10. Zbyt szybko.

 

Szłam spokojnie po piętrze w komisariacie, gdzie są pokoje dla poszkodowanych i jednocześnie podejrzanych ludzi. W ręku miałam gorącą Latte, którą co chwila przysuwałam sobie do ust. Przez dwa ostatnie dni nie robiłam nic, prócz szukania Verdas'a i zastanawiania się, gdzie mogła podziać się Sophia. On na szczęście znalazł się po kilkunastu godzinach, dla waszej świadomości był cały poobijany i pokaleczony. Teraz właśnie zajmuje się nim jakaś pielęgniarka wezwana przez Federico, który również przy nim jest. Sophia natomiast do tej pory nie dała znaku życia. Kolejna dobra wiadomość to to, że wreszcie złapaliśmy odpowiedniego człowieka, który od kilku godzin czeka na rozmowę z kimś upoważnionym. 
Moją uwagę przyciągnął czyiś krzyk z pokoju numer dwadzieścia cztery. Miałam wrażenie, że to właśnie ten, w którym był Leon, i jak się okazało, gdy weszłam do środka on faktycznie tam był. Siedział na łóżku i jęczał z bólu. Ku mojemu zdziwieniu zamiast pielęgniarki i Pasquareliego zastałam tylko szatyna, który nieumiejętnie starał się nałożyć opatrunek na ramię kolegi z pracy. 
Westchnęłam cicho kręcąc głową. 
-Gdzie jest ta twoja pielęgniarka? - spytałam, tym samym uzyskując uwagę obu mężczyzn. 
Podeszłam bliżej i przyjrzałam się ranom szatyna. Nie były głębokie, ani zbyt poważne, ale jednak były. Federico odsunął się od Verdas'a i pozwolił mi zająć jego miejsce, co zaraz uczyniłam. 
-Poszła gdzieś, sam nie wiem. - podrapał się po głowie, nerwowo rozglądając się po pokoju. Zaszczyciłam go drwiącym spojrzeniem, na co wstrzymał oddech. Naprawdę jestem taka groźna?
-Poszukaj jej, bo ja niewiele zdziałam. - poleciłam, a on kiwnął głową i wyszedł z pomieszczenia. Zapewne szybciej niż wszedł. 
Kiedy odprowadziłam przyjaciela wzrokiem, powróciłam do Leona, który studiował moją twarz z przerażającą uwagą i cieniem uśmiechu. Zaczęłam się zastanawiać, co takiego zobaczył, ale postanowiłam nic nie mówić. Delikatnie zdjęłam z niego opatrunek, który wcześniej nałożył Federico, ale oczywiście zrobił to tak nieumiejętnie, ze to aż przechodzi ludzkie pojęcie. Pasquarelli nie nadaje się na pielęgniarkę w najmniejszym stopniu, i niech tak zostanie.
-Federico powiedział, że to ty rozpoczęłaś poszukiwania i nawet naraziłaś się szefowi. - rzekł szatyn, gdy dotknęłam jego ramienia wacikiem z wodą utlenioną. Spodziewałam się jakiegoś odruchu, świadczącego o tym, ze go bolało, ale nic takiego nie miało miejsca. 
-Jesteś jednym z nas. - powiedziałam. -Swoich się nie zostawia. 
Odparłam, ale nie spojrzałam mu w oczy. Nie chciałam. Po prostu robiłam to, co miałam zrobić. 
