Ubrałam się w czarną koszulkę bez ramiączek i krótkie jeansowe spodenki. Włosy zostawiłam mokre, niech same sobie radzą; ja mam teraz ważniejszy problem, który siedzi w mojej sypialni.
Na samą myśl mam ochotę go zamordować. Wzdycham głośno.
Chwilę później wracam do swojego pokoju, lecz nigdzie nie widzę Verdasa. Co prawda jest ciemno, bo z pracy wracam już po zmroku. A ten idiota nie wpadł na pomysł żeby zaświecić światło.
Rozglądając się uważnie po całym pomieszczeniu czuję na swojej talii czyjeś dłonie.
-W to co ty. - odpowiada cicho.
-A co ja robię?
-Prowokujesz. - No dobra, zdarzyło mi się kilka razy, ale bez przesady!
Brunet obchodzi mnie wokół i przystaje na przeciwko. Przygląda mi się przez chwilę po czym zaczyna się zbliżać do moich ust.
-Przestań. - mówię nagle. On w odpowiedzi uśmiecha się cwaniacko, lecz wciąż nie przestaje.
-Gdybyś naprawdę chciała żebym przestał, odepchnęłabyś mnie.
-Gdybyś naprawdę chciał mnie pocałować, już dawno byś to zrobił. - Leon nieruchomieje. 1:1 - czyli remis. Uśmiecham się zwycięsko i odchodzę od niego. -Mieliśmy rozmawiać.
-Rozmawiamy. - słyszę za plecami.
-Nie, to nie jest rozmowa. Mów czego chcesz, a jak nie to wyjdź.
-Chyba jednak zostanę. Spodobała mi się ta nasza relacja - jest taka ciekawa i pełna wrażeń. - stwierdza Verdas, po czym rozsiada się na moim łóżku. Jaja sobie robisz człowieku?
-Żartujesz. Prawda? - pytam po chwili.
-Nie, jestem całkowicie poważny. - podchodzę i siadam na krańcu łóżka.
-Co ty chcesz osiągnąć?
-Dowiesz się. - odparł po jakimś czasie.
Wstaję i podchodzę do okna. Jest ciemno w całym pomieszczeniu, a jedyne światło jakie mam to gwiazdy. Przyglądam im się przez jakiś czas.
Nie wiem co on sobie myśli, że może tu przychodzić i siedzieć, aż mu się znudzi? Odwracam się i patrzę na niego zmęczonym wzrokiem.
-Gdzie jest ten Leon, który się mną do cholery opiekował, a nie straszył po nocach?
-Dzisiaj go nie ma.
-Kiedy wróci?
-Zależne od ciebie. - wzdycham.
-Po prostu zrób to dla mnie i wyjdź. - proszę. Verdas nie reaguje.Siadam bezradnie na czarnym fotelu i chowam twarz w dłoniach. Po chwili jednak przenoszę je na swoje włosy, przeczesując je leniwie. Leon wstaje, podchodzi do mnie i kuca, starając się dorównać mi wzrostowo. Powodzenia chłopcze - myślę. Brunet złapał mnie za nadgarstki - zmusił, bym na niego spojrzała.
-Porozmawiajmy. - w jego oczach krył się strach, niewinność i troska. Nie poddawaj się tak łatwo. - podpowiada rozum. Zgódź się, wszystko się ułoży. - mówi serce. Ugh! Zamilczcie! -Violetta proszę. To nie musi być takie trudne.
-To jest wystarczająco trudne! - krzyczę ostatkami sił. Jestem naprawdę wykończona.
-Nie krzycz. - ucisza mnie. -Powinnaś się położyć. - od kiedy on do cholery stał się taki opiekuńczy? Dopiero co żarliśmy się o to że włamuje mi się do domu! Już nic z tego nie rozumiem...
-Miałam taki zamiar. - przymrużam oczy; mój głos jest cichy i oschły.
Czuję jak mężczyzna bierze mnie na swoje ramiona, podnosi i transportuje na łóżko. Oczy same mi się zamykają. Kładzie mnie delikatnie i przykrywa ciepłą kołdrą.
