26. Kolejne ostrzeżenie

 

Michael dał mi czas do jutra. Mam tylko dwadzieścia cztery godziny na przemyślenie wszystkiego: sprawy z nim, spraw z Leonem i Ludmiłą, z firmą i Carlosem. Nie mogę przecież zrzucić wszystkich swoich obowiązków na barki Leona tylko dlatego, że jestem półprzytomna i autentycznie nie dociera do mnie połowa rzeczy. Izoluję się. Ląduję we własnym świecie, do którego nikt nie ma dostępu i czasami nie potrafię z niego wyjść. Bo życie rzeczywistością zbyt bardzo boli. Boli mnie brak Sophii, to że bliscy traktują mnie jak dziecko, boli mnie nawet oddychanie.
W trakcie drogi do domu zastanawiam się nad najważniejszym: jak ja powiem Leonowi, że Michael chce ze mną współpracować, a ja nie mam żadnego wyboru i jestem zmuszona się zgodzić? Przecież to wszystko zniszczy. Nasze relacje już nie są tak bezpieczne, czyste jak wcześniej. Każdego dnia tworzy się między nami bariera, której nie potrafię zniszczyć. Barierą są kłamstwa, którymi go karmię jak psa mięsem.
Prycham bezgłośnie, kiedy uświadamiam sobie swoją beznadziejność. Jeszcze miesiąc temu wyklinałam wszystkich zakłamanych ludzi i ich ofiary, teraz sama się taka staję i nie potrafię tego zahamować. Owszem, mogłabym powiedzieć mu całą prawdę, ale co by wtedy zrobił? Zrobiłby wszystko, by utrzymać mnie w bezpieczeństwie, nawet jeżeli musiałby zamknąć mnie w celi, zrobiłby to. A Ludmiła by mu pomogła. Nie mogę na nich liczyć w takim momencie. Więc co, jeżeli nie kłamstwo jest najlepszym, a zarazem najgorszym rozwiązaniem?
Przebiegam przez pasy na czerwonym świetle i w duchu skaczę z radości, że nic mnie nie przejechało. Przy moim szczęściu byłoby to bardzo możliwe. W pewnym momencie zaczynam się potykać o własne nogi i jeszcze bardziej przy tym klnę. Rozglądam się wokół, z nieba zaczynają spadać krople deszczu, na ulicy nie ma żywej duszy. Nikogo poza mną i moimi problemami.
W końcu nawet moje „problemy” zaczynają mnie śmieszyć. To rozpaczliwy śmiech, bo nie wiem co dalej robić. Mogłabym wyjechać za granicę, na drugi koniec świata, schować się w cieniu i nie wychylać, dopóki Michael na zawsze zniknie z mojego życia, ale równie dobrze straciłabym Leona, a do tego za wszelką cenę nie chcę dopuścić. Leon był i jest jedyną prawdą w moim życiu. Prawdą, która utrzymywała mnie przy tym życiu.
Zaczyna coraz bardziej padać, ale wcale mnie to nie rusza. Wlekę się powoli w kierunku swojego mieszkania, jakbym wcale nie była mokra jak kura na wiosnę. Mijam kolejne pasy, znowu przechodzę na czerwonym i zatrzymuję się dopiero przy parku.
Przypomina mi się dzień, w którym straciłam Sophię. Tak bardzo spieszyłam się, żeby jej pomóc, nie wiem nawet ile razy przekroczyłam dozwoloną prędkość, albo przejechałam na pomarańczowym świetle. W efekcie i tak ją straciłam, choć do tej pory nie rozumiem dlaczego mi to zrobiła. Pamiętam stres, zdenerwowanie, rozpacz… to wszystko tak bardzo naparło na mój zdrowy rozsądek, że nie byłam w stanie myśleć o czymkolwiek innym. Mijałam ten park z nadzieją, że wszystko będzie dobrze, ale jednocześnie już wiedziałam, że jest za późno.
