12. Zawsze istnieje wybór



Z czym mnie kojarzy się bezpieczeństwo?
Nigdy nie był to dom rodzinny. Na pewno nie w momencie, kiedy straciłam matkę. Nic wtedy nie kojarzyło mi się z bezpieczeństwem, ojciec uciekł, a Carlos nie potrafił być wujem na medal. Starał się ale na marne. Wraz z rankiem uciekałam z domu, wracałam wieczorem. Nikogo nie obchodziło, czy ktoś mnie porwie, czy może zgwałci w drodze powrotnej. Mało było pedofili na ulicach? Mało niewyżytych fizycznie obleśnych facetów? Ważne, że wróciłam. Wtedy nie było nic, co kojarzyło mi się ze spokojem, bezpieczeństwem, brakiem zmartwień. Potem dorosłam. Nic się nie zmieniło. Wrócił Michael, a moje życie zamieniło się w jeden wielki horror. Pojęcie bezpieczeństwa zniknęło gdzieś w ramionach Leona, jeszcze zanim od niego odeszłam. Tylko on dawał mi jego skrawek. Tam czułam się spokojna, bezpieczna.
Więc czym teraz jest dla mnie bezpieczeństwo?
Nie kochaniem. Nie tęsknieniem. Nie czekaniem na nikogo. Brak zbędnych nadziei i złudzeń. Tym właśnie jest dla mnie bezpieczeństwo. Nigdy się nie zakochiwać. Nigdy nie kochać. Miłość to ryzyko na które mnie nie stać, mimo, iż jest już za późno. Jedyne co przynosi to ból i cierpienie. Bo gdy pozwalamy zbliżyć się do nas innemu człowiekowi – wystawiamy się na odstrzał. Pozwalamy mu nas krzywdzić, nie mamy sił się bronić. Popełniamy błędy, poniżamy się i zsuwamy plecami po drzwiach czy ścianach, bo serce nie wyrabia, jest mu zbyt ciężko. Może jest za słabe na ten świat… Świadomość, że ciągle nie jest tak jak być powinno, zabija. 
      Dlaczego mamy oddychać z cierniem na gardle?  
Ponieważ tak właśnie czułam, patrząc na niego jak śpi. Popełniłam błąd, gdy weszłam do tego pieprzonego samochodu. Popełniłam błąd, pozwalając mu się pocałować jeden… drugi… w końcu setny raz. Pozwoliłam mu się zniszczyć i złamać mnie na pół. Znowu. Z bólem osadzonym gdzieś w środku, gdzieś między żebrami, na dole brzucha, w gardle… obserwowałam jego miarowe oddechy; idealnie wyrzeźbioną klatkę piersiową; zmierzwione poranne włosy; rysy jego twarzy. Nie chciałam go budzić. Ten spokój, którym emanował rozbijał mnie na kruche kawałki. Jak ze szkła. Ale był zbyt nierealny, bym mogła go zatrzymać. To nie mnie kochał. To nie mnie chciał oddać swoje serce. Oboje popełniliśmy błąd, za który przyjdzie nam zapłacić.
Ale nie dzisiaj.
Pokręciłam głową i przeczesałam dłonią swoje włosy. Najciszej jak potrafiłam i najspokojniej – wysunęłam się z jego objęć i sprawdziwszy, czy nadal śpi – a spał – wstałam z wygodnego łóżka. Na palcach wyzbierałam z podłogi swoje rzeczy i zanim opuściłam pamiętną sypialnię, jeszcze raz na niego spojrzałam. Poczułam się jak oszustka albo złodziejka. Skradłam mu jedną noc, a teraz uciekam, bo nie chcę za to odpowiadać. Nie potrafię za to odpowiedzieć. Dlatego właśnie emocje są kurewsko idiotyczne, robią z człowieka zwierzę. Tak samo jak jest ich zbyt dużo i nie potrafimy nad sobą panować. Tak samo jak nie ma ich wcale, nie obchodzi nas to kto i jakim kosztem przez to skończy.
Przez nas
I on zapłaci.
Przeze mnie.
