01. Umowa?


     Czarny garnitur. Eleganckie buty pod kolor. Ciemne włosy, uniesione ku górze przy pomocy żelu, oraz zaciśnięte dłonie. Podążam wiecznie żywym chodnikiem, za mężczyzną, który ma prawo nazywać się moim szefem. Mijam dziesiątki ludzi na swojej drodze. Ich miny podpowiadają mi, że powinnam się bać. Co drugi człowiek patrzy na mnie jak na uciekiniera. Jak na mordercę, który poluje na kolejną ofiarę.
     Nie zwracam na to uwagi. Odszukuję wzrokiem Carlosa i szybkim, lecz cichym krokiem  wciąż podążam za jego śladami. Nie rozumiem, dlaczego to robię. Po prostu czuję, że muszę to zrobić. Czuję, że jest to cholernie ważne.
     Szatyn skręca w ciemną, nieznaną mi uliczkę. Słońce chowa się za dachami innych budynków. Tutaj jest całkiem ciemno. Światło daje jedynie cień, który sięga zaledwie do połowy zaułku.
     Przystaję i rozglądam się uważnie po otoczeniu. Rozwalone pudła przy ścianie wyglądają jak z jakiegoś horroru. A poobdzierane ściany zdecydowanie zniechęcają mnie do tego miejsca. Brown zatrzymuje się w miejscu, gdzie kończy się światło. Stoi prosto, jakby czekał na coś, co może zmienić jego życie. Nasze życie. Tylko po co to wszystko? Co to wszystko znaczy?
     Słyszę kroki. Odwracam się gwałtownie, a moim oczom ukazuje się ciemna postać. Mężczyzna. Przez to, że stoi plecami do słońca, cień pada na jego twarz, a ja nie mogę jej dostrzec. Widzę jedynie włosy uniesione ku gorze – tak jak w przypadku mojego szefa – i czarną skórę, idealnie przylegającą do jego ciała. Nawet w cieniu widać, że on zdecydowanie nie unika siłowni.
     Przechylam głowę jak kot, który zaraz ma zaatakować. W głowie krąży jedno pytanie. Kim on do cholery jest? Nigdy wcześniej go nie widziałam, a mam w zwyczaju śledzenie niektórych postępków Carlosa. Nigdy mu nie ufałam. Jest moim szefem, a także sprawuje nade mną szczególną władzę – jest moim wujem – ale zawsze był zakłamanym człowiekiem.
     -Carlos. – słyszę niski głos nieznanego gościa. Patrzę to na niego, to na swego wuja. Żaden nie reaguje, nie wykonują gestów… jakby skamienieli.
     -Umowa? – odzywa się drugi.
     -Przemyślałem sprawę. I jeśli zapewnisz mi to, czego oczekuję w zamian, możemy raz jeszcze przemyśleć sprawę.
     Nie oddycham przez chwilę. Chowam się w cieniu, jakbym bała się, że mnie zobaczą.
     O czym oni rozmawiają?
    -Liczyłem na pozytywną odpowiedź. – oznajmia sfrustrowany Carlos.
     Kiedy chcę podejść, zahaczam stopą o jakiś kawałek kamienia, co wywołuje hałas. Skulam się szybko, żeby nikt mnie nie zauważył. Jednak gdy podnoszę głowę zauważam, że oni wcale nie zwrócili na to uwagi. Zupełnie jakby mnie tam w ogóle nie było.
     -Myślisz, że się nadajesz? – dodaje po chwili. Zerkam to na jednego, to na drugiego. Ten drugi ani nie drgnął, odkąd zjawił się w tym miejscu.
     Po chwili podnoszę się na równe nogi i cicho dreptając zbliżam się do swojego szefa. Wydaje mi się, albo on naprawdę tego nie słyszy. Dziwne. Podchodzę jeszcze bliżej. Praktycznie staję przed nim, a on wciąż patrzy w jeden stały punkt. Nieznajomy.
     Nagle słyszę wyraźny głos z drugiej strony:
     -Jestem najlepszy.
     Oni mnie nie widzą. Są skupieni na sobie, a mi wydaje się, że jestem tu tylko duszą, nie ciałem. To możliwe? Tak właśnie to wszystko wygląda, gdy człowiek umrze? Ale to paradoks. Ja nie umarłam, nie jestem niewidzialna. Więc o co tu chodzi?


     Otwieram oczy i gwałtownie podnoszę się do pozycji siedzącej. Oddycham głęboko, przerażona tym, co się tam stało. Oni mnie nie widzieli, nie byłam tam w żaden niewytłumaczalny sposób. To był tylko głupi sen, który nic nie znaczył. Przynajmniej chciałabym, żeby nic nie znaczył. Przymykam oczy, gdy wreszcie udaje mi się uspokoić oddech. To nie było normalne. Rzadko miewam jakiekolwiek sny, ale ten był… Koszmarny.
     Podnoszę głowę i dostrzegam Sophię, która siedzi na fotelu i bacznie mnie obserwuje. Musiała wejść do mojego pokoju jeszcze gdy spałam. W końcu dzielimy to mieszkanie razem.
     -Nie pytaj. – rzucam po chwili, przeczesując dłonią jasne włosy.
     -Zły sen? – szatynka unosi brew.
     -Można tak powiedzieć. – wstaję z łóżka i podchodzę do lustra. –To raczej jakiś rodzaj wizji. – dopowiadam, a ona patrzy na mnie jak na osobę, która właśnie uciekła ze szpitalu psychiatrycznego.
     -Wizja? – kpi.
     Wzdycham cicho, lecz nie odpowiadam. Wiem, że mi nie uwierzy, więc po co się wysilać? Potrzebuję energii na cały ten dzień, a tłumaczenie jej niemożliwego zabrałoby część z niej, zupełnie na marne. Tym dniem na dodatek jest poniedziałek, a to jest jeden z dni, których nienawidzę najbardziej na świecie.
     Sophia Casta jest natomiast jest osobą, która nie wierzy w wiele rzeczy. Dla niej liczy się jedynie to, co może zobaczyć lub dotknąć. Nie wierzy w rzeczy mniej oczywiste, jak na przykład „wizje” lub przeczucie, że coś się stanie i to się potem faktycznie dzieje. Sophia musi coś przeżyć, żeby uwierzyć.
     Od dwóch lat jesteśmy przyjaciółkami, ale to wcale nie jest takie, jakie może się wydawać. Kolorowe. Sophia jest realistką, ale jest też zaborcza i uparta. Uwielbia stawiać na swoim i wygrywać. Kocha dobrą zabawę i mężczyzn, którzy na jej skienie palcem biegną jak psy za mięsem.
     Lecz gdy przychodzi co do czego, potrafi postawić się na miejscu drugiej osoby i pomóc. Zawsze mnie wspierała, i zarzekała się, że gdyby coś mi się stało, nie wybaczyłaby sobie. Chciałabym w to wierzyć.


     -Co tam macie? – pytam, opierając się lewą ręką o kant biurka, nachylona do ekranu komputera.
     -Zaginięcie. Dziewczyna ma szesnaście lat i pewnego dnia, gdy wracała ze szkoły odeszła od grupy. Następnego dnia słuch o niej zaginął. – oznajmia Diego.
     Diego Hernandez pracuje tutaj jako informatyk i haker. Jest najlepszy w tym co robi, mogę pytać go o wszystko i zawsze otrzymam zadowalającą odpowiedź. Potrafi złamać każde hasło i blokadę. Jest po prostu najlepszy z najlepszych.
     -Data zaginięcia? – dopytuję, chwytając za akta, które wcześniej przyniosła mi Sophia.
     -Dwa dni temu. W porach wieczornych.
     -Ktoś to widział?
     -Ostatni raz widziała się z nią jej przyjaciółka. Megan. – odpowiada. –Prawdopodobnie godzinę przed zniknięciem dziewczyny umówiły się na spotkanie, na którym zaginiona się nie zjawiła.
     Szatyn wyszukuje w danych jej zdjęcie i informacje, które pojawiają się na ekranie przed nami. Nastolatka ma czarne włosy i ciemne oczy. Z twarzy ładna i na oko widać, że zgrabna. Jak wcześniej powiedział Diego, brunetka ma szesnaście lat.
     Spoglądam przez chwilę na ekran. Analizuję zdjęcie dziewczyny, po czym ponownie zerkam na akta. Miranda Texis. Rodzice rozwiedzeni. Ma siostrę, która z kolei ma dziesięć lat.
     -Muszę porozmawiać z rodzicami zaginionej i jej młodszą siostrą. – mówię zdecydowanie i rzucam dokumenty na biurko. –Nie zapomnij zadzwonić też do tej jej przyjaciółki. Ta dziewczyna może wiedzieć więcej, niż nam się wydaje. – zwracam się do Sophii, która skina głową i odchodzi.
     Przyglądam się zdjęciom szesnastolatki. To niesprawiedliwe, że spotkał ją taki los. Dlaczego ktoś miałby chcieć zrobić coś tak młodej dziewczynie? Czym zawiniła? Jedno jest jasne, na tym świecie nie ma niewinnych ludzi. Każdy z nich ma coś do ukrycia. Coś czym nie dzieli się z nikim innym. Sekret, którego strzeże jak ognia.
     Może ona także jest niewinna?
     -Ciężki dzień? – słyszę za plecami, a zaraz obok mnie pojawia się Federico i od razu podaje mi gorącą kawę. Uśmiecham się w podziękowaniu i odbieram od niego szkło, które od razu ciskam sobie do ust. Smakuje wyśmienicie.
     -Ciężki początek dnia.
     -Diego, trzeba mi adres rodziców tego chłopaka. – szatyn podał Hernandezowi kartkę z jakimiś danymi i zaraz powrócił wzrokiem do mojej osoby.
     -O co chodzi?
     -Zgłoszono pobicie i nękanie. Mam się zjawić osobiście w domu poszkodowanego. – tłumaczy Pasquarelli, popijając gorący napój. Diego kiwa głową i wystukuje w klawiaturze niezbędne informacje.
     Odwracam wzrok od ekranu głównego i wzdycham cicho. Wciąż dręczy mnie ten sen. Co on oznaczał? Po co to wszystko? Nic nie dzieje się bez przyczyny, a ten sen… ja wiem, że to nie były tylko głupoty. To nie mogło być to. Ta sprawa ma swoje drugie dno, o którym ja się dowiem. Lecz bardziej mnie zastanawia, kim był ten człowiek, z którym spotkał się Carlos?
     Nagle zauważam swojego szefa wchodzącego do firmy. Wzrokiem mierzy wszystkich pracowników po drodze, a na mnie zawiesza wzrok na dłużej. Przystaje i mruży oczy, lecz zaraz idzie dalej – prosto do swojego gabinetu. Przez szkło widzę jak siada na fotelu i włącza laptopa. Odcięty od świata. Odcięty od prawdy, z którą ten człowiek nigdy nie miał nic wspólnego.
     Dlaczego właśnie ja muszę być powiązana z nim krwią? Inaczej… właściwie to dlaczego muszę być z nim związana? Nigdy nie mieliśmy nic wspólnego. Nienawidzę kłamstwa i krętactwa. Dlatego też jestem kim jestem. Nie jestem policjantką. A nawet jeśli mam stanowisko podobne do wcześniej wymienionego, nie lubię jak ktoś tak na mnie mówi. Chce pomagać ludziom, ale nigdy nie chciałam być kimś, kto utrudnia im życie.
     Ten budynek tylko współpracuje z policją, my jesteśmy czymś w rodzaju prywatnej policji. My przejmujemy te ważniejsze sprawy. Szczególnie te, na które służba prawa nie ma czasu, ani sił.
Wzdycham ciężko. Czy ten dzień może być jeszcze gorszy?

