Czułam
przeogromny ból
Jakiś
gorzki smak na suchych ustach
Niepamięć.
I
wtedy się obudziłam. Otworzyłam oczy, gwałtownie wdychając powietrze. Zrobiłam
to bardzo cicho, bo gdzieś podświadomie wiedziałam, że nie jestem u siebie.
Byłam w nieznanym mi miejscu, w nieznanym łóżku i na dodatek wszędzie czułam nieznane mi wcześniej perfumy. Męskie
perfumy. Przetarłam delikatnie czoło wierzchem dłoni i z niezłym strachem
spojrzałam za swoje plecy. Obok mnie spał mężczyzna, czego domyśliłam się już
chwilę wcześniej. Nie byłam tak całkiem zawiedziona, kiedy nawet jego plecy
wydawały się w dziwny sposób świetnie zbudowane. Nie miał koszulki, a pod
kołdrę bałam się zajrzeć. Oddychał bardzo spokojnie i głęboko. Musiał dalej
spać, skoro nie zauważył, że ja się przebudziłam. Nie mogłam nawet zobaczyć
jego twarzy, kiedy czarne gęste włosy niewiele mi podpowiadały.
Najpierw
wystraszyłam się, że to może Diego. OK, Hernandez może był przystojny, ale
przecież nigdy w życiu nie poszłabym do łóżka z przyjacielem. Zauważyłam, że
mam na sobie bieliznę i momentalnie się uspokoiłam – trochę. Wciąż nie mogłam
sobie przypomnieć gdzie, z kim i co robiłam wczorajszej nocy.
Pierwszą
myślą oczywiście było to, żeby zbierać swoje ciuchy i uciekać gdzie pieprz
rośnie, najlepiej do domu. Zrezygnowałam, bo i tak nie miałam wiele do
stracenia, facet wydawał się przystojny, a ja tak dawno nie budziłam się przy
czyimś boku. Na podłodze leżał mój telefon, ubrania były porozwalane po całej
sypialni – pięknej sypialni; oblanej ciemną czerwienią, bielą i szarością. W
kącie leżała moja wczorajsza sukienka, a przy drzwiach jedna z moich szpilek.
Nie mogłam zlokalizować drugiej. Poddałam się, kiedy odezwała się moja komórka
i zaczęła gwałtownie wibrować. Sięgnęłam po nią i westchnęłam, odbierając
połączenie od Diega. Miałam jeszcze jakieś dwie wiadomości, ale to było moje najmniejsze
zmartwienie.
Postanowiłam
jednak wyjść z wielkiego łoża, opuścić faceta o przystojnych plecach i zniknąć
stąd jak szybko się da. Przyłożyłam więc telefon do ucha i miałam nadzieje, że
Diego cokolwiek mi wyjaśni, zanim tamten zacznie się wybudzać ze słodkiego snu.
Wciąż
dokuczał mi ból głowy i suchość w gardle. Musiałam przeżyć jeszcze chwilę.
-
Violetta – usłyszałam głos zdrajcy, który zostawił mnie samą (na pewno) i
pozwolił balować z innymi. Skrzywiłam się, bo brzmiał trzeźwo. – Nareszcie odebrałaś!
Gdzie ty, do cholery jasnej, jesteś? Wydzwaniam do ciebie od trzeciej nad
ranem.
-
Nie wiem gdzie jestem – wyszeptałam, podnosząc sukienkę z podłogi. – Dopiero
się obudziłam obok jakiegoś faceta, którego nie znam! Zapłacisz mi za to.
Z
trudem włożyłam na siebie sukienkę.
-
O czym ty mówisz? U jakiego faceta?
-
Fajnie by było, gdybym wiedziała – odparłam cicho, nieco zmieszana. – Jak
mogłeś spuścić mnie z oczu?
-
Nie sądziłem, że tak mocno się upijesz – zaśmiał się.
Krew
we mnie buzowała.
Zabierałam
drugi but z podłogi i zupełnie przypadkowo zahaczyłam wzrokiem o twarz mojego
towarzysza nocy. Miał przystojne i wyraźne rysy twarzy, pełne usta i cóż,
pokaźną sylwetkę. Uspokoiłam się, bo nie był ani trochę podobny do Leona. Przewrócił
się na drugi bok i zaczęłam panikować. Czym prędzej wyszłam z jego sypialni i
zamknęłam za sobą drzwi najciszej, jak tylko się dało.
Ruszyłam
korytarzem do drzwi wyjściowych, a właściwie szukałam ich bardzo namiętnie.
