18. Misja samobójcza


Biuro było przestrzenne. Zadbane. Ładne.
Mężczyzna w mojej marnej ocenie – nawet przystojny, lecz arogancki i egocentryczny.
Natomiast rozmowa o pracę nigdy nie wychodziła mi najlepiej. Może dlatego, że nigdy tak naprawdę nie miałam możliwości jej odbyć. Praca u Carlosa rozpoczęła się zaraz po studiach i jako jego rodzina, a także jako mój prawny opiekun, postanowił darować sobie głupoty z rozmowami o pracę i CV. Od razu dostałam robotę, której nawet nie chciałam – co było niezłym paradoksem. Pensja nie była zła, więc nie marudziłam, a później to nawet polubiłam. Mogłam pomagać ludziom, a to czyniło tę pracę cenniejszą niż mogłoby mi się na początku wydawać.
Ciemne oczy studiowały dokładnie moją marmurową minę i nieufne oczy. Czułam się jak na przesłuchaniu, na którym wcale nie chciałam być. Nie lubiłam tego uczucia, niemalże się go bałam. Gale wziął do ręki moje dokumenty i przejrzał je dokładnie, skrupulatnie.
Tak naprawdę wiedziałam, że wcale ich nie potrzebuje i jest to po prostu czysta prowokacja, tyle, że nie do końca wiedziałam, czemu miała służyć. Jasne było, że chce mnie tutaj. Gość usiłował się ze mną umówić co najmniej 20 razy. Teraz po prostu udawał, że tego nie pamięta. Nie wiem z kogo chciał zrobić idiotę. Z siebie czy ze mnie.
Jestem skłonna do pierwszej opcji.
Minęło trochę czasu, nim usłyszałam jego głos.
Tak, znów kojarzył mi się z Verdasem.
- Studiowałaś dziennikarstwo – zauważył.
Kiwnęłam głową.
- Skoro pociągała cię literatura, dlaczego skończyłaś w firmie typu detektywistycznego? Nadawałaś się do tego? A może lubisz ryzyko? – Uniósł brew.
Denerwował mnie.
- To raczej było zrządzenie losu, a nie moje zachcianki. Po prostu ścieżki w moim życiu nie prowadziły w stronę dziennikarstwa, a czy się nadawałam to raczej prywatna sprawa i nie moja opinia do wygłoszenia. – Działkę o ryzyku postanowiłam zignorować.
- Rozumiem. Cóż, teraz twoje „ścieżki” się naprostowały i wylądowałaś u mnie.
Owszem, miałam totalnego pecha, skoro jesteś szefem tego zapchlonego miejsca.
- Przyjrzałem się twojemu życiorysowi – powiedział po zastanowieniu, uniósł wzrok.
No… ciekawe co wyczytał.
Już nie mogłam się doczekać.
- Byłaś poszukiwana.
- Nie ja. Mój ojciec.
- I nigdy was nie znaleźli? – spytał irytująco zadziwiony.
- Po tym jak Michael zginął w wypadku, mnie oczyszczono z win ojca. Coś jeszcze chciałbyś wiedzieć, co kompletnie nie ma związku z moim podaniem o pracę, a jedynie świadczy o twojej niedyskrecji i ciekawości na temat mojego życia?
Uśmiechnął się szyderczo.
- Ostra jesteś.
- Zdecydowana – poprawiłam go delikatnie.
- Lubię wiedzieć kim jest mój pracownik, zanim na dobre zagości w tym miejscu.
Westchnęłam.
- Michael Castillo… - Odnalazł w dokumentach kolejny papierek. Pewnie akta ojca. Przerażała mnie ilość informacji, które posiadał na mój temat i mojej przeszłości. Miałam od niej uciec, a ta goniła mnie na każdym kroku. – Poszukiwany za morderstwa, między innymi oczywiście. Byłaś ich częścią?
- Co masz na myśli? – zasyczałam.
Oparł łokcie na biurku i nachylił się ku mnie.
