04. Morze błędów


Czułam przeogromny ból
Jakiś gorzki smak na suchych ustach
Niepamięć.
I wtedy się obudziłam. Otworzyłam oczy, gwałtownie wdychając powietrze. Zrobiłam to bardzo cicho, bo gdzieś podświadomie wiedziałam, że nie jestem u siebie. Byłam w nieznanym mi miejscu, w nieznanym łóżku i na dodatek wszędzie czułam nieznane mi wcześniej perfumy. Męskie perfumy. Przetarłam delikatnie czoło wierzchem dłoni i z niezłym strachem spojrzałam za swoje plecy. Obok mnie spał mężczyzna, czego domyśliłam się już chwilę wcześniej. Nie byłam tak całkiem zawiedziona, kiedy nawet jego plecy wydawały się w dziwny sposób świetnie zbudowane. Nie miał koszulki, a pod kołdrę bałam się zajrzeć. Oddychał bardzo spokojnie i głęboko. Musiał dalej spać, skoro nie zauważył, że ja się przebudziłam. Nie mogłam nawet zobaczyć jego twarzy, kiedy czarne gęste włosy niewiele mi podpowiadały.
Najpierw wystraszyłam się, że to może Diego. OK, Hernandez może był przystojny, ale przecież nigdy w życiu nie poszłabym do łóżka z przyjacielem. Zauważyłam, że mam na sobie bieliznę i momentalnie się uspokoiłam – trochę. Wciąż nie mogłam sobie przypomnieć gdzie, z kim i co robiłam wczorajszej nocy.
Pierwszą myślą oczywiście było to, żeby zbierać swoje ciuchy i uciekać gdzie pieprz rośnie, najlepiej do domu. Zrezygnowałam, bo i tak nie miałam wiele do stracenia, facet wydawał się przystojny, a ja tak dawno nie budziłam się przy czyimś boku. Na podłodze leżał mój telefon, ubrania były porozwalane po całej sypialni – pięknej sypialni; oblanej ciemną czerwienią, bielą i szarością. W kącie leżała moja wczorajsza sukienka, a przy drzwiach jedna z moich szpilek. Nie mogłam zlokalizować drugiej. Poddałam się, kiedy odezwała się moja komórka i zaczęła gwałtownie wibrować. Sięgnęłam po nią i westchnęłam, odbierając połączenie od Diega. Miałam jeszcze jakieś dwie wiadomości, ale to było moje najmniejsze zmartwienie.
Postanowiłam jednak wyjść z wielkiego łoża, opuścić faceta o przystojnych plecach i zniknąć stąd jak szybko się da. Przyłożyłam więc telefon do ucha i miałam nadzieje, że Diego cokolwiek mi wyjaśni, zanim tamten zacznie się wybudzać ze słodkiego snu.
Wciąż dokuczał mi ból głowy i suchość w gardle. Musiałam przeżyć jeszcze chwilę.
- Violetta – usłyszałam głos zdrajcy, który zostawił mnie samą (na pewno) i pozwolił balować z innymi. Skrzywiłam się, bo brzmiał trzeźwo. – Nareszcie odebrałaś! Gdzie ty, do cholery jasnej, jesteś? Wydzwaniam do ciebie od trzeciej nad ranem.
- Nie wiem gdzie jestem – wyszeptałam, podnosząc sukienkę z podłogi. – Dopiero się obudziłam obok jakiegoś faceta, którego nie znam! Zapłacisz mi za to.
Z trudem włożyłam na siebie sukienkę.
- O czym ty mówisz? U jakiego faceta?
- Fajnie by było, gdybym wiedziała – odparłam cicho, nieco zmieszana. – Jak mogłeś spuścić mnie z oczu?
- Nie sądziłem, że tak mocno się upijesz – zaśmiał się.
Krew we mnie buzowała.
Zabierałam drugi but z podłogi i zupełnie przypadkowo zahaczyłam wzrokiem o twarz mojego towarzysza nocy. Miał przystojne i wyraźne rysy twarzy, pełne usta i cóż, pokaźną sylwetkę. Uspokoiłam się, bo nie był ani trochę podobny do Leona. Przewrócił się na drugi bok i zaczęłam panikować. Czym prędzej wyszłam z jego sypialni i zamknęłam za sobą drzwi najciszej, jak tylko się dało.