-
Vilu, słuchasz mnie jeszcze?
Głos
Diega wybił mnie z pantałyku.
-
Niestety – odparłam, znajdując wreszcie drzwi.
Dopiero
kiedy wyszłam na korytarz, założyłam wysokie szpilki. Niewygodne szpilki.
-
Powiedz mi, gdzie jesteś – powiedział spokojnie, ale czułam, że wciąż się
śmieje. Rozejrzałam się ostrożnie, ale nie miałam pojęcia, gdzie mogłam być. –
Przyjadę po ciebie.
Westchnęłam.
-
Nie mam pojęcia gdzie jestem ani nawet jak wyglądam, dlatego możesz się
przestraszyć. – Weszłam do windy i wcisnęłam przycisk, który miał sprowadzić
mnie na parter, gdziekolwiek byłam. – Gdybyś był tak miły, weź też jakieś
tabletki na głowę.
Paul by mnie
zamordował, widząc mnie w takim stanie
– myślałam, stukając obcasami o podłogę.
Paul
nie był teraz ważny. Ważne było to, żeby Hernandez jak najszybciej mnie stąd
zabrał.
W
recepcji było kilka osób i cholernie się zdziwiłam, słysząc swoje imię od
jakiejś dziewczyny. To chyba recepcjonistka. Wyglądała, jakby nie spała dwie
noce i potrzebowała mocnej kawy, ale była ładna. Odpowiedziałam grzecznie
„dzień dobry” i wyszłam z hotelu, bo to był raczej hotel.
-
Jestem przed hotelem „Yassmer”. Przyjedź szybko, bo bardzo źle się czuję.
-
Co ty tam robisz? – zdziwił się.
-
Chciałabym wiedzieć.
Diego
pojawił się przed moimi oczyma kilka minut później. Zaprowadził mnie do
samochodu i zamknął nas w środku, po czym podał mi tabletki i czystą wodę.
Wzięłam leki na porażający ból głowy, przejrzałam się w lusterku (o dziwo, nie
wyglądałam tak źle) i westchnęłam głęboko. Czarnowłosy dał mi czas na wszystko
i żebym przede wszystkim doszła do siebie. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co
przeżyłam. Z jednej strony była to najbardziej zaskakująca rzecz przez ostatnie
dwa lata, ale z drugiej – nie chciałam tego przeżywać. Nie miałam cholernego
pojęcia, kto spał obok mnie!
Oparłam
łokieć o drzwi samochodu i potarłam czoło dłonią. Wszystko mnie bolało,
szczególnie nogi z tych głupich szpilek. Ściągałam je z nóg, gdy Diego
postanowił się wreszcie odezwać:
-
Jak się czujesz?
Spojrzałam
na niego spod byka.
-
Zgaduj.
-
Dowiemy się, kim był ten facet, z którym spałaś. – Uśmiechnął się.
Zmarszczyłam
brwi.
-
Ja z nim nie spałam, Diego! Obudziłam się obok niego i byłam ubrana –
wspomniałam. – To wszystko twoja wina, bo spuściłeś mnie z oczu, a nie
powinieneś! Co ty sobie wyobrażałeś, zabierając mnie na całonocną libację? Że
będę grzeczną dziewczynką, bo przez dwa lata nie miałam okazji kosztować
alkoholu przez rygor własnego ojca?
Spuścił
głowę. Biło od niego niejasne współczucie.
-
Nie wiem co sobie wyobrażałem – odpowiedział półgłosem i przeniósł na mnie
spojrzenie. – Chciałem dać ci coś, czego nie miałaś przez długi czas i jakoś
się odkupić, bo wiem, że mnie nienawidzisz. I tylko pogorszyłem sprawę.
Teraz
to mi zrobiło się go żal. Chciał dobrze, a wyszło jak zwykle. „Jak zwykle” to
bywa w moim przypadku, coś musiało się spieprzyć. Nie miałam nigdy szczęścia,
wciąż go nie miałam i pewnie miało już nie nadejść. Bawiłam się końcówkami
swoich włosów. Zapadła cisza, której nie miałam ochoty przerywać.
-
Spotkałaś wczoraj Leona.
Wydawało
mi się, że źrenice gwałtownie mi się poszerzyły, a żołądek wykonał salto. Był
świetnym sportowcem, jeśli wymawiano przy mnie to jedno imię. Spojrzałam
totalnie zdziwiona na Hernandeza i wiedziałam, że nie kłamie. Bo patrzył mi
centralnie w oczy, ze skwaszoną miną i bólem wyrytym na ustach jak w kamieniu.
