23. "Dziecko nie żyje."


- Zaraz, Violetta - mówi spokojnie Leon. - Chyba czegoś nie zrozumiałem. 
- On jest moim ojcem - szepczę słabo. - Michael Castillo jest moim ojcem. On żyje i ma zamiar wprosić się do mojego życia. Zniszczyć je doszczętnie, jakbym jeszcze mało w nim przeżyła. Zniosłam wszystko. Całe dzieciństwo patrzyłam jak Carlos niszczy wszystko, na czym kiedykolwiek mi zależało.
- Viola... 
- Nie, Leon. Ja przeżyłam śmierć obojga moich rodziców. Możesz sobie wyobrazić, jak bardzo cierpiałam, stojąc na cmentarzu przed ich grobami? Otoczona tymi wszystkimi ludźmi. Każdy składał mi kondolencje, wyrazy współczucia.. Patrzyli na mnie jak na biedną sierotę - prycham. - Którą właściwie byłam. Pogodziłam się z tym. Przetrawiłam to... A teraz nagle dowiaduję się, że mój ojciec żyje, pod jego pomnikiem nikt nie leży, a całe to przedstawienie było kłamstwem - łkam. - Zaraz moja matka zapuka do drzwi, a ja już nie będę miała siły na złość. 
Opieram się o ramię Verdasa, a on przyciska mnie mocniej do siebie i składa czuły pocałunek na włosach. Czuję jak pierwsza łza spływa wolno po policzku, ale nie staram się wstrzymać płaczu. Potrzebuję tego jak tlenu. Ostatni raz płakałam na pogrzebie Sophii, a od tego wydarzenia minęło sporo czasu. 
Każdy człowiek musi kiedyś płakać, bo nie oznaka słabości - a przynajmniej nie zawsze - ale łzy są przede wszystkim wyrazem tego, jak bardzo cierpisz. Jeżeli nie masz innego wyjścia, po prostu się poddajesz emocjom i oto są - słynne, zalewające twoją duszę jak morze Titanica - łzy rozpaczy, tęsknoty, szczęścia. 