Na bosych stopach zeszłam na parter. Schodami, na których ramie wisiał jego wczorajszy krawat, a na dole leżał jeden z butów. Wsunęłam kosmyk włosów za ucho, gdy moje usta wykrzywiły się mimowolnie w bladym uśmiechu. Wciąż czułam na sobie jego dotyk. Jak piętno wypalone rozgrzanym metalem. Pozostawi bliznę na duszy, bo na ciele nie ma ran. Nie widać ich, a ja nie chciałam, żeby ktokolwiek mógł je zobaczyć. Poharatana dusza to jedno, co na zawsze pozostanie tylko moją blizną. Nikomu nie mogłam jej pokazać, nikomu nie chciałam. Przechodząc przez salon niechętnie zerkałam na wystawione na półkach i kominku zdjęcia. Rodzina Leona; tacy szczęśliwi i roześmiani. Pewnie jakiś czas przed tym zanim mnie poznał, pamiętałam tą koszulkę. Chodził w niej do pracy. Kolejne zdjęcia to on sam. Idealny jak zawsze. Następne: on, Francesca, Diego, Ludmiła i Federico gdzieś na wakacjach. Jeszcze wtedy nie był z Natashą, albo to właśnie ona robiła zdjęcie. Chociaż z drugiej strony wątpiłam w to, że nie chciała zostać uwieczniona w takim momencie. Wyglądali na szczęśliwych… tylko oczy Leona były takie niejasne. Jakby zamglone. Poszłam dalej, nie chciałam się za bardzo wpatrywać. Przyniosłoby tylko więcej bólu.
W końcu na kominku ujrzałam zdjęcie z Natashą. Jedno jedyne. Obejmował ją gdzieś na molo, skupiony na niej jakby była tą jedyną kobietą na świecie. On zawsze traktował swoją kobietę jakby innej na tej planecie nie było i może tym mnie zdobył. Lecz jestem tą jedyną, która na niego nie zasługuje. Westchnęłam, po czym wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam po taksówkę. Jak przez mgłę przypomniałam sobie adres zamieszkania Verdasa. Dwadzieścia minut. Mam cholerną nadzieję, że Leon nie zdąży się jeszcze obudzić. Zrezygnowałam z oglądania jego wspomnień, bo nie były moimi. To Jego życie. Nie moje.
Zaintrygowało mnie jednak jedno zdjęcie, a właściwie ramka odwrócona do góry nogami. Tak, jakby nie chciał patrzeć akurat na to wspomnienie. Tym były dla mnie zdjęcia – wspomnieniami uchwyconymi w momencie, aby nie zapomnieć. Aby nigdy nie zapominać. Pochyliłam się i podniosłam leżącą na podłodze ramkę. To, co zobaczyłam po drugiej stronie zabrało oddech. Potłuczone szkło. I moje zdjęcie. Pamiętam dokładnie, kiedy je zrobił. Na krótko zanim pojawił się Michael, śmiałam się, gdy opowiadał mi historyjki ze swojego dzieciństwa, więc wykorzystał moment i wyciągnął aparat. Nawet nie wiedziałam, w którym momencie je zrobił. Dotknęłam rozbitego szkła.
Chciał zapomnieć.
Zacięłam się. Polała się krew.
„Cudownie”
Nic nie rozumiałam z tego wszystkiego. Pokłócił się z Natashą o to zdjęcie i ona je rozbiła, albo on. Może wcale się z nią nie pokłócił, tylko po prostu nie chciał na nie patrzeć. Ja bym nie chciała. Nie chciałabym zachowywać się jak masochistka, chociaż to nią właśnie byłam.
Odłożyłam zdjęcie odwrócone, tak jak było. Nigdy wcześniej nie byłam w tym domu, nie licząc tej nocy, ale przecież nie miałam czasu zwracać uwagi na obrazy czy wystrój. Jedyne co mnie interesowało to Leon. Teraz spokojnie omiatałam spojrzeniem wystrój, który nie pozostawiał wiele do życzenia. Dom był zadbany i piękny, ale to w jego stylu. Potrafił zadbać o siebie, o wszystko i wszystkich, gdy tylko chciał.
Pokręciłam głową czując bezsilność. Rozbrajającą bezsilność.
