Rozdział 14: Elegancka kolacja.

 Pół roku później:
   -Te zakupy były konieczne? - spytałam niepewnie, przeglądając kolejne sukienki. Jedną po drugiej. Czerwień, żółć, pomarańcz, czerń... Kolory rzucają się w oczy jak błyskotki w ciemności. Wzdycham cicho, podchodząc do blondynki. 
   -Tak. - odparła. Przewracam oczami. -Potrzebowałyśmy tego. 
   -Ja potrzebuję odpoczynku. Chodzimy tu już z trzy godziny. - marudzę. Ta spojrzała na mnie swoim słynnym wzrokiem, w stylu "Poszłaś to nie marudź". -Nogi mi odpadają z tych obcasów. - mamroczę pod nosem. Usiadłam na zielonej pufie, która stałą na poboczu. Ferro przylączyla się do mnie, zajmując drugą. Spojrzała na mnie z politowaniem.
   -O co chodzi? 
   -A o co ma chodzić? Jestem po prostu zmęczona. - wyjaśniam szybko, rozglądając się po galerii. Ostatecznie skupiam wzrok na przyjaciółce. 
   -Pamiętaj, że miałyśmy kupić nowe sukienki na tą galę z okazji nowych kontraktów i..
   -...I awansu braci Verdas na wyższy stopień. Wiem. Pamiętam. - kończę za nią. 
   -Właśnie. 
   -Ale przecież już kupiłyśmy z trzy sukienki. Mnie naprawdę wystarczy. - zapewniam, poprawiając szpilki na nogach. Czuję nagle gwałtowny obrót blondynki. Czy ona nawet przez chwilę nie może siedzieć spokojnie? Zerkam na nią z zainteresowaniem. Jej uwagę przykuł dobrze zbudowany Włoch, stojący tuż przy sklepie naprzeciwko, rozmawiający z dwiema kobietami. No tak, skoro z Diego są tylko przyjaciółmi, Ludmiła poszerza horyzonty. Wzdycham cicho, poprawiając niesforny kosmyk włosów. -Chcesz to idź z nim pogadaj. - powiedziałam, dotykając jej ramienia. Ta spojrzała na mnie jak na wariatkę.
   -Oszalałaś? Jesteśmy na zakupach, a nie randce w ciemno. - komentuje Ferro. Kręcę głową z poczuciem bezsilności. 
   -Jesteś Ludmiła Ferro, dasz radę.
          Po jakimś czasie dwie kobiety odchodzą od mężczyzny, a w tym samym czasie moja przyjaciółka wkracza do akcji. Na szczęście dała się przekonać do zapoznania się z przystojnym Włochem. Śmieję się cicho, zerkając na Ludmiłę. Oboje się uśmiechają. Czyli chyba dobrze im idzie. Nagle miejsce Ferro zajmuje dobrze znany mi mężczyzna. 
   -Zakupy na galę? - pyta. Przytakuję ruchem głowy, spoglądając na niego co jakiś czas.
   -Co ty tu robisz, Diego? 
   -Zwiedzam. - uśmiecha się promiennie. -A serio to też robię jakieś zakupy. -Szatyn zerka na naszą przyjaciółkę. 
   -Poszła poznawać nowych ludzi. - informuję. 
   -Mogła powiedzieć wcześniej, facet z którym rozmawia to mój dobry kumpel. Federico. - tłumaczy Verdas. Zdziwiłam się, słysząc tą wiadomość. Diego troszczy się o blondynkę i kocha ją, ale jako przyjaciółkę. Naprawdę cieszę się na taki obrót sprawy. Ja i Leon również jesteśmy przyjaciółmi, dobrymi. Nic się nie zmieniło przez to pół roku. Przynajmniej nic szczególnego. Ja i Ludmiła dostałyśmy awans, lecz wciąż pracujemy z braćmi Verdas. 
   -Skąd go znasz? - spytałam. 
   -Byłem z nim na studiach. Jest naprawdę spoko. A u ciebie co tam? - Diego spojrzał na mnie, wyczekując na odpowiedź. 
   -Wszystko w porządku. Świat mi się jeszcze nie wali. - śmiejemy się cicho.
   -Dlaczego miałby się walić? 
   -Sama nie wiem, różnie tu bywa. - przyznaję.
   -Jasne. Rozumiem.
   -A ty gdzie zgubiłeś brata? 
   -Pląta się gdzieś po sklepach, chcesz to idź go poszukaj. - zachęca mnie szatyn. O nie, to byłby zły pomysł. Kręcę głową. -Z pewnością ucieszy się na twój widok. 
   -Diego. - patrzymy na siebie. -Zostaję tutaj. 
   -Okey. - mężczyzna unosi ręce w geście obronnym. -Już nic nie mówię. 