Od autorki:
Witam moich kochanych czytelników ponownie na tym blogu :* Zmienił się wygląd. Zmieniła się nazwa. Zmieniły się zakładki (oczywiście zapraszam) i co jest rzeczą oczywistą, zmieniła się historia. Według mnie, ta jest zacznie lepsza od poprzedniej i mam nadzieję, że jej nie spieprzę. 
Rozdział pierwszy nie daje wiele do życzenia. Dowiedzieliście się kim jest V i z kim mieszka, a także z kim współpracuje. Pierwszy rozdział... No według mnie jest nudny, ale sami oceńcie
Na dodatek Hope zaczyna boleć głowa i boli ją gardło i co chwile kicha, a to znaczy że wczoraj na weselu złapała ja choroba, a Hope ma jutro 1 sprawdzian i chyba 2 kartkówki, jeśli dobrze pamięta ;-; 
Jedno wam powiem: umrzywam na samą myśl o tym, że mam jutro wstać i iść do tej pieprzonej szkoły, a teraz na naukę nie mam najmniejszej ochoty. Ale co zrobię? Nic nie zrobię. Life is brutal. 
Ten rozdział dodaję przedwcześnie, bo miał się ukazać dopiero jak bd miała napisane z 10 rozdziałów do przodu, ale nie mogłam się powstrzymać, no i jest ;* 

Czekam na opinie i komentarze ♥

Do następnego ♥
Hope

7 komentarzy:

  1. Zajebisty! Zapowiada się ciekawie! Będę czytać! Czekam na kolejny!
    #Królik ♡ ♥ ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwszy rozdział mnie w pewien sposób zainspirował w serii "o czym myśleć przed snem"... I kolejna autorka do kolekcji, który wzbudza we mnie tak wiele zachwytu, że nie będę mogła spać po nocach! :D
    Jestem z ciebie dumna! XD
    Pierwszy rozdział... No według mnie jest nudny, ale sami oceńcie. Ja uważam, że jest świetny. Wprowadza w opowiadanie, wzbudza tajemniczość.
    Dlaczego pierwsze, o czym pomyślałam, kiedy przeczytałam o hakerze Diego, to skojarzenie z Eye Candy? :D :D Byłoby miło, gdyby któraś blogerka się tym zainspirowała, bo ja, osobiście, bardzo lubię ten serial. :P
    Ale jeśli EC to nie twoja bajka, nie ma sprawy, i tak lubię twoje opowiadania! :D
    Czytałam niektóre, ale niestety je zakończyłaś, a mi trudno jest nadrobić wiele blogów, więc wybacz, że nie czytam twoich aktualnych bóstw. :P
    Do końca miesiąca wszystko nadrobię, obiecuję! ;D
    A więc, pozostaje mi oczekiwanie na 2. ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Powinnam wrócić w tym tygodniu ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajebisty <3 Czekam na #2 <3
    #Nitka

    OdpowiedzUsuń