- Wiedziałem, że spróbujesz uciec. – Na dźwięk jego głosu ciarki przebiegły po moim ciele. Spojrzałam na schody, bo schodził na dół powoli. Ubrał na siebie jakieś szare dresy i opuścił sypialnię. Na pewno liczył, że już wyszłam, albo że mnie jeszcze złapie… nie wiedziałam już co myśleć. – To zawsze była dobra opcja, twoja opcja. Korzystasz z niej, bo tak jest łatwiej, ale jak można mieć coś cennego, jeśli nie zdobywa się tego z trudnościami?
Zatrzymał się parę metrów przede mną. Wzrokiem zjechał na zakrwawiony palec i pewnie zaklął w myślach, bo na chwilę spuścił głowę.
Wzruszyłam ramionami.
- A co, według ciebie, powinnam zrobić w tej sytuacji, Leon? – spytałam gestykulując rękami na wszystkie strony. Tylko na tyle było mnie stać, chociaż oblewała mnie złość, bezsilność, tęsknota za nim. – Powinnam zostać i poczekać, aż Natasha zadzwoni dzwonkiem do tych drzwi? A może poczekamy na Diega i posłuchamy litanii, którą na pewno już przygotował i spisał na papierze. To nie jest moja bajka, nie chcę się w to bawić.
- Życie to nie bajka, Violetta – oświadczył dosadnie. Wstrzymałam oddech, nie mogłam znieść jego wzroku. Nie tym razem. – Zawsze, do cholery, jest pod górkę. Nigdy nie jest łatwo, ale ja nie uciekam. Ty to wiecznie robisz… Bronisz się odpychając od siebie ludzi, na których ci zależy. Zostawiłaś nas, bo tak było łatwiej, nie widzisz tego? Zostawiłaś mnie…
„Oddychaj, do cholery”
Celował w każdy najsłabszy punkt i doskonale o tym wiedział, dlatego tak świetnie mu to wychodziło. Zbyt łatwo było mnie zranić, bo już nie potrafiłam się bronić. Tego chciałam uniknąć, jak zwykle. Uciec. Leon miał rację, ucieczka i odosobnienie to były moje wyjścia. Dwa, zawsze skuteczne. Odwróciłam się do niego plecami, promienie słońca grzały moją twarz.
- Nie mam już sił tego słuchać – powiedziałam chwilę później, obejmując się ramionami. – Nie potrafię, Leon. Zapłaciłam za to, że cię zostawiłam. Dalej płacę tą cenę i to nie wyobrażasz sobie, jak ona jest wysoka. Po dzisiejszej nocy będzie jeszcze wyższa. Nie chciałam tego robić, wtedy… zrobiłam co musiałam. Michael od dawna groził, że cię zabije, a tego bym nie zniosła. Więc proszę bardzo! Chcesz ranić mnie dalej, uderz mocniej. Dobrze wiesz jak i gdzie.
Zapanowała cisza.
- Nie chciałem cię zranić.
- Szkoda, że wychodzi ci to najlepiej. Nikt nie jest w tym lepszy.
Poczułam na ramionach jego dłonie. Na odległość jego ciepło, niszczyło mnie od środka. Wiedziałam, że to tylko chwilowe. Tylko na teraz. I świadomość o tym była śmiercionośna. W tym momencie nigdy nie życzyłam nikomu kochać za bardzo i musieć przez to cierpieć. Miłość jest piękna i cudowna, kiedy jest odwzajemniona i kiedy mamy pewność, że jest tylko światło. A spowija nas ciemność, będąc w sytuacji takiej jak ta. Nikomu tego nie życzyłam. Najgorszemu wrogowi. Łatwiej było służyć wyrodnemu ojcu, niż teraz stać tutaj i nie móc nic zrobić.
- Przepraszam.
- Nie dotykaj mnie – wydukałam półgłosem, więc zabrał dłonie.
Każdy dotyk bolał.
- Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić. – „Nikt nie chciał, ale wszystkim świetnie to wychodzi. Zwłaszcza tobie”. – Martwiłem się o ciebie. Wtedy w domku nad jeziorem jak miałaś koszmary, chciałem być przy tobie, ale nie mogłem. Wczoraj na weselu, wyglądałaś tak blado i słabo. Miałaś cholernie puste oczy… - Odwrócił mnie twarzą do siebie. – I nie żałuję tego co wczoraj zrobiliśmy. Chciałem żebyś o tym wiedziała, cokolwiek zadecydujesz.
Kłamstwa… kłamstwa… kłamstwa
„A więc teraz decyzja należy do mnie?”