-Jesteś zła... 
-Nie powiedziałeś mi tego dnia gdzie idziesz i po co... Pozwoliłeś, bym poszła do niewinnego człowieka i pytała czy on zabił tych ludzi, a sam poszedłeś łapać tego właściwego. Wyobrażasz sobie, jaka wtedy byłam zła? 
Westchnął. 
-Spójrz na mnie. - poprosił, ale ani mi się śniło spełniać tą prośbę. -Violetta. 
Chwycił mój podbródek i zmusił, bym spotkała się z jego spokojnymi oczyma. 
-Żyję i jestem tutaj. - wyszeptał, jakby to miało dla mnie jakieś znaczenie... 
-Nie wiesz, z kim grasz. - warknęłam, gdy skończyłam z jego ramieniem. 
Wreszcie zlustrowałam go wzrokiem. Na  koszulce miał wyraźne ślady krwi, ale nie wyglądało, żeby chciał się rozbierać przed pielęgniarką. Popatrzyłam mu w oczy i dobrze wiedziałam, że mi ufa. Był bezsilny, ale wciąż taki sam. Uparty i dumny
-Ściągnij koszulkę. - powiedziałam zdecydowanym tonem. 
On milczał, ale moment później chwycił za końce szarego materiału i pociągnął do góry. Ujrzałam jego idealnie wyrzeźbiony tors, a na nim kilka ran. Założę się, że ta cała pielęgniarka rzuciłaby się na niego w przeciągu dwóch sekund. No ale kto by tego nie chciał? 
Przede mną siedział cholernie przystojny półnagi facet, ze zmierzwionymi włosami i zmęczonym, ale przyciągającym spojrzeniem. Przy szyi miał widoczne zacięcie nożem. Na brzuchu było całkiem podobne, ale troszkę mniejsze. Zwracając uwagę na głębokość ran, po opatrzeniu tego nie powinien pozostać po nich nawet ślad, ale to się okaże. 
-Okay... Odchyl głowę. - poleciłam, nasączając wacik wodą utlenioną. 
Gdy wreszcie to zrobił przyłożyłam go do rany, a on cicho zasyczał. Drugą ręką dotknęłam jego szyi, by nieco się uspokoił. Po moim ciele przeszedł nikły dreszcz.  Dziwne. Nigdy nie reagowałam jakoś szczególnie na mężczyzn, z którymi łączyła mnie tylko krótka znajomość. On jest inny. 
Moją uwagę odwrócił wpadający do pokoju Federico, a za nim pielęgniarka z ręcznikiem i jakimiś dziwnymi butelkami w rękach. Leon spojrzał na nich zdezorientowany, lecz zaraz przeniósł swój wzrok na mnie. Szybko się domyśliłam, że woli mnie na tym miejscu. 
-Ymm... Znalazłem ją. - rzucił Federico, starając się załagodzić atmosferę. 
-Oczywiście. - odsunęłam się od szatyna i wstałam na równe nogi. -Proszę robić, co do pani należy, a ja i ten pan zajmiemy się czymś innym. - skinęłam na Pasquareliego, który odparł tym samym i przepraszającym uśmiechem pożegnał kolegę, wciąż był cholernie seksowny, ale mniej zadowolony. 
-Ciągle jesteś na niego zła? - usłyszałam, gdy znaleźliśmy się na korytarzu. 
Przewróciłam oczami. 
-Tak. - rzuciłam. -A teraz idziesz ze mną i bez gadania.  


