22. "Violetto, kim jestem?"

Z dedykacją dla Żelcia Boom :>

- Muszę wynieść się od Ludmiły - mówię półgłosem, leżąc na wygodnym łóżku, obejmowana przez Leona. 
Obudziliśmy się dobre piętnaście minut temu, ale ja tylko na moment otworzyłam oczy - żeby sprawdzić, która jest godzina. Od tamtej pory trzymam je zamknięte, a chęci na wstanie z miękkiego materaca póki co nie przychodzą. 
Leonowi chyba też to pasuje. Co jakiś czas całuje mnie w głowę i stale wodzi palcami po moim ramieniu. Czasami nawet się odezwie, ale oboje dobrze wiemy, że ósma rano to nie czas, na ożywioną rozmowę. To czas na niezbyt szybką pobudkę. Zwłaszcza, że dzisiaj jest piątek i w pracy musimy być dopiero na czyjeś wezwanie... prawdopodobnie Diega. 
- Popieram, jeśli masz zamiar wprowadzić się do mnie. 
Śmieję się pod nosem. 
- Chyba śnisz. Miałam na myśli kupno własnego mieszkania i przeżycia w nim. Co prawda na granicy śmierci, bo większą połowę swojego czasu poświęcam papierkowej robicie, Ludmile i łapaniu złych panów. 
Słyszę, jak szatyn prycha. Zupełnie jakbym powiedziała coś głupiego, a to sama prawda. 
- Dlaczego tylko facetów masz na myśli? 
- Bo kobiety mają więcej rozumu i nie pakują się w sprawy, przez które trzeba milion razy czytać jedną książkę, bo za kratkami nie ma nic więcej do roboty. A poza tym jesteśmy bardziej odpowiedzialne. 
Otwieram oczy i wyłapuję czułe spojrzenie swojego faceta. Nie mam pojęcia ile już się tak na mnie gapi, ale podoba mi się to. Mogłabym spędzać z nim każdy poranek i gwarantuję, że nie żałowałabym ani chwili.

- Mógłbym się z Tobą kłócić. 
Szatyn przysuwa się lekko i całuje mnie w usta. Krótko, ale czule jak mało kto. Odpowiadam szerokim uśmiechem i tym razem to ja wpijam się w jego miękkie wargi. 
- To na co czekasz? - pytam między pocałunkami. 
- Nie chcę przegrać. - Jego odpowiedź sprawia, że zaczynam się śmiać. 
Leon nagle się przewraca i to ja jestem pod nim. To wcale nie znaczy, że przestałam się z niego nabijać. Wręcz przeciwnie. 
- Szkoda. Federico z pewnością toczyłby ze mną zażartą kłótnię o to, kto jest lepszy. Ale i tak zawsze kończy się tak, że zaprasza mnie na lunch, bo robi się głodny od tego wszystkiego... To bardzo skomplikowany człowiek. 
Wzdycham cicho i Verdas opada na drugą połowę łóżka. Obracam się w jego stronę i podpieram głowę na ręce zgiętej w łokciu. Szatyn wygląda nieziemsko bez koszulki. Każda kobieta przyznałaby mi teraz rację. 
- Powinniśmy wstawać - oznajmiam po krótkiej chwili. 
- Ale możemy zostać. 
- Chyba się nie rozumiemy, Verdas. Wstajemy teraz bo... 
No i właśnie w tym momencie słyszę dźwięk charakterystyczny dla mojego telefonu. Obracam się i sięgam po niego ręką, bo leży na etażerce obok, po czym zerkam na ekran. 
- Diego. 
- Czego chce? 
- Za pół godziny mamy być na wydziale informatycznym. Rozumiem, że cieszysz się tak samo, jak ja. 
Uśmiecham się szatańsko, kiedy Leon zakrywa sobie twarz łokciem. Wygląda przy tym jak dziecko, słodko. Czasami bardzo intensywnie zastanawiam się, czym ja sobie zasłużyłam na niego. Cóż, trudno zaprzeczyć, że Verdas jest jedynym facetem, którego pokochałam. Nie wspominając o miłości koleżeńskiej, którą żywię do Diega i Federico. 
On jest wyjątkowy. 
- Wstawaj, Leon. 
- Nigdzie nie idę. 


Leon otwiera szklane drzwi i wpuszcza mnie pierwszą, jak prawdziwy gentleman. No cóż, teraz tak mało ich na tym świecie. Wchodzę dumna i pewna siebie, wiedząc, że On jest ze mną i będzie, nie ważne co się stanie. Mija krótka chwila i widzę go u swojego boku, chwyta mnie za rękę i prowadzi do Diega, czekającego przy głównym ekranie. To tam dzieją się te najważniejsze rzeczy. Konferencje, zebrania i te sprawy. 
Kiedy się zatrzymujemy, ściągam z siebie skórzany żakiet i podaję go sekretarce. Jestem pewna, że trafi na właściwe miejsce. 
- Cześć. - Witam się z przyjacielem buziakiem w policzek. 
Zaraz podchodzi do nas Federico i wymieniając się tym samym słowem, również przelotnie całuję go w policzek - jak kolegę. Chyba wszyscy już się do tego przyzwyczailiśmy. 
Ostatecznie stoimy przy szklanym stole, który mógłby pomieścić z dwanaście osób - jak nie czternaście - i Leon znowu się do mnie przysuwa. Lubię czuć jego obecność, więc nie opieram się, kiedy kładzie jedną z rąk na moich plecach. 
- Słuchajcie, pamiętacie sprawę z tą zaginioną dziewczyną? 
- Chodzi o ten dzień, kiedy zaklinałeś się, że nie zostałeś w domu, bo na Ciebie krzyczałam?
Unoszę brew, a w tle słyszę cichy śmiech chłopaków. 
Diego marszczy brwi.
- Tak, dokładnie ten dzień. - Wzdycha. -Dzisiaj matka tej kobiety znowu przyszła i wypytywała o córkę, ale właściwie to zbyt wiele nie mamy. 
- Co powiedziałeś? - pyta Leon. 
- Nic. A co miałem powiedzieć? - duka niezadowolony Hernandez. 
- Wysłaliśmy jednego z naszych ludzi, żeby poszukał jakichś wskazówek albo śladów w miejscu, gdzie ostatni raz widziano dziewczynę. Tą informację mamy akurat od jej przyjaciółki, ale nie wniosła nic nowego, bo Thomas nie znalazł nic, co mogłoby się przydać. Szansa na znalezienie dwudziestolatki maleje z każdym dniem. 
Federico krzyżuje ręce na piersi. 
Sytuacja wygląda naprawdę nie za dobrze, ale przecież nie z takich wychodziliśmy cało. 
- A jej matka coraz bardziej wariuje. Zaraz będziemy musieli jej załatwić pomoc psychologa. 
- Nie przesadzaj, Diego - wtrącam. 
- To wszystko, co mamy. 
Pasquarelli kiwa głową w stronę głównego ekranu, zajmującego praktycznie całą ścianę i podchodzi do niego. Dotykiem przesuwa niektóre ramki i zmienia jakieś opcje, żeby układ był bardziej czytelny. Kiedy się odsuwa mogę wszystko jeszcze raz przeanalizować. 
Alexandra Stayn, dwudziestoletnia studentka prawa. Ma, albo miała narzeczonego. Jej ojciec zginął w tragicznym wypadku, a najbliższa przyjaciółka wyjechała wczoraj na jakąś wieś. Ciekawe. Ostatni raz widziano ją przy moście na granicach centrum miasta. 
-Piękna jest - komentuję pod nosem. 
Blondynka o niebieskich oczach, zgrabna, mądra... Musiało się nią interesować wiele mężczyzn. 
Może właśnie w tym rzecz? Być może jakiś mężczyzna chciał ją mieć, ona odmówiła, a on odpłacił się gorzej, niż mogła się spodziewać. A może chodzi o coś głębszego, jak nieuregulowane długi czy problemy z przeszłości? 
- Albo była - wspomina Leon i siada na czarny fotel przy stole. 
- Nie w moim typie. 
- Akurat - prycha zabawnie Hernandez. - Każda blondynka jest w Twoim typie Federico, więc się teraz nie wypieraj, jak masz już jedną i to całkiem ładną. 
- Dobra, koniec droczenia - syczę. - Federico, weź kogoś i idźcie jeszcze raz przebadać ten teren. Ona nie mogła zapaść się pod ziemię. Musi być jakaś luka, której na początku nie zauważyliśmy. 
- Dobra. - No i już go nie było. 
- Diego, popra...
Nagle zaczepia mnie Tori - nowa sekretarka - i podaje mi jakaś kartkę, złożoną na trzy części. Chyba zbyt oficjalnie.  
-Pan Brown kazał pani przekazać. Podobno to pilne. 
Dziewczyna odchodzi, zanim zdążę coś powiedzieć. A chciałam powiedzieć, żeby nie mówiła do mnie per "pani", bo nie jestem tu szefową, a tym bardziej mężatką. To, że teraz nie ma tu mojego wuja i obowiązki spadły na mnie, nie znaczy, że mają być tacy, jacy są dla niego. To zdecydowanie nie ta bajka. 
Mimo wszystko powoli otwieram kartkę, na której wykaligrafowany jest napis "Dla Violetty Castillo". Czuję na sobie wnikliwe spojrzenia bruneta i szatyna, ale chyba jestem zbyt przejęta, by zareagować. 
- Viola - głos szatyna sprawia, że wracam do rzeczywistości. -My idziemy popracować nad tą sprawą, a Ty dołącz do nas, jak skończysz. 
Kiwam energicznie głową. Leon łapie mnie przelotnie za rękę i ściska delikatnie, by dodać mi otuchy. Oboje dobrze wiemy, że tego potrzebuję. Po chwili nie ma go już przy moim boku. Siadam na fotelu i całkiem otwieram kartkę. 

