Z
czym mnie kojarzy się bezpieczeństwo?
Nigdy
nie był to dom rodzinny. Na pewno nie w momencie, kiedy straciłam matkę. Nic wtedy
nie kojarzyło mi się z bezpieczeństwem, ojciec uciekł, a Carlos nie potrafił
być wujem na medal. Starał się ale na marne. Wraz z rankiem uciekałam z domu,
wracałam wieczorem. Nikogo nie obchodziło, czy ktoś mnie porwie, czy może
zgwałci w drodze powrotnej. Mało było pedofili na ulicach? Mało niewyżytych
fizycznie obleśnych facetów? Ważne, że wróciłam. Wtedy nie było nic, co
kojarzyło mi się ze spokojem, bezpieczeństwem, brakiem zmartwień. Potem
dorosłam. Nic się nie zmieniło. Wrócił Michael, a moje życie zamieniło się w
jeden wielki horror. Pojęcie bezpieczeństwa zniknęło gdzieś w ramionach Leona,
jeszcze zanim od niego odeszłam. Tylko on dawał mi jego skrawek. Tam czułam się
spokojna, bezpieczna.
Więc
czym teraz jest dla mnie bezpieczeństwo?
Nie
kochaniem. Nie tęsknieniem. Nie czekaniem na nikogo. Brak zbędnych nadziei i
złudzeń. Tym właśnie jest dla mnie bezpieczeństwo. Nigdy się nie zakochiwać. Nigdy
nie kochać. Miłość to ryzyko na które mnie nie stać, mimo, iż jest już za
późno. Jedyne co przynosi to ból i cierpienie. Bo gdy pozwalamy zbliżyć się do
nas innemu człowiekowi – wystawiamy się na odstrzał. Pozwalamy mu nas
krzywdzić, nie mamy sił się bronić. Popełniamy błędy, poniżamy się i zsuwamy
plecami po drzwiach czy ścianach, bo serce nie wyrabia, jest mu zbyt ciężko. Może
jest za słabe na ten świat… Świadomość, że ciągle nie jest tak jak być powinno,
zabija.
Ponieważ
tak właśnie czułam, patrząc na niego jak śpi. Popełniłam błąd, gdy weszłam do
tego pieprzonego samochodu. Popełniłam błąd, pozwalając mu się pocałować jeden…
drugi… w końcu setny raz. Pozwoliłam mu się zniszczyć i złamać mnie na pół.
Znowu. Z bólem osadzonym gdzieś w środku, gdzieś między żebrami, na dole
brzucha, w gardle… obserwowałam jego miarowe oddechy; idealnie wyrzeźbioną klatkę
piersiową; zmierzwione poranne włosy; rysy jego twarzy. Nie chciałam go budzić.
Ten spokój, którym emanował rozbijał mnie na kruche kawałki. Jak ze szkła. Ale
był zbyt nierealny, bym mogła go zatrzymać. To nie mnie kochał. To nie mnie
chciał oddać swoje serce. Oboje popełniliśmy błąd, za który przyjdzie nam
zapłacić.
Ale
nie dzisiaj.
Pokręciłam
głową i przeczesałam dłonią swoje włosy. Najciszej jak potrafiłam i
najspokojniej – wysunęłam się z jego objęć i sprawdziwszy, czy nadal śpi – a spał
– wstałam z wygodnego łóżka. Na palcach wyzbierałam z podłogi swoje rzeczy i
zanim opuściłam pamiętną sypialnię, jeszcze raz na niego spojrzałam. Poczułam
się jak oszustka albo złodziejka. Skradłam mu jedną noc, a teraz uciekam, bo
nie chcę za to odpowiadać. Nie potrafię za to odpowiedzieć. Dlatego właśnie
emocje są kurewsko idiotyczne, robią z człowieka zwierzę. Tak samo jak jest ich
zbyt dużo i nie potrafimy nad sobą panować. Tak samo jak nie ma ich wcale, nie
obchodzi nas to kto i jakim kosztem przez to skończy.