Nie
wiedziałam, w którym momencie przestałam oddychać.
-
Co ty powiedziałeś?
Diego
zaczerpnął powietrza.
Już
na mnie nie patrzył.
-
Dlatego spuściłem cię z oczu – wyjaśnił spokojnie, ale widziałam, jak się
denerwuje. – Zabrałem cię do klubu, do którego Leon nigdy nie zaglądał, a
wczoraj się pojawił. Zobaczył mnie, a potem ciebie, jak tańczysz z koleżanką.
Czyli
miałam jakieś koleżanki, dobrze wiedzieć.
-
Co dalej?
Zacisnął
zęby.
-
Gdybyś tylko widziała jego oczy – mruknął. – Miał we mnie przyjaciela, a ja go
okłamałem i pozwoliłem myśleć, że nie żyjesz… Był rozczarowany, zdziwiony i
zupełnie nie wiedział, co ma zrobić. Próbowałem mu wmówić, że cię z kimś
pomylił, ale… może nie widział cię dwa lata, ale doskonale pamiętał, jak
wyglądasz. Wyszedł, nie pozwalając mi nic wytłumaczyć.
Westchnęłam,
kręcąc głową z dezaprobatą.
Chciałam
powiedzieć „a nie mówiłam”, ale chyba nie mogłam mu tego zrobić. I tak bardzo
cierpiał.
-
Szkoda, że nic z tego nie pamiętam.
-
Kiedy za nim wyszedłem, odjechał, a kiedy wróciłem – już cię tam nie było.
Widziałem tylko, jak jakiś koleś z tobą tańczył zanim wyszedłem. Nie miałem
pojęcia, że wylądujesz u niego w łóżku… Wszystko. Totalnie wszystko
spieprzyłem, no nie?
Wzruszyłam
ramionami.
-
Może nie wszystko. Przynajmniej ty jesteś cały. Nie zabiło nas żadne auto, nie
spowodowałeś wypadku samochodowego, nie upiłeś się do nieprzytomności i co
lepsze – znalazłeś mnie w końcu. Jeśli jestem w błędzie, to mnie z niego nie
wyprowadzaj. Pozwól mi zachować jakieś tanie pozory o tobie. – Położyłam dłoń
na jego ramieniu i pogłaskałam czule. Wszystko go dobijało. Siedział na miejscu
kierowcy i jak struty łapał się za głowę. – Ej, to nie ty wylądowałeś w łóżku
innym niż swoje własne. Masz jeden dodatkowy powód do dumy.
-
Gdybym cię przypilnował, nie wylądowałabyś tam.
Wypuściłam
powietrze z płuc, opadając na wygodny fotel.
-
Dobra, wygrałeś.
Diego
już mi nie odpowiedział.
Nie
miałam bladego pojęcia jak go pocieszyć. Sama czułam się jak wyjęta z pralki i
– co gorsze – nic nie pamiętałam z wczorajszej nocy. Nie pamiętałam z kim
tańczyłam. Nie pamiętałam ile wypiłam. Nie zapamiętałam Leona, gdy patrzył na
mnie i zdał sobie sprawę, jak bardzo Diego spieprzył tą sprawę. Mogłam mu tylko
współczuć.
Ja
skończyłam z kłamstwami. Doprowadziły mnie do kompletnego dna i samotności.
Fakt,
okłamałam Paula odnośnie swojego stanu psychicznego ostatnich kilku dni, ale to
dla jego dobra. I dla dobra jego rodziny. Na pewno, gdy odkryje prawdę,
wyśmieje mój jakże cenny argument, ale póki co – mogę się go trzymać. Dla mnie
rzuciłby wszystko i wrócił, gdyby tylko wiedział. Dwa lata potrafią łączyć
ludzi, tworzyć coś mocnego. Doskonale wiedziałam, że nie jestem dla niego tylko
głupią, zabitą w sobie przyjaciółką. Martwił się, bo byłam dla niego czymś
innym. Czymś na co nigdy nie mogę pozwolić, by się stało. Zezwolenie na
przekroczenie granicy kończy się porażką w moim wypadku, zawsze.
Paul
miał wrócić za dwa dni.
Jeszcze
dwa dni bez kontroli.
-
Musisz go przeprosić, wiesz? – palnęłam bez zastanowienia. Ale w sumie to
miałam kaca, mogłam pieprzyć głupoty i tym właśnie się usprawiedliwiać.