Violetto, wiem, że pewnie jesteś bardzo zdziwiona czytając ten list, ale zapewniam, że to tylko dla Twojego dobra. Już dawno nie robiłem nic, by Ci udowodnić, że mi na Tobie zależy, ale cokolwiek się stanie, wiedz, że bardzo wiele dla mnie znaczysz. Wszystko, czego się dowiesz, może wpłynąć na Twoje zdanie o mnie i wiem, że pewnie już nigdy nie będzie tak samo. Piszę to ze świadomością, że moje dni są już policzone, a Twoja przyszłość stanie się mroczniejsza, niż możesz sobie wyobrazić i nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym ją zmienić, ale po prostu nie potrafię. Może nie jest mi pisane... 
Całe życie udowadniałem Ci, że jestem kimś, z kim nie wolno zadzierać i już wtedy, kiedy miałaś jedenaście lat wiedziałem, że tak skończę. Po prostu nie było innego wyjścia dla takiego człowieka, jak ja. Pokazywałem Ci i uczyłem, jaka Ty masz być, kiedy będzie Ci dane zmierzyć się z prawdziwym życiem. Niektórzy nazywają to piekłem, ale to tylko Ci, którzy zbyt wiele przeżyli. I modlę się, - choć pewnie mi nie wierzysz - abyś Ty nie musiała tak mówić pod koniec swojego życia. Jesteś tylko niewinnym człowiekiem, który wdał się w szpony mroku. Żałuję, że w większości z mojej winy. Nigdy nie pokazałem Ci piękna tego świata, choć tak bardzo chciałaś je ujrzeć po śmierci rodziców. Ale może to dlatego, że sam nigdy go nie dostrzegałem i wciąż nie dostrzegam. 
Dzisiaj zmieni się bardzo wiele... Odkryjesz coś, co ukrywałem przez Tobą przez całe nasze wspólne życie, ale wiedz, że robiłem to dla Twojego dobra. Nie przeżyłabyś, będąc dzieckiem, które nigdy nie miało rodziców, na jakich zasługiwało. Możesz mi nie wierzyć, ale pierwszy raz w życiu wyznaję Ci najprawdziwszą prawdę. 
Nie wiem, ile jeszcze mi zostało czasu, ale jeżeli mi wierzysz, przyjdź do szpitala za kilka dni... Porozmawiamy szczerze, jak nigdy wcześniej. Przyjdź dopiero wtedy, kiedy poznasz prawdę, która była moim przekleństwem przez dziesięć długich lat. 

Carlos

Nie mogę się otrząsnąć ze zdziwienia i szoku, którego doznałam czytając ten list. Nigdy. Ale to przenigdy nie spodziewałabym się czegoś takiego po moim wujku. Ten człowiek się nie zmieni. Nawet na łożu śmierci pozostanie taki sam i nie wierzę, że nagle postanowił zrobić coś dobrego dla swojej kochanej siostrzenicy. 
Ale jest jeszcze coś, z czego zdaję sobie sprawę. 
To dzisiaj. 


