08. "Problemy wzywają"

-Nie. - usłyszałam w słuchawce. -Violetta, jeśli udowodnisz mu, że wiesz więcej niż on myśli, że wiesz.. i jeśli dowiedziesz tego, że on nie ma prawa zarządzać firmą, ty zajmiesz jego miejsce, jako jego jedyna siostrzenica. 
Westchnęłam ciężko. Nie chcę zajmować jego miejsca. Nie chcę być przywiązana do tego miejsca przez kolejne kilkanaście lat. Nie chcę skończyć tak jak on. Otuliłam wzrokiem wiecznie żywe ulice Nowego Jorku, lecz ludzie, którzy mnie mijali wydawali się niczym. Dodatkiem, który zdobił te chodniki. Ja natomiast stałam w miejscu, wpatrując się głucho w przestrzeń naprzeciwko. 
-W takim razie, co mam zrobić? 
-Zapomnij. - jedno zdecydowane słowo, ale dla mnie nie znaczyło nic. 
-Nie potrafię. - odparłam. -To za wiele. Tego nie da się zapomnieć Ludmiła. 
Ludmiła Ferro, moja przyjaciółka z dzieciństwa, która teraz jest pewnie na drugim końcu świata. Studiuje prawo i układa swoją świetlaną przyszłość, jako szczęśliwa matka i bogata, ceniona kobieta. Rozstałyśmy się, gdy miałam siedemnaście lat. Ona wyjechała na studia. A poza tym, od zawsze szukała tego jedynego. Nie rozumiałam tego. Mężczyźni to zwykli idioci, z żadnym nie da się utworzyć prawdziwego związku, ze szczęśliwym zakończeniem. Moi rodzice byli wyjątkiem. Kochali się najbardziej na świecie, ale los ich rozdzielił. A teraz wiem, że mieszał w tym palce również on. Carlos. W tej sytuacji Ferro wydała się najbardziej odpowiednią osobą, która potrafiłaby pomóc. 
-W takim razie nikomu nie mów o tym, co wiesz. Jeśli oczywiście nie chcesz przejąć firmy i zostać tam na zawsze. - rzekła. -Dobrze wiem, jak bardzo kochasz to, co robisz. Ale nigdy nie chciałaś być więziona w tym budynku, z osobą której nienawidzisz najbardziej na świecie. 
-Czasami mam wrażenie, że wiesz zdecydowanie za dużo o moim życiu. - wyznałam po chwili, uśmiechając się sama do siebie.
Ludmiła odpowiedziała mi wesołym śmiechem. 
-Zawsze byłaś taka tajemnicza? - spytała. 
-Nowy Jork zmienia ludzi, kochana. 
-Muszę cię tam kiedyś odwiedzić. - stwierdziła blondynka. 
-Zapraszam. - mruknęłam, gdy moim oczom ukazał się Carlos wchodzący do kawiarni naprzeciwko. Nie zauważył mnie. Na szczęście. -Lu, muszę kończyć. Problemy wzywają. 
Odsunęłam telefon od ucha i wcisnęłam czerwoną słuchawkę zanim jeszcze blondynka zdarzyła odpowiedzieć. Zbadałam wzrokiem okolice miejsca, w którym się znajduję i spokojnym krokiem zmierzałam w stronę kawiarni. Mogłam się narazić na duże niebezpieczeństwo, wychodząc Brown'owi naprzeciw. 
Kiedy wreszcie znalazłam idealne miejsce do obserwacji, poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię. Lekko zaniepokojona spojrzałam na człowieka, który nie boi się ryzykować zaczepiając mnie na chodniku. Tym odważnym człowiekiem okazał się być Federico, i szczerze mówiąc kamień spadł mi z serca. 
-Kogo tam szpiegujesz? - spytał rozbawiony, upijając łyk gorącej Latte, którą dzierżył w prawej ręce. 
Pokręciłam głową i powróciłam do kawiarni, do której wszedł Carlos, jednak już go tam nie było. Teraz mogę otwarcie zakomunikować swojemu koledze, że jego pogrzeb odbędzie się szybciej, niż jest to przewidziane. 
-Dzięki tobie już nikogo. - syknęłam, stając naprzeciw. 
-Co znowu spieprzyłem? 
-W kawiarni był Carlos. - ucięłam. 
Szatyn uniósł brew, lecz po chwili odpowiedział:
-Dopiero wyszedł stamtąd z jakąś blondynką. - rzucił. -Na moje oko, była to Grace. 
-Grace? - zdziwiłam się. -Czyżby miała coś wspólnego z Carlosem?
Wzruszył ramionami. 
-Na pewno coś więcej, niż inne pracownice jej pokroju. 
-Świetnie. - rzuciłam sarkastycznie. 