- Violetta! – Wzdrygam się, wspomnienia znikają mi z oczu, do uszu dochodzi znajomy baryton. Rozglądam się i po drugiej stronie ulicy widzę biegnącego w moim kierunku Leona. Z drugiej zaś strony słyszę nadjeżdżający samochód, światła mnie oślepiają. Ktoś popycha mnie w kierunku chodnika i dopiero wtedy naprawdę się budzę.
- Leon? – łkam cicho.
Szatyn obejmuje dłońmi moją twarz i patrzy mi prosto w oczy. Jego twarz wykrzywia smutek i strach.
Co ja zrobiłam?
- Vilu, co się stało? Dlaczego płaczesz? Violetta!
Dopiero po chwili dociera do mnie, że naprawdę płaczę. Po moich policzkach spływają słone łzy, dziwię się, że Leon zauważył je nawet w deszczu. Wpatruję się w niego i nie potrafię odpowiedzieć, ale na szczęście już się nie odzywa, przytula mnie mocno i szepcze, że będzie dobrze, nie ważne co się dzieje. Chciałabym móc w to uwierzyć. Niczego nie pragnę bardziej, niż tego, żeby to wszystko się skończyło.  
Leon w ciszy obejmuje mnie w talii, zaprowadza do swojego samochodu i wiezie do swojego domu, który niedawno zakupił. Jego nowe lokum mieści się na obrzeżach miasta, gdzie jest cicho i spokojnie. Wiem, że nie jedziemy do mnie, bo od razu mija moją ulicę. Byłam całkiem blisko niej, zanim się pojawił, no i zanim prawie wpadłam pod samochód. Milcząc, przyglądam się ulicznym lampom, pustym chodnikom, gwiazdom przez okno. Kiedy zerkam na Leona od razu dostrzegam jego spięcie, zdenerwowanie. Jego twarz nie wyraża żadnych uczuć, świetnie je maskuje, ale widzę zaciśnięte palce i ten szczególny wzrok. Nie mogę mieć mu tego za złe, dopiero co jego dziewczyna wpadłaby pod samochód i na dodatek nie potrafi nic z siebie wydusić.
Nie potrafię wytłumaczyć mu dlaczego płakałam, bo sama tego nie wiem. Po prostu się stało. Jeśli natomiast spyta, dlaczego wracałam teraz sama do domu, będę musiała skłamać, więc wolę się nie odzywać niż czuć obrzydzenie do samej siebie. Teraz nie czuję nic. Jakby wszystko się wyłączyło, jakbym wcześniej się wyłączyła.
Dziesięć minut później Leon parkuje samochód w garażu, wychodzi pierwszy i jak gentelman otwiera mi drzwi, wtedy wysiadam, ale na niego nie patrzę. Nie mam tyle odwagi. W domu od razu pyta mnie, czy chcę się czegoś napić, ale odmawiam kręcąc głową. Mimo to, odwraca się na pięcie i idzie do kuchni, pewnie zrobić mi herbatę. Wzdycham ciężko, kiedy uświadamiam sobie jak trudna czeka mnie rozmowa.
- W pokoju na górze powinny być jakieś ubrania, w łazience masz ręczniki – mówi Verdas, wychodząc z kuchni i zatrzymuje się tuż przeze mną. – Kiedy będziesz gotowa, będę czekał w salonie. – Całuje mnie w czoło i wraca tam, skąd przyszedł.
Czy on naprawdę nie wie, jak bardzo utrudnia mi sprawę? Chcę, żeby się na mnie wydarł, powiedział „Głupia jesteś, chcesz się zabić?!” i po prostu sprawił, żebym poczuła się winna, a ja nie czuję nic. Zamiast tego, on jest taki kochany i spokojny, że aż działa mi na nerwy. Nie zasługuję na niego. Nie ja.