Chłodny wiatr porusza moimi włosami we wszystkie strony. Powoli zaczyna mi się robić chłodno, ale jeszcze się nie poddaję. Rzadko to robię, więc tym razem nie będzie inaczej. I chociaż siedzę na tej pieprzonej ławce już dobre pół godziny, tajemniczy mężczyzna wciąż się nie zjawił. Robi się coraz zimniej, ale ogrzewa mnie myśl, że Leon gdzieś tam jest i mnie obserwuje.
To chyba jasne, że nie zgodził się, żebym szła sama. Jestem tu tylko dlatego, że pozwoliłam mu siedzieć w samochodzie i na wszystko patrzeć z ukrycia. A mimo to co jakiś czas słyszę przychodzącą wiadomość z pytaniem jak się czuję, albo czy nie jest mi zimno. Rozumiem jego zmartwienie i obawy, że coś może pójść nie tak, ale jestem przecież dorosła i potrafię za siebie odpowiadać. W kieszeni czarnego skórzanego żakietu mam list od Carlosa. Nie zostawiłam go w biurze, bo stwierdziłam, że jest zbyt ważne, by ktoś odważył się go przeczytać. A z przykrością stwierdzam, że doszukałabym się pracowników zdolnych do tego. Może i nie jestem idealnym szefem, ale ja jestem wobec nich szczera i lojalna. To na pewno coś, czego brakuje mojemu wujowi. 
- Violetta - słyszę gdzieś z mroku i natychmiast wstaję na proste nogi. Nie zaprzeczę, że trochę się przejęłam słysząc niski, dumny głos. - Zmieniłaś się. 
- Kim jesteś? - pytam, starając się wyglądać na pewną siebie. 
Bo zdecydowanie nie jestem pewna siebie. W momencie całe zdeterminowanie i pewność, że wszystko będzie idealnie znikają wraz z muśnięciem wiatru. Zamiast tego budzi się zaintrygowanie i nutka złości. 
- Minęło aż tyle czasu, że zapomniałaś, do kogo należy ten cudowny głos? - nieznajomy śmieje się kpiąco, a potem w sekundzie przestaje. - Nie bądź głupia. 
- Skąd miałabym cię pamiętać? 
Czuję się dziwnie rozmawiając z kimś ukrytym w mroku, ale może to lepiej, że nie wiem do kogo mówię. Nie mam pojęcia skąd ten facet mnie zna i czego ode mnie chce. Ja pragnę tylko skończyć tą głupią zabawę. Ani trochę nie chcę jej kontynuować. 
Odzywam się znowu, kiedy odpowiedź zastępuje cisza:
- Nie lubię zagadek. Więc spytam jeszcze raz: kim jesteś? 
- Wiem co lubisz i czego nie lubisz... Wiem co kochasz i kogo kochasz, więc bądź tak miła i powiedz chłopakowi, żeby odjechał najdalej, jak tylko potrafi. On ci nie pomoże, a ja krzywdy ci nie zrobię. Po prostu wyciągnij telefon z kieszeni i zrób to, co karzę. 
Nie mam siły zastanawiać się, skąd ten cholernik wie, że Leon jest ze mną. Nie mam nawet siły się z nim sprzeczać, więc wyciągam komórkę i piszę do szatyna, by odjechał. Dokładnie minutę później mój chłopak odjeżdża i znika w ciemności. 
- Jakieś jeszcze rozkazy? - warczę. 
- Pewnie coś bym wymyślił, ale chcę już zobaczyć twoją reakcję. 
W tym momencie mężczyzna wyłania się z mroku, a ja widzę jego sylwetkę, twarz. Ubrany jest w garnitur, jak poważna osobistość, ale z oczu mu patrzy jak diabłu. Na początku nie dostrzegam nic, co pomogłoby mi rozgryźć tę zagadkę, ale potem zaczynam sobie przypominać... Taką właśnie postać widziałam w swoim śnie, dokładnie rok temu. te same rysy twarzy. Ten sam garnitur... I Carlos rozmawiający z nim - o mnie? 
- Proszę, Violetto... Kim jestem? 
Zamieram w sekundzie. Pamiętam... Lata dzieciństwa, wszystkie nowe zabawki, wspólne chwile... A potem nagła śmierć. Rozpacz. Całe moje życie posypało się przez... 
- Tata? 
Mężczyzna uśmiecha się szatańsko, a w moich oczach pojawiają się łzy. Nie, to nie są łzy radości. Chcę płakać z rozpaczy, złości i żalu. Człowiek, o którym mówił Carlos to mój ojciec? Dlaczego więc wygląda jak odzwierciedlenie szatana? Tak, podobnych ludzi widziałam w bajkach mających na celu pokazać dzieciom, czego powinny unikać i się bać. Ale ja się nie boję. Jestem wściekła. 
- Moja mała księżniczka. 
- Nie mów tak do mnie - syczę wściekle. - Nigdy więcej. 
- Violetta nie bądź zła... Dopiero zaczynamy. 


