależało jego życie, chociaż nie wygląda na takiego, który się o swoje życie
martwi. Automatycznie, jakby to po prostu czuł, zmienia biegi raz po raz. Nie
da się ukryć, jeździ szybciej niż mój brat, ale też równie dobrze prowadzi
samochód.
Cały
czas jazdy mija mi jakby w przeciągu sekund. Orientuję się, że jesteśmy na
miejscu, dopiero, gdy Silas zatrzymuje się przed moim domem. I dopiero teraz
zdałam sobie sprawę, że nawet nie pytał o adres. Mam mętlik w głowie, jakąś
walkę, którą toczę sama ze sobą.
-
Uszanuję twoją decyzję i usunę się. Masz prawo być przestraszona i mi nie ufać.
– Milczy przez chwilę. – Uratowałem cię tego dnia, bo szkoda byłoby, gdybyś
zmarła w przeddzień twoich urodzin. – Uśmiecha się, gdy budzi się we mnie
irytacja. – I współczuję ci. – Marszczę brwi, słysząc te słowa. Nie do końca
wiem, o co może mu chodzić. – Mam na myśli Aarona. Nikt nie powinien w życiu
nikogo tak skrzywdzić. Wierzę, że dostanie za swoje.
On
to dopiero potrafi wprowadzić w zakłopotanie.
-
Po co mi to wszystko mówisz?
-
Nie musisz się mnie bać, Elena.
Oddycham
płytko, szybko, gdy jego niebieskie oczy wiercą dziurę w mojej duszy. Nie
rozumiem, dlaczego tak zależy mu na moim zaufaniu i jeszcze bardziej nie
rozumiem tego, jak ten chłopak oddziałuje na kobiety. Muszę się stąd ulotnić.
Uwolnić od niego i najlepiej przez następne stulecie – nie zbliżać.
-
Dzięki za podwózkę.
No
i uciekłam.
Szybkim
krokiem, niemalże biegiem dostałam się do drzwi wejściowych własnego domu i
odwróciłam dopiero, gdy czarny Mercedes ruszył sprzed mojego domu. „Nie bój
się, Elena” – takie słowa zawsze wywołują we mnie strach. I kiedy ktoś usilnie
chce, bym tego nie robiła, i tak to zrobię.
Otwieram
drzwi wejściowe wciąż oglądając się za siebie. Normalnie tego nie robię, ale co
poradzę, że koleś mnie przeraża. Jeszcze nie wiem w jakim stopniu i czy w
dobrym czy w złym znaczeniu tego słowa, ale… jest właściwie jakieś dobre
znaczenie tego słowa? Nie ważne. Przeczesuję swoje ciemne włosy, gdy zrzucam z
pleców torbę z książkami prosto na podłogę i zerkam w lustro w holu. ujdzie w
tłumie. Przecież nigdzie się już dziś nie ruszam. Zrzucam z nóg też buty i
ubieram swoje wygodne kapcie w kształcie baranów. Miały być dla Dominica, bo jako mój brat, jest do nich podobny, ale są ciepłe, więc je chętnie przygarnęłam.
Marzę
o kawie, chipsach i jakiejś beznadziejnej komedii romantycznej – myślę,
wychodząc z holu i na widok oblężonego moimi znajomymi salonu, mam ochotę
szybko się ewakuować. Wszystkie moje plany właśnie wziął szlak. Jeśli dobrze
liczę, pięć osób zajmuje kanapę, dwie pozostałe fotele. Jest wśród nich moja
matka.
Czuję
się zdradzona przez własną rodzicielkę.
W
każdym razie, ten widok nieco wyprowadza mnie z równowagi psychicznej, której w
sumie i tak nie posiadałam od spotkania z Silasem. Dlaczego moja matka pije kawę z Deanem? Krzywię się w niesmaku. Ręce
mi opadły. To chyba z bezsilności i rozczarowania dzisiejszym dniem. Świat nie
chce dać mi spokoju. Co ja takiego złego mu zrobiłam?
Veronica
i Charles zauważają mnie jako pierwsi i od razu słyszę swoje imię.
-
Elena!
Moje
uszy.
-
To chyba nie powinna być niespodzianka. Poniekąd tu mieszkam – zauważam kąśliwie.
Nie mam nastroju na głupie żarty i zbiegowiska w moim salonie. Potrafię myśleć tylko
o tym, co powiedział Silas i o tym, jak bardzo mnie wkurza swoim głupim
zachowaniem. Widok Camili nie pomaga.
A ona co tu, do
cholery, robi?
Lubię
ją, no ale bez przesady. Zachowajmy jakieś granice rozsądku.
-
Czekaliśmy na ciebie, kochanie – uświadamia mnie rodzicielka, wstając ze
skórzanego fotela i podchodzi do mnie powoli. – Kto cię przywiózł? Dominic
pisał, że nie da rady po ciebie przyjechać.
Mam
ochotę powiedzieć, że znajomy ze szkoły, ale na miejscu są wszyscy poza
Silasem. Zerkam na Camilę, a potem na Deana i w końcu gryzę się w język. Nie potrzebne
mi kolejne problemy. To chłopak Camili,
zamknij więc japę, Elena.
-
Taksówka. Jestem głodna, ale najpierw chciałabym wiedzieć, co wy tu wszyscy
robicie? – zwracam się bezpośrednio do przyjaciół, i tych, co nimi nie są.