I
on zapłaci.
Przeze mnie.
Na
bosych stopach zeszłam na parter. Schodami, na których ramie wisiał jego
wczorajszy krawat, a na dole leżał jeden z butów. Wsunęłam kosmyk włosów za
ucho, gdy moje usta wykrzywiły się mimowolnie w bladym uśmiechu. Wciąż czułam
na sobie jego dotyk. Jak piętno wypalone rozgrzanym metalem. Pozostawi bliznę
na duszy, bo na ciele nie ma ran. Nie widać ich, a ja nie chciałam, żeby
ktokolwiek mógł je zobaczyć. Poharatana dusza to jedno, co na zawsze pozostanie
tylko moją blizną. Nikomu nie mogłam jej pokazać, nikomu nie chciałam.
Przechodząc przez salon niechętnie zerkałam na wystawione na półkach i kominku
zdjęcia. Rodzina Leona; tacy szczęśliwi i roześmiani. Pewnie jakiś czas przed
tym zanim mnie poznał, pamiętałam tą koszulkę. Chodził w niej do pracy. Kolejne
zdjęcia to on sam. Idealny jak zawsze. Następne: on, Francesca, Diego, Ludmiła
i Federico gdzieś na wakacjach. Jeszcze wtedy nie był z Natashą, albo to właśnie
ona robiła zdjęcie. Chociaż z drugiej strony wątpiłam w to, że nie chciała
zostać uwieczniona w takim momencie. Wyglądali na szczęśliwych… tylko oczy
Leona były takie niejasne. Jakby zamglone. Poszłam dalej, nie chciałam się za
bardzo wpatrywać. Przyniosłoby tylko więcej bólu.
W
końcu na kominku ujrzałam zdjęcie z Natashą. Jedno jedyne. Obejmował ją gdzieś
na molo, skupiony na niej jakby była tą jedyną kobietą na świecie. On zawsze
traktował swoją kobietę jakby innej na tej planecie nie było i może tym mnie
zdobył. Lecz jestem tą jedyną, która na niego nie zasługuje. Westchnęłam, po
czym wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam po taksówkę. Jak przez mgłę
przypomniałam sobie adres zamieszkania Verdasa. Dwadzieścia minut. Mam cholerną
nadzieję, że Leon nie zdąży się jeszcze obudzić. Zrezygnowałam z oglądania jego
wspomnień, bo nie były moimi. To Jego życie. Nie moje.
Zaintrygowało
mnie jednak jedno zdjęcie, a właściwie ramka odwrócona do góry nogami. Tak,
jakby nie chciał patrzeć akurat na to wspomnienie. Tym były dla mnie zdjęcia –
wspomnieniami uchwyconymi w momencie, aby nie zapomnieć. Aby nigdy nie
zapominać. Pochyliłam się i podniosłam leżącą na podłodze ramkę. To, co
zobaczyłam po drugiej stronie zabrało oddech. Potłuczone szkło. I moje zdjęcie. Pamiętam dokładnie,
kiedy je zrobił. Na krótko zanim pojawił się Michael, śmiałam się, gdy
opowiadał mi historyjki ze swojego dzieciństwa, więc wykorzystał moment i
wyciągnął aparat. Nawet nie wiedziałam, w którym momencie je zrobił. Dotknęłam
rozbitego szkła.
Chciał
zapomnieć.
Zacięłam
się. Polała się krew.
„Cudownie”
Nic
nie rozumiałam z tego wszystkiego. Pokłócił się z Natashą o to zdjęcie i ona je
rozbiła, albo on. Może wcale się z nią nie pokłócił, tylko po prostu nie chciał
na nie patrzeć. Ja bym nie chciała. Nie chciałabym zachowywać się jak
masochistka, chociaż to nią właśnie byłam.
