06. Znajomi z pracy.


-Dzięki. - powiedziałam, odbierając od Diego czarnego pendrive'a. 
Znajdują się na nim informacje, dotyczące mojego wuja. On sam obiecał wcześniej, że nie będzie zagłębiał się w szczegóły, i mam wielką nadzieję, że dotrzymał słowa. To, co mogę tam znaleźć musi być bardzo ważne, skoro było tak dobrze chronione. Zastanawiało mnie tylko, ile Carlos miał do ukrycia? 
Wstrzymałam oddech i kątem oka zerknęłam na niego. Siedział wygodnie na fotelu i sprawdzał jakieś informacje w internecie. Wrócił dzisiaj rano i zameldował się na komisariacie od razu po przyjeździe do miasta. Zdziwiło mnie to, bo zwykle się spóźniał piętnaście minut, lub pół godziny. Rzadko, ale jednak czasami dochodziło do godziny lub dwóch. To jednak zwykle usprawiedliwiał sprawami na mieście, którymi nie miał czasu zająć się wcześniej. Westchnęłam ciężko. Nie wiedziałam co mnie czeka, i chyba właśnie tego bałam się najbardziej. Prawdy. Bałam się dowiedzieć, jak wiele tajemnic skrywał przede mną Brown przez całe życie. To nie było jak przyłapanie kogoś na kłamstwie, poprzez udowodnienie mu winy, a ta osoba od tak się do tego przyznawała, gdy nie miała punktu zaczepienia. To było zdecydowanie bardziej skomplikowane. Ja nie mogłam mu niczego udowodnić, ani zarzucić. Przynajmniej do momentu, gdy nie byłam pewna tego co wiem, i co mogę zrobić, a czego nie. Nie bez powodu uważają mnie za rozsądną osobę.
Wiedziałam tylko, ze nikt nie może się dowiedzieć o tym, co robię. To zbyt niebezpieczne.
-Uważaj na niego. - dodał po chwili Hernandez, spoglądając na przedmiot, który trzymałam w dłoni. -Jeśli Carlos się dowie... - zauważyłam, jak jego mięśnie się napinają. 
-Nie dowie się. - przerwałam mu. -Teraz to należy do mnie. Nikt nie dostanie tego w swoje ręce, a już na pewno nie on. 
Brunet posłał mi blady uśmiech, odwrócił się i wrócił na swoje stanowisko, rzucając mi co chwilę zaniepokojone spojrzenia. Rozumiałam to, jak bardzo się denerwuje. W końcu od tego zależało, czy utrzyma swoją pracę - jeśli w najgorszym wypadku, mój wuj dostał by to w swoje brudne ręce. Ale ja wiedziałam, że to się nie stanie. Byłam spokojna, jak nigdy wcześniej. W dłoni trzymałam odpowiedzi na wszystkie swoje pytania, które do tej pory były tylko zagadką. Pytaniem bez odpowiedzi. Bo do tej pory, one nie istniały. Czułam na sobie przenikliwy wzrok Federico, który z zainteresowaniem obserwował scenę, jak Diego podawał mi pendrive'a. Jestem pewna, że chce wiedzieć więcej, niż powinien. Jednak co za dużo, to nie zdrowo. Zwłaszcza dla pracowników tego budynku. Nie mogłabym wszystkich narazić na gniew członka mojej rodziny, która właściwie posypała się w pył. Został tylko ten najgorszy. Ten którego znienawidziłam w momencie, gdy po raz pierwszy skłamał patrząc mi w oczy. 
Nagle poczułam, jak ktoś kładzie dłoń na moim ramieniu. Przez moje ciało przeszedł chłodny dreszcz. Nie bałam się. U mnie to nie wchodzi w grę, no chyba że naprawdę zagrożone jest moje życie. Tutaj nie miałam się czego bać. 
Obróciłam głowę, w stronę osoby, która ośmieliła się wybudzić mnie z tak zwanego transu. Okazało się, że to tylko Leon. Ten sam, który trzy dni temu żegnał się ze mną przed moim blokiem. Od tamtego czasu nie rozmawialiśmy zbyt wiele, byłam zbyt zajęta sprawą z rodzicami tej dziewczyny, Mirandy. Która jak się okazało żyła, ale jest teraz w szpitalu w ciężkim stanie. Obiecałam, że ją dzisiaj odwiedzę, gdy znajdę czas. 
-Czemu tak stoisz? - głos Leona wydawał się zmęczony. Tak, jakby wcale nie spał tej nocy, albo mało spał. Wyczuwałam to. Sama nie wiedziałam do końca jak, ale jednak. 
Wzruszyłam ramionami. 
-Myślę. - rzuciłam. -Zdaje się, że każdy człowiek ma wiele do przemyślenia. Nie sądzisz? - spytałam i spojrzałam na jego oczy. 
Były wściekle zielone, jak młode liście u drzew. Mogłam zatopić się w nich bez pamięci, i wciąż nie pragnąć końca. Ten człowiek, jako jeden z niewielu był dla mnie prawdziwą zagadką. Nie wiedziałam co zrobi, jak zareaguje na moje zachowania. Nie wiedziałam o nim praktycznie nic. Poza tym, że jest moim wspólnikiem i dobrym znajomym. 
-Coś sugerujesz? - uniósł brew, w geście zdziwienia. 
-Nie. 
Przewrócił teatralnie oczyma. 
-Idziesz ze mną w odwiedziny do Mirandy? - zwróciłam się do niego, gdy sprawdzał coś w telefonie. Szatyn wydał się nieco zmieszany moją propozycją. Przecież nie mieliśmy dzisiaj dużo pracy, tylko robota papierkowa. A sprawa z zaginięciem została zamknięta zaraz po tym, jak porywacz został zamknięty w żelaznej celi.  
Swoją drogą, tamten facet powinien dostać co najmniej dwadzieścia lat siedzenia w pace, a nie tylko pięć. Uważam, że powinni zmienić sędzię, ten był zdecydowanie wkurwiający. W sumie, jakbym ja zasiadła na tym miejscu, wszyscy faceci mieliby przewalone na samym początku. Tak jak mieli Diego i Federico. Leon też tak ma - w pewnym sensie - albo zacznie mieć. Carlos skutecznie zniechęcił mnie do tej płci, a ja nie zamierzam zmienić zdania. Od zawsze myślałam, że osoby płci przeciwnej są totalnym zerem i niczym więcej. 
Kobiety doskonale potrafią same o siebie zadbać i być szczęśliwe. Tylko te, które koniecznie pragnął czegoś, co ja uważam za całkowicie denne i bezsensowne, są nieszczęśliwe samotnie. A dokładniej, mam na myśli miłość. Po co komu ona? Mało bólu sprawiła naszym dziadkom i rodzicom? Ja nie zamierzam tego ciągnąć. Może to prawda, że nigdy tak naprawdę się nie zakochałam i tego nie zrobię, ale mi z tym dobrze. 
-Idziesz czy nie? - powtórzyłam pytanie, gdy wreszcie wróciłam do rzeczywistości, a Verdas wciąż gapi się w ten durny telefon. 
W odpowiedzi wzruszył ramionami, lecz wciąż na mnie nie spojrzał. 
Faceci. 
-Dlaczego chcesz, żebym poszedł? - wyrwał, gdy już miałam odchodzić. 
Ostatecznie zatrzymałam się jeszcze w miejscu i spojrzałam na niego z politowaniem. Czy oni nie mogą być bardziej domyślni, albo chociaż bardziej inteligentni? A podobno to oni są płcią mądrą. Już to widzę. 
-Miranda prosiła mnie, żebym odwiedziła ją, gdy znajdę czas. Pomyślałam, ze skoro też ją uratowałeś, to chciałbyś sprawdzić jak się trzyma, ale jak nie chcesz to nie zmuszam. - powiedziałam i z premedytacją wykonałam pierwsze kroki ku wyjściu. Zatrzymała mnie tylko silna dłoń na nadgarstku. Wszyscy dobrze wiedzieliśmy, do kogo należy. On nie zrobił tego pierwszy raz, ale mnie denerwuje to coraz bardziej za każdym razem. 