-
Zrobię ci coś do jedzenia.
Mama
ulatnia się do kuchni.
-
Czekamy na ciebie i Dominica – odpowiada Charles beznamiętnie.
-
Po co?
-
Nie pamięta – rzuca, jakby do siebie Lucas.
Co
miałam pamiętać?
Kręcę głową.
-
Masz godzinę i wyjeżdżamy. Dziś piątek, śpiąca królewno. Dominic twierdzi, że
przekazywał ci informację – tłumaczy mi spokojnie Veronica, trzymając w rękach
jeszcze ciepłą herbatę.
-
Aha – przyjmuję te wiadomości. Taa, Dominic chyba coś wspominał. – Tak, mówił
mi. Wybaczcie, zapomniałam. Kto właściwie ma kierować? Nie widziałam żadnego
auta na podjeździe.
Camila
nagle uśmiecha się zwycięsko, jakby wygrała coś na loterii, albo nagle poczuła
się potrzebna. Dean rozwala się na kanapie, jakby co najmniej nie siedział na
niej z czterema pozostałymi osobami i widzę, że zbiera mu się na śmiech. Niech mi
ktoś powie o co chodzi.
-
Mój chłopak też jedzie.
Dobrze
słyszę?
Camila
powiedziała „mój chłopak”.
Niech
mnie ktoś zabije. Dopiero co kazałam temu głupkowi trzymać się ode mnie z
daleka. Jak miło, że mnie uświadomił o dzisiejszych planach.
-
Dominic będzie za niedługo, zbieraj się, księżniczka. PS. Fajne kapcie.
Szczerze? Nie mam bladego pojęcia, czy ten pomysł z sezonem "ogniskowym" wypali. Jeszcze nie wiem jak w słowa ubrać moje wyobrażenia na temat tego wyjazdu, a raczej ich brak. Przypuszczając, będę improwizować, jak zwykle. Czasem wychodzi. Tymczasem przychodzę do Was z nowym rozdziałem w tą okropną zimę, której całym sercem nienawidzę ♥ Nie lubię zimna, tęsknię za wiosną/latem, gdzie nie trzeba ubierać zimowych kurtek i wyglądać jak Eskimos. W każdym razie - przecież to minie, trzeba tylko poczekać :)) Tak się pocieszę jutro, jak będę opuszczać ciepłe łóżeczko, by udać się do szkoły :// Gadam bez sensu. Jak podoba Wam się postać Silasa, którą udało mi się nieco wykreować w tym rozdziale? Nieco, bo jego charakterystyka będzie bardzo rozbudowana, tak samo Eleny. Póki co jest spokojnie, nie będę się nigdzie z niczym spieszyć. Gdybym się spieszyła, rozdziały byłyby dłuższe, a ja nie chcę chyba nic przyspieszać. Kończę (się też), pozdrawiam! <3Cherry
JA
OdpowiedzUsuńno kurde, nie wierzę... w połowie pisania wyłączyła mi się strona i komentarz się usunął :))))
UsuńCześć, kochana!
Pomimo niesamowitego wkurzenia z powodu wyżej wymienionego i tak zamierzam napisać komentarz.
Przepraszam, że wracam po takim czasie. No, ale jestem ^^.
Rozdział wyszedł Ci dobrze. Widać, że pływasz w tej historii. I to cholernie świetnie pływasz. Nie zapomnij o tym, bo poniżej napiszę coś co mi nie przypasowało, nie bądź na mnie o to zła.
Czegoś mi brakowało w tym rozdziale. Nie wiem, jakiś większych emocji(?), a Silas (nie pamiętam jakie wcześniej żywiłam do niego uczucia) strasznie mnie podirytował, nawet nie wiem czym.
Oczywiście rozumiem, że to początki, a z reguły wtedy fabuła dopiero rusza do przodu, ale chciałam napisać Ci o moich odczuciach, nic więcej.
Elena nie jest sama, ja też zapomniałam XD. I miałam takie "coooo?".
Dobra skoro był przyjemniejszy przerywnik, wrócę do Silasa.
Tajemniczy, irytujący, małomówny. Nie wiem jakim nadprzyrodzonym bytem jest, czego chce od protagonistki, ani przed czym chce ją chronić. Podejrzewam jedynie, że będzie grubo i liczę na to, że będzie mnie mniej denerwował. Może się jeszcze do niego przekonam, meh.
Te kapcie to cudo, też taki chcę, możesz mi je załatwić? Haha, żarcik.
Jej brat chciał dać jej nauczkę czy coś w tym stylu? Tak myślę.
Wolę nie wyobrażać sobie swojej reakcji na to, że wracam do domu, chcę odpocząć, a tam grupa przyjaciół (khem, khem, o ile bym miała grupę XD) i mówi mi, że mam chwilę na wyszykowanie się na wyjazd. Plus jeszcze jest gdzieś tam dziwaczna Camila. Hm... Przerąbane.
Ja lubię zimę, bluzy, swetry to moja miłość.
Nie "kończ (się też)" mi tutaj, oki?
Czekam na następny i życzę Ci niekończącej się weny <3
Tulę,
Shoshano.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWrócę,jak nadrobię zaległości.
OdpowiedzUsuń