Zerknęłam na załamanego Hernandeza. – I wmówić mu, że widział ducha.
Diego
uniósł brwi.
-
Nie chcesz, żeby wiedział o tobie?
-
Leon idiotą nie jest i w duchy nie wierzy – powiedziałam od razu. – Ale jeśli
bardzo się postarasz to wmówisz mu zwidy… Jeżeli Leon faktycznie jest
szczęśliwy myśląc, że baluję w piekle z ojcem, niech tak będzie dla niego. Nie
chcę, żeby nasz świat skończył się znowu przeze mnie. Kontakt ze mną oznacza
cierpienie, jeśli Leon kiedykolwiek mnie kochał – zniszczy go to.
-
Chyba, że zapomniał, że kiedykolwiek cię kochał. I złamałaś mu serce.
-
Możemy bawić się w przypuszczenia. – Uśmiechnęłam się blado. Mnie samą bolały
własne słowa, przez moment pomyślałam, że może jestem na haju. To oczywiste, że
ciągle kochałam Leona. Nie mogłabym o tym zapomnieć, ale ważne było, że był
szczęśliwy.
-
Nie. – Diego pokręcił głową. – On nikogo nie kochał tak jak ciebie. Nie
wyobrażasz sobie jak cierpiał. Nigdy nie mógłby o tobie zapomnieć, a teraz,
jeśli cię zobaczył, tym bardziej nie da mu to spokoju.
-
Teraz to twój problem Diego, ja się usunę na jakiś czas.
-
Sam nie wiem co byłoby lepsze – przyznał po chwili. Wyczułam nutę żalu. –
Prawda czy kłamstwo. Mogę go okłamać i wmówić mu zwidy, że wsypałem mu coś do
drinka, którego wcale nie pił. Ale jeśli sytuacja powtórzy się, on cię zobaczy
i już nigdy więcej się do mnie nie odezwie. Nie możesz wiecznie się ukrywać z
powodu, że jestem idiotą. I wybieram tą łatwiejszą drogę. Przeważnie zawsze.
Mogłabym
zaprzeczyć, ale miał rację. Nie chciałam już się chować, tak jak przez ostatnie
dwa lata to robiłam. Tamto życie się skończyło, pragnęłam nowego, lepszego.
Niestety
cholernie źle je zaczęłam.
-
Rób co musisz.
Poczułam
na sobie jego troskliwe spojrzenie i automatycznie wbiłam wzrok w losowy
budynek przed sobą. Nie potrzebowałam współczucia, ja dam sobie radę. Diego
miał przed sobą trudne kilka dni i pewnie to właśnie on był tym, któremu się to
należało.
Ja
ze swojej strony miałam cichą nadzieję, że nigdy więcej nie będzie mi dane
widzieć faceta, z którym spałam w łóżku i przypomnę sobie cokolwiek z imprezy.
Byłam
głupia.
Nadzieja
matką głupich.
-
Odwiozę cię do domu.
-
Czyje to auto?
Diego
zaparkował na placu przed moim domem, wyłączył silnik i bardzo uważnie przyjrzał
się samochodowi stojącemu zaledwie dziesięć, może jedenaście metrów dalej.
Czarne Audi, jeden z nowszych modeli – tych droższych. Nie kojarzyłam nikogo,
kto jeździłby takim czymś. Co więc takie auto robiło przed moją posesją?
Bo
jeśli to napad, to ja do domu nie wracam.
Liczyłam
na to, że Diego może zna właściciela. I liczyłam dobrze. Gdy spojrzałam na jego
twarz, ujrzałam strach, zdenerwowanie i obawę przed czymś. Bałam się zapytać.
Odpięłam
pas bezpieczeństwa i nachyliłam się do Diega, żeby lepiej przyjrzeć się tamtemu
autu. Ktoś siedział w środku, tyle zauważyłam.
-
Diego?
Trąciłam
go delikatnie.
-
To Leon, Violetta. – Przełknęłam głośno ślinę. Nie, to nie mógł być on. Skąd
wiedziałby gdzie zaparkować? Gdzie czekać? Zamarłam na dobre. – Nie mam bladego
pojęcia co on tu robi i jak cię znalazł. Ściemnia się, może się jeszcze jakoś
wymkniesz niezauważona.
Nie.
Teraz
już nie było odwrotu.