I nagle przypominam sobie o kartce od Carlosa, którą wciąż mam w kieszeni kurtki. A skoro ona leży obok, to dlaczego nie miałabym zerknąć raz jeszcze? Albo chociaż pokazać Leonowi. Przecież on jest jednym z nielicznych, którym ufam. Powinien wiedzieć również z tego powodu, że związek musi opierać się na wzajemnej szczerości. Tutaj rodzi się też pytanie, czy on jest wobec mnie szczery? To prawda, że jeszcze nie wiemy o sobie wszystkiego, ale mamy czas, by się poznawać od nowa każdego dnia. 
W sekundzie odsuwam się nieco od swojego chłopaka, który zdziwiony marszczy brwi, ale ja odpowiadam słabym uśmiechem i sięgam do kieszeni żakietu. Mam wrażenie, że serce mi się zatrzymuje, kiedy nie czuję kartki, ale potem sięgam do drugiej kieszeni i wreszcie znajduję. Ponownie opieram się o tors Leona. 
- Co to? - słyszę jego głos przy uchu. 
- Kartka od Carlosa. 
- To ta, którą Tori ci podała? 
Kiwam głową w odpowiedzi i otwieram nieco pognieciony kawałek papieru. Nie ukrywam, że kilkakrotnie chciałam sprawić, by list znalazł się w każdym kącie kominka, porozrywany na setki kawałków, których już nie mogłabym pozbierać w logiczną całość. Ale nie zrobiłam tego, poprzez fakt, że muszę pamiętać każde to pojedyncze słowo, które ten człowiek napisał. Bo prawdopodobnie zrobił to po raz pierwszy i ostatni, mam nadzieję, że szczerze. Choć już dawno przestałam wierzyć, że ten człowiek ma jakiekolwiek uczucia. 
- Mogę? - pyta Verdas. 
- Właściwie to nawet chcę, żebyś to przeczytał. 
Chwilę zajmuje mu przetrawienie tego wszystkiego, w tym samym momencie, czytając. Nie mam mu tego za złe, wiem w jakiej sytuacji go stawiam. Raz opowiadam, jak bardzo nienawidzę swojego wuja, bo postawił przede mną okropne decyzje i podarował mi życie, którego nie życzyłabym żadnemu dziecku. A z drugiej strony jest tylko człowiekiem. Ludzie popełniają błędy, aż nie dotrze do nich, że wreszcie trzeba się zatrzymać i spojrzeć na wszystko z innej perspektywy. 
- Wierzysz mu? 
- A ty mu wierzysz? - szepczę. 
- Po tym co mi powiedziałaś... 
- Leon. Proszę, nie sugeruj się niczym, czego się ode mnie dowiedziałeś. Tylko powiedz mi, czy mam mu zaufać. Ten jeden, jedyny raz, zanim będę musiała iść za jego trumną... 
Szatyn wzdycha, odkłada kartkę na stół, obraca się w moją stronę i łapie delikatnie za ręce. 
- Vilu, to tylko twoja decyzja i twoje życie. Tylko ty zadecydujesz, co się w nim stanie, a czego postanowisz uniknąć... Ale ja bym mu zaufał. Tylko ten raz. Pójdziesz do niego jutro i porozmawiasz, tak jak nigdy wcześniej. Nie spojrzysz na niego, jak na wroga, ale na człowieka, który próbuje ratować ostatnie resztki swojej godności i ostrzec cię, przed wszystkim, na co nie jesteś jeszcze gotowa. 
Kiwam delikatnie głową, przygryzając dolną wargę. Nie potrafię wyrazić swojej wdzięczności do Leona. Jest dla mnie zawsze, kiedy go potrzebuję. Potrafi mnie pocieszyć, uspokoić i rozbawić. Tylko przy nim czuję się naprawdę bezpieczna i kochana. Tylko przy nim jestem szczęśliwa i przepełniona czymś nieopisanym. Czymś, czego nie da się nazwać. 
- Obiecaj mi to - prosi, a na jego ustach powoli maluje się cień uśmiechu. - Vilu..
- W porządku. I dziękuję, za wszystko, Leon. 
Nagle słyszę jak drzwi się otwierają i zaraz zamykają. Nie głośno. Cicho i szybko. Kilka sekund później widzę - tu gdzie powinny być drzwi, ale zastępuje je łuk ścienny - Ludmiłę, Federico i Diega. Spoglądam zdziwiona na swojego chłopaka, bo chyba nie bardzo rozumiem, skąd oni wszyscy się tu wzięli. Zwłaszcza Lu, która przyszła bez torebki - a jest z nią wszędzie - i to w całkiem codziennym stroju. Czyżby Federico ją zmieniał? 
- C-co tu się dzieje? - pytam rozkojarzona i natychmiast przecieram górę policzków, by jakoś zakryć ślady łez. - Leon? 
- Ciebie też miło widzieć Vilu - odzywa się Diego z szatańskim uśmieszkiem. 
- Masz problem, więc przyjechaliśmy - mówi Ludmiła, a mnie robi się cieplej na sercu. 
- Leon nas zwołał. Powinnaś mu dziękować... No chyba, że postanowimy dobrać się do jego lodówki, wtedy będzie żałował swojej decyzji. 
- Nie mów, że jesteś głodny - syczy blondynka. - Federico! pytałam przecież, czy chcesz się zatrzymać w jakimś barze, to powiedziałeś, że nie. 
- Oj, mina Leona jest zabawniejsza niż jakiś tam bar. Zwłaszcza, kiedy jego zapasy pustoszeją. 
- Mi też miło was widzieć - duka Verdas i obejmuje mnie ramionami, tym samym przysuwając mnie bliżej siebie. 
- Vilu, co się dzieje? 
Lu podchodzi do mnie i siada obok na sofie, a ja w odpowiedzi kiwam głową na list od Carlosa. Jej też ufam, więc nie ma przeciwwskazań, by zapoznała się z jego treścią. Dziewczyna najpierw na niego patrzy, potem na mnie, a potem znowu na kartkę. W końcu bierze ją w dłoń i zaczyna czytać.
- Tak mi przykro, że musiałaś to czytać - mówi w końcu i przytula mnie mocno. 