Ruszyłam korytarzem do drzwi wyjściowych, a właściwie szukałam ich bardzo namiętnie.
- Vilu, słuchasz mnie jeszcze?
Głos Diega wybił mnie z pantałyku.
- Niestety – odparłam, znajdując wreszcie drzwi.
Dopiero kiedy wyszłam na korytarz, założyłam wysokie szpilki. Niewygodne szpilki.
- Powiedz mi, gdzie jesteś – powiedział spokojnie, ale czułam, że wciąż się śmieje. Rozejrzałam się ostrożnie, ale nie miałam pojęcia, gdzie mogłam być. – Przyjadę po ciebie.
Westchnęłam.
- Nie mam pojęcia gdzie jestem ani nawet jak wyglądam, dlatego możesz się przestraszyć. – Weszłam do windy i wcisnęłam przycisk, który miał sprowadzić mnie na parter, gdziekolwiek byłam. – Gdybyś był tak miły, weź też jakieś tabletki na głowę.
Paul by mnie zamordował, widząc mnie w takim stanie – myślałam, stukając obcasami o podłogę.
Paul nie był teraz ważny. Ważne było to, żeby Hernandez jak najszybciej mnie stąd zabrał.
W recepcji było kilka osób i cholernie się zdziwiłam, słysząc swoje imię od jakiejś dziewczyny. To chyba recepcjonistka. Wyglądała, jakby nie spała dwie noce i potrzebowała mocnej kawy, ale była ładna. Odpowiedziałam grzecznie „dzień dobry” i wyszłam z hotelu, bo to był raczej hotel.
- Jestem przed hotelem „Yassmer”. Przyjedź szybko, bo bardzo źle się czuję.
- Co ty tam robisz? – zdziwił się.
- Chciałabym wiedzieć.
Diego pojawił się przed moimi oczyma kilka minut później. Zaprowadził mnie do samochodu i zamknął nas w środku, po czym podał mi tabletki i czystą wodę. Wzięłam leki na porażający ból głowy, przejrzałam się w lusterku (o dziwo, nie wyglądałam tak źle) i westchnęłam głęboko. Czarnowłosy dał mi czas na wszystko i żebym przede wszystkim doszła do siebie. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co przeżyłam. Z jednej strony była to najbardziej zaskakująca rzecz przez ostatnie dwa lata, ale z drugiej – nie chciałam tego przeżywać. Nie miałam cholernego pojęcia, kto spał obok mnie!
Oparłam łokieć o drzwi samochodu i potarłam czoło dłonią. Wszystko mnie bolało, szczególnie nogi z tych głupich szpilek. Ściągałam je z nóg, gdy Diego postanowił się wreszcie odezwać:
- Jak się czujesz?
Spojrzałam na niego spod byka.
- Zgaduj.
- Dowiemy się, kim był ten facet, z którym spałaś. – Uśmiechnął się.
Zmarszczyłam brwi.
- Ja z nim nie spałam, Diego! Obudziłam się obok niego i byłam ubrana – wspomniałam. – To wszystko twoja wina, bo spuściłeś mnie z oczu, a nie powinieneś! Co ty sobie wyobrażałeś, zabierając mnie na całonocną libację? Że będę grzeczną dziewczynką, bo przez dwa lata nie miałam okazji kosztować alkoholu przez rygor własnego ojca?
Spuścił głowę. Biło od niego niejasne współczucie.
- Nie wiem co sobie wyobrażałem – odpowiedział półgłosem i przeniósł na mnie spojrzenie. – Chciałem dać ci coś, czego nie miałaś przez długi czas i jakoś się odkupić, bo wiem, że mnie nienawidzisz. I tylko pogorszyłem sprawę.
Teraz to mi zrobiło się go żal. Chciał dobrze, a wyszło jak zwykle. „Jak zwykle” to bywa w moim przypadku, coś musiało się spieprzyć. Nie miałam nigdy szczęścia, wciąż go nie miałam i pewnie miało już nie nadejść. Bawiłam się końcówkami swoich włosów. Zapadła cisza, której nie miałam ochoty przerywać.
- Spotkałaś wczoraj Leona.
Wydawało mi się, że źrenice gwałtownie mi się poszerzyły, a żołądek wykonał salto. Był świetnym sportowcem, jeśli wymawiano przy mnie to jedno imię. Spojrzałam totalnie zdziwiona na Hernandeza i wiedziałam, że nie kłamie. Bo patrzył mi centralnie w oczy, ze skwaszoną miną i bólem wyrytym na ustach jak w kamieniu.