          Wreszcie w domu. Z daleka od dziesiątek sklepów z butami, sukienkami i wszystkim innym. Opadłam bezsilnie na wygodne łóżko, w mojej sypialni. Potrzebuję odpoczynku. Za to Lu biega po całej willi i szuka jakichś rzeczy. Jej kroki słychać aż na drugim końcu domu. Ciekawe gdzie się tak szykuje. Wzdycham cicho. Trzeba wstać, przecież ona zaraz ten dom rozniesie. Przebrałam się w krótkie dresowe spodenki i koszulkę z jakimiś napisami, związałam włosy i luźny kok i wyszłam ze swojej sypialni zostawiając wszystkie zakupy na podłodze. Gdybym miała ochotę i siły to pewnie przeniosłabym je do garderoby, ale niestety nie mam. Wychodzę z pokoju i zmierzam ku schodom na parter. Dziwi mnie panująca nagle cisza. Po chwili jednak słyszę głos przyjaciółki. Niezbyt mnie interesuje z kim rozmawia i po co. Skutecznie omijając korytarz główny idę do salonu. Siadam wygodnie na kanapie i włączam telewizor. Zupełnie jakbym nie była tą dumną Violettą Castillo. Córką miliardera. Pracownicą największej sieci firm rodziny Verdas. Tutaj mogę odpocząć. Po kilku minutach jednak zachciało mi się pić, co zmusza mnie do wyjścia na korytarz. Znajdując się w nim trafiam niestety na Ludmiłę i dwóch braci Verdas, a także Federico. Cudownie! Tylko ich mi tu brakowało! Czy ja naprawdę nie mogę spędzić jednego wieczoru w spokoju? Przymrużam oczy. Niestety mnie zauważyli. 
   -Viola. - słyszę entuzjastyczny głos przyjaciółki. -Jak fajnie że przyszłaś. - wzdycham cicho.
   -Ludmiła. - mruczę pod nosem. Wbijam wzrok w blondynkę, lecz czuję na sobie przeszywający wzrok Leona, Diego i nowego kolegi mojej Ferro. Tak, lepiej być nie mogło. -Coś się stało, że takie zebranie macie? - spytałam po chwili.
   -Ludmiła się nudzi. - tłumaczy Diego, gdy ta zabija go wzrokiem. Podchodzę bliżej, do tego zgromadzenia. 
   -My się chyba jeszcze nie znamy. - zauważa Włoch. -Jestem Federico, miło mi. - podaje mi dłoń, którą szybko chwytam. 
   -Violetta. - odpowiadam, nieco zmieszana. 
   -Cóż to za cudowna kreacja Viola? - pyta rozbawiony Verdas. 
   -Kreacja pochodzi z mojego pomysłu, gdyż myślałam że spędzę ten wieczór w domu. 
   -Wygląda na to, ze odrobinę się pomyliłaś. - mówi Leon, uśmiechając się ciepło. 
   -Gdzie tym razem się wybieracie? - pytam, krzyżując ręce na piersi. 
   -Wybieramy. - poprawia mnie Ferro. -Idziesz z nami. 
   -Muszę? 
   -Tak. - odpowiedzieli jednym głosem. Nie podoba mi się ten pomysł. 



