07. Martwię się o ciebie.


Podpięłam pendrive'a do laptopa i cierpliwie czekałam, aż w końcu zacznie działać. Zwykle jestem cierpliwa, ale jeśli chodzi o to, czy ten przedmiot skrywa część prawdy z mojego życia, nie potrafię siedzieć spokojnie. Tym bardziej będąc na komisariacie. Fakt, że nikogo poza mną tu nie ma wcale mnie nie zadowala. Bo każdy może tu wejść, a tym bardziej Carlos. Szczerze mówiąc, nie wiem co bym zrobiła, gdyby on się tu teraz pojawił. Cały plan wziąłby w łeb, a ja wciąż czułabym się taka, jak całe życie. Oszukiwana, przez jedynego członka rodziny, który mi pozostał. 
Kiedy wreszcie na pulpicie wyskoczyły mi pliki i wycinki z kamer uśmiechnęłam się sama do siebie. Pierwszy z plików przedstawiał mi jego akta. Był karany. Raz. Za pobicie i szantażowanie, ale mimo wszystko nie siedział w więzieniu. Wytoczono mu sprawę, którą jakimś cudem przegrał i płacił dosyć dużą sumę pieniędzy. Nie wiedziałam o tym. Cóż, pewnie jak o wielu sprawach. 
Kolejne pliki były aktami ludzi, które zataił, żeby nikt nie miał możliwości ich zobaczyć. Była tam dziewczyna o kruczoczarnych włosach i wesołym uśmiechu. Z dokumentów wynikało, że została zamordowana, ale nie było wzmianki, kto to zrobił. Czyżby Carlos nie był tylko kłamcą i oszustem, ale także mordercą? Miała dwadzieścia trzy lata. Młoda. Co mogło ją łączyć z tym człowiekiem i dlaczego to zataił?
Potrząsnęłam głową i momentalnie wyłączyłam podgląd do jej akt. To okazało się bardziej ciekawe niż przypuszczałam. Co my tu jeszcze mamy... Kolejne kobiety i dwóch mężczyzn. Wydawało mi się, że znam dwie z nich. Możliwe, że były jego kochankami, a gdy mu się znudziły... zamiast dać im spokój i pozwolić odejść, po prostu zabił, albo wywiózł gdzieś, gdzie nie śni się normalnemu człowiekowi. Byłby do tego zdolny. Jest do tego zdolny. 
Kliknęłam na miniaturę wycinku z kamer, który zdobył dla mnie Hernandez. Na ekranie pojawił się film przedstawiający mojego wuja i... moją matkę? 
Pamiętałam ją z lat dziecięcych. Uśmiechnięta twarz, długie blond włosy i oczy przepełnione strachem. Wtedy nie zwracałam na to zbytniej uwagi. Była dla mnie najważniejsza na świecie, ale nigdy nie myślałam, że może się czegoś bać. Pomieszczenie w którym się znajdowali wcale nie przypominało tego, które Carlos mianuje swoim gabinetem. Ściany były szare, poobdzierane, a podłoga nijak nie przypominała drewna. To była jakaś wykładzina w kolorze podobnym do brązu. Stali naprzeciwko siebie. Brown miał groźny wyraz twarzy, a jego oczy były ciemniejsze, niż zazwyczaj. Maria była przerażona, widziałam to. Jednak nie okazywała tego, potrafiła się maskować, a ja doświadczałam tego niejednokrotnie. 
Krzyczał na nią i szarpał, jakby chciał, żeby zaraz umarła i nigdy więcej nie pokazywała mu się na oczy. Mówili o mnie i o moim ojcu. Carlos krzyczał, że tylko on ma prawo się mną zajmować, że tylko on wie kim naprawdę jestem i na ile mnie stać. Ona cały czas się sprzeciwiała. Nie chciała, żebym była taka jak on. Ale przecież nie jestem... Zastanawiało mnie dlaczego Brown tak bardzo chciał się mną zajmować? 
Pod wpływem negatywnych emocji, naciskających na mnie z każdą kolejną sekundą oglądania filmu zamknęłam laptopa. Wzięłam go do rąk i wyszłam ze swojego miejsca pracy. To za wiele jak na jedną noc. 


Stałam na balkonie najwyższego piętra wieżowca, w którym sytuuje się komisariat. Ten dzień był wyjątkowo trudny. Dostałam kolejną sprawę. Morderstwo. Jednak już dawno przyznałam się samej sobie, że nie mam do tego głowy. Nie teraz. Nie po tym, co wczoraj widziałam. Doskonale wiedziałam o tym, że co to zobaczyłam, to nie było wszystko. Na tym pendrive kryło się o wiele więcej, ale ja po prostu nie miałam na to siły. Sophia przyprowadziła do domu następnego faceta, którego znała kilka godzin, a ja myśląc o tym mam ochotę zwymiotować. Naprawdę łudziłam się, że chociaż ona mi pomoże. Od zawsze była osobą, której mogłam się zwierzyć i porozmawiać. Teraz poza pracą istnieją dla niej tylko imprezy, i to, żeby się z kimś przestać, a potem wyrzucić go ze swojego życia jak zepsutą, używaną zabawkę. 
Oparłam się dłońmi o stalową barierkę, oddzielającą mnie od reszty świata. Czasami czułam się w tym miejscu jak więzień. Zawsze chciałam się bawić, korzystać z życia najlepiej jak tylko potrafię. A tymczasem zamknięto mnie w tym miejscu i zabroniono wychodzić. Czy właśnie tak czują się ludzie za kratkami? 
Nagle poczułam czyjeś dłonie na swoich ramionach. Sposób, w jaki ta osoba mnie dotykała był delikatny. Wyrażał troskę i jakiś cień zmartwienia. 
-Wszystko w porządku? - usłyszałam ten kojący głos przy uchu. Nie musiałam się obracać, żeby wiedzieć kto zaszczycił mnie wizytą. 
-Skąd wiedziałeś gdzie jestem? 
Zabrał ze mnie ręce i oparł się nimi o barierkę, wbijając wzrok w piękny krajobraz przed nami. Niebo usłało się milionem gwiazd, a Nowy Jork tysiącem świateł. To miasto było wiecznie żywe i tętniło pozytywną energią. 
Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem. 
-Diego pochwalił się, że wie gdzie spędzasz czas, gdy jesteś smutna albo zaniepokojona. - zerknął na mnie, a w jego oczach pojawiło się zmartwienie. 
-Straszna z niego gaduła. - stwierdziłam. 
Leon wydał się niezbyt przejęty tym, co właśnie powiedziałam. Wyprostował się. Cały czas patrzył mi w oczy, jakby chciał na własną rękę dowiedzieć się, co mnie dręczy. Martwi się o mnie? Przecież nawet mnie nie zna. 
-Powiesz mi, o co chodzi? - wymruczał, zmuszając mnie tym samym bym oderwała wzrok od miasta, i skupiła się na nim. 
-Dlaczego chcesz wiedzieć? - spytałam prosto z mostu. 
Wydawało mi się, że trochę się zdziwił, ale dla mnie to było normalne. Zwykle ludzi nie chcą wiedzieć co mi jest, albo po prostu boją się zapytać. Nigdy nie byłam kimś, kto wylewa wszystkie swoje smutki drugiej osobie. Może nigdy nie miałam kogoś takiego, jedyną osobą, która się tym interesowała była moja matka, która niestety nie żyje. Sophia również nie zagłębiała się w szczegóły. 
-Violetta... 
-Powiedz. - naciskałam, a on tylko westchnął. 
-Martwię się o ciebie. -wyznał po chwili. -Tak jak ty martwiłaś się o mnie, wtedy w szpitalu. 
-To, co mnie dręczy nie jest czymś, co powinieneś wiedzieć. Dla twojego bezpieczeństwa, nie mogę ci powiedzieć. - oznajmiłam. 
Leon uniósł brew, lecz po chwili powiedział:
-Czasami lepiej się z kimś podzielić swoim zmartwieniem. Podobno wtedy robi się nam lżej na duszy... A żaden człowiek nie jest tak silny, żeby wytrzymać i samodzielnie poradzić sobie ze wszystkim. 
-Więc nie wierzysz, że jestem na tyle silna, żeby sobie poradzić? - pokręcił głową. 
-Wierzę, że byłoby ci lżej, gdybyś mi powiedziała, ale nie będę naciskał. 
Westchnęłam cicho, na co szatyn uśmiechnął się pocieszająco. 
-Chodź tu. - mruknął, rozkładając ramiona. 
To był moment. Moment zastanowienia, który trwał na swój sposób krótko. Gdy wreszcie znalazłam się w jego ramionach poczułam się tak, jak wtedy gdy mnie uratował. Bezpiecznie. Przymknęłam oczy, chowając twarz we wgłębieniu pomiędzy jego szyją a obojczykiem. On zamknął mnie w żelaznym uścisku i gładził delikatnie moje plecy. 
-Nie wiem, komu mogę ufać, Leon. - szepnęłam. 
-Twoje serce będzie wiedziało. 