Odłożyłam
zdjęcie odwrócone, tak jak było. Nigdy wcześniej nie byłam w tym domu, nie
licząc tej nocy, ale przecież nie miałam czasu zwracać uwagi na obrazy czy
wystrój. Jedyne co mnie interesowało to Leon. Teraz spokojnie omiatałam
spojrzeniem wystrój, który nie pozostawiał wiele do życzenia. Dom był zadbany i
piękny, ale to w jego stylu. Potrafił zadbać o siebie, o wszystko i wszystkich,
gdy tylko chciał.
Pokręciłam
głową czując bezsilność. Rozbrajającą bezsilność.
-
Wiedziałem, że spróbujesz uciec. – Na dźwięk jego głosu ciarki przebiegły po
moim ciele. Spojrzałam na schody, bo schodził na dół powoli. Ubrał na siebie
jakieś szare dresy i opuścił sypialnię. Na pewno liczył, że już wyszłam, albo
że mnie jeszcze złapie… nie wiedziałam już co myśleć. – To zawsze była dobra
opcja, twoja opcja. Korzystasz z niej, bo tak jest łatwiej, ale jak można mieć
coś cennego, jeśli nie zdobywa się tego z trudnościami?
Zatrzymał
się parę metrów przede mną. Wzrokiem zjechał na zakrwawiony palec i pewnie
zaklął w myślach, bo na chwilę spuścił głowę.
Wzruszyłam
ramionami.
-
A co, według ciebie, powinnam zrobić w tej sytuacji, Leon? – spytałam
gestykulując rękami na wszystkie strony. Tylko na tyle było mnie stać, chociaż
oblewała mnie złość, bezsilność, tęsknota za nim. – Powinnam zostać i poczekać,
aż Natasha zadzwoni dzwonkiem do tych drzwi? A może poczekamy na Diega i
posłuchamy litanii, którą na pewno już przygotował i spisał na papierze. To nie
jest moja bajka, nie chcę się w to bawić.
-
Życie to nie bajka, Violetta – oświadczył dosadnie. Wstrzymałam oddech, nie
mogłam znieść jego wzroku. Nie tym razem. – Zawsze, do cholery, jest pod górkę.
Nigdy nie jest łatwo, ale ja nie uciekam. Ty to wiecznie robisz… Bronisz się
odpychając od siebie ludzi, na których ci zależy. Zostawiłaś nas, bo tak było
łatwiej, nie widzisz tego? Zostawiłaś mnie…
„Oddychaj,
do cholery”
Celował
w każdy najsłabszy punkt i doskonale o tym wiedział, dlatego tak świetnie mu to
wychodziło. Zbyt łatwo było mnie zranić, bo już nie potrafiłam się bronić. Tego
chciałam uniknąć, jak zwykle. Uciec. Leon miał rację, ucieczka i odosobnienie
to były moje wyjścia. Dwa, zawsze skuteczne. Odwróciłam się do niego plecami,
promienie słońca grzały moją twarz.
-
Nie mam już sił tego słuchać – powiedziałam chwilę później, obejmując się
ramionami. – Nie potrafię, Leon. Zapłaciłam za to, że cię zostawiłam. Dalej
płacę tą cenę i to nie wyobrażasz sobie, jak ona jest wysoka. Po dzisiejszej
nocy będzie jeszcze wyższa. Nie chciałam tego robić, wtedy… zrobiłam co
musiałam. Michael od dawna groził, że cię zabije, a tego bym nie zniosła. Więc
proszę bardzo! Chcesz ranić mnie dalej, uderz mocniej. Dobrze wiesz jak i
gdzie.
Zapanowała
cisza.
-
Nie chciałem cię zranić.
-
Szkoda, że wychodzi ci to najlepiej. Nikt nie jest w tym lepszy.
Poczułam
na ramionach jego dłonie. Na odległość jego ciepło, niszczyło mnie od środka. Wiedziałam,
że to tylko chwilowe. Tylko na teraz. I świadomość o tym była śmiercionośna. W tym
momencie nigdy nie życzyłam nikomu kochać za bardzo i musieć przez to cierpieć.