Nie wiedziałam, w którym momencie przestałam oddychać.
Oddychaj, idiotko
- Co ty powiedziałeś?
Diego zaczerpnął powietrza.
Już na mnie nie patrzył.
- Dlatego spuściłem cię z oczu – wyjaśnił spokojnie, ale widziałam, jak się denerwuje. – Zabrałem cię do klubu, do którego Leon nigdy nie zaglądał, a wczoraj się pojawił. Zobaczył mnie, a potem ciebie, jak tańczysz z koleżanką.
Czyli miałam jakieś koleżanki, dobrze wiedzieć.
- Co dalej?
Zacisnął zęby.
- Gdybyś tylko widziała jego oczy – mruknął. – Miał we mnie przyjaciela, a ja go okłamałem i pozwoliłem myśleć, że nie żyjesz… Był rozczarowany, zdziwiony i zupełnie nie wiedział, co ma zrobić. Próbowałem mu wmówić, że cię z kimś pomylił, ale… może nie widział cię dwa lata, ale doskonale pamiętał, jak wyglądasz. Wyszedł, nie pozwalając mi nic wytłumaczyć.
Westchnęłam, kręcąc głową z dezaprobatą.
Chciałam powiedzieć „a nie mówiłam”, ale chyba nie mogłam mu tego zrobić. I tak bardzo cierpiał.
- Szkoda, że nic z tego nie pamiętam.
- Kiedy za nim wyszedłem, odjechał, a kiedy wróciłem – już cię tam nie było. Widziałem tylko, jak jakiś koleś z tobą tańczył zanim wyszedłem. Nie miałem pojęcia, że wylądujesz u niego w łóżku… Wszystko. Totalnie wszystko spieprzyłem, no nie?
Wzruszyłam ramionami.
- Może nie wszystko. Przynajmniej ty jesteś cały. Nie zabiło nas żadne auto, nie spowodowałeś wypadku samochodowego, nie upiłeś się do nieprzytomności i co lepsze – znalazłeś mnie w końcu. Jeśli jestem w błędzie, to mnie z niego nie wyprowadzaj. Pozwól mi zachować jakieś tanie pozory o tobie. – Położyłam dłoń na jego ramieniu i pogłaskałam czule. Wszystko go dobijało. Siedział na miejscu kierowcy i jak struty łapał się za głowę. – Ej, to nie ty wylądowałeś w łóżku innym niż swoje własne. Masz jeden dodatkowy powód do dumy.
- Gdybym cię przypilnował, nie wylądowałabyś tam.
Wypuściłam powietrze z płuc, opadając na wygodny fotel.
- Dobra, wygrałeś.
Diego już mi nie odpowiedział.
Nie miałam bladego pojęcia jak go pocieszyć. Sama czułam się jak wyjęta z pralki i – co gorsze – nic nie pamiętałam z wczorajszej nocy. Nie pamiętałam z kim tańczyłam. Nie pamiętałam ile wypiłam. Nie zapamiętałam Leona, gdy patrzył na mnie i zdał sobie sprawę, jak bardzo Diego spieprzył tą sprawę. Mogłam mu tylko współczuć.
Ja skończyłam z kłamstwami. Doprowadziły mnie do kompletnego dna i samotności.
Fakt, okłamałam Paula odnośnie swojego stanu psychicznego ostatnich kilku dni, ale to dla jego dobra. I dla dobra jego rodziny. Na pewno, gdy odkryje prawdę, wyśmieje mój jakże cenny argument, ale póki co – mogę się go trzymać. Dla mnie rzuciłby wszystko i wrócił, gdyby tylko wiedział. Dwa lata potrafią łączyć ludzi, tworzyć coś mocnego. Doskonale wiedziałam, że nie jestem dla niego tylko głupią, zabitą w sobie przyjaciółką. Martwił się, bo byłam dla niego czymś innym. Czymś na co nigdy nie mogę pozwolić, by się stało. Zezwolenie na przekroczenie granicy kończy się porażką w moim wypadku, zawsze.
Paul miał wrócić za dwa dni.
Jeszcze dwa dni bez kontroli.