-Śpij dobrze. - słyszę. Zaraz po tym odpływam do krainy snu...
-Leon? Co ty tutaj robisz? - zatrzymuję się na środku holu. Co on tutaj robi o tej porze? W moim domu...
-Ludmiła. - schodzi nerwowo po ostatnich schodkach. -Byłem u Violetty. - tłumaczy, zerkając momentami na drzwi wyjściowe. Spoglądam na nie, a potem na niego ciekawym spojrzeniem. Przymrużam lekko oczy w wesołym uśmiechu.
-Skoro już tu jesteś, to może napijesz się czegoś? - proponuję, odkładając swoją torebkę na pobliską etażerkę. Verdas wydaje się bardzo spięty i nerwowy.
-Jesteś zmęczona, powinnaś iść odpocząć. - puszczam jego uwagę mimo uszu, zmierzając wolnym krokiem w kierunku kuchni. Jednym ruchem włączam nocne lampki, umocowane na ścianach. Momentalnie robi się jaśniej. Gdy oglądam się za siebie widzę podążającego w tym kierunku bruneta. Uśmiecham się lekko, by dodać mu otuchy.
-Usiądź. - ponaglam go. -Chcesz się czegoś napić? - pytam ponownie. -Trzeci raz nie zapytam. - Verdas śmieje się pod nosem.
-Wody z cytryną, jeśli to dla ciebie nie problem. - odpowiada. Szybko zabieram się za przygotowanie napoju, sobie biorę to samo. Chwilę później podaję mu wodę, a sama zajmuję miejsce obok; przy wysepce kuchennej.
-No to mów, co się stało, że składasz Violi wizytę o tej porze? - pytam przyglądając mu się badawczo. Staram się odczytać z jego twarzy co myśli, lecz jest to nie lada wyzwaniem.
-Chciałem z nią porozmawiać. - wyjaśnia. -Ostatnio nie dogadujemy się zbyt dobrze.
-Zauważyłam.
-Tak... - przeciąga. -Tyle, że ona nie chce mnie widzieć. Odsuwa mnie od siebie na wszystkie możliwe sposoby, a ja nie wiem co robić. - przyznaje brunet. Czyżby Leon się zakochał? Niemożliwe.
-Jeśli to dla ciebie takie ważne; porozmawiam z nią rano. - mówię, popijając zimną wodę z cytryną. Verdas patrzy na mnie wdzięcznie.
-To ważne... Sam nie wiem dlaczego.. - przerywa co chwilę. -Violetta jest z każdym dniem inna. Raz miła i kochana, a na drugi dzień mam wrażenie, że chciałaby rozszarpać mnie na strzępy. Nie wiem co robić.
-Przejdzie jej. - dotykam jego ramienia, przywołując do siebie jego uwagę. -Zobaczysz... - przerywam. -Porozmawiam z nią, postaram się dowiedzieć co jej dolega. W końcu całe życie byłyśmy jak siostry.
-Dziękuję. - odpowiada, wymuszając delikatny uśmiech. -A ty? Jak z Federico?
No to sobie temat wybrałeś, Verdas.
Wzdycham cicho, posyłając mu blady uśmiech.
-Wszystko dobrze, przynajmniej tak mi się wydaje. - burczę pod nosem.
-W porządku. Nie będę cię męczył, jesteś zmęczona. Widzimy się jutro w pracy? - pyta brunet, wstając z krzesła barowego. Odkłada pustą szklankę do zlewu i spogląda na mnie wdzięcznym wzrokiem.
-Oczywiście. - przytakuję, również wstając.
-Dzięki za rozmowę. - unosi wzrok ku górze. Martwi się o nią... - myślę.
-Nie ma za co. Możesz na mnie liczyć. - mówię spokojnie, odprowadzając go do drzwi.
-Dobranoc. - wychodzi.