-
Nie będę uciekać, Diego. Uciekałam zbyt długo, teraz nie zamierzam. –
Faktycznie się ściemniało i to szybko. Diego zamiast odwieźć mnie najpierw do
domu, zabrał mnie na obiad a potem do siebie w ramach rekompensaty za
zapomnianą noc. Powoli dochodziła dwudziesta. Chciałam, żeby ten idiota
zadzwonił do Verdasa i się wytłumaczył, ale nie miał sił. Teraz musiał je
zdobyć. – Wyszedł z samochodu. Diego, on wie, że nie jesteś sam w tym aucie. Musisz
wyjść. Przecież cię nie zabije.
Spojrzał
na mnie jak na idiotkę.
-
Zdziwisz się, jak będziesz musiała sprzątać po mnie drogę.
Wysiadł,
zanim zdążyłam odpowiedzieć.
Nie
wiedziałam co robić. Zostać, czy wyjść i dać się złapać? Byłam jedyna osobą,
która autentycznie mogła teraz uratować przyjaciela przed czymś, co zniszczy
jego więź z Verdasem. Byłam jedyną osobą, która potrafiła na tyle kłamać w żywe
oczy i nie mrugnąć przy tym, by ktoś mi naprawdę uwierzył. Byłam jedyną, która
mogła okłamać Leona, wmówić, że to wszystko to był tylko i wyłącznie mój
pomysł.
Zaczęłam
się zastanawiać, czy Diego jest tego wart.
On
może i był cholernym dupkiem, egoistą i palantem, ale w dalszym ciągu był wart
więcej niż ja.
Z
zawahaniem chwyciłam klamkę od drzwi i pociągnęłam. Uchyliłam drzwi, ale
jeszcze się nie pokazałam. Musiałam wiedzieć najpierw, jak bardzo Diego jest w
bagnie.
-
… nie wierzę, że mogłeś zrobić coś takiego, Diego. Wyobrażasz sobie, co
musiałem powiedzieć Diannie, kiedy wybiegłem z klubu, a ona chciała zostać? Nie wiesz tego, bo byłeś zbyt zajęty kłamaniem
mi w żywe oczy, że Violetta nie żyje! Opłakiwałem ją, pamiętasz? – Wyczułam żal
i złość w jego głosie. Samą mnie bolały jego słowa, nie mogłam wyobrazić sobie,
co czuje Hernandez. Opłakiwał mnie. Ja siebie też kiedyś opłakiwałam. Wtedy faktycznie
chciałam umrzeć, ale jest jak jest. – Spędziłem miesiące, modląc się, by ona
jedna oddychała na tym świecie, a ty mnie okłamałeś.
Przeczesałam
włosy dłonią. Wzięłam głęboki oddech.
-
Musiałem! – krzyknął czarnowłosy, chwytając się brzytwy. – Gdybyś nie usłyszał,
że Violetta Castillo umarła, nigdy nie przestałbyś o niej myśleć i jej szukać. Dzięki
temu kłamstwu masz teraz Diannę, jesteś szczęśliwy, a twoi rodzice nie chcą
oddać cię na leczenie. Pomyślałeś o tym, wypominając mi jakie błędy popełniłem?
Spędziłbyś dwa lata czekając na to, aż ona się pojawi. Dzięki mnie odzyskałeś
życie.
Rozbolał
mnie brzuch.
Kiedyś
odpisałam na jego list. To było przed, czy po tym jak Diego wmówił Leonowi, że
nie żyję? Ciekawe, czy Leon go odczytał. Opłakiwał mnie, rozczytując
wykaligrafowane słowa na kartce papieru? Spalił go? A może on nigdy do niego
nie doszedł.
-
Nigdy nie miałem gorszego przyjaciela – powiedział Verdas. Wzdrygnęłam się,
znów słysząc jego cudowny głos. Przygryzłam wargę. Nie musiało tak być. Diego
nie musiał tracić osoby, na której mu zależy. – Ufałem ci, a ty to wszystko spieprzyłeś
już dawno temu.
Szlag
by to.
Ile
błędów można popełnić, zanim dosięgnie się kolejnego dna?
-
To był mój pomysł – powiedziałam głośno, zmusiłam się, by wyglądać na pewną
siebie i wyszłam z samochodu. Oni obaj spojrzeli na mnie nie dość, że
zdziwieni, to jeszcze wściekli. Złapałam wzrok Verdasa i nieświadomie
wstrzymałam oddech, na chwilkę. Ból w jego oczach. Czułam go tak samo jak on. –
Zmusiłam go, żeby cię okłamał. Nie chciałeś przestać mnie szukać. Musiałam zacierać
ślady, żebyś nie zginął przez własną głupotę. Spotkałam się z Diegiem i
zmusiłam go, żeby wmówił ci, że nie żyję. Musiałeś mu w końcu uwierzyć. Ja w
końcu musiałam wygrać.