- Musisz go przeprosić, wiesz? – palnęłam bez zastanowienia. Ale w sumie to miałam kaca, mogłam pieprzyć głupoty i tym właśnie się usprawiedliwiać. Zerknęłam na załamanego Hernandeza. – I wmówić mu, że widział ducha.
Diego uniósł brwi.
- Nie chcesz, żeby wiedział o tobie?
Chciałam
- Leon idiotą nie jest i w duchy nie wierzy – powiedziałam od razu. – Ale jeśli bardzo się postarasz to wmówisz mu zwidy… Jeżeli Leon faktycznie jest szczęśliwy myśląc, że baluję w piekle z ojcem, niech tak będzie dla niego. Nie chcę, żeby nasz świat skończył się znowu przeze mnie. Kontakt ze mną oznacza cierpienie, jeśli Leon kiedykolwiek mnie kochał – zniszczy go to.
- Chyba, że zapomniał, że kiedykolwiek cię kochał. I złamałaś mu serce.
- Możemy bawić się w przypuszczenia. – Uśmiechnęłam się blado. Mnie samą bolały własne słowa, przez moment pomyślałam, że może jestem na haju. To oczywiste, że ciągle kochałam Leona. Nie mogłabym o tym zapomnieć, ale ważne było, że był szczęśliwy.
- Nie. – Diego pokręcił głową. – On nikogo nie kochał tak jak ciebie. Nie wyobrażasz sobie jak cierpiał. Nigdy nie mógłby o tobie zapomnieć, a teraz, jeśli cię zobaczył, tym bardziej nie da mu to spokoju.
- Teraz to twój problem Diego, ja się usunę na jakiś czas.
- Sam nie wiem co byłoby lepsze – przyznał po chwili. Wyczułam nutę żalu. – Prawda czy kłamstwo. Mogę go okłamać i wmówić mu zwidy, że wsypałem mu coś do drinka, którego wcale nie pił. Ale jeśli sytuacja powtórzy się, on cię zobaczy i już nigdy więcej się do mnie nie odezwie. Nie możesz wiecznie się ukrywać z powodu, że jestem idiotą. I wybieram tą łatwiejszą drogę. Przeważnie zawsze.
Mogłabym zaprzeczyć, ale miał rację. Nie chciałam już się chować, tak jak przez ostatnie dwa lata to robiłam. Tamto życie się skończyło, pragnęłam nowego, lepszego.
Niestety cholernie źle je zaczęłam.
- Rób co musisz.
Poczułam na sobie jego troskliwe spojrzenie i automatycznie wbiłam wzrok w losowy budynek przed sobą. Nie potrzebowałam współczucia, ja dam sobie radę. Diego miał przed sobą trudne kilka dni i pewnie to właśnie on był tym, któremu się to należało.
Ja ze swojej strony miałam cichą nadzieję, że nigdy więcej nie będzie mi dane widzieć faceta, z którym spałam w łóżku i przypomnę sobie cokolwiek z imprezy.
Byłam głupia.
Nadzieja matką głupich.
- Odwiozę cię do domu.


- Czyje to auto?
Diego zaparkował na placu przed moim domem, wyłączył silnik i bardzo uważnie przyjrzał się samochodowi stojącemu zaledwie dziesięć, może jedenaście metrów dalej. Czarne Audi, jeden z nowszych modeli – tych droższych. Nie kojarzyłam nikogo, kto jeździłby takim czymś. Co więc takie auto robiło przed moją posesją?
Bo jeśli to napad, to ja do domu nie wracam.
Liczyłam na to, że Diego może zna właściciela. I liczyłam dobrze. Gdy spojrzałam na jego twarz, ujrzałam strach, zdenerwowanie i obawę przed czymś. Bałam się zapytać.
Odpięłam pas bezpieczeństwa i nachyliłam się do Diega, żeby lepiej przyjrzeć się tamtemu autu. Ktoś siedział w środku, tyle zauważyłam.
- Diego?
Trąciłam go delikatnie.
- To Leon, Violetta. – Przełknęłam głośno ślinę. Nie, to nie mógł być on. Skąd wiedziałby gdzie zaparkować? Gdzie czekać? Zamarłam na dobre. – Nie mam bladego pojęcia co on tu robi i jak cię znalazł. Ściemnia się, może się jeszcze jakoś wymkniesz niezauważona.
Nie.
Teraz już nie było odwrotu.
