16. "Pozwól mu"


Mijały długie minuty, godziny, a w końcu dni. Nie wiedziałam, czy Leon nie zorientował się, że wróciłam do Chicago, czy zwyczajnie nie chciał się orientować. Tak czy siak od trzech dni nie dostałam od niego żadnego, nawet byle jakiego, znaku życia. Olewał mnie. Olewał fakt, że naprawdę się starałam go zaakceptować na nowo i pozwoliłam mu zostać, chociaż wcale nie musiałam.
A mówiąc „wróciłam do Chicago” mam na myśli to, że Francesca, gdy tylko zobaczyła mnie w drzwiach mieszkania Diega tamtej nocy, nie pozwala mi samodzielnie ruszyć się z domu. Martwi się. Martwi się za bardzo, a do tego wtóruje jej zatroskana i jednocześnie zapracowana Ludmiła. Federico również się ucieszył na wieść o moim powrocie i już z samego rana następnego dnia wylądował obok mnie na kanapie z pizzą i dwoma piwami na rozgrzanie. On nie okazywał takiego zmartwienia, ale zauważyłam to w jego oczach.
Chyba zawiódł się na Leonie. Może nie aż tak, jak Diego, ale porównywalnie.
Jeśli wzmianka o Diegu, właśnie podał mi ciepłą herbatę, podniósł moje nogi, usiadł na kanapie i położył je sobie na udach. Patrzył na telewizor, a ja na niego. Byłam mu wdzięczna za wszystko, co dla mnie robił, ale było mi go też żal. W jego oczach czaiła się jakaś pustka. Gdy tylko nie patrzył na mnie albo Fran, stawał się taki nieobecny. Zaufał Leonowi, gdy podał mu mój adres, a on go zawiódł.
Teraz pewnie Diego żałuje tego, co zrobił. A raczej na co pozwolił.
Chciałabym mu powiedzieć, że to nie jego wina, ale w tej sytuacji chyba nie wiedziałabym co dalej powiedzieć. Sama czułam się oszukana, zdradzona w pewnym sensie. Nie taki obrót akcji przewidywałam.
Na pewno nie taki.
Hernandez westchnął.
- Jak się czujesz? – spytał mnie delikatnie, położył dłoń przed kolanem.
Postarałam się uśmiechnąć, ale chyba mi nie wyszło.
- Stabilnie. Jeśli cię to zadowoli. A ty?
Wzruszył ramionami.
- Budzę się rano i widzę to cierpienie w twoich oczach, te łzy... A potem przeklinam się, że mu na to pozwoliłem. – Chciałam mu wyperswadować wszystko o czym myślał, ale ledwie otworzyłam usta, a uniósł dłoń. Miałam nie przerywać. – Naprawdę sądziłem, że zachowa się odpowiedzialnie. Nie mam pojęcia co powiedział ci w przeciągu tych kilku dni i jak przekonał cię, żebyś pozwoliła mu zostać, ale… Violetta, chciałem cię przeprosić. To wszystko jest takie popieprzone, ale to moja wina. Ja podałem mu adres.
Złapałam go za dłoń, ścisnęłam.
- To nie twoja wina. Błędy Leona nigdy nie będą twoimi.
Odwrócił ode mnie wzrok, mimo czego mówił dalej.
- Wiedziałem, jak ciężko będzie ci przebywać w tamtym domu i jeszcze lepiej wiedziałem, jakie uczucia żywisz do Verdasa. Powinienem go od ciebie odseparować, zrobić coś, nie pozwolić mu się do ciebie zbliżyć. Nie, kiedy on sam nie wie, czego chce.
- Dzięki za wsparcie, starszy braciszku – powiedziałam z wdzięcznym uśmiechem, co wzbudziło u niego tę samą reakcję. Lubiłam ten widok. I doskonale wiedziałam, że Diego czuł się, jak mój starszy brat. Gdyby tylko mógł, schowałby mnie przed złem tego świata. – Ale nie cofniesz tego, co się stało. Może musiałam to zobaczyć, żeby zrozumieć, że to nie ma sensu.
- Że co nie ma sensu?
- Miłość.
- Bzdury. Ja kocham Fran i ciebie jak rodzinę, i jeszcze nie wyszedłem na tym źle.
- W takim razie jesteś szczęściarzem – stwierdziłam otwarcie.
Zapadła cisza.
Przyjemna cisza.
- Vilu. – Spojrzałam mu w oczy. – Co on ci powiedział? Co zrobił?
- Dlaczego pytasz?
- Violetta, którą znałem przed wyjazdem, nie robiłaby sobie złudnych nadziei. Doskonale wiedziała, co działo się zanim Verdas przyjechał do tego pieprzonego domku nad jeziorem. Wiedziała, że ten facet to kawał debila, ale wiedziała też, że jego miłość jest dla niej toksyczna.
- Diego…
Poczułam wilgoć od łez wzbierających się w moich oczach.
- A za ten widok, najchętniej rozbiłbym mu szczękę.