-Przejrzałaś wszystko? - spytał Diego, chyląc się ku mnie. 
Pokręciłam przecząco głową, na co on uniósł brew w geście zdziwienia. Był pewny, że nie ominę ani jednego ważnego słowa, a tymczasem nie wiem, czy zobaczyłam choć połowę. 
-To było... 
-Zbyt trudne? - przerwał mi, zanim skończyłam swoją wypowiedź. 
Hernandez znał mnie już parę dobrych lat i doskonale wiedział, ile jestem w stanie znieść. Był przy mnie, gdy tego potrzebowałam. Teraz zauważył, że zjawił się ktoś, kto mógłby zająć jego miejsce. Ale w żadnym razie mu to nie przeszkadza, i z tego co ja zauważyłam nawet uśmiecha się, gdy widzi Verdasa przy moim boku. Diego to przede wszystkim samotnik. Nie szuka tej jedynej. Nie szuka tej na chwilę. Ale gdy chce, to potrafi tak czarować, że ulega mu każda. Wykorzystuje to tylko wtedy, gdy wie, że tego potrzebuje. Wiadomo, faceci i ich zachcianki to jedno, ale dla faceta życie z kobietą to wieczna zagadka i wyzwanie. Dobrze ich poznałam. Może dlatego też unikam wszelkich bliższych kontaktów z męską płcią. Poza tymi koleżeńskimi. 
-Tak jakby. - odpowiedziałam po chwili zamyślenia. 
Brunet rozejrzał się przelotnie po piętrze, a gdy zauważył Leona i Grace - to kobieta, która pracuje tu od niedawna i jest archiwistką. Wszystko co trzeba zachować, lub chwilowo przechować ląduje w jej rękach. - na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. 
-Leon, gustujesz w naszej nowej pracownicy? - zaśmiał się Diego, gdy szatyn podszedł do nas wesołym krokiem. Najpierw spojrzał na mnie, a potem na mojego "współpracownika" któremu dzisiaj było bardzo wesoło. 
-A na to wygląda? - odparł entuzjastycznie Verdas, wbijając wzrok w ekran przed biurkiem Hernandez'a, na którym wyświetlały się zdjęcia ofiar człowieka, z którym ja i on mamy do czynienia. 
-Czy ja wiem... Ty i taka blondynka. - zamyślił się brunet, na co tylko pokręciłam głową z dezaprobatą. 
Co prawda, Grace była urodziwą kobietą. Blondynka, lekko podkręcane włosy i duże brązowe oczy bardzo szybko przyciągają uwagę facetów, ale jakoś nie zauważyłam, żeby Leon patrzył na nią jakoś inaczej. To się widzi. Jeden moment decyduje, czy facetowi kobieta się podoba, czy też nie. 
-Violetta. - zaczepił mnie Verdas. -Co mamy na temat tego gościa? 
No kto by pomyślał, że tak szybko zechce zmienić temat. 
-Prawdopodobnie ukrywa się w... 

Autorka: Dziś bez notki. Nie mam chyba po co tutaj czegoś pisać, bo naprawdę aktywność na tym blogu spadła praktycznie do zera, a pisząc to (jakiś czas temu) myślałam że właśnie ta historia was zainteresuje. Jest mi przykro, ze tak się nie stało, ale życie potrafi zaskakiwać ^^
Pozdrawiam. 

4 komentarze:

  1. Świetny! :D
    Wiesz szkoła robi swoje a każdy wie że nauczyciele to nie przyjaciele i zadają ile wlezie. :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebisty!
    Przytulas. O jak słodko.
    Co ukrywa wujaszek?
    Czekam na next :-)
    Pozdrawiam Królik!
    Buziaczki :* ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajmuję miejsce <3 Nie zasługuję na to, żeby czytać te cudeńka (*-*), bo nie komentuję ;c

    OdpowiedzUsuń