- Nie będę uciekać, Diego. Uciekałam zbyt długo, teraz nie zamierzam. – Faktycznie się ściemniało i to szybko. Diego zamiast odwieźć mnie najpierw do domu, zabrał mnie na obiad a potem do siebie w ramach rekompensaty za zapomnianą noc. Powoli dochodziła dwudziesta. Chciałam, żeby ten idiota zadzwonił do Verdasa i się wytłumaczył, ale nie miał sił. Teraz musiał je zdobyć. – Wyszedł z samochodu. Diego, on wie, że nie jesteś sam w tym aucie. Musisz wyjść. Przecież cię nie zabije.
Spojrzał na mnie jak na idiotkę.
- Zdziwisz się, jak będziesz musiała sprzątać po mnie drogę.
Wysiadł, zanim zdążyłam odpowiedzieć.
Nie wiedziałam co robić. Zostać, czy wyjść i dać się złapać? Byłam jedyna osobą, która autentycznie mogła teraz uratować przyjaciela przed czymś, co zniszczy jego więź z Verdasem. Byłam jedyną osobą, która potrafiła na tyle kłamać w żywe oczy i nie mrugnąć przy tym, by ktoś mi naprawdę uwierzył. Byłam jedyną, która mogła okłamać Leona, wmówić, że to wszystko to był tylko i wyłącznie mój pomysł.
Zaczęłam się zastanawiać, czy Diego jest tego wart.
On może i był cholernym dupkiem, egoistą i palantem, ale w dalszym ciągu był wart więcej niż ja.
Z zawahaniem chwyciłam klamkę od drzwi i pociągnęłam. Uchyliłam drzwi, ale jeszcze się nie pokazałam. Musiałam wiedzieć najpierw, jak bardzo Diego jest w bagnie.
- … nie wierzę, że mogłeś zrobić coś takiego, Diego. Wyobrażasz sobie, co musiałem powiedzieć Diannie, kiedy wybiegłem z klubu, a ona chciała zostać?  Nie wiesz tego, bo byłeś zbyt zajęty kłamaniem mi w żywe oczy, że Violetta nie żyje! Opłakiwałem ją, pamiętasz? – Wyczułam żal i złość w jego głosie. Samą mnie bolały jego słowa, nie mogłam wyobrazić sobie, co czuje Hernandez. Opłakiwał mnie. Ja siebie też kiedyś opłakiwałam. Wtedy faktycznie chciałam umrzeć, ale jest jak jest. – Spędziłem miesiące, modląc się, by ona jedna oddychała na tym świecie, a ty mnie okłamałeś.
Przeczesałam włosy dłonią. Wzięłam głęboki oddech.
- Musiałem! – krzyknął czarnowłosy, chwytając się brzytwy. – Gdybyś nie usłyszał, że Violetta Castillo umarła, nigdy nie przestałbyś o niej myśleć i jej szukać. Dzięki temu kłamstwu masz teraz Diannę, jesteś szczęśliwy, a twoi rodzice nie chcą oddać cię na leczenie. Pomyślałeś o tym, wypominając mi jakie błędy popełniłem? Spędziłbyś dwa lata czekając na to, aż ona się pojawi. Dzięki mnie odzyskałeś życie.
Rozbolał mnie brzuch.
Kiedyś odpisałam na jego list. To było przed, czy po tym jak Diego wmówił Leonowi, że nie żyję? Ciekawe, czy Leon go odczytał. Opłakiwał mnie, rozczytując wykaligrafowane słowa na kartce papieru? Spalił go? A może on nigdy do niego nie doszedł.
- Nigdy nie miałem gorszego przyjaciela – powiedział Verdas. Wzdrygnęłam się, znów słysząc jego cudowny głos. Przygryzłam wargę. Nie musiało tak być. Diego nie musiał tracić osoby, na której mu zależy. – Ufałem ci, a ty to wszystko spieprzyłeś już dawno temu.
Szlag by to.
Ile błędów można popełnić, zanim dosięgnie się kolejnego dna?
- To był mój pomysł – powiedziałam głośno, zmusiłam się, by wyglądać na pewną siebie i wyszłam z samochodu. Oni obaj spojrzeli na mnie nie dość, że zdziwieni, to jeszcze wściekli. Złapałam wzrok Verdasa i nieświadomie wstrzymałam oddech, na chwilkę. Ból w jego oczach. Czułam go tak samo jak on. – Zmusiłam go, żeby cię okłamał. Nie chciałeś przestać mnie szukać. Musiałam zacierać ślady, żebyś nie zginął przez własną głupotę. Spotkałam się z Diegiem i zmusiłam go, żeby wmówił ci, że nie żyję. Musiałeś mu w końcu uwierzyć. Ja w końcu musiałam wygrać.