***
Cześć kochani!
Wiem, że pewnie nie spodziewaliście się takiego zwrotu akcji,
no ale czego po mnie można się spodziewać? xD
Nie lubię, kiedy w opowiadaniu mało się dzieje...
A teraz nie dość, że mamy Leonettę, to jeszcze umierającego Carlosa 
i ojczulka Fiolki ^...^
Podoba wam się takie cuś? Czy może za bardzo zaszalałam? :*
Cóż, jeśli będę szła takim tempem, to opowiadanie szybko się nie skończy, 
a właśnie do tego miałam dążyć ;c
Bo na wszystko muszę mieć czas, a nie zawsze jest :d 

Dodatkowo pragnę państwa uświadomić, że nie wiem, 
kiedy pojawi się następny rozdział, bikoz - Cherry kończą się ferie
i już w poniedziałek musi grzecznie maszerować do szkoły ;c
No za jakie grzechy?! ;x
Bez komentarza... ;x 

Ale ja czekam na wasze komentarze! ;3
Pamiętajcie, że to bardzo motywuje ♥
I mam nadzieję, że rozdział się spodobał! :*

Pozdrawiam :*
Cherry

11 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Witaj po raz drugi dzisiaj! ❤

      Czyli jednak się myliłam.
      To nie z Leonem wtedy rozmawiał,a z ojcem Violetty.
      Czyli staruszek żyje i ma się dobrze. Tylko.o.co tu chodzi?
      Dlaczego niby pojawił się teraz?
      Co miał na myśli Carlos pisząc takie rdzy w liście.

      U Leonetty słodko.
      Oby tak dalej. Tylko coś mi się wydaje, że długo to nie potrwa.
      Cóż nie może być wiecznie słodko. Coś musi się spieprzyć.
      Coś musi się dziać heh :):*

      Zaginiona dziewczyna.
      Ciekawe czy ją odnajdą.
      P.E.R.E.Ł.K.A.
      C.U.D.O.W.N.Y.
      B.O.S.K.I.
      B.O.M.B.O.W.Y.
      W.S.P.A.N.I.A.Ł.Y.
      F.A.N.T.A.S.T.Y.C.Z.N.Y.
      Czekam na next :*
      Buziaczki :* ❤

      Maddy ❤

      Usuń
  2. Cudny ♡♡♡
    Czekam na next'a :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy ty chcesz być zabita?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wracam. Rozumiesz, że to już ostatnie dni moich ferii? To jest najgorsze. Dziś krótko, bo mi sie laptop rozładuje. Geniallny. Ja chce żeby V zamieszkała z Leonkiem. Ojciec. Tata. To nie nie może zacząć! Ja. Za dużo tu tych tajemnic < tak to ten powód, przez którego mamm Cię zabić > zajebiste opowiadanie itp itd. Wiem, zee nie musze tego pisać, bo ty sama o tym bardzo dobrze wiesz. JEŚLI NIE WIESZ TO ŹLE Z TOBĄ BĘDZIE. Czekaam naa next bby

      Ziemniak

      Usuń
  4. Wracam nie dość, że spóźniona to prawdopodobnie z marnym komentarzem.
    Nie mam weny na niego, ani na rozdział, który miałam zacząć dziś pisać, ani na naukę i w sumie brak jej na wszystko inne.
    BRAK WENY NA ŻYCIE xd

    Ale dobra, biorę się w garść i kończę marudzić, ok?
    Ok ;D
    No to zaczynamy.

    Może najpierw coś pozytywnego!
    Leonetta, jeny, jak słodko ♥.
    Nareszcie po 20 rozdziałach mamy naszą upragnioną dwójkę razem.
    I to do tego w jakich fantastycznych okolicznościach *.*
    Jak ty mi ich niedługo rozdzielisz, to wbijam z widłami xD
    Albo grabiami
    albo łopatą
    wybieraj ;D

    Rozdział wgl cudowny, bo to mi chyba umknęło.
    Ale to zapewne wiesz ^.^.

    Violetta czyta list od Carlosa. Wow..
    A do tego co? Zaraz, zaraz..
    Ojciec Vils, no nie wierzę! ;o
    I nie do końca ogarniam tę całą sprawę, ale to norma xD.
    Nie należę z gatunków tych rozumnych ;D.

    Czekam na next ♥
    Życzę dużo weny ;*
    I zapraszam do mnie *o*
    Hana

    OdpowiedzUsuń