-No co? - prychnęłam, zerkając to na jego twarz, to na mój nadgarstek. Pod wpływem mojego intensywnego spojrzenia zabrał dłoń, a ja skrzyżowałam ręce na piersi. -Czyżbyś zmienił zdanie? 
-Daj mi chwilę. 
-Wiedziałam. 


Wchodzimy razem do szpitalnej sali Mirandy. Ja szłam przodem, a Verdas podążał tuż za mną. W drodze stwierdził, że boi się tego, jak szybko chodzę, gdy nie mam na nogach szpilek, Stwierdziłam, że nie chce wiedzieć. Mimo tego, że mam szpilki, on wciąż jest ode mnie wyższy, co w tej sytuacji jest całkiem dobrym aspektem
Przy łóżku brunetki siedziała jej matka, z zatroskanym wyrazem twarzy. Dziewczyna widząc naszą dwójkę w drzwiach szybko się rozpromieniła. Pamiętam, jak przez godzinę dziękowała mi za uratowanie jej życia. Wiele razy wspominała, że jest mi bardzo wiele winna, i że jak będę czegoś potrzebować, to mam do niej przyjść. Było mi bardzo miło, ale to wciąż tylko nastolatka. Nie wie co znaczy być dorosłym i radzić sobie ze sprawami, które z pewnością by ją przerosły. Mimo wszystko na swój sposób, przeżyła bardzo wiele. 
-Panna Castillo i pan Verdas. - pani Texis pośpiesznie podniosła się na proste nogi i powitała nas szerokim uśmiechem. Przyznaję, zrobiło mi się ciepło na sercu. 
-Dzień dobry. - przywitałam się grzecznie, posyłając obu kobietom ciepły uśmiech. Leon powtórzył moje słowa. 
Usiadłam na miejscu, gdzie przed momentem czuwała jej matka. 
-Zostawię was. Idę po zakupy. - zakomunikowała pani Alyson i opuściła tą salę spokojnym krokiem. 
Odprowadziłam kobietę do drzwi, po czym wróciłam wzrokiem do Mirandy, której uśmiech nie schodził z twarzy. Rzadko miałam kontakt, ze sprawami związanymi z dziećmi, ale ona właściwie miała już szesnaście lat, nie była dzieckiem. Mimo wszystko bardzo ją polubiłam i współczuję tego, jak wiele wycierpiała przez te dni. 
-Jak się czujesz? - spytałam pośpiesznie, by w jakiś sposób rozkręcić rozmowę. 
-Już jest lepiej. - powiedziała brunetka. -Lekarze mówią, że jestem bardzo silna i szybko wyzdrowieję. 
Dziewczyna po znalezieniu miała poważne rany na brzuchu, plecach i szyi. Oprócz tego nie dało się przeoczyć poobdzieranych rąk i spuchniętej nogi, która po przyjeździe do szpitala okazała się skręcona. 
-Cieszę się. - przyznaję szczerze. -Przynieśliśmy ci coś. - unoszę w górę reklamówkę z owocami i jakimiś ciastkami, którą dotychczas trzymałam w ręce. -Jakimś cudem udało mi się namówić tego upartego pana na odwiedziny w sklepie. - zerkam ukradkiem na Verdasa, a ten posyła mi złośliwe spojrzenie, ale mimo wszystko uśmiech nie schodzi mu z twarzy. 
Miranda również tłumiła śmiech, i całkiem dobrze jej to wychodziło. 
-Tyle, że Violetta i tak nie mogła się zdecydować co ci wziąć. 
-To nie prawda. - syknęłam w rozbawieniu. -Po prostu był za dużo wybór. 
-Dziękuję. - szesnastolatka przerwała naszą wymianę zdań. 
Jak do tej pory, tylko jej się to udało. Ja i Verdas jesteśmy całkowitymi przeciwieństwami, tyle przynajmniej zaobserwowałam podczas tego czasu, odkąd ze mną pracuje. 
-Kiedy cię wypisują? - spytał Leon, kiedy ja rozkładałam zakupy na jej szafce nocnej. Trzeba przyznać, że była całkiem pojemna. 
-Za kilka dni. - mruknęła. -Lekarze nie wiedzą, ile dokładnie zajmie mój całkowity powrót do zdrowia. Ponoć wykryli zakażenie w którejś z ran i trzeba czekać, aż się zdezynfekuje. Inaczej nie ma mowy, żebym stąd wyszła. 
-Wszystko będzie dobrze. - przykryłam jej dłoń swoją i posłałam jej promienny uśmiech. 
Odwzajemniła go i zerknęła na Verdasa, siedzącego tuż za mną, ze wzrokiem wbitym w podłogę. Czyżby coś gryzło naszego przystojniaka? Oderwałam się od Texis i szturchnęłam lekko kolegę. Dla mnie nie był nim więcej, zwykłym kolegą z pracy, który czasami mi towarzyszył w wycieczkach poza pracą. Miałam na myśli takie, jak ta. 
-Leon, coś nie tak? - spytałam, kładąc dłoń na jego ramieniu, czym zyskałam jego uwagę. 
-To nic takiego. 
-Powiedz. - nalegałam, nie odrywając wzroku od jego zmęczonej twarzy. 
To, że nie przepadam za płcią męską w sensie miłosnym, wcale nie znaczy, że nie troszczę się o nich tak samo jak o kogokolwiek innego. Każdy jest dla mnie na swój sposób ważny, bez względu na to, ile się znamy. A Leon był dla mnie nadzwyczajnie bliski. Z resztą w podobny sposób jak Diego. 
Spojrzał mi w oczy. Starałam się coś z nich wyczytać, ale wszystko na marne. Był bardzo zamknięty, dla mnie się zamykał. 
-Nie spałem w nocy... - wyznał po chwili. 
-A na dodatek nic nie jadłeś. - dodałam, jakby instynktownie, a on zaszczycił mnie zdziwionym spojrzeniem. -Nie mów, że mam rację. 
-Tak jakby. 
-Uhm. - odchrząknęła Miranda, dzięki czemu oboje momentalnie na nią spojrzeliśmy. Wyglądała na rozbawioną, ale kto tam wie, co siedzi jej w głowie? -Powinniście odwiedzić jakąś kawiarnię, albo restaurację, a nie siedzieć przy tym szpitalnym łóżku. 
-Nie siedzimy przy szpitalnym łóżku, tylko przy tobie. - poprawiłam ją. -Ale co do pierwszego się zgadzam. - tu poświęciłam swoją uwagę Verdasowi. 
-Na pewno? 
Kiwnęłam głową, potwierdzając swoje słowa. 
-Dobrze. W takim razie wpadniemy jutro. - powiedział szatyn i wstał leniwie z krzesła, a ja skupiłam wzrok na brunetce, która wciąż się uśmiechała. 
-Trzymaj się, Miranda. - puściłam jej oczko. -Wpadniemy jutro, jeśli ten pan o siebie zadba. - kiwnęłam w kierunku Leona, który czekał już przy drzwiach. 
-A ta pani nie będzie taka przewrażliwiona. - odgryzł się. 
-I kto to mówi. 
-Wy w końcu jesteście...? - zapytała niepewnie szesnastolatka. 
-Znajomymi z pracy. - odparliśmy na równi. 

Od Autorki: Zdecydowany brak sił na notkę. Dlatego mam nadzieję że się rozdział podobał i pozdrawiam :*

2 komentarze:

  1. Cudooooo.
    Uwielbiam te wymiany zdań pomiędzy Leonem a Vils. Hah. Dogryzaja sobie nawzajem heh.
    Znaleźli Mirande. Całe szczęście.
    Zastanawia mnie zachowanie Leona.
    On coś ukrywa. Tylko co?
    Dlaczego nie spał i nie jadł? Dziwne.
    Czekam na next :-)
    Pozdrawiam Królik!
    Buziaczki :* ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Znajomymi z pracy a juz nie długo najważniejszymi osobami na całym świecie ( mam taką nadzieję )
    S. Blanco
    A i świetny rozdział ! :-)

    OdpowiedzUsuń