Miłość jest piękna i cudowna, kiedy jest odwzajemniona i kiedy mamy pewność, że
jest tylko światło. A spowija nas ciemność, będąc w sytuacji takiej jak ta.
Nikomu tego nie życzyłam. Najgorszemu wrogowi. Łatwiej było służyć wyrodnemu
ojcu, niż teraz stać tutaj i nie móc nic zrobić.
-
Przepraszam.
-
Nie dotykaj mnie – wydukałam półgłosem, więc zabrał dłonie.
Każdy dotyk bolał.
-
Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić. – „Nikt nie chciał, ale wszystkim świetnie
to wychodzi. Zwłaszcza tobie”. – Martwiłem się o ciebie. Wtedy w domku nad
jeziorem jak miałaś koszmary, chciałem być przy tobie, ale nie mogłem. Wczoraj
na weselu, wyglądałaś tak blado i słabo. Miałaś cholernie puste oczy… -
Odwrócił mnie twarzą do siebie. – I nie żałuję tego co wczoraj zrobiliśmy.
Chciałem żebyś o tym wiedziała, cokolwiek zadecydujesz.
Kłamstwa…
kłamstwa… kłamstwa
„A
więc teraz decyzja należy do mnie?”
-
Nie ma o czym decydować. Jesteś z Natashą, a ona nie zrobiła nic złego i nie
zasługuje na takie cierpienie. Nie chcę tego dla niej, bo jest niewinna,
chociaż nie mogę na nią patrzeć. Mnie już nie da się naprawić, dlatego nie
niszcz jej.
-
Więc co, chcesz zapomnieć?
Zdenerwowałam
się.
-
Oczywiście, że nie chcę! Ale to jest jedyne racjonalne wyjście, Leon. Nie
widzisz tego? Nie ma dla nas już przyszłości, nie ważne jak bardzo cię kocham i
nie ważne, jak bardzo boli. Wszystko co robimy rani innych, tak samo jak ranimy
siebie nawzajem.
-
Nie.
„I
tyle masz do powiedzenia?!”
-
Nie kłóć się. Nie ma sensu… Taksówka na mnie czeka.
Chciałam
go ominąć, ale uścisk na łokciu zręcznie mi to uniemożliwił. Złapałam jego
zmartwione spojrzenie i uległam pokusie, aby widzieć te oczy każdego dnia.
Osłabłam. Dlaczego on czynił mnie tak słabą, że ledwo stałam na własnych
nogach? Jak to możliwe? W tym samym momencie, w którym usłyszeliśmy dzwonek
telefonu Leona, w płucach zamarło mi powietrze. Wzrokiem odszukałam leżącą na
podłodze komórkę Verdasa.
-
Nie odbierzesz? – spytałam.
-
Nie, jeśli w tym czasie zamierzasz uciec i nigdy tu nie wrócić. Wiem, dlaczego
poszedłem z tobą do łóżka, Violetta. Ja wiem, czego chcę, a Ty?
Przełknęłam
ślinę.
-
Odbierz – szepnęłam pustym głosem.
Puścił
mnie, odszedł i podniósł z paneli dzwoniący wciąż telefon. Poczułam na sobie
jego spojrzenie, kiedy odbierał. Wciąż ciężko się oddychało, ale wcale nie
chciałam znowu uciekać. Tylko że ja już znałam tego cenę. Tego, że zostaję.
-
Cześć Nat… Tak, wszystko w porządku… wróciłem wcześniej z wesela, byłem
zmęczony… wiem, że rozumiesz… miałem dzwonić, ale dopiero się obudziłem i sama
wiesz jak to u mnie jest… tak, jadę później do Diega… odezwę się wieczorem…
Miłego dnia.
-
Zamierzasz ją tak okłamywać? – Odłożył telefon na stół. Przeczesałam włosy
rękoma. – Wiesz, że możesz tak wszystko zniszczyć? W ten sposób. Kłamstwa i
oszukiwanie prowadzą tylko do zniszczenia.
-
Skończyłaś? – Zagryzłam wargę, potwierdziłam skinieniem głowy. – Wiem co robię.