Wycieram mokre włosy ręcznikiem, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze. Jestem straszna. Wyglądam jakby mnie czołg przejechał, i to z dwa razy! Na szczęście mam wodoodporny makijaż, więc nie jest tak źle jak się spodziewałam. Dziesięć minut później moje włosy już są suche, a ubrania zmienione. W pokoju gościnnym znalazłam komodę, jedna z szuflad była pełna kobiecych ubrań, więc wzięłam jakieś spodenki i koszulkę. Wiem, że dziś już do domu nie wrócę, więc nie ma co się oszukiwać.
Kiedy znowu spoglądam na swoje odbicie, widzę twarz wykrzywioną w bólu, którego nie czuję, puste oczy, zapadnięte policzki i usta bez uśmiechu. Od razu wydaję się jakaś bledsza niż wcześniej; jakaś pozbawiona życia. Pragnę krzyczeć i płakać, ale wszystko tłumię ze zdwojoną siłą.
Ale co, jeśli Leon by nie zdążył? Co, jeśli wylądowałabym w szpitalu, albo co gorsza – nie żyłabym? Co wtedy zrobiłby Michael? Mógłby szukać kogoś innego do pomocy, mógłby powybijać wszystkich moich przyjaciół  zemście za moje życie. Mógłby, ale to tylko przypuszczenia. Tak naprawdę nie mam pojęcia, co by zrobił. Wiem tylko jedno: nie mogę się tak łatwo poddać. Jeszcze nie teraz.
- Wszystko w porządku? – odzywa się Leon, kiedy zamykam za sobą drzwi do łazienki. Zmuszam się, by na niego spojrzeć i niepewnie kiwam głową. Siedzi na ciemnej sofie, dosiadam się do niego, choć wlekę się przy tym gorzej niż jakiś męczennik.
- W porządku – mruczę pod nosem.
Wciąż jest mi wstyd, jestem taka głupia, a mój chłopak patrzy na mnie, jak na niewiniątko. To niesprawiedliwe.
- Rozumiem, że nie chcesz o tym rozmawiać, ale musisz komuś powiedzieć co się z sobą dzieje.
- Nie mogę ci powiedzieć. – Nie mam siły go okłamywać.
Marszczy brwi.
- Dlacze… - Przerywa mu muzyka, dochodzi z jego telefonu. Ale on wcale nie pali się, żeby odebrać. Patrzy na mnie, szuka odpowiedzi.
- Odbierz.
Wcześniej wzdychając, wyciąga telefon z kieszeni i patrzy na wyświetlacz.
- To Ludmiła. Pewnie myśli, że jeszcze cię nie znalazłem… Martwi się o ciebie.
- Odbierz – powtarzam bezceremonialnie.
- Cześć Ludmiła… Tak, jest ze mną… Nie, nie dam ci jej do telefonu… Dlatego, że w ogóle pytasz… Słuchaj, rozumiem to, ale jeśli będzie chciała to sama odpowie ci na te wszystkie pytania… Jest teraz zmęczona… Tak, zostaje u mnie i zobaczycie się rano… Dobranoc.
Jestem bardzo wdzięczna Leonowi, że nie pozwolił Ludmile ze mną rozmawiać, bo nie wiem jak by się to skończyło. Pewnie zasypałaby mnie dziesiątkami pytań, a ja odpowiedziałabym na jedno, albo się rozłączyła. Ludmiła potrafi być bardzo natrętna i nachalna, kiedy czegoś potrzebuje. Kocham ją najmocniej na świecie i nie wyobrażam sobie, że jeszcze jej mogłoby mi zabraknąć: jej uśmiechu, pomysłów, nadopiekuńczości. Wszystkiego. Ale nie mogę teraz z nią rozmawiać, bo nie wytrzymałabym.
- Dzięki.
- Mogę coś dla ciebie zrobić? Cokolwiek. – Leon obejmuje nie silnym ramieniem i delikatnie całuje we włosy, przymykam oczy i impulsywnie chwytam palcami krańce jego koszuli. – Vilu…
Biorę głęboki oddech.
- N-nie.