Nie chciałam, żeby działo się tak z mojego powodu. Diego i Leon byli jak bracia, ja rujnowałam tą relację swoją osobą. Ale musiałam przyznać Diegowi rację, to, co zrobił Verdas nie było fair.
Prawdą było to, że Natasha jako jego dziewczyna miała pełne prawo do złości, wojen i zazdrości. A on miał pełne prawo ją pocałować.
Ale nie w moim domu, pod moją nieobecność i wiedząc o tym, że przez długi czas wmawiał mi, że on chciałby mnie. Że nie zaciągnął mnie do łóżka bez powodu, z nic nie znaczących pobudek. Każdego dnia wmawiał mi, że znaczę dla niego więcej, niż mogłabym sobie wyobrazić. Opiekował się mną. Skrzywdzoną przez los dziewczyną, która przed laty złamała mu serce.
Po jaką cholerę mu to było?
Pieprzony kłamca.
- Przepraszam – szepnął Diego.
Pokręciłam głową, odganiając łzy.
- Nie zrobiłeś nic złego. Nie mogłeś tego przewidzieć. – Uśmiechnęłam się łagodnie, chcąc uspokoić go, że nie jest winny w tej sprawie. I w żadnej innej. – Nikt nie mógł.
- Dobra. Zostawmy to w spokoju, nie chcę się jeszcze bardziej wkurzać przez tego palanta. Zjesz coś?
Wstał z kanapy, układając moje nogi we wcześniejszej pozycji. Spojrzał na mnie ojcowskim spojrzeniem, na co lekko się skrzywiłam. W niczym nie przypominał mi Michaela, ale wolałam, kiedy nie proponował przyrządzania mi jedzenia lub czegokolwiek, poza herbatą. Czułam się wtedy mocno pokrzywdzona przez los.
- Mam ręce i nogi.
- Zauważyłem – odpowiedział dumnie.
Uniosłam brew.
- Poradzę sobie.
- Wiem. To jak, zjesz coś? Francesca powinna być za godzinę, wtedy możesz pokazać jaka to jesteś dorosła i samodzielna. Dopóki jej nie ma, ja tu rządzę.
- Ona biega wokół mnie jeszcze bardziej niż ty.
- Więc jesteś w punkcie wyjścia. Pytam trzeci raz: jesz coś?
Diego był mistrzem w zmienianiu tematu i odganianiu złych myśli. Chciałam go spytać, jak to robi, ale wolałam nie kusić losu.
- Kiedy będę mogła wrócić do swojego mieszkania? Znajduje się dwie ulice dalej i masz do mnie maksymalnie pięć minut. Musisz bawić się w nadopiekuńczą nianię?
- Źle ci tu?
Poszedł do kuchni, więc musiałam krzyknąć.
- Nie, ale wolałabym być u siebie.
- Dopóki nie stwierdzę, że nie załamiesz się i nie zamkniesz w sobie w chwili, gdy przekroczysz próg i zamkniesz mi drzwi przed nosem. Do tego czasu, możesz co najwyżej przenosić się z sypialni do sypialni. Obie są do twojej dyspozycji.
- To nie jest śmieszne! Nie lubię być pod nadzorem.
- A ja nie żartuję.
- Diego, nie jesteś moim ojcem.
Pożałowałam tych słów. Obejrzałam się za siebie, czarnowłosy stał w progu salonu i kierował na mnie na wpół łagodne, na wpół dumne spojrzenie.
- Nie, Vilu. Jestem lepszy niż on.
Skrzywiłam się.
Zamierzałam się z nim zgodzić, aczkolwiek nie dałam mu tej satysfakcji, gdyż naszą wymianę zdań przerwało głośne pukanie do drzwi, a właściwie walenie w drzwi. Uniosłam brwi, ale Hernandez tylko wzruszył ramionami. Obawialiśmy się oboje, że to Leon.
Co jeszcze bardziej mnie przerażało?
Złość kwitnąca w oczach Diega i nóż w jego prawej dłoni.
- Otworzysz? Ktoś się przestraszy, jak mnie z tym nożem zobaczy – stwierdził olewająco.
- Odłóż go – poleciłam, wstając z kanapy i kładąc kubek z herbatą na stolik przy niej.
Założyłam kosmyk włosów za ucho i spokojnym krokiem udałam się do drzwi. Odrobinę bałam się otwierać. Fran miała swoje klucze, nigdy nie pukała. Przecież wchodziła do siebie. Cauviglia i Diego co chwilę się przeprowadzali. Tym razem ich wspólne mieszkanie znajdowało się jak najbliżej mojego, osamotnionego, od pewnego czasu. Wciągnęłam powietrze do płuc i niemalże czułam, jak mój przyjaciel obserwuje moje zachowanie z niezachwianą cierpliwością.
W końcu sięgnęłam po klamkę i otworzyłam drzwi.
Doznałam szoku.
Paul.
- Co ty tu robisz? – powiedziałam, gdy Diego zaszedł aż za moje plecy. Czułam jego obecność i ostre spojrzenie.
Jednak Paul był na tyle miły, żeby zignorować Hernandeza i skupiać uwagę tylko na mnie.
- Wróciłaś.