Wchodzę do środka i zamykam za sobą drzwi, żeby nikt nie przeszkadzał. Wiele tu takich, którzy mogliby wywnioskować zbyt wiele z czegoś, co przypadkowo usłyszeli. W końcu zdecydowałam się na rozmowę z Carlosem, więc chcę, żeby nikt nam nie przeszkadzał. 
Obracam się na pięcie i widzę jego zbolałą minę. Leży na białym łóżku, w indywidualnej sali - tylko dla niego - a jego oczy już nie świecą codziennym szatańskim błyskiem. Muszę przyznać, że Carlos, kiedy się wystroi, jest troszkę podobny do Michaela. A przecież nie jest jego bratem, tylko mojej mamy. 
- Violetta - chrypie cicho, więc na niego spoglądam raz jeszcze. - Miałem nadzieję, że przyjdziesz. 
- Wzięłam ze sobą list, który mi zostawiłeś w firmie. 
Wyciągam z kieszeni kartkę złożoną na kilka części, po czym podchodzę do jego łóżka, siadam na krześle i kładę mu ją na etażerkę. Mężczyzna patrzy na mnie zdziwiony i lekko zbity z tropu. Ale ja nie mam do powiedzenia nic, co go pocieszy. 
- Przemyślałam to wszystko i nie chcę mieć przy sobie tej kartki. Pamiętam całą treść i wierzę, że szybko nie zapomnę. 
- Ale...
- To czy ją mam, czy nie nic nie zmienia, rozumiesz? Ja po prostu nie chcę się bardziej rozczarować. 
I nagle cisza. Przysłania nasze serca swoim urokiem i ciemnością. Ja nie wiem co powiedzieć dalej. Obiecałam Leonowi, że będzie dobrze, ale nie mam pojęcia jak to rozegrać. Patrzę na Browna i wciąż widzę człowieka, który zniszczył mi dzieciństwo. Nie potrafię tego zmienić. 
- Opowiedz mi... o wszystkim. O moich rodzicach, o całej tej pieprzonej historii, aż trafisz do punktu, w którym tkwisz teraz - żądam, nie proszę. 
- Spodziewałem się tego. Ale w porządku, opowiem Ci, pod warunkiem, że zachowasz spokój. 
- Postaram się. 
Carlos wzdycha i w końcu zaczyna: 
- Miałaś jedenaście lat, kiedy dowiedziałaś się o śmierci twojego ojca... Widziałem wyraz twojej twarzy: chciałaś płakać, ale tak bardzo zaciskałaś zęby, żeby nie pokazywać komukolwiek łez, strasznie to przeżywałaś i każde z nas to widziało. Najpierw twoja matka, ja. Godzinę później siedziałaś w swoim pokoju z podkulonymi nogami i gapiłaś się w ścianę, aż w końcu zaczęłaś krzyczeć, że kogoś widziałaś w oknie, ale jak przyszliśmy, nikogo nie było. 
Marszczę brwi słysząc ten fragment. Nie pamiętam o takiej sytuacji. 
- Nie pamiętam tego - szepczę. 
- Zrobiliśmy wszystko, żebyś zapomniała - duka brunet. - Jakiś czas później zniknęła twoja matka. Powiedziano ci, że zginęła w wypadku samochodowym, ale to też nie była prawda. Ona odnalazła Michaela i postanowiła się z nim zobaczyć, ale przez jego brudne interesy później zaginęła na dobre. Choć tak bardzo nie chciałem, by do niego jechała... Później widziałem się z nim ja... miałem cię pod opieką, bo tylko ja postanowiłem się podjąć tego zadania i chciałem dać ci wszystko, czego mąż mojej siostry nie mógł. 
- Nie udało ci się - prycham gniewnie, odwracając wzrok. 
Wiem, jak Carlos to przeżywa, ale nie potrafię słuchać go i nie przeżywać całego dzieciństwa od nowa - emocjonalnie. Czuję się okropnie, wiedząc, że przez całe życie byłam okłamywana. Odebrano mi matkę, ojciec sam mnie zostawił. Wstaję z krzesła i podchodzę wolnym krokiem do okna, przez które widzę samochód Leona i Diega. Brunet wypakowuje coś z bagażnika, a mój chłopak stoi oparty o samochód. W pewnym momencie mnie zauważa i posyła jeden z tych uśmiechów, przez które miękną nogi. 
Nie pozwolili mi jechać samej. Żaden z nich nie ufa Carlosowi - nawet w tym stanie fizycznym, jak i psychicznym. Uparli się, że będą a mnie czekać, a Hernandez i tak miał podobno coś do załatwienia w szpitalu . 
W końcu słyszę kontynuację:
- Z biegiem czasu dorastałaś. Ja coraz bardziej zmieniałem się pod rzadkim wpływam Michaela. Pokazał mi jak zarabiać na wszystkim, co karalne i nielegalne. Był taki moment, w którym mogłem cię stracić i trafiłabyś do domu dziecka, ale na szczęście nic się nie stało. W końcu Michael pojawił się w mieście i zażądał spotkania. 
- Czego chciał? 
- Powiedział, że spotka się z tobą dokładnie miesiąc, przed twoimi dwudziestymi urodzinami i mam cię psychicznie przygotować. Nie zgodziłem się na to, więc zaoferowałem jeszcze trzy dodatkowe lata czekania, w zamian za coś innego. 
- Co mu dałeś? - pytam cicho. 
- Jestem całkowicie pewien, że sam ci to zaprezentuje, kiedy będzie odpowiedni czas. 
- Moja matka zaginęła przez tego mężczyznę, Carlos. Byłam na jej pogrzebie i płakałam, bo myślałam, że jedyna osoba, którą naprawdę kochałam nie żyje! Wyobrażasz sobie, jak może czuć się dziecko, które zbyt szybko straciło oboje rodziców? Wyobrażasz sobie?! 
Słyszę tylko ciszę, która wywierca w moim sercu dziurę - bez szansy załatania. 
- Byłam okłamywana przez dwanaście długich lat - kręcę głową i w końcu sobie coś przypominam. - W liście napisałeś, że ta prawda była twoim przekleństwem przez dziesięć lat. Dlaczego dziesięć? Co jeszcze ukrywasz, Carlos? - warczę, ale w moich oczach mimowolnie pojawiają się łzy. 
- W dniu twoich dwunastych urodzin Michael ponownie pojawił się w mieście...
- Mów! - krzyczę zniecierpliwiona. 
- Dał mi srebrny naszyjnik - brunet nachyla się do swojej torby i wyciąga z niej małe pudełeczko. Podaje mi je. - Powiedział, że to pamiątka.
Otwieram pudełeczko i widzę piękny naszyjnik z obrączką jako zawieszka. Zapiera mi dech w piersiach, ale nurtuje mnie jeszcze jedno: 
- Pamiątka po kim? 
- Clara była bardzo nerwowa, zanim ją porwano. Michael ściągnął jej obrączkę z palca, kiedy pokłócili się pewnego dnia i uderzył. Potem ją porwano i nikt nigdy później jej nie widział, ale jej przyjaciółka - Madeline - dowiedziała się... że Clara była w ciąży. Dziecko nie żyje. 