- Nie ma o czym decydować. Jesteś z Natashą, a ona nie zrobiła nic złego i nie zasługuje na takie cierpienie. Nie chcę tego dla niej, bo jest niewinna, chociaż nie mogę na nią patrzeć. Mnie już nie da się naprawić, dlatego nie niszcz jej.
- Więc co, chcesz zapomnieć?
Zdenerwowałam się.
- Oczywiście, że nie chcę! Ale to jest jedyne racjonalne wyjście, Leon. Nie widzisz tego? Nie ma dla nas już przyszłości, nie ważne jak bardzo cię kocham i nie ważne, jak bardzo boli. Wszystko co robimy rani innych, tak samo jak ranimy siebie nawzajem.
- Nie.
„I tyle masz do powiedzenia?!”
- Nie kłóć się. Nie ma sensu… Taksówka na mnie czeka.
Chciałam go ominąć, ale uścisk na łokciu zręcznie mi to uniemożliwił. Złapałam jego zmartwione spojrzenie i uległam pokusie, aby widzieć te oczy każdego dnia. Osłabłam. Dlaczego on czynił mnie tak słabą, że ledwo stałam na własnych nogach? Jak to możliwe? W tym samym momencie, w którym usłyszeliśmy dzwonek telefonu Leona, w płucach zamarło mi powietrze. Wzrokiem odszukałam leżącą na podłodze komórkę Verdasa.
- Nie odbierzesz? – spytałam.
- Nie, jeśli w tym czasie zamierzasz uciec i nigdy tu nie wrócić. Wiem, dlaczego poszedłem z tobą do łóżka, Violetta. Ja wiem, czego chcę, a Ty?
Przełknęłam ślinę.
- Odbierz – szepnęłam pustym głosem.
Puścił mnie, odszedł i podniósł z paneli dzwoniący wciąż telefon. Poczułam na sobie jego spojrzenie, kiedy odbierał. Wciąż ciężko się oddychało, ale wcale nie chciałam znowu uciekać. Tylko że ja już znałam tego cenę. Tego, że zostaję.
- Cześć Nat… Tak, wszystko w porządku… wróciłem wcześniej z wesela, byłem zmęczony… wiem, że rozumiesz… miałem dzwonić, ale dopiero się obudziłem i sama wiesz jak to u mnie jest… tak, jadę później do Diega… odezwę się wieczorem… Miłego dnia.
- Zamierzasz ją tak okłamywać? – Odłożył telefon na stół. Przeczesałam włosy rękoma. – Wiesz, że możesz tak wszystko zniszczyć? W ten sposób. Kłamstwa i oszukiwanie prowadzą tylko do zniszczenia.
- Skończyłaś? – Zagryzłam wargę, potwierdziłam skinieniem głowy. – Wiem co robię. Zjesz coś?
Pokręciłam głową.
- Nie chcę jeść. Nic mi nie przejdzie przez gardło.
- Odwiozę cię do domu.
O nie nie nie
- Czeka na mnie taksówka – zaprotestowałam.
- Powiedziałem, że cię odwiozę. Czy możesz, proszę, chociaż raz na cokolwiek się zgodzić?

*

Odpięłam pasy, kiedy zgasł silnik. Widziałam, że Leon przez całą drogę walczył ze sobą, żeby mnie nie dotknąć. I dobrze. Nie czułam się wcale dobrze, a każdy dotyk mnie bolał. Zwłaszcza jego dotyk. Nie miałam bladego pojęcia co się we mnie przełączyło po tej nocy. Wcześniej pragnęłam jego dotyku jak tlenu na każdy dzień, teraz bałam się go jak palonego metalu. Verdas z samochodu wysiadł pierwszy i zaraz otworzył mi drzwi. Wysiadłam w milczeniu, on też nie był skory do rozmowy. I poczułam się jak tej nocy, kiedy go znowu zobaczyłam… wtedy pod moim domem.
Coś było nie tak.
- Zamykałam bramę wjazdową jak jechałam do Ludmiły – przypomniałam sobie na głos. Najgorsze w tym całym przypomnieniu był fakt, że teraz brama była otwarta, a nie otwierałam jej ja. Przestraszyłam się, że ktoś mógł się włamać i zrobić mi z domu jedno wielkie zniszczenie. Najgorsze scenariusze natychmiast przemknęły mi przed oczami.