Rozsiadłam się wygodnie na tarasie, teraz już państwa Pasquarelli, i przysunęłam gorącą kawę do ust. Upiłam malutki łyk, a mimo to poczułam jak parzący napój podrażnia moje gardło. Skrzywiłam się z bólu, który wolno przemijał. Na szczęście wiał ciepły wiatr, kawa zaraz powinna się odrobinę ochłodzić.
Czułam spokój. Od kilku dni naprawdę poczułam spokój, który opanował całe moje ciało. Chciało mi się uśmiechać. W końcu zobaczyłam Ludmiłę i Federica, którzy po miesiącu miodowym byli bardziej opaleni i zadowoleni niż zwykle. Pasował im ten wakacyjny nastrój. Diego i Francesca również kręcili się gdzieś po domu, nierozłączni w pewnym sensie. Odkąd Fran więcej pracuje, starali się spędzać ze sobą jak najwięcej wolnego czasu, w granicach rozsądku. Lubiłam patrzeć na ich radość. Mnie również ona służyła.
Sztuką było się otaczać ludźmi jak oni.
Upiłam kolejny łyk kawy.
Po drugiej stronie szklanego stolika, na wiklinowym krześle usiadł Paul. Starałam się nie zwracać zbytnio uwagi na to, jak często i z jakim zaangażowaniem mi się nieraz przygląda. Został zaproszony przez Cauviglię, ze względu na to, że przy jego ostatnich odwiedzinach, uśmiechałam się częściej niż zwykle, gdy go nie ma. Oczywiście nie powiedziałam jej, że robiłam to ironicznie i olewająco, a także ze względu na fakt, że nie chciałam, aby Paul o czymkolwiek wiedział. Wersja dla niego: wyjazd, to był odpoczynek od monotonnej rzeczywistości i okazał się bardzo udany.
Uwierzył, a ja nie zamierzałam wyprowadzać go z błędu.
Teraz przyglądał mi się z zaintrygowaniem i fascynacją, wymalowaną na jego twarzy.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? – spytałam z niekrytą ciekawością, na co Paul uśmiechnął się promiennie.
- Jesteś piękna.
Uniosłam brew.
Nie onieśmielił mnie. Takie rzeczy już mnie nie onieśmielały. Były puste, ale odpowiedziałam wdzięcznym spojrzeniem. Patrząc na to z tej strony – byłam głupia. Green może i był upierdliwy i czasami irytujący, ale był dla mnie dobry. Chociaż chyba sama nie wiedziałam, co dla mnie dobre, a co nie. Nie po tym, jakie działania podejmowałam, niejednokrotnie żadne nie prowadziły do niczego dobrego.
- Nie odpowiedziałaś. Nie lubisz komplementów?
- Wiesz, że nie.
- Dlaczego? – Przechylił głowę świdrując mnie bacznym wzrokiem.
- Słowa niewiele znaczą. Możesz powiedzieć, że jestem piękna, a pomyśleć, że to niezły sposób na zaciągnięcie mi do łóżka, a więc komplement stałby się tylko podtekstem do innego działania. Nie ufam komplementom.
Roześmiał się.
- Nie masz im ufać, Violetto, masz ich słuchać i w nie wierzyć.
- Ale nie muszę się z nimi zgadzać – zauważyłam.
- Racja.
- Widzisz.
- Jesteś bardzo specyficzna – stwierdził Paul. – Chyba jeszcze nie spotkałem takiej kobiety.
Zza pleców dobiegł mnie rozbawiony ton głosu Hernandeza:
- Ja też nie, a jednak nie staram się jej poderwać na wszystkie możliwe sposoby, Green. – O kurczę. Miałam ochotę zakryć usta dłonią, by się nie roześmiać. Złapał go na gorącym uczynku. – Kiedy nie starasz się do niej zbytnio przymilać, nie ryzykujesz tym, że prędzej czy później dostaniesz w pysk. Cenna uwaga: Violetta jest świetną przyjaciółką, ale ze sprawami sercowymi, życzę ci powodzenia.
- Diego! – krzyknęła na niego Ludmiła. – Nie strasz go.