- Leon! - wołam, wychodząc, a właściwie wybiegając ze szpitala. 
Szatyn natychmiast patrzy w moją stronę i odsuwa się od maski samochodu, wiedząc, że zaraz wpadnę mu w ramiona. Ba! na pewno to wie, bo nie wyglądam jak szczęśliwa kobieta, ale taka, która pragnie, aby zaraz potrącił ją autobus. Jestem cała zapłakana i nie wiem co jeszcze, ale wewnętrznie czuję się rozdarta na wszystkie możliwe części. 
Mijają sekundy i w końcu jestem w jego silnych ramionach, które obejmują mnie mocno. Kurczowo trzymam się jego koszuli i jednocześnie staram z całych sił przestać płakać. Kątem oka dostrzegam zaciętą minę Diega, który gotowy jest pójść tam na górę i wkopać Brownowi, cokolwiek mi zrobił. 
- Vilu, kochanie... Uspokój się. 
Verdas gładzi mnie ręką po plecach. 
- Co się stało? 
- Powiedział mi - łkam cicho. - Wszystko. 
- Co ci powiedział? - wtrąca się Diego, podchodząc do nas. 
- Całe moje życie to było jedno wielkie kłamstwo... Ale nie chcę, żeby Carlos umierał. Już nie. Nie sądziłam, że kiedykolwiek w życiu to powiem, ale - odsuwam się od Leona i spoglądam mu w oczy - ja go potrzebuję, Leon. Moja matka nie żyje, ojciec jest psychopatą, którego nie chcę znać... - zerkam przelotnie na Hernandeza - Nie będę miała nikogo, jeżeli on umrze. 
- Nie jesteś sama, Violetta - mówi brunet i posyła mi cień uśmiechu. - Masz przyjaciół. 
- To wszystko? - wyrywa Verdas. 
- Nie - kręcę głową i całkiem odsuwam się od Leona. 
- Moją matkę porwano, k-kiedy... była w ciąży. Ona i dziecko nie żyją, z tego, co powiedziano jej Brownowi. 
- Przykro mi, Vilu. 
- Nie trzeba. Chyba powoli zaczynam się przyzwyczajać do ciągłych niespodzianek. 
- Co to teraz zrobimy? - pyta Diego, rozglądając się po okolicy. 
- Muszę znaleźć przyjaciółkę mamy - oznajmiam już pewniej.