Wzdycham ciężko i spoglądam niepewnie na swojego chłopaka, zanim wejdziemy do firmy. Leon mocniej ściska moją dłoń, próbuje mi dodać otuchy, ale niewiele z tego mam. Stresuję się, bo rano dzwonił Federico, że jest poważna sprawa, nie na telefon. Przyjechaliśmy na miejsce tak szybko, jak szybko byłam w stanie podnieść się z łóżka. Spałam w ramionach Verdasa i – szczerze mówiąc – było mi bardzo wygodnie, bezpiecznie. Czułam się dobrze, nie miałam koszmarów… To pierwszy raz od długiego czasu.
W końcu, przesiąknięta niepewnością i zdenerwowaniem, przekraczam próg wydziału detektywistycznego. Razem z Leonem kierujemy się do miejsca pracy Federico i Diega. Mijam się z kilkoma pracownikami, w tym Grace, która nie wiem co jeszcze robi w tej pracy. Już dawno powinnam ją wylać za to, co robiła wcześniej. A mianowicie spiski z moim wujaszkiem, który wciąż leży w szpitalu. Rzucam jej bezinteresowne spojrzenie i idę dalej.
- Miło, że tak szybko przyjechaliście. – Pierwszy odzywa się Federico, jest wyraźnie zaniepokojony.
- Co masz? – pyta Leon. Ja staram się pozostać w cieniu, skoro nie stać mnie na nic, co mogłoby im pomóc w rozwiązaniu sprawy.
- Dziesięć minut przed tym jak wysłałem wam wiadomość, dostaliśmy informację, że jacyś nastolatkowie znaleźli trzy ciała w pobliżu centrum miasta. – Diego wyświetla na ekranie głównym dane tych ludzi. – Umarli w innym czasie i w innych miejscach…
Nie słucham dalej, bo kątem oka widzę nieznaną mi blondynkę. I wszystko byłoby bez zarzutu, gdyby tylko nie zajmowała miejsca Sophii. Wciąż na myśl o zmarłej przyjaciółce chce mi się płakać, wciąż nie wierzę, że umarła na moich oczach i nie wierzę, że nigdy więcej jej nie zobaczę, ale tak jest. A teraz, kiedy ta blond flądra zajmuje jej miejsce… nie mogę tego przetrawić. To Sophia powinna tam być, pomagać nam i być na swoim miejscu.
Kiedy wzbiera mi się na złość, odwracam wzrok, a to zauważa już trójka towarzyszących mi mężczyzn. Federico od razu zauważa mój punkt zaczepienia, potem spogląda na mnie współczująco, ale też tak, jakby chciał przeprosić mnie za coś. Diego wcale nie chce o tym myśleć, nie patrzy na nową pracownicę.
- Muszę się przewietrzyć – oznajmiam, wyrywam się Leonowi i szybkim krokiem zmierzam ku drzwiom.
Opieram się o samochód Verdasa i wzdycham ciężko. Owijam skórzany żakiet wokół swojej talii, gdyż robi mi się zimno, kiedy wiatr silniej zawieje.
Zdaję sobie sprawę z tego, jak słaba jestem psychicznie i jak niewiele potrafię zrobić w takim stanie. To nie zabija tylko mnie, ale też wszystkich wokół: Leona, Ludmiłę.. Gdybym miała rodziców, to powiedziałabym, że jeszcze ich, ale niestety nie mam. A Michaela nigdy nie uznam za swojego ojca.
Stoję tak przez chwilę. W pewnym momencie drzwi firmy otwierają się z impetem i ze środka wychodzi Federico. Opiera się o samochód tak samo jak ja, wyciąga z kieszeni paczkę papierosów i jednego wkłada sobie do ust. Zapala go zapalniczką i wdycha truciznę.
- Ludmiła nie ma nic przeciwko?
- Papierosom? – Unosi brew. Potakuję. – Oczywiście, że ma. Gdyby mogła, zakopałaby wszystkie istniejące paczki gdzieś w głębi ziemi, albo wrzuciła do oceanu, ale w pracy zawsze jakaś się znajdzie.
- Dlaczego palisz?
- Potraktuj to jak melisę. Ten dym mnie uspokaja – wyjaśnia Federico i patrzy na mnie łagodnie.
Nie umiem trzymać języka za zębami.
- To cię zabija… A ja nie zniosę kolejnej straty kogoś, na kim mi zależy – Patrzę wprost na chodnik, byleby nie na niego. – Nie zniosę, Federico.
Szatyn chwyta truciznę w palce, przygląda się jej, po czym rzuca na ziemię. Robi mi się lżej na sercu, kiedy patrzę jak dym gaśnie, a Fede przyciska papierosa butem.
- Przepraszam. – Nie odpowiadam. – Za wszystko, Violetta. Za papierosy, za to, że w ogóle kazałem cię tu ściągnąć… a, no i przeze mnie musiałaś przypomnieć sobie o Sophii. Przepraszam. – Wiem, że mówi to szczerze.
- Nic się nie stało. Gdyby to miejsce było puste, pewnie cierpiałabym bardziej.
- Leon wspominał, że wczoraj potrąciłby cię samochód… Co się dzieje, Violetta? – spytał wyraźnie przejęty.
- Nie wiem. Nie potrafię ci tego wytłumaczyć.
Federico wzdycha, po czym sięga do kieszeni i wyciąga z niej białą, kwadratową, małą karteczkę owiniętą w przezroczystą folię, podaje mi ją.
- Znalazłem to przy ciałach tych ludzi. Domyślam się, że to do ciebie. Nie pokazałem nikomu, ale musisz mi wszystko wyjaśnić.

„To dopiero początek, Violetta.
Masz czas do jutra, inaczej zacznę się zastanawiać,
Kogo zabić jutro… Może tych nastolatków?”




7 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Michael zaczyna działać. Kto będzie następny? Cholera. Violka powie coś Fede czy będzie ukrywała wszystko? To ją niszczy od środka. Dalej przeżywa śmierć przyjaciółki. Załamałaby się gdyby jeszcze ktoś z jej przyjaciół czy nawet chłopak musieli zginąć. 😞
      Leon jest przy niej. Nie wypytuje o nic. Tyle dobrze. Byłoby z nią gorzej. Musiałaby go okłamać.
      To opowiadanie jest takie zajebiste, że jak rodziła sie kończy to mówię sobie "Co?! Już?! Chce jeszcze! " Nie żartuje. Nie przesadzam. 😁😀
      Viola prawie potrącona przez samochód. Leon ją uratował. 😄

      Boski.
      Czekam na next :*
      Buziaczki :* ❤

      Maddy ❤

      Usuń
  2. Wrócę w piątek! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heyoo ^.^
      W końcu się zebrałam i piszę :>
      A tak przy okazji, to dziękuję ślicznie za przyjęcia zamówienia ;*.

      Już ostatnio myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy,
      ale to opowiadanie nadal trzyma w napięciu.
      Masz smykałkę do pisania akcji :D.

      Jak mi szkoda Violetty :(.
      Musi sama zmagać się z problemami z pseudo ojcem.
      W dodatku coraz bardziej słabnie psychicznie.

      A León jest najukochańszym chłopakiem ♥.
      Wie, że V mu nie powie i nawet jej nie namawia.
      A cierpliwie pomaga i wspiera, będąc przy niej.
      Plis, dajcie mi też takiego Leona XDD.

      Robi się coraz groźniej.
      3 dziwne śmierci.
      Wiem, że nie powinnam tak mówić, ale mega mi się podoba ta akcja ;'D. Tyle się przez to dzieje, choć z drugiej strony żal mi Violki ;'(.

      Czekam na next ;*
      Trzymaj sięę ♥
      H.

      Usuń