Zjesz coś?
Pokręciłam
głową.
-
Nie chcę jeść. Nic mi nie przejdzie przez gardło.
-
Odwiozę cię do domu.
O
nie nie nie
-
Czeka na mnie taksówka – zaprotestowałam.
-
Powiedziałem, że cię odwiozę. Czy możesz, proszę, chociaż raz na cokolwiek się
zgodzić?
*
Odpięłam
pasy, kiedy zgasł silnik. Widziałam, że Leon przez całą drogę walczył ze sobą,
żeby mnie nie dotknąć. I dobrze. Nie czułam się wcale dobrze, a każdy dotyk
mnie bolał. Zwłaszcza jego dotyk. Nie miałam bladego pojęcia co się we mnie
przełączyło po tej nocy. Wcześniej pragnęłam jego dotyku jak tlenu na każdy
dzień, teraz bałam się go jak palonego metalu. Verdas z samochodu wysiadł
pierwszy i zaraz otworzył mi drzwi. Wysiadłam w milczeniu, on też nie był skory
do rozmowy. I poczułam się jak tej nocy, kiedy go znowu zobaczyłam… wtedy pod
moim domem.
Coś
było nie tak.
-
Zamykałam bramę wjazdową jak jechałam do Ludmiły – przypomniałam sobie na głos.
Najgorsze w tym całym przypomnieniu był fakt, że teraz brama była otwarta, a
nie otwierałam jej ja. Przestraszyłam się, że ktoś mógł się włamać i zrobić mi
z domu jedno wielkie zniszczenie. Najgorsze scenariusze natychmiast przemknęły
mi przed oczami.
Leon
spojrzał na mnie równie zaniepokojony.
-
Wejść z tobą do środka?
Nie
wiedziałam.
Każda
kolejna minuta spędzona w jego obecności działała na mnie jak narkotyk. Wiedziałam
tylko tyle, że potem będę chciała więcej, a nie będę mogła mieć i to dopiero
będą tortury. Trwałam pomiędzy „cierpienie” a „ucieczka”. Jeśli miałabym być
znowu pieprzoną egoistką, wybrałabym drugą opcję. Teraz nie stać mnie było na
to, żeby go stracić.
Skinęłam
potwierdzająco głową, więc Verdas zamknął samochód na klucz i ruszył za mną
spokojnym krokiem. Chwyciłam za klamkę. Otwarte. Coraz bardziej przerażona
przestąpiłam próg domu, i zaraz poczułam dłoń Leona na swoim nadgarstku. Zignorowałam
to, tak było bezpieczniej. Rozejrzałam się dookoła. Cisza i spokój. Nie wygląda
jakby ktoś chciał cokolwiek zniszczyć, albo zabrać. Weszliśmy w głąb domu i z
jadalni dobiegł mnie czyiś głos. Wydawało mi się, że skądś go znam… Potem
kolejny głos, kobiecy.
-
Błagam, niech to będzie głupi żart – szepnęłam sama do siebie, a Leon zaśmiał
się cicho.
Oboje
już wiedzieliśmy co jest grane.
Zatrzymałam
się w progu kuchni, a ponieważ te dwa pomieszczenia były dzielone tylko
półścianką, ujrzałam półnagiego Diega przy moim stole, jedzącego naleśniki
roboty Francesci. Właśnie odchodziła od stołu i odwrócona w stronę kuchni,
stanęła jak wryta. Nie wiedziałam czy z mojego powodu, czy z tego stojącego tuż
za mną. Niemalże czułam na sobie jego oddech, rozpraszał mnie. Cholernie.
-
Co wy tu robicie? – Usłyszałam zdziwionego Diega. Zerknęłam na zegar ścienny i
obarczyłam go niezbyt przyjemnym spojrzeniem.
-
To nie ty powinieneś zadać to pytanie, tylko ja wam. Jeśli jeszcze pamiętasz,
mój drogi, czyj to dom. Prawie zawału dostałam zanim tu weszłam, bo zamykałam
bramę wjazdową. Jak się tu dostaliście?