Słysząc głosy swoich kochanych kolegów z pracy podeszłam do drzwi i zaczęłam im się przysłuchiwać. Może nie powinnam, ale od zawsze byłam ciekawską osobą, nic na to nie poradzę. 
-Jaka jest? - mogłabym przysiąc, że to pytanie zadał Verdas. 
-Najlepsza. - odpowiedział chyba Diego. -Odważna i zaradna, jak nikt w tym budynku. 
-Dlaczego w ogóle pytasz, Leon? 
Czyli w tej rozmowie uczestniczy również Pasquarelli. Wspaniale. Zmówili się, i na pewno przeciwko mnie, bo niby kto byłby tak genialny, żeby rozmawiać o osobie, która siedzi dosłownie za ścianą...
-Sam nie wiem, po prostu wiele o niej słyszałem. Ale ku mojemu zdziwieniu żadna z tych informacji nie jest prawdziwa. 
O co do cholery chodzi? 
-Jakich informacji? - czyżby Diego wiedział więcej, niż ja?
-Nie ważne. - uciął szatyn. 
No dobra, to chyba najlepszy moment, by przerwać im babskie ploteczki. Chwyciłam za klamkę jedynych drzwi, które nie są szklane. No cóż, dziwne by było, gdyby drzwi do toalet były ze szkła. Pchnęłam je i pewnym krokiem ruszyłam ku tym trzem muszkieterom. Kątem oka uchwyciłam jak Grace bacznie obserwuje moje najmniejsze ruchy. Wprost nie mogła oderwać ode mnie wzroku. Ale dlaczego mnie to nie dziwi? Wiedziałam, że Carlos prędzej czy później zmusi ją do obserwowania osoby, która mogłaby być jego zagrożeniem. 
Leon przywitał mnie ciepłym uśmiechem, a pozostała dwójka wbiła wzrok w papiery. Mądrzy chłopcy, dobrze wiedzą, że przede mną nic się nie ukryje. Albo przynajmniej taką mam nadzieję. Podeszłam do stolika, przy którym stali. Na nim leżały zdjęcia ofiar człowieka, który siedzi już za kratami, jednak nikt nie ma pewności, czy to na pewno on. Przyjrzałam im się dokładnie, lecz zaraz moja uwagę skupiłam na Verdas'ie, który bacznie mnie obserwował. 
-Mamy coś nowego? - spytałam, lecz jakby mój wzrok mógłby zabijać, Hernandez już leżałby bezwładnie na podłodze. 
-Nic. - rzucił beznamiętnie szatyn. -Wszyscy, którzy go znają odmawiają składania zeznań. Nikt nie chce powiedzieć dlaczego. 
-Diego. - tym uzyskałam jego uwagę. -Za pięć minut na głównym ekranie chcę widzieć jego dane osobowe. 
Brunet skinął głową i gestem przekazał Federico, że ma się udać z nim. Po chwili obaj oddalili się, by wykonać moje polecenie. Leon odprowadził ich wzrokiem, i spojrzał na mnie pełen zdziwienia pomieszanego z zachwytem. 
-Trzeba się tym zająć, ta sprawa nie może czekać. - powiedziałam. -Za dużo ludzi zginęło przez jednego chorego człowieka. 
Kiedy miałam odejść w swoją stronę, lecz zanim wykonałam drugi krok poczułam jak on łapie mnie za nadgarstek. W efekcie obróciłam się na pięcie i przeżyłam kolejne spotkanie z jego oczyma. Wpatrywał się we mnie z rozbawieniem. 
-Nie bądź taka groźna. - zaśmiał się, na co przewróciłam oczami. -Nawet Diego się ciebie boi. 
-Powinien się bać. - stwierdziłam, zerkając na Hernandeza, który przyglądał się całej sytuacji. Nic dziwnego. 
-Dla twojej wiadomości, panno groźna, dotarłem do jednej kobiety, która bardzo chętnie odpowie na kilka pytań dotyczących naszego mordercy. 
Uniosłam brew. 
-Dlaczego nie pochwaliłeś się od razu? - spytałam spokojnie, czując jak pod wpływem jego spojrzenia robi mi się przyjemnie ciepło. Do tej pory nie zabrał swojej dłoni z mojego nadgarstka, jednak gdy zjechałam na nią wzrokiem szybko zrozumiał, o co mi chodzi i ją zabrał. 
-A dałaś mi dojść do słowa? 
Wzruszyłam ramionami. Nie wiem, czy chodziło mu tylko o droczenie się, czy uspokojenie mnie, ale tak czy siak mu to wychodziło. 
-Porozmawiasz z nią? - spytałam, lecz nie oczekiwałam odpowiedzi. 
Musiał to zrobić, bo ja miałam o wiele więcej na głowie. Zaczynając od Sophii, która o dziwo nie zjawiła się dzisiaj w pracy, a kończąc na Carlosie i jego gierkami, w które wplątał Grace. Ile ludzi zostanie w to jeszcze wmieszane? Myślałam, że jego tajemnice pozostaną nimi na zawsze. 
-A ty co będziesz robić? 
-Mam sporo na głowie. - rzuciłam szybko. -Jutro porozmawiam z naszym mordercą. 
-Świetnie. Pójdę z tobą. - powiedział. 
-Po co? 
Wzruszył ramionami i odpowiedział: 
-Żebyś nie zginęła w trakcie rozmowy. - oparł się o stół i założył ręce na piersi. 
-Jestem dzielną dziewczynką, dam sobie radę. 
-Taaa.. Ostatnio też tak mówiłaś i mało nie uniknęliśmy pogrzebu. 
-I tak zrobię to, co będę chciała. - oznajmiłam patrząc mu w oczy. 
Niech nie myśli, że może robić za mojego ochroniarza, bo nie jestem w stanie poradzić sobie sama. On nie wie co ja musiałam wytrzymać i przeżyć. 
-Zobaczymy się jutro. - syknęłam na pożegnanie i ruszyłam ku wyjściu. Mimo to czułam, jak szatyn odprowadza mnie wzrokiem, który przeszywał mnie na wylot. Z każdym kolejnym krokiem robiło mi się coraz goręcej. 