- Odkąd firma Carlosa się rozpadła, działałaś z ojcem, nie pytam z jakiego powodu ani czy ci się to podobało. Zastanawia mnie jedna rzecz. Czy, gdyby zależało od tego twoje bezpieczeństwo, albo kogoś z twoich przyjaciół… byłabyś w stanie zabić?
Wstrzymałam powietrze, podczas gdy Ryan dusił się z dumy.
Jego oczy wrzeszczały: Oto moja zemsta!
- To nie twój biznes.
- Owszem, mój. Nie zatrudnię mordercy w miejscu, w którym przebywam na co dzień.
Ciekawe.
- Tępisz pracowników czy co, że boisz się o swoje bezpieczeństwo.
- Nie powiedziałem tego.
- A jednak obawiasz się jednej dziewczyny, która ma przeszłość malowaną w czarnych barwach. Boisz się, a jednocześnie czujesz dumę, bo wygrałeś. Wróciłam do ciebie. I teraz ja o coś proszę… Ale jeśli chcesz mi dogryzać, albo coś kombinujesz… nie, nie zabiję cię, chociaż mnie tego uczono, ale sprawię, że pożałujesz każdego słowa.
Puściły mi nerwy.
- To nie jest zbyt dobra zapowiedź pracownika.
- Nie chodzi o charakter lecz umiejętności, a ty potrzebujesz ludzi.
Rozsiadł się wygodnie, nie spuszczając ze mnie wzroku ani na sekundę. Widział we mnie coś, choć ja w nim tylko pasożyta, który może sprawić, że jeśli będę miała zajęcie, przestanę myśleć o Verdasie.
- Lubię kobiety takie jak ty – stwierdził otwarcie. Uniosłam podbródek. – Jesteś piękna, seksowna, wiesz, co powiedzieć i jak sobie w życiu poradzić, o czym dowodzi twoja dokumentacja… ale będziesz sprawiać problemy.
- Nie wiesz tego.
- Dostaniesz pracę, pod jednym warunkiem.
- Słucham.
- Będziesz grzeczna i odpowiesz mi, na pytanie. Szczerze. Czy dla swoich bliskich, byłabyś w stanie zabić, lub zrobić coś równie ryzykowanego.
Powróciły wspomnienia, o tym jak zostawiłam Leona, mimo tego, jak bardzo go kochałam i tylko dlatego, że bardzo go kochałam. Pamiętam, jak zostawiłam go i odeszłam, chociaż bardzo nie chciałam. I jak przysięgałam sobie, że zrobię dla niego… dla nich wszystko, nawet jeśli kosztowało mnie to utratę wolności, bądź życia, bo Michael równie dobrze mógł mnie zabić w swoim psychopatycznym szale.
Mogłam to zrobić.
A teraz?
Kim teraz jestem?
- Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.
Ktoś otworzył drzwi. Twarz Gale’a momentalnie się zmieniła, jakby zobaczył kogoś, kto może mu zagrozić, albo… sama nie wiem. W jego oczach czaiło się coś dziwnego. Bałam się odwrócić.
- Ryan.
Bałam się jeszcze bardziej od tego momentu.
- Leon.
Wymienili się spojrzeniami.
Wybrałam się na misję samobójczą.
Świetnie, Violka.
- Co tu się dzieje? – spytał Verdas.
- Mam lepsze pytanie. Co ty tu, do cholery, robisz? To nie jest godzina naszego spotkania. – Zastanowił się przez chwilę. – Albo wiedziałeś, że ona tu będzie… I po prostu mnie sprawdzasz. Cwana z ciebie żmija, Verdas.
- Co ona tu robi…
Halo?
Też tu jestem?
Nie, lepiej zachowam to dla siebie.
- Ma spotkanie o pracę.
- Violetta, możemy porozmawiać? – Nasze spojrzenia się spotkały. Wiedział, że nie chcę, czuł to tak samo jak ja. – Proszę.
Gale wskazał nam gestem kierunek w stronę drzwi, zgodził się.
 Nie miałam wyjścia.
Wstałam z fotela i gdy tylko Leon otworzył mi drzwi, wyszłam na oczy tych wszystkich ludzi, wodzących za nami oczyma.
Wyszliśmy na jakiś korytarz.
Było pusto i cicho.
Odwróciłam się, by z nim porozmawiać, zgodnie z jego prośbą. Chociaż to nie on mnie przekonał, a Diego wczorajszego dnia. Oboje poświęciliśmy coś bardzo cennego dla siebie i oboje byliśmy sobie coś winni, mimo wszystkich potknięć i zakrwawień.
Być może ja byłam mu to winna.
Nie tylko ja coś poświęciłam dla niego i tej miłości.
- Nie tutaj. – Chwycił mnie za rękę i poprowadził do windy, a ja grzecznie szłam ogłuszona jego dotykiem. Gdy tylko znaleźliśmy się w środku i wejście się zamknęło, on zablokował windę. – Gale ma wszędzie kamery, tylko nie tutaj, co jest idiotyczne z jego strony, ale nie mam zamiaru wyprowadzać go z błędu.
Nic nie rozumiałam.
A już na pewno nie wtedy, gdy na mnie spojrzał.
Czułam się otumaniona tymi oczyma i tym spojrzeniem.
- Co tu robisz? Skąd wiedziałeś, że tu będę?
Westchnął.
Nie chciał nikogo wsypać.
 - Ludmiła się wygadała, a ja i tak mam z nim spotkanie za dwie godziny. Prowadzimy razem interesy, i jest też przyrodnim bratem Natashy.
Mają inne nazwiska.
Inni ojcowie…
Powoli dochodziły do mnie informacje.
- Bardziej chodzi mi o fakt, że teraz tu jesteś i przerwałeś moje spotkanie o pracę.
- Chcę cię chronić.
- Wciąż nie rozumiem.
Przechyliłam lekko głowę. Widziałam, jak wysila się, żeby mnie nie dotknąć i powiedzieć mi wszystko na spokojnie. Kolejny raz ryzykował to, że Natasha dowie się, że rozmawialiśmy na osobności, a to mogłoby się skończyć… nie za ciekawie.
- Pytał cię o przeszłość?
Skinęłam głową.
- Cholera. – Przeczesał włosy dłonią.
Chciałam go uspokoić, chociaż nie miałam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi.
Uniosłam brew.
- Podobasz mu się i chętnie skorzysta na tym, że zgłosiłaś się do niego po pracę, chociaż wcale jej nie potrzebujesz, Violetta. Masz spadek po Carlosie i ojcu. Zrezygnuj. Nie potrzebujesz tego – przekonywał mnie, a ja pragnęłam wierzyć w każde jego słowo. W jednym miał rację: nie potrzebowałam pieniędzy i pracy, potrzebowałam ucieczki od wspomnień o nas, o nim.
- Jak miałby to wykorzystać.
- Ma udokumentowaną twoją przeszłość i twojego ojca, ma wszystko. Jeśli teraz odmówisz, jeszcze będziesz w stanie to wszystko odzyskać i spalić, jeśli nie to ja to zrobię. Ale jeżeli tu zostaniesz mimo moich ostrzeżeń, on nigdy nie wypuści cię z tej pajęczyny. Będzie próbował i zastraszał, aż w końcu się poddasz i złamiesz, domyśla się, że nikt nie chce, aby ujawniano jego przeszłość. On nie zna granic. A ty masz szansę…
Wzięłam głęboki oddech.
- Jeśli masz rację, już ma na mnie milion haków.
- Ja na niego też mam – powiedział Verdas. – Nie rób tego – szepnął. – Ochronię cię, jeśli będzie trzeba. Diego i Federico mi pomogą.
- Nie będziesz dla mnie ryzykował ani swojego związku, ani bezpieczeństwa – zdecydowałam twardo.
To nie mogło mieć miejsca.
- Ty zrobiłaś dla mnie to samo.
Uniosłam wzrok.
- I wiem, że pomimo tego, jak bardzo nie chcesz mnie widzieć i znać, zrobiłabyś dla mnie to samo, znowu. Pod tym względem się nie zmieniłaś i nigdy nie zmienisz. Zraniłem cię, wiem i wszystko rozumiem. Nie będę więcej pisał, dzwonił i cię denerwował. Nie naruszę twojego słowa, ale pozwól mi zrobić to dla ciebie i ochronić cię przed tym draniem. Ta praca nie jest tego warta.
- Będziesz miał problemy. O wszystkim powie Natashy, chcesz tego? – mruczałam pod nosem, czułam się bezsilna wobec niego.
- Nie obchodzi mnie co myśli Natasha. Nie rozmawiałem z nią od dwóch dni. Cholernie się wkurzyła, jak zobaczyła moje wiadomości do ciebie, przestała się odzywać.
- A ty zamiast się starać, jesteś tutaj i wszystko pogarszasz. Założę się, że już jej wszystko powiedział – stwierdziłam zażenowana.
- Nie rozmawiają ze sobą tak dobrze, jak mogłabyś sobie to wyobrażać. Ona ma go za takiego drania, za jakiego mam go ja.
Pokręciłam głową. To wszystko było chore. Za każdym razem, gdy starałam się powadzić normalne życie i nie pakować się w problemy, robiłam to za każdym razem i na każdym kroku. A już na pewno nie chciałam, żeby Leon tak wiele ryzykował, żeby w ogóle cokolwiek robił.
On nigdy nie pozwoli mi o sobie zapomnieć.
Wiedziałam to na pewno.
Teraz patrzył na mnie błagalnym wzrokiem.
Chciał dobrze.
- Proszę, zrób to. Jeśli nie dla mnie, to dla siebie. Chcesz pracować jako dziennikarka? Stać cię, aby założyć własną firmę, a jeśli nie chcesz – w Chicago jest więcej firm tego typu. Całe twoje życie nigdy nie było takie, jakie chciałaś, żeby było. Teraz możesz sama nim rządzić i kierować, ale nie rób tego w ten sposób i w nie idź w tym kierunku. Ten facet… on cię zniszczy. – Złapał mnie za nadgarstki. Rozchyliłam usta, starając się coś powiedzieć, ale mogłam tylko na niego patrzeć i słuchać. – Nie chciałbym musieć na to patrzeć.
- Wcale byś nie musiał – szepnęłam.
- Nie udawaj, że mnie nie znasz. – Wziął głęboki oddech, paniczny. – Starałem się. Cholernie się starałem, ale nie potrafię zostawić cię w spokoju. I nienawidzę stanu, gdy mnie nienawidzisz. To nigdy nie musiało tak wyglądać.
- Nie cofniesz czasu.
- I bardzo tego żałuję… Ale chcę to naprawić, więc posłuchaj mnie, gdy wiem co mówię i wyjdź stąd. Natychmiast. Broń Boże, nie wracaj. Violetta.
Spojrzałam na niego z fascynacją i zdziwieniem jednocześnie. Przerażał mnie jego strach w zielonych tęczówkach, zmartwienie i powaga.
- Pamiętaj o Natashy. Nie chcesz jej krzywdzić – przypomniałam mu.
- Nie dbam o to teraz.
- Leon – jęknęłam.
Objął dłońmi moje policzki, skupił na sobie uwagę.
Zdecydowanym głosem powiedział:
- Jedź do domu. Wszystkim się zajmę.
Zanim wsiadłam do samochodu, widziałam jego sylwetkę i wbity we mnie wzrok przez ogromną szybę na piętrze. Pilnował, czy dotrzymam słowa i faktycznie opuszczę to miejsce. Cholernie chciałam poznać reakcję Ryana na moje zniknięcie, ale według Leona, to nie mogło mieć miejsca. Zupełnie nie wiedziałam co dalej robić i jak się czuć. Prawdą jest, że złożyłam podanie o pracę jeszcze do dwóch innych placówek, ale ta była najbliżej Ludmiły i Federico. Mogłabym spędzać z nimi więcej czasu, co – swoją drogą – zaniedbywałam ostatnio.
Nie chciałam ich przytłaczać swoim – jak zwykle – okropnym, morderczym humorem.
A teraz serce biło mi szybciej. Wróciłam do wspomnienia, gdy czułam na twarzy jego dotyk i marzyłam, by poczuć go mocniej, bardziej, intensywniej. Nie panowałam nad emocjami… praktycznie nigdy. On malował mi słowami swój strach. Każde spojrzenie śpiewało mi piosenkę, którą już znałam. Podpowiadało mi słowa, które powinnam usłyszeć, ale nie uszami… sercem.
Podpowiadało, że powinnam mu zaufać. A ja wciąż miałam wątpliwości.

I miałam do nich prawo. 

5 komentarzy:

  1. Lajon podoba mi się teraz twoje zachowanie, aw *-*
    Świetny jak zawsze <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Witaj
      Leon bardzo dobrze, że rozmawiasz z Natashą od dwóch dni. Oby jak najdłużej to trwało. Ty masz walczyć o Violette, a nie o Natashę. Ona nie dla ciebie. Czekam na następny rozdział.

      Usuń
  3. Cześć, kochana! ��
    Przepraszam cię bardzo, że nie skomentowałam poprzedniego, a ten komentuję po takim czasie. Miałam po prostu małe zamieszanie w szkole, przygotowywanie do świąt, taki standard. Ale jestem i postaram się skomentować jak najlepiej :).

    Ale zanim przejdę do komentowania rozdziału... Chciałabym ci życzyć wszystkiego dobrego, dużo zdrowia, szczęścia, pomyślności, żebyś była zawsze uśmiechnięta, abyś miała samych najlepszych przyjaciół. Życzę ci spełnienia marzeń, rozwijania się i żebyś osiągała same sukcesy w zbliżającym się nowym roku ����.

    A teraz co nie co o rozdziale :).
    Nie wiem jak to się dzieje, ale gdy zaczynam czytać twoje rozdziały to wczuwanie się w emocje jest gwarantowane. Kiedy czytam o wewnętrznych rozterkach Violetty, to tak jakbym sama je przeżywała. Jestem pod wielkim wrażeniem jak doskonale potrafisz wykreować postać, o której piszesz i nadać jej wyjątkowości.
    Nie wiem też dlaczego, ale za każdym razem, gdy piszę komentarz mam potrzebę napisania jak wielki talent posiadasz. Nietuzinkowy, wyjątkowy, oryginalny. Tak krótko mogłabym opisać twój styl pisania, wypowiadania się, kreowania postaci. I nie myśl, że w tej chwili cię przechowalam, no co ty! To i tak zbyt płytkie i mało znaczące słowa. Mam wielką nadzieję, że w przyszłości będę mogła z dumą kupić twoja książkę i postawili ją u siebie na półce. Życzę ci, aby kiedyś ci się to udało, wydać własną książkę, to byłoby cudowne ��.

    Ale wracając to fabuły. Tak bardzo jest mi szkoda Violetty i jej zaplątana się (jeśli mogę tak to ująć). Odnoszę wrażenie, że wszyscy jej coś narzucają, proszą, wymagają, oczekują. A przecież ona ma prawo do podejmowania własnych, niezależnych od nikogo decyzji. Gdy czytam czuję, że Violetta jest w klatce. Na razie nie wiem jeszcze z czego wynikającej. Przypuszczam, że mogą nią być inni, którzy napierają na nią i wymagają cudów. A innym odzwierciedleniem klatki mogą być jej własne uczucia i przeszłość. Jak sama w tym rozdziale to ujęła, że przeszłość ją "goni" (nie mogę znaleźć tego fragmentu, więc bazuję na mojej pamięci, a ona nie jest niezawodna). Tak więc może w najbliższych rozdziałach dowiem się co ja zniewala? Mam taką nadzieję, bo jej postać jest niezwykle intrygująca i nieobliczalna.