Diego
uśmiechnął się cwaniacko, ale to Francesca udzieliła mi odpowiedzi:
-
Wczoraj w nocy zwinął ci klucze. Chciałam jechać do siebie, ale uparł się, że
musi zobaczyć w jaki stanie wrócisz. – Minęła mnie w progu i zajęła się
naleśnikami na patelni. – Miło cię widzieć, Leon.
-
I wzajemnie.
Skrzywiłam
się.
-
Diego, kretynie, oddawaj moje klucze. Coś ty sobie wyobrażał?! – krzyknęłam półgłosem,
mało nie zakrztusił się jedzeniem. Może wyszłoby mu to na dobre. Nie byłam zła
za to, że spędzili noc w moim domu – był tak samo mój jak ich, bo byli moja
jedyną rodziną. Byłam zła, bo nic mi nie powiedział i zrobił swoje, jak zwykle.
-
O co ty się wkurzasz?
Zacisnęłam
pięść.
Poczułam
jak Leon odsuwa się ode mnie i zbliża do Fran. Nie chcieli tego słuchać, ale ja
musiałam powiedzieć swoje, a on musiał tego wysłuchać. Gdyby ktoś popatrzył na
to z innej strony – mogliby nas uznać za rodzeństwo, najgorzej: za stare
małżeństwo. Wbijałam w niego lodowate spojrzenie.
-
Wkurzam się, bo gdybym chciała w nocy wrócić do domu, to nie miałabym jak! Poza
tym chyba dostałeś swoje awaryjne klucze, w razie gdybyś nie miał gdzie spędzić
nocy.
-
Wyobraź sobie, że je zgubiłem – powiedział spokojnie. – I kryłem cię przed
Paulem i Ludmiłą, kiedy zwinęłaś się z nim – Wskazał głową na Leona, a ten
odwrócił wzrok. – gdzieś daleko… nie mam nawet ochoty wiedzieć gdzie i w jakim
celu, ale okazałabyś odrobinę wdzięczności. A propo: pogodziliście się?
Chciałam,
ale nie spojrzałam na niego. Powstrzymałam się.
-
Widzisz Fran? Mówiłem, że seks godzi ludzi.
-
Diego! – krzyknęłam.
-
Nie okłamuj mnie, Vilu. Znam cię lepiej, niż sobie wyobrażasz. Zjecie z nami
śniadanie? Pyszne naleśniki.
Nie
rozumiałam jak taki dorosły człowiek może zachowywać się jak dziecko. Czasami naprawdę
miałam wrażenie, że gdy opuszczał kanion, do którego wpadał – automatycznie zaczynał
widzieć świat oczami dziecka. Albo to ona tak na niego działała. Zrobiłam
wszystko, żeby wyciągnąć go z bagna, w które wcześniej wpadł, a teraz Cauviglia
robiła wszystko, aby już nigdy więcej do niego nie wpadł. Z uśmiechem oglądałam
jak się przedrzeźniają i rozmawiają o wszystkim albo niczym. Złościłam się i
czasami miałam ochotę zabić Hernandeza za bycie takim idiotą, ale co by było,
gdyby nim nie był?
Może
to właśnie jest sztuka? Potrafić zachować się jak dziecko w okropnej sytuacji i
jednocześnie potrafić zachować się jak prawdziwy mężczyzna, gdy sytuacja tego
wymaga – bo nie wszystkich mężczyzn na to stać. I chociaż wcale tego nie
powiedziałam (i nie zamierzałam), byłam mu cholernie wdzięczna za to, że krył
mnie przed Paulem.
Nie
miałam ochoty się tłumaczyć kolejnemu facetowi, który wydawał się o mnie dbać.
Zamknęłam
drzwi za Verdasem, poczułam znajome ukłucie w sercu.
Nie
możemy jadać razem śniadań.
Nie
możemy patrzeć na siebie i udawać, że wszystko może być w porządku.
Od dawna nie może być w porządku.