- Ej, ja mu pomagam dostrzec rzeczywistość. Wolałbym nie patrzeć, jak nasz kochany Paul dostaje policzek od Vilu.
- Diego – mruknęłam. – Dziękuję za troskę.
- Wrócę tu – powiedział, gdy zawołała go Francesca.
- Przepraszam za niego – powiedziałam, gdy znowu zostaliśmy sami. – Jest czasami nadopiekuńczy i bardzo troskliwy, ale nie bierz jego słów na poważnie.
- Zależy mu na tobie.
- Jesteśmy przyjaciółmi od dawna, to przyzwyczajenie. Czasami mam wrażenie, jakbyśmy byli rodzeństwem, ja i Diego. Rozumiesz.
Paul kiwnął głową, ale nie powiedział już nic na ten temat.
Po zjedzonej kolacji zbierałam się z Hernandezem i Fran do domu, ponieważ jeszcze nie chcieli spuszczać ze mnie wzroku. Chciałam jednak jeszcze pomóc Lu w sprzątaniu, a dwa mężczyźni wyszli na taras napić się kawy i pogadać o męskich sprawach, jak to oni określili. W kuchni panowała przyjemna atmosfera. Dziewczyny cały czas o czymś rozmawiały. Ja odzywałam się, gdy zapytana, bądź by uspokoić ich zmartwienie. Całą moją głowę zajmował Paul i jego dziwne dzisiejsze spostrzeżenia. Na szczęście wyjechał zaraz po kolacji, usprawiedliwiając się pracą.
Zajęłam miejsce na wiklinowej sofie obok Ludmiły i obserwowałam jak jej pies biega po ogrodzie za patykiem, który rzucał współwłaściciel zwierzęcia.
- Jak się czujesz?
Nie mogę powiedzieć, że nie czekałam, aż padnie to pytanie.
- Lepiej niż wcześniej. Dzięki za ten dzień.
Lu pogładziła mnie po ramieniu.
- To dla mnie przyjemność. Tak dawno cię widziałam i wszystkie moje matczyne obowiązki przejęła Francesca, ale chyba dobrze jej idzie.
- Świetnie, aczkolwiek nie potrzebuję opieki. No i muszę jeszcze pojechać nad jezioro.
- Po co? Ty naprawdę jesteś masochistką – powiedziała blondynka, na co się zaśmiałam.
- Nie o to chodzi – wyjaśniłam. – Mieszka tam pewna babcia, która cholernie mi pomogła podczas tych kilku dni. Długo rozmawiałyśmy. Odwiedzała mnie i podnosiła na duchu. Ja po tym wszystkim zadzwoniłam do Diega i poprosiłam, żeby po mnie przyjechał. Wyjechałam bez słowa i sądzę, że to nie fair. Chciałabym ją odwiedzać co jakiś czas.
- Rozumiem. To bardzo miłe z twojej strony.
- Miło jest porzucić ciemniejszą stronę siebie – bąknęłam bez zastanowienia.
Zapanowała cisza między nami, którą oczywiście ktoś musiał przerwać.
Usłyszałam krzyki.
Przebiegł po mnie lodowaty dreszcz.
Obie wstałyśmy i poszłyśmy w kierunku drzwi.
- Diego – mruknęła żona Federico, który przybiegł zaraz za nami.
Poczułam się jak w taniej komedii romantycznej.
Stali naprzeciwko siebie. Hernandez widocznie rozgniewany. Cóż, gdy przyszłyśmy, chciał już uderzyć Verdasa. Nie dziwiłam mu się. Też miałam taką ochotę. Lecz gdy Leon odwrócił wzrok od przyjaciela i spojrzał na mnie, miałam wrażenie, że patrzę na obcego.
A co stresowało mnie jeszcze bardziej?
Wszyscy obawiali się o moją reakcję i o to, czy Diego powstrzyma nerwy.
Przełknęłam ślinę.
- Violetta – odezwał się Verdas. Znienawidziłam dźwięk jego głosu. – Chcę z tobą porozmawiać.
- Ona nie chce.
Teraz albo nigdy.
Skończmy to, błagam.
- Diego – szepnęłam. Uniósł brwi, skinęłam głową. – Nic mi nie zrobi. Pozwól mu.
- Ale nie tutaj – dodał zielonooki.
Spojrzałam na Fran.
To ona miała klucze do mojego mieszkania. Tylko ona do niego zaglądała podczas mojej nieobecności, zajmowała się nim, chociaż wcale nie prosiłam.
Chyba sama nie wiedziała, co robić. 