Zamykam drzwi na klucz. Wzdycham cicho i wlokę swoje zwłoki na piętro, gdzie znajdują się sypialnie. W jednej chwili coś mnie kusi, by zajrzeć do przyjaciółki. W sumie, dlaczego nie? Podchodzę do jej drzwi i chwytam klamkę, naciskając ją delikatnie. Otwieram drzwi i spoglądam na łóżko; Vilu smacznie śpi. Uśmiecham się pod nosem i po cichu się ewakuuję.
Gdy w końcu trafiam do swojej sypialni przebieram się szybko, po czym kładę na swoje łóżko i zasypiam.
-Widziałam w nocy Leona. Był u ciebie. - to pytanie czy stwierdzenie? Przewracam teatralnie oczami, starając się puścić uwagę przyjaciółki mimo uszu. Wychodzi mi marnie zauważając jej przeszywający wzrok.
-Był. Rozmawialiśmy. - odpowiadam, biorąc do ust naleśnika z czekoladą. Zapowiada się ciekawe śniadanie. -I nic więcej. - dopowiadam widząc wzrok blondynki, mówiący Serio?
-No chyba nie dość porządnie. - słyszę. -Wyglądał marnie, jak zobaczyłam go na schodach.
-Co masz na myśli? - pytam niespokojnie. W jej oczach czai się tajemnica, o której nie chce mi powiedzieć.
-Nic szczególnego. - urywa. -Wybierzesz się ze mną jutro na zakupy? - pyta nagle. No tak, dziś jest piątek, co znaczy że jutro jest sobota, co znaczy u Ludmiły dzień zakupów. Potwierdzam ruchem głowy. Blondynka uśmiecha się szeroko.
W jednej sekundzie po całym domu roznosi się dźwięk telefonu Ferro. Zerka na wyświetlacz i odrzuca połączenie. Obdarowuję ją podejrzliwym spojrzeniem. Ona n i g d y nie odrzuca połączeń, choćby nie wiem kto się dobijał.
-Kto dzwonił?
-Nikt.
-Ludmiła. - patrzę na nią wzrokiem mówiącym gadaj albo sama się dowiem. Ta przewraca oczami wzdychając przy tym ciężko.
-To Federico. - przyznała. Pasquarelli dzwonił i ona nie odebrała?! Ktoś mi podmienił przyjaciółkę... Kręcę lekko głową przeżywając wewnętrzny szok. -Nie patrz tak na mnie. Pokłóciliśmy się.
-O co? - dopytuję.
-Wyszłam wczoraj się przewietrzyć w nocy... - zaczęła, a ja na to świdrowałam ją spojrzeniem w stylu Jeszcze raz wyjdziesz o tej porze, to cię zabiję. -No i jak szłam to zobaczyłam go stojącego obok swojego samochodu niedaleko naszej ulicy.
-Co w tym złego? - dziwię się, przysuwając sobie do ust szklankę z sokiem pomarańczowym.
-To, że dwadzieścia minut wcześniej powiedział mi, że będzie w pracy jeszcze co najmniej przez godzinę. - burczy blondynka.
-Może jechał do ciebie? - sugeruję, starając się ją jakoś pocieszyć.
-Tsa... Na pewno. - ucina. -Jedźmy już. Za dwadzieścia minut musimy być na miejscu.
-Jasne.
-Ale i tak myślę, że powinnaś z nim porozmawiać. - mówi Lu, zerkając na mnie spod ekranu laptopa. Ona chyba sobie nie da spokoju. Od pół godziny tłuczemy temat mój i Leona. To. Męczy.
-Ludmiła, prosze cię skończmy już ten temat, nie zmienię zdania ani swojego zachowania wobec niego. - decyduję w efekcie. Blondynka wzdycha, wiedząc, że nic więcej nie wskóra.
Kończę odpisywać na maila i zamykam swojego laptopa. Wyciągam pendrive'a i kładę go obok. Spoglądam na przyjaciółkę ze słodkim, proszącym uśmiechem.
-Co znowu? - pyta odjeżdżając trochę od biurka. Zakłada nogę na nogę.