Nastała
chwilowa cisza. Powoli podeszłam do Hernandeza, stanęłam przy jego boku.
-
Nie sądziłem, że stać cię na coś takiego.
-
Nie znasz mnie, Leon – wydukałam śmiertelnie poważnym tonem. – Nigdy miałeś nie
poznać tej wersji mnie. Tej, która zrobi wszystko, byleby było jej wygodniej. Tej,
która posunie się do wszystkiego. Która nie zostawiła w sobie ani krzty żalu i
winy.
-
Po tym wszystkim co przeszliśmy? – warknął.
Miałam
ochotę płakać. Poczułam się tak słaba i bezbronna, chciałam się przewrócić i
nie podnieść. Pamiętałam wszystko, co przeszliśmy. Co zrobiłam, co on zrobił. O
tym jak bardzo go kocham. I o tym, że właśnie tracę go po raz kolejny.
-
Diego jest niewinny – oznajmiłam. – Nie odtrącaj go tylko dlatego, że posłuchał
się mnie. Pogodziłam się z tym, że my nigdy nie będziemy razem i nie mogłeś
wiecznie na mnie czekać. Miałeś żyć swoim życiem i nie przejmować się tym, czy
ja jeszcze żyję.
Leon
prychnął kpiąco. Zbliżył się do nas, ja stanęłam przed Diegiem jakbym miała
obronić go przed ciosem. Zmierzyłam się z wściekłym wzrokiem Verdasa i wytrzymałam
to spojrzenie.
-
Podaj mi jeden powód, dla którego mam go nie zabijać.
-
Bo nie jesteś taki. Nigdy nie byłeś i nie pozwól sobie upaść niżej niż ja. Stać
cię na więcej.
Znów
złapałam jego spojrzenie.
-
Violetta, którą kiedyś znałem, nigdy nie wybierała łatwiejszej drogi. Potrafiła
walczyć.
Nie
odpowiedziałam mu.
Chwilę
później Leon wsiadł do samochodu i odjechał, zostawiając mnie w takim szoku, jakiego
dawno nie przeżyłam. Musiało minąć kilka minut, zanim uświadomiłam sobie, co
właśnie się wydarzyło. Zapomniałam nawet o tym, że Diego stoi za mną, dopóki
nie złapał mnie opiekuńczo za ramiona i nie przytulił. Oparłam plecy na jego
torsie, zacisnęłam zęby i objęłam dłonią jego rękę otaczającą moją szyję.
Samochód
Leona zniknął w ciemności.
-
Dlaczego to zrobiłaś? – zapytał mnie Diego cichym głosem.
-
Ja już go straciłam. Ty wcale nie musisz.
Jeju jeju jeju nieeeee...
OdpowiedzUsuńCo to ma być ja się pytam?!?!
Dobra, co nam z tego, że on wie, że ona żyje, skoro jej nienawidzi?!?!?!?!
Ehhh, Diego powinien zareagować!
A ten sobie tylko stoi, bo myśli tylko o sobie :C
Wkurza mnie już ten debil ;c
Czy nie łatwiej byłoby sprawić, aby znów byli razem.?
Wg Diego nie, bo po co :))
ONI WSZYSCY MAJĄ PROBLEMY Z MÓZGIEM! XDD
Jeśli w ogóle go mają :c
Zaczynam w to wątpić pffff...
Rozdział jak zwykle super! ^^
Czekam na rozdział i Leonettę! ♥
PS Weź załatw Diego jakiś mózg, okok? :D
kocham matko boska!!
OdpowiedzUsuńPłacze.
OdpowiedzUsuńTo się nie dzieje naprawdę.
Violetta coś ty narobiła?!
Zwariowałaś?
Okłamała Leona tylko po to, by ie był wściekły na Diego.
Coś mi się wydaje, że on nie wierzy w to wszystko, ale tak będzie lepiej.
Cudowny!
❤❤❤❤❤
Maddy ❤
Cudowny ♡♡♡
OdpowiedzUsuńWspaniały!!!❤
OdpowiedzUsuńCudny! Uwielbiam! <3 :) :D Zapraszam do mnie :D <3 Zaczynam :) http://martinatinistoesselfunclubpoland.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń