01. Nieznajomy i pieprzona szklanka [ROZDZIAŁ TESTOWY]



Myślę, że właściwie zawsze byłam pokręcona, lekko niezrównoważona psychicznie – zawsze lubiłam zabawę. Patrzę na półpełną, lub do połowy pustą – zależy, jak kto spojrzy – butelkę bourbon’u i uśmiecham się sama do siebie. Dlaczego? Bo chce mi się płakać. Dwie cholernie beznadziejne skrajności dopadły mnie na dachu budynku, w którym jutro odbędzie się moja impreza urodzinowa. Przyjaciele więc planują moją osiemnastkę z rozmachem na jakimś wieżowcu, a ja piję w samotności.
Pytanie: dlaczego piję w samotności?
Normalni ludzie nie piją w środku nocy, siedząc na dachu wieżowca, zamiast planować swoje urodziny i może i pić, ale ze znajomymi. Może nawet z chłopakiem.
A, fakt. Dzisiaj go rzuciłam.
Bodajże godzinę temu.
Spoglądam w niemalże czarne niebo okryte milionem gwiazd i myślę, że to wszystko nie ma sensu. Miłość nie ma sensu. Zaufanie nie ma sensu. Związki nie mają sensu. Pieprzenie bez sensu też nie ma sensu, ale to już masło maślane. Ja za to użalam się nad sobą jak jakaś kompletna, skończona idiotka i mam nadzieję, że nikt tego nie zobaczy. Będę trupem, jeśli Dominic tu przyjdzie i zobaczy ten alkohol. No i połowę moich nóg zwisających sobie beztrosko z dachu.
Wzdycham cicho.
Nikt nic nie wie. Jestem z tym sama i tak musi zostać, powtarzam sobie w myślach. Gdyby Dominic się dowiedział. O Boże, nikomu nie życzyłabym śmierci, którą zafundowałby Aaronowi. Kręcę głową, nachodzą mnie przeróżne wizje tego, co zrobiłby z nim mój brat i przeraża mnie to, że zaczyna mi się to podobać.
Czemu gwiazdy są tak piękne, a ludzie tak podli? Nad każdym z nas widnieją te same gwiazdy, śpimy pod jednym niebem, mamy jednego Boga, a jednak jesteśmy tak różni. Są ludzie, którzy oddaliby za ciebie życie, a potem jeszcze się ich za to krzywdzi. Są też ludzie, którzy najchętniej poskakaliby jeszcze po twoim grobie, śpiewając Alleluja i pijąc wódkę jednocześnie, a oni będą mieli lepsze życie, niż ci pierwsi. Jeżeli sprawiedliwość na tym świecie istnieje, chcę ją zobaczyć. Chcę jej doświadczyć, bo już w nią nie wierzę.
Podnoszę się do pozycji siedzącej, łapię ostrożnie butelkę i nalewam sobie trunku do szklanki. Pewnie, że sobie załatwiłam szklankę, jestem na tyle inteligentnym człowiekiem, aby nie pić z butelki, jeśli już muszę pić w samotności. Zawartość szkła szybko opróżniam. Drapie mnie po gardle, po czym czuję przyjemne ciepło. Tak, to był dobry pomysł.
Wcale nie czuję się jak alkoholik. Po prostu alkohol ułatwia myślenie i bycie szczery ze sobą samym. Ludzie lubią się okłamywać, wmawiać sobie inne wersje prawdy, a przecież żadne nie istnieją. Inna wersja prawdy to czyste kłamstwo. Paradoksem jest to, że każdy chce słyszeć tylko prawdę, a zadowoli się byle jakim kłamstwem, bo łatwiej je przyswoić i przyjąć do świadomości. Ja się takim kłamstwem zadowalałam przez miesiące. Byłam tak nimi karmiona, bo były łagodniejsze od prawdy, którą niejeden boi się wyznać.
Słyszę wibracje. Telefon. Ktoś do mnie dzwoni.
Spoglądam na ekran. Veronica.