***
Cześć miśki! ;*
Nadchodzę z kolejnym rozdziałem, a w opowiadaniu dzieje się coraz więcej! Szczerze mówiąc, teraz to już sama nie wiem, na którym rozdziale historia się zakończy. To trudne, bo ciągle mam jakieś nowe pomysły i sama nie wiem, jak "szybko" je zrealizuję. Bo możecie wiedzieć, lub nie, chciałabym też spróbować pisać na wattpadzie - choć mam niemałe wątpliwości :p I w sumie to już nie wiem, jak to się skończy [ten pomysł]. Póki co opowiadanie jest i mam nadzieję, że wam się podoba ^...^
Cóż, coraz więcej dowiadujecie się o historii rodziny Fiolki, a ja już sugeruję, że to jeszcze nie koniec. Mogę otwarcie powiedzieć, że historia córki i ojca dopiero się zaczyna ^.^  Tylko ostatnio nie myślę jasno i pewnie pomieszałam kilka wątków. Ale nie przejmujcie się! Ja to może naprawię xD A jakby co, to mi napiszcie w komentarzu co poknociłam, bo ostatnio mam trochę duuużo na głowie :x 
Otóż matka Violetty - Clara - miała dziecko, zanim ją porwano. Spodziewaliście się? :d Cóż, nie powiem Wam na razie czyje to dziecko i czy ono faktycznie nie żyje, ale możecie się domyślać - po mnie - że raczej będzie ciekawie XD Już chyba wszyscy wiedzą, że nie lubię, kiedy nic się nie dzieje, a postaci główne nie są ze sobą od razu, tylko po jakimś czasie ;p 
No ale ja nie przedłużam, bo to wystarczająco długie :D 

Pozdrawiam i całuję! :*
Czekam na Wasze zdanie <3!
Cherry

8 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Wracam teraz, bo później zapomnę i będzie ciężko.

      Hejka kochana! ❤

      Viola wypłakuje się u Verdasa.
      Dobrze, ze on z nią jest. Ma jego, przyjaciół. Ma wsparcie. Jest kochana i szczęśliwa przy nim. To najważniejsze. Pozisloal mu przeczytać list. Rada? Ma zaufać Carlosowi jeden jedyny raz. Zgodziła się. Co z tego wyjdzie?
      Cudowny.
      Genialny.
      Zajebisty.
      Wspaniały.
      Fantastyczny.
      Miazga.
      Bomba.
      Perełka.
      Nic dodać nic ująć.

      Nieźle to rozegrałaś. Szacun.
      Carlos wytłumaczył V wszystko. Powiedział jej jak było. Jest ojciec jest straszny! Matka V tak naprawdę nie żyje przez niego! Szukała go, a później została porwana. Nie żyje? Była w ciąży. Dziś co nie żyje. V mogła mieć rodzeństwo. Boże.

      Verdas i jego ramiona zawsze pomocne. Tak jak pluszowy miś.
      V zmienia front i nastawienie do Carlosa. Chceznaleźć przyjaciółkę sowie matki. Uda jej się? Komu jak nie jej. Wszyscy jej pomogą :*;)

      Czekam na next :*
      Buziaczki :* ❤

      Maddy ❤

      Usuń
  2. Krótko i na temat : zajebisty misia <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny jak zwykle nie mogę się doczekać kolejnego :)

    OdpowiedzUsuń