    Skoro napisałam coś o Violce to chyba wypadałoby napisać też co nieco o innych bohaterach? Szczerze? Czytając ostatnie dwa rozdziały (bo tyle miałam do nadrobienia) odniosłam wrażenie... Nie. Raczej upewniłam się, że jak coś robisz to "na maksa". Nie mam pojęcia ile razy jeszcze to powtórzę (zwłaszcza w tym komentarzu) ale jestem pod wielkim wrażeniem twoich zdolności. Zdolności względem pisania i wymyślania pobocznych wątków, wyglądu i charakteru postaci. Każda wydaje się być żywa, nie pusta. I to dodaje tego cudownego klimatu. Jedyne co można w takiej sytuacji zrobić to się zachwycać, nic więcej.
    Uch, nowy zeszłam na boczny tor. Wróćmy.
    Leon Verdas. Nie wiem co mogłabym o nim napisać, bo mam co do niego mieszane uczucia. Niby pałam do niego sympatią, ale jego ostatnie (choć bardzo ludzkie) zachowanie zostawia dużo do życzenia. Najpierw miesza Violettcie w głowie, później ją rani, teraz znów miesza. Choć muszę przyznać, że umie chłopak przeprosić. Dobrze, że chociaż ma świadomość, że nie postępuje najlepiej. I absolutnie nie faworyzuję tutaj Violetty, też ma swoje za uszami, jednak ona jest bardziej rozdarta i skrzywona. Tak jakby (moim zdaniem) ma większe usprawiedliwienie na swoje zachowanie.
    Reasumując, jesteś fajny, mam nadzieję, że pogodzisz się z Violką i wszystko będzie cacy. (Jak to mądrze ujęłam ��.)
    Co do Diego. Zawsze go lubiłam, zwłaszcza ostatnio i nic się tutaj nie zmieniło. Naprawdę dobrze wyszedł mi ten quiz. Jego pomysłowość jest na wysokim poziomie^^.
    Natasha... Może jest dobrą osobą, nie mnie oceniać. Na pewno musi teraz cierpieć przez zachowanie Leona. Jestem mi jej nawet w pewnym stopniu szkoda.
    A co do tego szefuncia, powalonego guńca (tak wymyśliłam to słowo, a kto mi zaproni? ��) to zwyczajnie nie mam słów. Mam nadzieję, że nie przyniesie on większych problemów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A teraz jeśli chodzi konkretnie o jakieś wątki. Więc tak...
      To takie cudowne ze strony Leona, że chce wziąć odpowiedzialność na siebie. (Chodzi mi tutaj o Violettę, podanie o prace, brudy z przeszłości... Sama to pisałaś, wiesz o co chodzi 😂.)
      Ten całyly gościu na literę G nie wie kiedy może przestać, jest bardzo arogancki i udaje wielkiego. Taki typowy cwaniaczek.
      I w tym momencie skończyły mi się pomysły na pisanie o wątkach, hm...
      Przy czytaniu rozmowy Leona i Violetty w windzie zachciało mi się płakać. Niemal czułam że wszystko co mówi Leon jest prawdą, że czuje się źle, że się martwi...
      Bardzo dobrze, że Viola dała się namówić i odjedzie.
      Czuję w kościach, że jeszcze troszkę namieszasz, wiesz? Mam nadzieję, że nawet jeśli tak będzie, wszystko skończy się dobrze.

      Och, chciałam jeszcze coś napisać, ale najzwyczajniej w świecie skończyły mi się pomysły. Choć i tak muszę przyznać, że jest to jeden z moich najdłuższych komentarzy w historii.
      Przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale przy takiej długości komentarza mogą się przecież pojawić 😅. (Tak naprawdę to nie chce mi się go czytać jeszcze raz).
      Wiem, że przez większość komentarza gdzieś tam pływałam, o coś zachaczałam, ale nie wyniosła wszystkiego co chciałam. Przepraszam cię za to. I oczywiście przepraszam za zamęt w niektórych miejscach, ale po prostu piszę ten komentarz i piszę i już nie pamiętam co pisałam na początku 😂.

      Mam nadzieję, że mimo wszystko komentarz wywoła uśmiech na twojej twarzy 🌸.
      Życzę ci dużo weny twórczej i z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
      Tulę mocno,
      Shoshano.

      Usuń