Odrzucam. Nie chcę z nikim rozmawiać. Nie chcę się nikomu tłumaczyć, dlaczego wybrałam samotność, zamiast przyjść i pozwolić sobie pomóc. Kładę się znowu na zimnej podłodze… chociaż to chyba właściwie jest sufit. Wszystko jedno. Jest zimne. I samotne, jak ja w tą pieprzoną noc. Jedno trzeba przyznać, chociaż alkohol rozgrzewa mnie od środka, chłód rozrywa mi serce na miliony drobnych kawałeczków. Mam nieodpartą ochotę się rozpłakać i pokazać światu, a właściwie samej sobie, że wcale nie jestem taka silna; że mam prawo czuć się źle i trochę się nad sobą poużalać. Ale nie mogę, bo znowu dzwoni ten głupi telefon. Chcę go zrzucić z tego pieprzonego dachu, ale trochę mi go szkoda, więc po prostu po niego sięgam i nie patrząc na ekran, odbieram.
- Nie mam ochoty z nikim rozmawiać – mówię na wstępie. – Odebrałam tylko dlatego, że ten telefon ciągle dzwoni, a mnie to wkurza.
Po drugiej stronie słuchawki słyszę szczery śmiech. Męski. Doznaję kilkusekundowego zawału, po czym odsuwam telefon od ucha i sprawdzam, od kogo właściwie odebrałam połączenie. Chryste. To tylko Charles.
Wszystko jakby po mnie spływa.
- Też miło cię słyszeć, Elena. No tak się składa, że Dominic do mnie dzwonił.
Pięknie.
- Powiedziałeś mu, że nie masz pojęcia kim jestem i jeszcze większego pojęcia nie masz gdzie jestem, prawda?
- Powiedzmy. Powiedziałem, że ode mnie też nie odbierasz telefonu. No, bo nie odbierałaś, do tej pory. Coś się stało? – rozbawiony ton zmienia się w ten, którego nienawidzę. Ten zmartwiony, mówiący tylko o tym, jak bardzo powinnam nie robić niczego złego, chociaż dla ludzi, którym na mnie zależy, a i tak to robię.
A potem mam wyrzuty sumienia.
- Nie, nic – zbywam go na szybko. – Chciałam tylko pobyć sama.
- Zrozumiałem to już po pierwszych kilku słowach – oświadcza przekonująco. Uśmiecham się słabo, patrzę na gwieździste niebo i miasto oblane tysiącem świateł, lamp drogowych i wszystkich spieszących się gdzieś kierowców, przeklinających się nawzajem za nieumiejętność jazdy samochodem. Chyba mam dość. – Widzę, że nie jesteś w nastroju i nie chcesz rozmawiać, ale może chcesz się napić? Chłopaki są u mnie w garażu. Wpadnij, pośmiejesz się trochę. Obiecujemy o nic nie wypytywać.
Chcę się napić?
Patrzę na półpełną butelkę bourbon’u i wzdycham cicho. Chyba nie chcę. Ale niewypytujące, rozbawiające mnie towarzystwo może nie być najgorszym pomysłem. Jest jeszcze jedna kwestia.
- Chłopaki. Znaczy kto dokładnie? – pytam ostrożnie, bez zawahania w głosie.
- Nie ma go, nie martw się.
W tym momencie moje serce się zatrzymuje. Na chwilę, ale jednak.
Skąd on do cholery wie? I dlaczego do mnie dzwoni, skoro o tym wie? Dlaczego skłamał i udawał, że wszystko jest w porządku?
- Wpadaj, Dean chce się z tobą napić… Pamiętaj, obiecałaś nauczyć go tańczyć.
Rozłączam się kompletnie zmieszana emocjonalnie. Ostatnie słowa słyszałam jakby przez mgłę. Co Aaron mu powiedział? Co mógł mu powiedzieć… przecież są pieprzonymi najlepszymi kumplami. Pewnie wszystko, ze szczegółami. Cóż, zakładając, że Charles jest wstawiony, jest szansa, że mi wszystko wyśpiewa, jak na spowiedzi, czyli jak zwykle.
Lekko wkurzona, lekko zadowolona i zdecydowanie odrobinę pijana wstaję z zimnego dachu na proste nogi i schylam się po butelkę alkoholu oraz szklankę. I wtedy dzieje się coś nieprzewidywalnego (jednak przewidywalnego w moim wykonaniu). Potykam się o własną, rozwiązaną sznurówkę. Lepiej? Staję na jeden koniec i ruszam drugą nogą. Gleba gwarantowana. Gorzej, że gleba znajduje się zbyt wiele metrów za daleko.
Spadając, myślę tylko o tym, że właśnie zdradził mnie chłopak, a ja siedziałam na budynku wysokim jak cholera. Wszyscy pomyślą, że wpadłam w depresję tak głęboką jak jakieś morze i postanowiłam się zabić. Co za brednie. O matko. Teraz żałuję tylu rzeczy…
Wiatr bawi się moimi włosami. Chłód tańczy z moim spadającym ciałem. To najdłuższe sekundy w moim życiu tak podejrzewam.
Ale beznadziejna śmierć.
Chyba zmartwychwstanę, jeśli na swoim pogrzebie usłyszę, że zabiłam się przez tego dupka. I zabiję tego, który to powie. A potem dalej stąd skoczę, żeby nie iść siedzieć za tego kogoś. Ambitne pośmiertne plany przed śmiercią wydają się beznadziejnym pomysłem. Takim jak ta śmierć. I pomysł, żeby pić na dachu tego pieprzonego budynku.
Nagle dotykam ziemi i kiedy wiem, że powinnam stracić kontakt z rzeczywistością, wcale go nie tracę. Mam po prostu ciasno zamknięte oczy. Jestem przerażona. Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że wbijam w coś paznokcie i to wcale nie jest twardy beton. I wcale nie leżę na tym betonie nieżywa. Jestem całkiem żywa i twarde jak metal palce mocno obejmują mnie w okolicy żeber, trzymając – cóż, jak dla mnie wysoko – ponad ziemią. Wszystko to uświadamiam sobie trzymając oczy mocno zamknięte. Boję się je otworzyć.
Ale to robię.
Mam przed sobą jasnoniebieskie tęczówki wpatrzone prosto w moje. Ciemne, chyba czarne włosy odsłaniające czoło. Gładką jak stal cerę na pierwszy rzut oka. No i to wkurwione spojrzenie rozpoznam na każdej twarzy. Co zrobiłam złego, że w jego spojrzeniu kryje się tyle nienawiści i zła? Oprócz tego czytam dumę, pewność siebie z jego postawy i wyrazu twarzy.
- Kim ty jesteś? – szepczę.
- Milcz.
Donośny, ale cichy głos. Zdecydowany. Przyprawia mnie o ciarki, dobrze, że mam bluzę i nic nie widać. Dobra. Mógłby mnie już puścić. Skoro jeszcze żyję, muszę iść przesłuchać Charlesa, zanim całkiem się upije i już nic mi nie powie. Tylko jak to powiedzieć temu wariatowi. Kazał mi siedzieć cicho, zwykle się nie słucham, ale coś mi podpowiada, że tym razem powinnam.
- Zamknij oczy.
Zamykam. Wolę nie dyskutować, jeszcze mi coś zrobi. Chociaż jakby to wziąć na logikę, mógłby po prostu pozwolić mi umrzeć, gdyby chciał dla mnie źle, no nie? Nie. Nie wiem. Mam w głowie pustkę i kompletnie nie wiem o czym właśnie myślę. Chciałabym stanąć na nogi. Tak. Chyba właśnie tego bym teraz chciała, a on gdzieś biegnie.
Gdzie on biegnie?
Czuję chłodny powiew wiatru na twarzy i rękach. Ciekawi mnie, czy moje paznokcie wylądowały głęboko w jego skórze, czy nie bardzo. Chyba muszę je skrócić. Mam ochotę sprawdzić, złapałam go chyba gdzieś obok szyi. Nie. Nie odważę się. Nawet oczu się nie odważę otworzyć.
Nagle staje. Przekręca głowę w stronę mojej, która jest trochę niżej. Domyślam się, że mogę otworzyć oczy. Stoimy w jakimś miejscu. Podejrzewam, że podróż trwała jakaś minutę, a on nawet nie dyszy. Przecież biegł! Ja bym chyba zadyszki dostała po takiej trasie.
Właściwie… Jakiej trasie? Gdzie ja właściwie jestem?
Niebieskooki oddycha, jakby nawet roku nie zrobił. Chyba nigdy tak spokojnie nie oddychałam, jak on. Ja jestem wciąż przerażona. Chłopak delikatnie wypuszcza mnie ze swoich objęć. Staję na proste nogi. Dziwne uczucie, ale da się przeżyć.
- Uważaj na siebie – szepcze, po czym znika w mroku.
Przecież ja mam tyle pytań w głowie, a on sobie poszedł. Kompletna porażka.
Rozglądam się wokół. Posesja Charlesa. Słyszę krzyki i głośny śmiech dobiegający do mnie z garażu przyjaciela. Nieznajomego już dawno nie widać, ani śladu po dziwnym zdarzeniu. Tylko ta biedna butelka Bourbon’u tam została. I szklanka.
A pieprzyć tą szklankę. 




^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Witam!
Uwaga, rozdział testowy, bo nie wiem czy Wam się w ogóle spodoba i czy będę chciała to kontynuować, ale na razie mi się podoba. Usunęłam tamten rozdział pierwszy, bo był taki... smutny i jakoś nie miałam naprawdę ochoty ani jakoś weny, żeby się do niego zabrać. Do kontynuacji w sensie. Poza tym mialam problemy zdrowotne i przez co najmniej tydzień, jak nie dłużej, nie było mnie teraz przy komputerze. A to wyżej powstawało z dwa tygodnie XDD 
Nie wiem jak to odbierzecie, wstępnie mi się podoba. Historia obiecuję - będzie ciekawa. A sposób pisania musicie mi napisać, czy Wam się taki podoba, bo to wyłącznie mój humor i taki styl sobie wybrałam... Jakoś tak mnie naszło. I będą wulgaryzmy, bo świat jest popieprzony i wulgarny i ja też będę hahah :D 
Czekam na komentarze, bo pomoga mi zdecydowac co dalej z tym wyżej, gdyż ja sama nie wiem niestety co robić :D 

Kocham, pozdrawiam i przepraszam za nieobecność! ♥
Cherry

2 komentarze:

  1. Aaaa!
    JA. TU. WRÓCĘ.
    Jakoś w tym tygodniu (postaram się) 💕.
    Jak mi serducho wali! Aaaa 🙈

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, kochana!
      Czy jesteś w stanie wybaczyć mi tak ogromną zbrodnię nieskomentowania tak dobrego rozdziału wcześniej? Liczę, że tak :(.
      Zdaję sobie sprawę, że pojawił się drugi rozdział, ale chce komentować na bieżąco, so... Komentuję nie znając treści drugiego rozdziału ^^.
      Powiem tak: WOWOWOWOWOWOWOWOWOW.
      Może jestem głupia, może mam zrytą banię, ale mam nadzieję, że ta historia będzie nawiązywała do wampirów XD. Od razu miałam akie wrażenie, kiedy ten ktosiek ją uratował. No spójrzmy prawdzie w oczy, kto uratowałby dziewczynę spadającą z takiej wysokości hm? No dobra, spiderman... Albo nadprzyrodzeni... Ale ja tam stawiam na wampira, a co tam XD.
      Co do stylu przedstawienia historii, pisania (nie wiem jak to ująć) to BARDZO mi się podoba! Można na maksa wczuć się w wydarzenia. Ma się wrażenie, że powstaje jakas niewidzialna nić porozumienia między bohaterką a czytelnikiem. Przynajmniej tak mi się wydaje.
      Co do samej fabuły. To pierwszy rozdział, nie ukrywajmy, ale szczerze? Zostaję, zostaję, czytam, czytam!
      Lecę do następnego rozdziału.
      Obyś ni ogłupiała po tym komentarzu XD.
      Całuję,
      Shoshano.

      Usuń