Już
przywykłam.
Wena tymczasowo wróciła, więc korzystając z tego - napisałam kolejny rozdział! Nie wiem na jak długo wróciła i kiedy pojawi się kolejny, wiec korzystam z sytuacji i wrzucam wam dwunastkę ^^ Planowałam zrobić to inaczej (zupełnie inaczej), ale niech będzie. W każdym razie dla Violki nic nie będzie łatwe teraz i na pewno nie poleci prosto w ramiona Leona jak jakaś idiotka (heheszki XD). Przeżyjecie to - mam nadzieję. I przy okazji przeżycia - jak tam Wasze wakacje, kochani? ♥ Minął już tydzień, a dla mnie to tydzień dowożenia wszystkich potrzebnych dokumentów do szkoły (masakra, jakby nie mogli dać więcej czasu). W każdym razie [wiem, powtarzam się] wszystko jest jak najlepiej, tylko ta pogoda mogłaby być delikatnie lepsza :D
Przy okazji: dziękuję za wszystkie komentarze, również życzę Wam cudownych wakacji i cieszę się, że tak miło odebraliście mój powrót ♥ Musiałam od razu podziękować, bo jestem naprawdę w szoku, nie spodziewałam się, a dobrze wiecie, że każde słowo pod rozdziałem ma dla mnie znaczenie i bardzo to doceniam =) Jestem bardzo szczęśliwa mogąc dla Was pisać i przeogromnie cieszy mnie statystyka (ponieważ wyświetleń z każdym dniem coraz więcej). Bardzo dziękuję <33
Trzymajcie się ciepło i do następnego,
Cherry xx
###########
Wena tymczasowo wróciła, więc korzystając z tego - napisałam kolejny rozdział! Nie wiem na jak długo wróciła i kiedy pojawi się kolejny, wiec korzystam z sytuacji i wrzucam wam dwunastkę ^^ Planowałam zrobić to inaczej (zupełnie inaczej), ale niech będzie. W każdym razie dla Violki nic nie będzie łatwe teraz i na pewno nie poleci prosto w ramiona Leona jak jakaś idiotka (heheszki XD). Przeżyjecie to - mam nadzieję. I przy okazji przeżycia - jak tam Wasze wakacje, kochani? ♥ Minął już tydzień, a dla mnie to tydzień dowożenia wszystkich potrzebnych dokumentów do szkoły (masakra, jakby nie mogli dać więcej czasu). W każdym razie [wiem, powtarzam się] wszystko jest jak najlepiej, tylko ta pogoda mogłaby być delikatnie lepsza :D
Przy okazji: dziękuję za wszystkie komentarze, również życzę Wam cudownych wakacji i cieszę się, że tak miło odebraliście mój powrót ♥ Musiałam od razu podziękować, bo jestem naprawdę w szoku, nie spodziewałam się, a dobrze wiecie, że każde słowo pod rozdziałem ma dla mnie znaczenie i bardzo to doceniam =) Jestem bardzo szczęśliwa mogąc dla Was pisać i przeogromnie cieszy mnie statystyka (ponieważ wyświetleń z każdym dniem coraz więcej). Bardzo dziękuję <33
Trzymajcie się ciepło i do następnego,
Cherry xx
Moje
OdpowiedzUsuńWitaj ciesze się, że wena wróciła,mam nadzieje, że na długo.Mi wakacje mijają wspaniale.Violetta nie chcę być z Leonem. Violetta przecież to Verdas każda chcę z nim być. Moim zdaniem wszystko psuje Nathasa, jakby nie ona to Leonetta była by razem.Diego zabrał Violi klucze do domu.On naprawdę zachowuje się czasami, jak dziecko. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Usuń❤❤❤
OdpowiedzUsuńA ciekawa jestem co by Natasha zrobiła gdyby Viola poleciała prosto w ramiona Verdasa.
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział! ♥
Super rozdział �� czkeam na kolejne ❤
OdpowiedzUsuń❤
OdpowiedzUsuń