Leon spojrzał na mnie równie zaniepokojony.
- Wejść z tobą do środka?
Nie wiedziałam.
Każda kolejna minuta spędzona w jego obecności działała na mnie jak narkotyk. Wiedziałam tylko tyle, że potem będę chciała więcej, a nie będę mogła mieć i to dopiero będą tortury. Trwałam pomiędzy „cierpienie” a „ucieczka”. Jeśli miałabym być znowu pieprzoną egoistką, wybrałabym drugą opcję. Teraz nie stać mnie było na to, żeby go stracić.
Skinęłam potwierdzająco głową, więc Verdas zamknął samochód na klucz i ruszył za mną spokojnym krokiem. Chwyciłam za klamkę. Otwarte. Coraz bardziej przerażona przestąpiłam próg domu, i zaraz poczułam dłoń Leona na swoim nadgarstku. Zignorowałam to, tak było bezpieczniej. Rozejrzałam się dookoła. Cisza i spokój. Nie wygląda jakby ktoś chciał cokolwiek zniszczyć, albo zabrać. Weszliśmy w głąb domu i z jadalni dobiegł mnie czyiś głos. Wydawało mi się, że skądś go znam… Potem kolejny głos, kobiecy.
- Błagam, niech to będzie głupi żart – szepnęłam sama do siebie, a Leon zaśmiał się cicho.
Oboje już wiedzieliśmy co jest grane.
Zatrzymałam się w progu kuchni, a ponieważ te dwa pomieszczenia były dzielone tylko półścianką, ujrzałam półnagiego Diega przy moim stole, jedzącego naleśniki roboty Francesci. Właśnie odchodziła od stołu i odwrócona w stronę kuchni, stanęła jak wryta. Nie wiedziałam czy z mojego powodu, czy z tego stojącego tuż za mną. Niemalże czułam na sobie jego oddech, rozpraszał mnie. Cholernie.
- Co wy tu robicie? – Usłyszałam zdziwionego Diega. Zerknęłam na zegar ścienny i obarczyłam go niezbyt przyjemnym spojrzeniem.
- To nie ty powinieneś zadać to pytanie, tylko ja wam. Jeśli jeszcze pamiętasz, mój drogi, czyj to dom. Prawie zawału dostałam zanim tu weszłam, bo zamykałam bramę wjazdową. Jak się tu dostaliście?
Diego uśmiechnął się cwaniacko, ale to Francesca udzieliła mi odpowiedzi:
- Wczoraj w nocy zwinął ci klucze. Chciałam jechać do siebie, ale uparł się, że musi zobaczyć w jaki stanie wrócisz. – Minęła mnie w progu i zajęła się naleśnikami na patelni. – Miło cię widzieć, Leon.
- I wzajemnie.
Skrzywiłam się.
- Diego, kretynie, oddawaj moje klucze. Coś ty sobie wyobrażał?! – krzyknęłam półgłosem, mało nie zakrztusił się jedzeniem. Może wyszłoby mu to na dobre. Nie byłam zła za to, że spędzili noc w moim domu – był tak samo mój jak ich, bo byli moja jedyną rodziną. Byłam zła, bo nic mi nie powiedział i zrobił swoje, jak zwykle.
- O co ty się wkurzasz?
Zacisnęłam pięść.
Poczułam jak Leon odsuwa się ode mnie i zbliża do Fran. Nie chcieli tego słuchać, ale ja musiałam powiedzieć swoje, a on musiał tego wysłuchać. Gdyby ktoś popatrzył na to z innej strony – mogliby nas uznać za rodzeństwo, najgorzej: za stare małżeństwo. Wbijałam w niego lodowate spojrzenie.
- Wkurzam się, bo gdybym chciała w nocy wrócić do domu, to nie miałabym jak! Poza tym chyba dostałeś swoje awaryjne klucze, w razie gdybyś nie miał gdzie spędzić nocy.
- Wyobraź sobie, że je zgubiłem – powiedział spokojnie. – I kryłem cię przed Paulem i Ludmiłą, kiedy zwinęłaś się z nim – Wskazał głową na Leona, a ten odwrócił wzrok. – gdzieś daleko… nie mam nawet ochoty wiedzieć gdzie i w jakim celu, ale okazałabyś odrobinę wdzięczności. A propo: pogodziliście się?