          Eleganckie suknie. Krawaty. Przyjemna muzyka. Klasyk. Miejsce w które mnie zabrano przypominało pałac. Złote zasłony przy ogromnych oknach. Elegancko przystrojone stoliki, idealnie dopracowane. Lampka czerwonego wina, miłe towarzystwo i spokojna muzyka. Czuję się jak na rodzinnej, lub biznesowej kolacji, gdzie wszystko musi wyglądać perfekcyjnie. Wciąż nie rozumiem dlaczego Ludmiła wybrała akurat to miejsce na kolację, przecież jest tyle innych miejsc w Los Angeles, gdzie można zjeść i porozmawiać. Spoglądam kątem oka na Ferro, siedzącą naprzeciwko mnie. Błękitna sukienka do kolan, szpilki pod kolor. Biżuteria warta pewnie tyle samo co cały strój. Cała Ludmiła. Uśmiecham się pod nosem, obserwując muzyków, którzy umilają nam pobyt w tej restauracji. Wlewam sobie do ust nieco czerwonego wina. Pyszne. 
   -Co tam słychać w firmie, Leon? - wyrywa Federico, przerywając ciszę pomiędzy nami. Verdas szybko reaguje. 
   -Wszystko w porządku. Za dwa dni gala, z okazji coraz szybszego rozwoju naszej sieci firm. - odpowiada. -Oczywiście zapraszamy. 
   -Będzie pięknie, kolorowo i sztywno. - dodaje drugi Verdas. Śmieję się cicho, poprawiając włosy. 
   -Domyślam się. - przyznaje Pasquarelli. Spogląda na Ludmiłę, która akurat pije swoje wino. 
   -Ludmiła, oświeć mnie proszę. - mówię. -Po co tu przyszliśmy? 
   -Porozmawiać, zjeść kolację. Jest tu cudowna atmosfera. - tłumaczy blondynka.
   -Rozumiem. 
   -Viola, może zatańczymy? - słyszę nagle głos Leona. Uśmiecham się ciepło, po czym oboje wstajemy ze stolika i kierujemy się na parkiet. Doskonale wiem, ze wszyscy nas bacznie obserwują. Przystajemy pomiędzy innymi parami. Kładę mu dłoń na ramieniu, drugą podaję jemu. Kołyszemy się w rytmie wolnej muzyki. 
   -Skąd to nastawienie? - pyta Verdas. 
   -Nie przepadam za takimi klimatami. - tłumaczę. 
   -Wygląda na to, że będziesz musiała się przyzwyczaić. Ludmiła wręcz przeciwnie. - stwierdza brunet. -A poza tym moi rodzice planują więcej takich przyjęć, jak przyszła gala. - spoglądam na niego zdziwiona. 
   -Skąd wiesz? 
   -Żartujesz? Jestem ich synem, ja i Diego jesteśmy informowani z miejsca. - wzdycham cicho. 
   -Więc chyba nie mam wyjścia. Przywyknę. - decyduję. 
   -Mówisz, jakby to był jakiś koniec świata. 
   -Może przesadzam, ale w takim razie Lu zamieszka chyba w galerii handlowej. - śmiejemy się. 
   -Jesteś silną dziewczynką, wytrzymasz. - słyszę cicho pomruk przy uchu. Piosenka się kończy, więc powracamy do stolika, gdzie siedzą nasi przyjaciele. 
   -Federico, może opowiesz nam, czym ty się teraz zajmujesz? - wreszcie ktoś zaczął normalną rozmowę. Zerkam kątem oka na Włocha, wydaje się być zaskoczony pytaniem zadanym przez starszego Verdasa. 
   -Aktualnie pomagam koleżance przy pewnej sprawie związanej z modelingiem. - wyjaśnia brunet, sięgając powoli do lampkę wina. 
   -Twoja koleżanka chce zostać modelką? - dopytuje Ludmiła, wyraźnie zainteresowana tematem modelingu. Zawsze ciągnęło ją do takich spraw. Zerkam na Diego, wydaje się być jakiś rozkojarzony. 
   -Owszem. - słyszę nagle. -Jest tym zainteresowana i chce pracować jako modelka. Pomagam jej, gdyż mam niezłe kontakty z masą ludzi w wielu biznesach. Naprawdę bardzo cieszę się, że mogę pomóc jej spełniać marzenia. 
   -Ciekawe. Może kiedyś przedstawisz nam ją? - pyta rozentuzjazmowany Leon, skupiając całą uwagę na Pasquarellim. Czyżby nasz Verdas zainteresował się koleżanką Federico? Przecież nawet jej nie zna... Wzdycham cicho. A z resztą, co mnie to obchodzi... Jesteśmy przyjaciółmi. 
   -Chętnie. Może jutro? 
   -Fantastycznie. - cieszy się Diego, klaskając cicho w dłonie. Jakby znikąd pojawia się kelner i podaje nam kolację, a także dolewa wina. Wreszcie! Nie jadłam nic od południa. Posłałam pracownikowi restauracji serdeczny uśmiech.
   -Dziękuję. - mruknęłam. Mężczyzna odpowiedział mi lekkim skinieniem głowy i odszedł, oczywiście obejrzał się dwa razy za siebie, przez co prawie wpadł na jakiś stolik. Zaśmiałam się cicho. Leon i Ludmiła patrzeli na mnie z rozbawieniem, a także zdziwieniem. 
   -Viola nie podrywaj kelnerów. - syknęła Ferro, uśmiechając się cwaniacko. Pokręciłam delikatnie głową, puszczając uwagę przyjaciółki mimo uszu. 
   -Ona jest w swoim zadziornym nastroju, lepiej nie drażnić. - mówi Diego, patrząc na mnie z tym swoim błyskiem w oku. Spojrzałam na niego, przekręcając lekko głowę, kończąc na cwanym uśmieszku. Ponownie moczę usta w czerwonym płynie, o niesamowitym smaku. Szatyn przygląda mi się i jego uśmiech się coraz bardziej poszerza. Ludmiła zajęła nowego Włocha jakąś rozmową, w pewnym momencie kelner wrócił, z pytaniem czy nie chcemy więcej wina. On chce nas chyba upić. Diego grzecznie odmówił, po czym wróciliśmy do jedzenia kolacji. Trwała cisza. 

_________________________________
     Witam po długiej przerwie! ;*
Nawet nie wiecie ile męczyłam się, żeby ten rozdział napisać. Wiem że jest beznadziejny ale tak wyszło! xD Nic nie poradzę. A że zaczęłam oglądać 3 sezon Violetty, bo wcześniej miałam wyjebane. To mi się zachciało tu pisać no i proszę <3 Mam nadzieje ze pomimo tego wszystkiego sie podoba :) 
Pozdro! ;*
`Hope

EDIT: Zapraszam do strony z Bohaterami! ;* 

2 komentarze:

  1. Cudowny jak zwykle nie mogę się doczekać next :)Mam nadzieję że wróciłaś już na bloga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem wróciłam i mam zamiar się nim zajmować :>
      I dziękuję ;d
      `Hope

      Usuń