/*/*/*/*/*/*/*/*/*/*/*/*/

Cześć kochani! Tak rzadko piszę notki, że to aż dziwne pisać ją w tym momencie, no ale nie ważne. Na sam początek chciałabym Wam bardzo podziękować za wszystkie komentarze pod rozdziałami! Naprawdę, gdy je czytam (a robię to z ogromną przyjemnością) to nie mogę przestać się uśmiechać, chociaż gdy mam nie za dobry humor, dzięki Wam na moich ustach gości uśmiech, chociaż przez chwilę. To naprawdę ogromnie miłe z Waszej strony, że doceniacie moją pracę i wkład w tę historię. Teoretycznie teraz, gdy zaczęło się to cudowne liceum, nie mam na ogół czasu, wliczając w to spotkania ze znajomymi, ale robię wszystko, aby jak najszybciej dodawać rozdziały i żeby ta historia się rozwijała! 
Dodatkowo wiem, że ta historia jest trochę dobijająca, z resztą jak poprzednia część: Violka ma trudno i musi sobie radzić. chyba łatwo mi jest opisywać taki stan emocjonalny, gdyż nieraz sama w nim tkwię po uszy, więc wydaje mi się, że nie jest tak źle - ale Violka się poprawi, obiecuję ♥
Póki co kończę, lecę robić obiad, a kiedy pojawi się następna notka - tego nie wiem XD Nie chcę Was nimi zamęczać, bo to tylko strata czasu na czytanie tego :> 

Kocham, pozdrawiam ♥
Cherry xx

6 komentarzy:

  1. Ciekawe jak skończy się rozmowa Violetty z Leonem (o ile Fran da klucze)
    Świetny rozdział, niesamowicie piszesz <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham opowiadanie ��❤
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale meggaaa ♥
    Kocham tego typu opowiadania, co tu kryć ♥
    W nich, jak Leonetta się w końcu łączy, to jest takie słodziaśne **
    Ale Leonek już nie jest taki super.
    Narzeka na Violkę, a sam nie wie czego chce -.-
    Niech spada do swojej Natashy czy jak jej tam...
    Ja rozumiem ją, że się wkurzyła, ale po co ten debil mówił Violce, że ją kocha, skoro chwilę później to samo powiedział SWOJEJ DZIEWCZYNIE UGH.
    Jest dupkiem! :c
    A Diego to już co innego ^^
    Kocham tego człowieka po prostu :3
    Jest taki mega opiekuńczy, a za to jak pocisnął Paula kocham go jeszcze bardziej ahahaha
    Paula też nie lubię, ale to chyba przez to, że zarywa do Violki i się miesza ciągle w jej sprawy...
    Frania dawaj klucze, chce usłyszeć żałosne tłumaczenia Leona 8)
    DAJ MU W RYJ VIOLKA ♥
    Dasz radę, wierzę w ciebie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Violka weź mu przywal kaktusem i będzie po sprawie!
    Może się w końcu ogarnie. Ten facet sam nie wie czego chce.
    A na poprawę przywal mu patelnią!
    Będzie miał za swoje. Zasłużył i kara musi być.
    Teraz chce rozmawiać? Za późno.
    Będzie jeszcze żałował.

    Świetny.

    Alessia

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj
    Leon za późno twoje przeprosiny. Wracaj do Natashy skoro tak ci na niej zależy. Fran nie dawaj kluczy. Leon nie zasługuje na przebaczenie. Czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć kochana!
    Rozdział wyszedł ci po prostu wspaniale. Nie wiem jak to jest, że mogę czytać twoje prace i nigdy nie mam dość!
    Nie rozumiem zachowania Leóna, ale liczę, że w przyszłym rozdziale wszystko się wyjaśni.
    Życzę ci dużo weny i miłego dnia.
    Tulę, Shoshano.

    OdpowiedzUsuń