-Mam tu. - podnoszę niebieskiego pendrive'a. -pliki, które potrzebne są Verdasowi.
-Nie Violetta, sama mu to dasz. - niech ona mnie zrozumie, błagam.
-Lu proszę, dobrze wiesz, że po wczorajszym nie chcę się z nim widzieć. - przy śniadaniu opowiedziałam jej całe jego wczorajsze zagranie. Ferro kręci przecząco głową.
-Nie ma mowy. Powinniście porozmawiać; szczerze. - gromi mnie wzrokiem. -Jesteście przyjaciółmi do cholery, musicie się dogadać.
Biorę głęboki oddech, chyba jednak nie zrozumie. Wstaję i podchodzę do okna w rozmiarach całej ściany. Z siódmego piętra są wspaniałe widoki, warto z nich korzystać.
-Byliśmy przyjaciółmi. - mówię nie odwracając się.
-Wciąż możecie być.
-Nie. - zaprzeczam szybko. -Nie potrafimy. Już nie..
-To nie musi być takie trudne. - dlaczego wszyscy to mówią?! To jest wystarczająco trudne. Nikt mnie tu nie rozumie. Kręcę głową z dezaprobatą, dotykając opuszkami palców szkła.
-Posłuchaj Ludmiła, ja nie potrafię stać obok niego i zachowywać się tak jak wcześniej. To niemożliwe, niewykonalne. - kiedy to mówię drzwi nagle się otwierają. Odwracam się i myślę o wilku mowa.
Stał tam Verdas, we własnej osobie; ubrany w czarne spodnie, marynarkę i niebieską koszulę, z ciemnym krawatem. Wstrzymałam oddech na chwilę. Cholera, przystojny jest. Lustruję go wzrokiem do czasu, aż jedno z nas się nie odezwie.
-Przeszkodziłem w czymś? - słyszę jego niski, dobrze znany mi głos. Ferro zerka na mnie kątem oka, później na niego.
-Nie, skądże. - zaprzecza.
-Chyba jednak tak. - stwierdza, widząc mój wyraz twarzy. Podchodzi do biurka naszej przyjaciółki i kładzie na nim plik dokumentów. Po wszystkim wychodzi. Gdy zamyka za sobą drzwi blondynka zabija mnie wzrokiem. Przewracam teatralnie oczami.
-Violetta...
-Nie chcę tego słuchać. - przerywam jej i wychodzę z tego pomieszczenia. Zdecydowanie potrzebuję odrobiny powietrza.
Od autorki: Przyznaję się bez bicia - sama nie wiem dokładnie co jest w tym rozdziale, pisałam go już jakiś czas temu. Wiem, że było dużo Leonetty ^^ Violka ma swoje humorki - odrzuca od siebie myśl, że ona i Leon mogliby się do siebie w jakikolwiek sposób zbliżyć. Czy potrwa to długo? Jeszcze tylko chwilkę - zapewniam. I uwierzcie mi - Leonetta coraz bliżej ;p Rozdział jest jaki jest, zdaję sobie sprawę z tego, że niezbyt ciekawy mi wyszedł [pomijając pierwszą ''scenę''] ale chyba przezyjecie :) Pozdrawiam, Hope :*
Next min. 10 komentarzy.
Cudowny boski wspaniały nie mogę się doczekać next :)
OdpowiedzUsuńCzadowy ;-)
OdpowiedzUsuńWspaniały jak zwykle nie mogę się doczekać next :)Nie każ nam długo czekać
OdpowiedzUsuńJak zwykle cudowny nie można się na tobie zawieść. Czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńSuper ;) Czekam na next :D
OdpowiedzUsuńCudowny nie moge sie doczekac next
OdpowiedzUsuńNie wiem jakim cudem ale twoje opowiadanie jest przecudowne. Nie mogę się doczekać co wydarzy się w następnym :)
OdpowiedzUsuńBoski wspaniały nie mogę się doczekać następnego :)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny :*
OdpowiedzUsuńCzekam na next'a ♥ ♥ ♥