-Uruchomić komputery i ekran główny. Macie znaleźć Sophię! - oznajmiłam całemu personelowi. Ludzie rozeszli się do swoich miejsc pracy. Wcześniej wzdychając, podeszłam do Dominguez'a, który właśnie wyszukiwał dane i lokalizację naszej przyjaciółki. Na ekranie pokazały się jej dane osobowe, to z kim współpracowała i gdzie mieszka. Spojrzałam na bruneta, który tylko wzruszył ramionami. 
-Lokalizacja, Diego. - warknęłam. 
Słyszałam jak mężczyzna stuka palcami o klawiaturę z niesamowitą prędkością. Skupiał się na jednym celu. Na znalezieniu jej, ale mimo prób nic nie przynosiło efektów. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni spodni i wybrałam numer Casta'y. Nie odbierała. Denerwowałam się. Cholernie się denerwowałam tym, że moja przyjaciółka moż mieć kłopoty, a ja od tak cieszę się tym, że Verdas żyje. 
Jego ratowanie nie było łatwe. Byli uzbrojeni. Mało brakło, a Federico leżałby teraz w szpitalu z połamanymi rękoma. I wtedy przeżyłam szok... Carlos z dwoma dodatkowymi strażnikami wbegli do budynku. Wuj kazał mi zająć się Leonem, podczas gdy oni przejmowali tych, którzy go porwali. Wszystko działo się tak szybko. Walczyli o życie i swoich ludzi, ale odnieśli zwycięstwo. Franklin Gootl, bo tak się nazywał porywacz, siedzi teraz w naszym więzieniu i czeka na wyrok. Leon sam chciał go przesłuchać, ale Brown za nic się nie zgodził, powiedział, że ma dość ratowania go i żeby na siebie uważał następnym razem. To brzmiało bardziej jak pouczenie, a nie groźba, ale ludzie przecież się nie zmieniają. Nie tacy jak Carlos. 
Nagle poczułam zimną dłoń na swoim ramieniu i doznałam przebudzenia. "Jak na swój zawód, szybko się rozpraszasz, Violetta" - pomyślałam. Obok stała uśmiechnieta Miranda z telefonem w ręku. Zmarszczyłam brwi. Ostatnie czego bym się spodziewała, to tej dziewczyny w tym miejscu. 
-Myślałam, że nie lubisz mojego zawodu, a jeszcze bardziej tego miejsca. - powiedziałam. 
-A wiesz - wzruszyła ramionami. -czasami przyda mi się jakaś odmiana. To miejsce jest jej dużą częścią. Myślałam nad tym. 
-Hm? 
-Żeby być taka jak ty. - oznajmiła. Zdziwiłam się. -No wiesz, ścigać złych ludzi itp. Na przykłąd takich, którzy mnie porwali. Chciałabym obić mu twarz, wiesz? 
Zaśmiałam się. 
-Na to, kochana, jesteś troszkę za młoda. A poza tym to niebezpieczny i pracochłonny zawód. Nie będziesz miała zbyt wieleprywatnego życia, jeśli za kilka lat sprawy będą wyglądały tak samo, albo chociaż podobnie. To nieustanna walka z nimi i ze sobą. - powiedziałam opierając się o biurko Diega. 
Dziewczyna pokręciła głową. 
-A jeśli ja chcę właśnie takiego życia? - zapytała. 
-W takim razie - uśmiechnęłam się lekko. -To twój wybór. 
-Violetta - powiedział Diego. -mam coś. Nie mam pewnści, czy nie są to błędne dane, ale chyba nie zaszkodzi spróbować. 
-Gdzie ona jest? - dopytał Federico, który zjawił się obok mnie. 
-Bunkstreet 98. Ale Violetta - zatrzymał mnie brunet. -Nie dasz rady sama. 
-Ja z nią idę. - oznajmił Pasquarelli chowając telefon do kieszeni. Diego pokręcił głową, dając mi znak, że to wciąż za mało. 
-Ja bym poszła, ale...
-Wykluczone. 
-No właśnie. - westchnęła. -Więc może Leon? Wiecie gdzie on jest? 
Jak na zawołanie szatyn pojawił się na horyzoncie. 
-Tutaj. O co chodzi? Witaj Miranda. - uśmiechnął się. 
-To nie ma znaczenia - powiedziałam. -ty i tak nie idziesz. To zbyt niebezpieczne, jeśli potwierdzą się moje przypuszczenia, a ty wciąż jesteś osłabiony. 
-Violetta... Pozwól mu. - poprosił Federico wzdychając cicho. 
Pokręciłam głową. 
-Nie ma takiej opcji! Leon jest osłabiony, a ja nie mogę ryzykować jego życiem wiedząc, że nie będę mogła go obronić. Tym razem wszyscy mamy wyjść stamtąd cali. - zadecydowałam. 
Verdas patrzył na mnie proszącym zrokiem. Ku mojemu zdziwieniu nachylił się ku mnie i wyszeptał do ucha kilka słów:
-To ja mam chronić ciebie, nie ty mnie. 
Zmarszczyłam brwi, spoglądając na Mirandę, Federico i Diego. Jednak szybko wróciłam wzrokiem do Verdasa, który czekał na pozwolenie jak pies na kość. Zlustrowałam go wzrokiem i przygryzłam wargę w zakłopotaniu. 
-Dobra - powiedziałam. -ale tylko pod warunkiem, że nikt się nie rozdziela. Odzyskamy Sophię. 
-Yeah! - ucieszyła się Miranda. -Powodzenia.
Ruszyłam przed siebie, kręcąc niedowierzająco głową. 
"Violetta, zbyt szybko mu się poddajesz... Zbyt szybko." - pomyślałam. 

Heya miśki :*
Rozdział prawie po tygodniu. Sorry że tak wyszło, ja po prostu piszę jeszcze inne historie, robię grafikę i wgl. Trudno mi sie czasem ogarnąć z tym wszystkim i napisać rozdział, więc ten dodaję od razu po napisaniu. Przyznaję, trochę się z nim męczyłam ;d Przepraszam, jeśli nie da się go czytać i jego kompletnie do bani xd Nie chciałam ;d 
Ogromnie dziękuję za 10 komentarzy pod ostatnim rozdziałem. Już dawno nie było tu takiej aktywności i mam nadzieję, że się ona utrzyma. A co do szablonu, tak wiem, że co chwilę go zmieniam, ale ten chyba zostanie na dłużej, bo mi się podoba bardziej niż poprzedni ^^ 
Pozdrawiam! ♥

12 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Miałam ładny komentarz, który mi wcięło przed dodaniem! Ugh!
      Witaj Hope!
      Piękny rozdział.
      Niech będzie jakaś super akcja z Leonem & Violettą podczas ratowania Sophie! Chcę już parring.
      A to przemyślane ran przez Fjolkę. Mrau.
      No super rozdział, czytałam trzy razy.
      I nie pojmuje jak godzisz szkołę, blog i grafikę. Wow! Brawa.
      Pozdrawiam i czekam na kolejny.
      Xoxo

      Melloniasta:*

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Ok wracam po paru godzinach.. Teraz musze sie pilnować, do wracania, bo nie chce cie znowu zawieść.. Już raz tak zrobiłam i nie chce tego kolejny raz popełnić. Nie wiem, jak ty, ale ja dziś mega sie źle czuje.. A jeszcze jutro występ w kościele, bo musze zaśpiewać piosenki, a w poniedziałek zawody, a w czwartek olimpiada.. Super co nie ? Dobra, teraz rozdział. Viola na pare minut zmienia zawód i staje sie pielęgniarką. Fajnie, że to ona zrobiła mu opatrunek, nie pielęgniarka, bo może on czuł się wtedy lepiej ? Tak mi się wydaje. Ona dalej jest zła na Verdasa.. Ja na niego bym nie umiała sie gniewać.. Znalazł Diego przyjaciółkę Castillo.. Ogólnie to dobry kolega Federico idzie razem z Violettą.. Diego sie nie zgadza, żeby tylko dwójka poszła to wkracza do akcji Verdas mój kochany! Będzie ratował Viole ? Powiedz, że tak.. Ja chce żeby sie zbliżali do siebie! Powodzenia w pisaniu dalszej części

      Emily, czyli Paulina, czyli cZŁOwiek.

      Usuń
  3. Cudo ♡
    Viola martwi się o Leosia ^^
    Czekam na next'a;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudo ;)
    Czekam na next...
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Uf... Dobrze że się nasz kochany Verdas znalazł ♥
    I teraz powinien być całus, i Happy End xD ;D
    Ale to nie ta bajka ^^
    Violcia pielegniarka ^^ Mrrrr <3333
    Co oni sobie tak cały czas szepczą do ucha xD ^^
    Coś się kroi XD Czuje to ! ♥♥
    Nie ulegasz mu na szybko V
    Za wolno xD Szybciej musisz :D
    Weny,
    Sysia ♥

    P.S #PrayForParis

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jest cudn miód malina i orzeszki !^^
    Weny życzę <3

    OdpowiedzUsuń