Chciałam, ale nie spojrzałam na niego. Powstrzymałam się.
- Widzisz Fran? Mówiłem, że seks godzi ludzi.
- Diego! – krzyknęłam.
- Nie okłamuj mnie, Vilu. Znam cię lepiej, niż sobie wyobrażasz. Zjecie z nami śniadanie? Pyszne naleśniki.
Nie rozumiałam jak taki dorosły człowiek może zachowywać się jak dziecko. Czasami naprawdę miałam wrażenie, że gdy opuszczał kanion, do którego wpadał – automatycznie zaczynał widzieć świat oczami dziecka. Albo to ona tak na niego działała. Zrobiłam wszystko, żeby wyciągnąć go z bagna, w które wcześniej wpadł, a teraz Cauviglia robiła wszystko, aby już nigdy więcej do niego nie wpadł. Z uśmiechem oglądałam jak się przedrzeźniają i rozmawiają o wszystkim albo niczym. Złościłam się i czasami miałam ochotę zabić Hernandeza za bycie takim idiotą, ale co by było, gdyby nim nie był?
Może to właśnie jest sztuka? Potrafić zachować się jak dziecko w okropnej sytuacji i jednocześnie potrafić zachować się jak prawdziwy mężczyzna, gdy sytuacja tego wymaga – bo nie wszystkich mężczyzn na to stać. I chociaż wcale tego nie powiedziałam (i nie zamierzałam), byłam mu cholernie wdzięczna za to, że krył mnie przed Paulem.
Nie miałam ochoty się tłumaczyć kolejnemu facetowi, który wydawał się o mnie dbać.
Zamknęłam drzwi za Verdasem, poczułam znajome ukłucie w sercu.
Nie możemy jadać razem śniadań.
Nie możemy patrzeć na siebie i udawać, że wszystko może być w porządku.
Od dawna nie może być w porządku.
Już przywykłam. 


###########

Wena tymczasowo wróciła, więc korzystając z tego - napisałam kolejny rozdział! Nie wiem na jak długo wróciła i kiedy pojawi się kolejny, wiec korzystam z sytuacji i wrzucam wam dwunastkę ^^ Planowałam zrobić to inaczej (zupełnie inaczej), ale niech będzie. W każdym razie dla Violki nic nie będzie łatwe teraz i na pewno nie poleci prosto w ramiona Leona jak jakaś idiotka (heheszki XD). Przeżyjecie to - mam nadzieję. I przy okazji przeżycia - jak tam Wasze wakacje, kochani? ♥ Minął już tydzień, a dla mnie to tydzień dowożenia wszystkich potrzebnych dokumentów do szkoły (masakra, jakby nie mogli dać więcej czasu). W każdym razie [wiem, powtarzam się] wszystko jest jak najlepiej, tylko ta pogoda mogłaby być delikatnie lepsza :D 
Przy okazji: dziękuję za wszystkie komentarze, również życzę Wam cudownych wakacji i cieszę się, że tak miło odebraliście mój powrót ♥ Musiałam od razu podziękować, bo jestem naprawdę w szoku, nie spodziewałam się, a dobrze wiecie, że każde słowo pod rozdziałem ma dla mnie znaczenie i bardzo to doceniam =) Jestem bardzo szczęśliwa mogąc dla Was pisać i przeogromnie cieszy mnie statystyka (ponieważ wyświetleń z każdym dniem coraz więcej). Bardzo dziękuję <33

Trzymajcie się ciepło i do następnego,
Cherry xx

6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Witaj ciesze się, że wena wróciła,mam nadzieje, że na długo.Mi wakacje mijają wspaniale.Violetta nie chcę być z Leonem. Violetta przecież to Verdas każda chcę z nim być. Moim zdaniem wszystko psuje Nathasa, jakby nie ona to Leonetta była by razem.Diego zabrał Violi klucze do domu.On naprawdę zachowuje się czasami, jak dziecko. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.

      Usuń
  2. A ciekawa jestem co by Natasha zrobiła gdyby Viola poleciała prosto w ramiona Verdasa.
    Cudowny rozdział! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział �� czkeam na kolejne ❤

    OdpowiedzUsuń