5 komentarzy:

  1. Boszki ! 💕
    Super rozdział i ta rozmowa Leonetty ^^
    Coś czuje że V. jednak ma swojego ochroniarza ;)
    I Diego się jej boi ... haahahah xd
    Pani groźna widocznie na serio jest groźna ;D
    ahhh nie mam jakoś specjalnej weny na komentarz a więc nie rozpisuje się ;*
    Życzę weny i czekam na nexta 💕 💕

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo *.*
    Jestem tu od nie dawna, ale postaram się komentować ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudooooo.
    Oj Vil groźna i zadziorna.
    Czyżby Verdas z chłopakami rozmawiał o Vils?
    Czekam na next :-)
    Pozdrawiam Królik!
    Buziaczki :* ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawaliłam.. Tak wiem, wiem.. Powinnam komentować każde twoje cudeńko, a co robię ? Pojawiam się po 2 miesiącach i rozwalam wszystko.. Przepraszam słońce.. Obiecuję, że się poprawie i kolejny skarb będzie skomentowany idealnie :)) . Zanim przeczytałam ten rozdział musiałam przeczytać całą historię od początku.. To sie nazywa skutki nie obecności na blogerze ;-; Jezu ja poprostu kocham takiego Leona ♡ Taki idealny.. Ludmi idealnie pomocna przyjaciółka, która zostawiła ją w wieku 17 lat ? Łał.. Ogólnie to ja też nie chciałabym przejąć wszystkiego od tego.. Ech nie chce nawet tego pisać.. Uhuhu Castillo Diego boi cię jej.. Federico kochany przyjaciel, który nigdy nie zawadzi :)

    Pochwale ci się.. Paulina w końcu ruszyła dupe i napisała pierwszy rozdział i ma zamiar za pare godzin założyć bloga ! Super co nie ?

    Przepraszam jeszcze raz :/

    Emily.

    OdpowiedzUsuń