Nastała chwilowa cisza. Powoli podeszłam do Hernandeza, stanęłam przy jego boku.
- Nie sądziłem, że stać cię na coś takiego.
- Nie znasz mnie, Leon – wydukałam śmiertelnie poważnym tonem. – Nigdy miałeś nie poznać tej wersji mnie. Tej, która zrobi wszystko, byleby było jej wygodniej. Tej, która posunie się do wszystkiego. Która nie zostawiła w sobie ani krzty żalu i winy.
- Po tym wszystkim co przeszliśmy? – warknął.
Miałam ochotę płakać. Poczułam się tak słaba i bezbronna, chciałam się przewrócić i nie podnieść. Pamiętałam wszystko, co przeszliśmy. Co zrobiłam, co on zrobił. O tym jak bardzo go kocham. I o tym, że właśnie tracę go po raz kolejny.
- Diego jest niewinny – oznajmiłam. – Nie odtrącaj go tylko dlatego, że posłuchał się mnie. Pogodziłam się z tym, że my nigdy nie będziemy razem i nie mogłeś wiecznie na mnie czekać. Miałeś żyć swoim życiem i nie przejmować się tym, czy ja jeszcze żyję.
Leon prychnął kpiąco. Zbliżył się do nas, ja stanęłam przed Diegiem jakbym miała obronić go przed ciosem. Zmierzyłam się z wściekłym wzrokiem Verdasa i wytrzymałam to spojrzenie.
- Podaj mi jeden powód, dla którego mam go nie zabijać.
- Bo nie jesteś taki. Nigdy nie byłeś i nie pozwól sobie upaść niżej niż ja. Stać cię na więcej.
Znów złapałam jego spojrzenie.
- Violetta, którą kiedyś znałem, nigdy nie wybierała łatwiejszej drogi. Potrafiła walczyć.
Nie odpowiedziałam mu.
Chwilę później Leon wsiadł do samochodu i odjechał, zostawiając mnie w takim szoku, jakiego dawno nie przeżyłam. Musiało minąć kilka minut, zanim uświadomiłam sobie, co właśnie się wydarzyło. Zapomniałam nawet o tym, że Diego stoi za mną, dopóki nie złapał mnie opiekuńczo za ramiona i nie przytulił. Oparłam plecy na jego torsie, zacisnęłam zęby i objęłam dłonią jego rękę otaczającą moją szyję.
Samochód Leona zniknął w ciemności.
- Dlaczego to zrobiłaś? – zapytał mnie Diego cichym głosem.
- Ja już go straciłam. Ty wcale nie musisz. 

6 komentarzy:

  1. Jeju jeju jeju nieeeee...
    Co to ma być ja się pytam?!?!
    Dobra, co nam z tego, że on wie, że ona żyje, skoro jej nienawidzi?!?!?!?!
    Ehhh, Diego powinien zareagować!
    A ten sobie tylko stoi, bo myśli tylko o sobie :C
    Wkurza mnie już ten debil ;c
    Czy nie łatwiej byłoby sprawić, aby znów byli razem.?
    Wg Diego nie, bo po co :))
    ONI WSZYSCY MAJĄ PROBLEMY Z MÓZGIEM! XDD
    Jeśli w ogóle go mają :c
    Zaczynam w to wątpić pffff...
    Rozdział jak zwykle super! ^^
    Czekam na rozdział i Leonettę! ♥

    PS Weź załatw Diego jakiś mózg, okok? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. kocham matko boska!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Płacze.
    To się nie dzieje naprawdę.
    Violetta coś ty narobiła?!
    Zwariowałaś?
    Okłamała Leona tylko po to, by ie był wściekły na Diego.
    Coś mi się wydaje, że on nie wierzy w to wszystko, ale tak będzie lepiej.
    Cudowny!

    ❤❤❤❤❤

    Maddy ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały!!!❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudny! Uwielbiam! <3 :) :D Zapraszam do mnie :D <3 Zaczynam :) http://martinatinistoesselfunclubpoland.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń