Rozdział 29: Anioł.

Ważna notka pod rozdziałem.

-Diego. - szepnęłam. 
Ostatecznie zebrałam się w sobie i podeszłam do drzwi, jakby Ludmiła nie mogła go po prostu wpuścić do środka. Blondynka zniknęła w cieniu, zostawiając nas samych. Nie byłam pewna, czy widok brata mojego ukochanego dobrze na mnie wpłynie, ale nic nie mówiłam. Właściwie, nie wiem kto mógłby bardziej mi pomóc, niż on i moja współlokatorka. Byli dla mnie jak starsze rodzeństwo, pomagające wstać, gdy ugną się pod tobą kolana i upadasz na twardy bruk. Właśnie tak się czułam, gdy toczyłam z obojgiem, lub każdym z osobna bitwę na słowa. Zwykle przegrywałam, ale to znaczyło równocześnie o wygranej. Dobro wygrywało. Oni wygrywali. 
Nieco zaskoczona wizytą Verdasa w domu, gestem ręki nakazałam mu wejść do środka. Rozejrzałam się przelotnie po kuchni i salonie. Ferro zawędrowała albo do łazienki, albo od razu do sypialni. Oba wyjścia były korzystne, ze względu na fakt, że przeczuwałam niezbyt przyjemną rozmowę z brunetem. Zerknęłam na niego, gdy szliśmy w kierunku salonu: zamyślony. Tylko to słowo przychodziło mi na myśl. Był również niepewny i niespokojny. Zupełnie jak Leon, przed tym jak powiedział mi, że wyjeżdża. A właściwie wyszeptał. Nie potrafił powiedzieć tego w pełni pewnie i bez winy, bo wiedział, że mnie tym rani. Diego zajął miejsce na fotelu, na którym siedziała wcześniej blondynka, a ja powróciłam do pozycji sprzed dziesięciu minut.
-Co cię do mnie sprowadza? - spytałam sucho, jakby to nie było coś, z czego miałabym się zbytnio cieszyć. 
-Leon - przerwał na chwilę - powiedział mi, że wiesz o jego wyjeździe. nie musiał wspominać, jak się czułaś, bo sam się domyśliłem. Violetta..
-Nie chcę słuchać, że on nie chce mnie ranić. Robi to, bez względu na zamiary. - przerwałam mu z premedytacją, wciąż wbijając wzrok w pusty sufit. Usłyszałam ciężkie westchnięcie przyjaciela. 
-Przepraszam. 
Spojrzałam na niego zdziwiona. 
-To przeze mnie on wyjeżdża. - wyznał, a mnie zainteresowało to w takim stopniu, że podniosłam się do pozycji siedzącej. Diego miał spuszczony wzrok, nie odważył się spojrzeć mi w oczy. 
-O czym ty mówisz? 
-Ojciec zwołał nas na rozmowę. Powiedział, że jeden z nas musi pilnie wyjechać, dla dobra firmy. Początkowo miałem to być ja. Jestem starszy i zawsze ja dostawałem takie propozycje. Leon je jedynie przejmował, gdy ja musiałem odmówić. - przerwał na dłuższą chwilę -Nie zgodziłem się. Przez co wszystko spadło na mojego brata, a on po prostu się zgodził. Mogliśmy wyjechać razem, ale to za bardzo naruszyłoby porządek w firmie. Ktoś musi zajmować się wszystkim innym, a ty i Ludmiła nie dałybyście same rady. Zgodził się, wiedząc, jak bardzo cię tym zrani. 
Chciałam coś powiedzieć, ale czułam, jak w moim gardle powstaje wielka gula, uniemożliwiająca mi wydanie z siebie jakiegokolwiek najmniejszego dźwięku. Byłam zła na Diega - początkowo - że odrzucił propozycję, przez co mój chłopak musiał się zgodzić, lecz zrozumiałam, że on ma też swoje życie i osobę, dla której pragnie zostać. Francescę. Zupełnie nie wiedziałam co robić, świadomość, że Leon zgodził się na ten wyjazd dlatego, że musiał, trochę zmieniła moją perspektywę. Czułam jak jego brat intensywnie przeszywa mnie zmartwionym spojrzeniem. Chwilę później przesiadł się na miejsce obok mnie. Objął mnie opiekuńczo ramionami i przytulił do siebie. Potrzebowałam tego. 
-Dlaczego nie zapytał mnie o zdanie? - zadałam pytanie, które już od kilku dobrych minut krążyło po mojej głowie. Verdas wzruszył ramionami. 
-Nie wiem, Vilu. Może nie chciał cię denerwować. Dobrze wiedział, jak zareagujesz i panicznie chciał tego uniknąć. 
-Nie udało mu się. - warknęłam zła, jakby na samą siebie. 
-Violetta, spójrz na mnie. - wykonałam prośbę. Diego dobrze wiedział, jak do mnie dotrzeć, lecz nie sądziłam, ze w tej sytuacji również mu się uda. To wyjątkowa sytuacja. Wyjątkowo niestabilna. -Jest sposób dzięki którego nie będziecie musieli się rozstawać. - wyszeptał, a moje spojrzenie diametralnie się zmieniło. Byłam zaciekawiona i zdziwiona jednocześnie. 
-Jaki? 
-Posłuchaj... 

***

Ugh! Spieprzyłem to. Spieprzyłem wszystko, przez jedno głupie zgadzam się. Przecież wszystko mogło wyglądać inaczej. Mogłem spędzić z nią ten wieczór w spokoju i ciszy. Mogliśmy całować się i rozmawiać przez całą pierdoloną noc. Ale nie! Musiałem oczywiście wyjechać z informacją, że wyjeżdżam i wszystko zrujnować. Dopiero zaczęliśmy ze sobą być, wszystko było w idealnym porządku. Uśmiechała się, była szczęśliwa u mego boku. Cholera jasna! Jestem skończonym dupkiem, idiotą i wszystkim innym co najgorsze. Zraniłem ją, cholernie ją zraniłem. Widziałem to w jej oczach... takie samo spojrzenie posłała mi moja pierwsza dziewczyna, Emma, gdy powiedziałem jej, że wyjeżdżam i nigdy nie wrócę. Płakała, a ja po prostu odszedłem jak gdyby nigdy nic. Bo nie mogłem nic zrobić. 
Z Violettą jest inaczej. Kocham ją najbardziej na świecie, tyle czekałem, żeby wreszcie się między nami ułożyło. Odkąd pamiętam, pragnąłem mieć ją przy sobie i ją uszczęśliwiać na wszystkie możliwe sposoby. Spędzać z nią romantyczne wieczory, zabierać na randki i po prostu sprawić, by była bezpieczna oraz szczęśliwa. 
Zdenerwowany ciskam szklanką z whisky w kominek. Pod wpływem alkoholu ogień znacznie się powiększa, a moja złość bierze przewagę nad wszystkim innym. Mam ochotę coś zrobić, wyżyć się na czymś. Ta pieprzona szklanka to nic... 
-Cholera jasna! - krzyknąłem, podświadomie wiedząc, że i tak mnie nikt nie usłyszy. Byłem na tyle wściekły, żeby zniszczyć cały ten pieprzony salon. Nikt by mi nic nie powiedział, mam do tego pełne prawo. To mój dom, moje uczucia i moje życie. Pragnąłem zamieszkać w nim razem z Violettą, dać jej dziecko i wziąć z nią ślub, gdy tylko przyjdzie na to pora. 
-Leon. - do moich uszu dobiegł cichy pomruk, zdezorientowany spoglądam na hol. Salon i hol to praktycznie jedno pomieszczenie, dlatego bardzo szybko zauważyłem Ludmiłę, niewinnie stojącą po środku łuku ściennego. 
-Słyszałaś... - kiwnęła głową, zupełnie jakby wiedziała o co zapytam. 
-Nie spodziewałeś się mnie tutaj. - powiedziała skruszona. Z jednej strony miała rację, ale z drugiej podświadomie wiedziałem, że potrzebuję jej pomocy. 
-Zostań jeśli chcesz. 
-Przyszłam z tobą porozmawiać. - weszła w głąb salonu i stanęła obok mnie. Przyjrzała mi się badawczo, ale jej mina nie wyrażała żadnych emocji. -Ale chyba zjawiłam się w nie najlepszym momencie. 
-Nie szkodzi. Chyba tego potrzebuję. - skinąłem, by usiadła na sofie i tak też po chwili zrobiła. 
Podszedłem do barku i nalałem nam whisky z lodem. Gdy wróciłem na miejsce podałem jej alkohol i usiadłem spokojnie naprzeciwko. Zdaje się, że obecność blondynki znacznie mnie uspokoiła. 
-Wiem, że wyjeżdżasz. - oznajmiła, biorąc mniejszy łyk trunku. 
-Co jeszcze wiesz? - westchnąłem. 
-Nie powiedziała nic więcej, prócz tego, że na miesiąc. Potem chciała zostać sama, a ja z reguły szanuję decyzje ludzi, których kocham. 
-Jak dużo widziałaś, zanim mnie przywołałaś do porządku? - spytałem podejrzliwie. 
-Tyle ile powinnam. - mruknęła. -Szkoda tylko tej szklanki, która wylądowała w kominku. 
-Nie byłem sobą. - wbiłem wzrok w ogień, upijając odrobinę whisky. 
-Wiem. 
Miałem wrażenie, że Ludmiła czyta mi w myślach. Była taka spokojna, opanowana i niewinna. Jak anioł, który zjawia się w potrzebie, by podnieść cię na równe nogi. Miała w sobie to coś, co uspokajało bardziej, niż najlepszy alkohol czy tytoń. Jej spokojna aura emanowała w całym pomieszczeniu. Otuliła mnie tym spokojem. Jej wzrok był wyszukany i ciepły, ale też nieco poważny. Zachowywała się jak najdelikatniejsza istota na ziemi. Czasami zadziwiało mnie to, ile ta kobieta ma twarzy. Cieszyłem się, że Violetta ma przy sobie kogoś takiego. Wszyscy byliśmy szczęściarzami, mając przy sobie taką opiekunkę
-Posłuchaj Leon... - zaczęła lekko. -Oboje wiemy, jak bardzo kochasz Violettę. Widać to gołym okiem. Sposób w jaki na nią patrzysz, jak się przy niej zachowujesz i jaki dla niej jesteś. To wszystko, to dowody miłości, a coś już o niej wiem. - uśmiechnąłem się, na wspomnienie jak zastaliśmy ją i Federico na całowaniu się w holu - Dobrze ci radzę, nie zniszcz tego, nie zaprzepaść. Taka miłość zdarza się raz w życiu, a Violetta miała styczność z różnymi facetami. Nie miała cudownego dzieciństwa. - przerwała na moment, rzucając mi zaufane spojrzenie - Nie pozwól, by cierpiała, bo na to nie zasłużyła... Ona cię kocha, a ty kochasz ją. Czy ten wyjazd jest wart tego związku? 
-Nawet gdybym chciał to zmienić... nie mogę. Zgodziłem się, decyzja zapadła: nie ma odwrotu. 
-Nie przyszłam tu, by kazać ci odwołać wyjazd. - zauważyła. -Chciałabym, żebyś pogodził się z Violettą. Ona nie chce z nikim rozmawiać, pewnie odetnie się od świata... 
Spojrzałem na nią zawiedziony. 
-Nie wybaczy mi, że zgodziłem się na ten wyjazd. - rzuciłem zrezygnowany. -Miesiąc to początkowa decyzja, ale znając mojego ojca, wszystko może się zmienić w najmniej oczekiwanym momencie. Nie chcę, żeby Vilu czekała na mnie w nieskończoność. 
-Jest jeszcze jedna rzecz, o której powinieneś wiedzieć. - wyznała po chwili, spuszczając wzrok. Wzięła niemały łyk whisky i odetchnęła głęboko. -No dobra: dwie. 
-Słucham. 
-Violetta nie wie, że tu jestem, a jestem tu tylko dzięki Diego, który przyszedł ją odwiedzić. Nie wiem o czym rozmawiają. Właściwie nic nie wiem na ten temat. Wyszłam gdy tylko spostrzegłam, że Vilu nie patrzy. - powiedziała nieco zmieszana. -Druga sprawa jest nieco bardziej podejrzana. 
-Co masz na myśli? 
-Caleb, mój kuzyn chce za wszelką cenę spotkać się z Violettą. Nie wiem czego chce, nie rozmawiałam z nim. 
-Ona o tym wie? - spytałem.
Blondynka pokręciła przecząco głową. 
-Wie tyle, że chce się spotkać z nami obiema, ale myśli, że chodzi o mnie. - wytłumaczyła i dokończyła alkohol. Podała mi szklankę i kiwnięciem głowy poprosiła, bym jej dolał. -Jeśli wyjedziesz, będzie miał łatwy cel. Caleb od zawsze próbował zdobyć Violettę, ale ona była temu przeciwna. Twój wyjazd znacznie osłabi ją psychicznie. 
Oddałem jej już napełnioną szklankę z alkoholem. 
-Co według ciebie powinienem zrobić?
-Ja nie powiem ci, co masz zrobić. - uśmiechnęła się blado.
Wbiłem wzrok w alkohol, wydawało mi się, że to będzie cholernie trudne.
-Na pewno nie powinieneś z niej rezygnować. - powiedziała po chwili, posyłając mi subtelne spojrzenie.
-Mówiłem ci już, że Federico jest wielkim szczęściarzem? - spytałem, a na jej policzkach pojawiły się blade rumieńce.
-Ja również jestem szczęściarą, że go mam. - zapewniła.

***

Następnego ranka obudziłem się zdecydowanie niewyspany, a moją głowę opanował niesamowity ból. Nawet nie pamiętam ile wczoraj wypiłem, ale wiem, że Ludmiła wróciła do domu prawie trzeźwa. Żałowałem, że nie mogłem jej odwieźć, ale jednak miałem w sobie te procenty, uniemożliwiające mi zajęcie miejsca za kierownicą. Rozejrzałem się przelotnie po pomieszczeniu, którym był salon. Wygląda na to, że zasnąłem szybciej niż planowałem. Nie powinieneś z niej rezygnować. Pomyślałem. Słowa przyjaciółki obijały mi się o uszy niczym piłka pingpongowa o rakietki. To nie najlepszy czas na myślenie o wczorajszym dniu. Był jednym z gorszych, jakie do tej pory przeżyłem. 
-Leon. - znowu to jedno znaczące słowo, lecz tym ten aksamitny, spokojny głos. Ten, który doprowadzał mnie do szaleństwa. Spojrzałem w kierunku łuku ściennego. Stała grzecznie, ubrana w białą sukienkę - która sięgała jej do połowy ud - w tym samym miejscu, w którym zobaczyłem wczoraj Ferro. Zamrugałem oczami, by upewnić się, że to nie sen. 
-Violetta. - mruknąłem, wciąż nie mogąc uwierzyć, że ją widzę. A jeszcze pięć minut temu, byłem pewny, że zamknąłem drzwi na klucz. Z resztą, nie to jest teraz ważne. Ona tu jest. 
Posłała mi blady uśmiech i wolnym krokiem podeszła do sofy, na której spałem. Usiadła grzecznie na jej poboczu. 
-Co tu robisz? Myślałem, że jesteś na mnie wściekła. - powiedziałem niepewnie. 
-Byłam. - poprawiła mnie. -Po rozmowie z Diego, zmieniłam zdanie. 
-Mam dziękować bratu? 
-Powinieneś. - rzuciła twardo. Nic z tego nie rozumiałem, co on jej do cholery powiedział, że tak szybko zmieniła zdanie? 
-Mam propozycję. - dodała po chwili. 
-Mów. 

***

-Mogę? 
-Będę najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, jeśli ze mną pojedziesz. - powiedziałem szczerze, patrząc jej w oczy. -Ale nie zrobisz tego. 
Spojrzała na mnie zdziwiona. 
-Nie zostawisz tu Ludmiły i Francesci. - dopowiedziałem, wstając z sofy. Udałem się do kuchni, a ona udała się za mną. Stanęła przede mną i położyła swoje dłonie na moich policzkach, zmuszając, bym spojrzał jej w oczy. 
-Leon, zrozum że cię kocham i ostatnią rzeczą, jakiej chcę to rozstać się z tobą na nie wiadomo jak długi czas. One nie mają nic do powiedzenia, a nawet jeśli to przecież wrócimy. Jestem pewna, że Ludmiła wytrzyma beze mnie jakiś miesiąc czy dwa. 
Uśmiechnąłem się ciepło i złożyłem na jej ustach czuły, namiętny pocałunek. Brakowało mi tego, jak psu wody. Zastanawiało mnie tylko jedno, co z Caleb'em? Odpuści, jeśli wyjedziemy? To zdecydowanie zła pora na myślenie o tym człowieku. Odepchnąłem od siebie niepotrzebne myśli i skupiłem się na swojej ukochanej. 
-Bo najważniejsze jest to, że będziemy razem. Prawda? - mruknęła pomiędzy pocałunkami. 
-Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo za tobą tęskniłem, skarbie. 
-Ja za tobą też. - wyznała po chwili. 
-Kocham cię.

Od autorki: Cudnie :) Dobiliście te 17 komentarzy. Co z tego że praktycznie 3/4 z tego to anonimy i komentarze z jednym słowem. Tak, ja wiem, każdy komentarz jest ważny i żadnego nie ignoruję :) Jak już wiecie, a może nie wiecie... Zamierzam wysłać zgłoszenie do szabloniarni, bo chciałabym się dokształcić w tworzeniu szablonów - dlatego też dokładnie dwa dni po opublikowaniu epilogu ten blog zostaje oficjalnie zawieszony (będzie notka informacyjna). Nie wiem na jaki czas, bo nie wiem jak z czasem mi wypadnie. Ale jak ktoś mnie czyta i obserwuje, to wie doskonale, że mam jeszcze dwa inne blogi. Polecam kliknąć w mój nick tam gdzie jest "autor: Hope" i wszystko macie wypisane.
Do następnego :*
Hope

7 komentarzy:

  1. Świetny rozdział, zresztą jak każdy na tym blogu. 😍 Wcześniej nie komentowałam, bo dopiero dziś, choć w sumie to wczoraj, bo jest 2, zaczęłam czytać... 😂No i czekałam na nowy rozdział, ale długo czekać nie musiałam. 😀
    Nie wiem czemu uważasz, że to opowiadanie jest nudne i oklepane, mnie tam sie podoba. 😉
    Diego wytłumaczył wszystko Vilu i wybaczyła Leonowi. 😍😍😍
    Wyjadą razem, awww. 😄 Kocham czytać o szczęśliwej, uroczej i zakochanej w sobie Leonetcie. 😊
    Polubiłam to opowiadanie, szkoda, że już je kończysz... Wszystko się kończy: to opowiadanie, wakacje, wspaniały tydzień z najlepszymi idolami na świecie, polska historia z Violettą. 😭💔 Ale na pewno będę czytała nową historie. 😀
    Zasnęłam podczas pisania tego komentarza. 😮😂 Czekam na następny, mam nadzieję, że jeszcze nie epilog. 😭
    Pozdrawiam, Zuza 💖

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział ponieważ wreszcie Leonetta się pogodziła ! ♥
    Dobra Ludmiła anioł wiedziała co zrobić by przemówić Verdasowi do rozumku xD
    I Diego też pomógł ale i zawinił :(
    Czekam na Epiolog choć trudno mi się żegnać z tym blogiem był boski :'(

    OdpowiedzUsuń
  3. Okejka w końcu komentuję :c
    Czytam tego bloga od samego początku, a ani razu nie skomentowałam :(
    Przepraszam, od dziś postaram się komentować każdy
    kolejny rozdział na drugim blogu :3
    Szkoda że już za niedługo będzie epilog :<
    Ale rozumiem cię, robisz śliczne szablony i warto się kształcić :)

    Jejku leonetta się pogodziła 0-0

    Wielbię cię! xD

    Przepraszam że tak krótko,
    następny komentarz będzie dłuższy :)

    Madinne

    OdpowiedzUsuń
  4. Cóż to za cudo...

    #Leniwa<3

    OdpowiedzUsuń
  5. O Boże !!!
    Leoś i Viola mają razem jechać
    Rozdział cudowny <3
    Całuski Kylie :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Moja Luśka aniołem stróżem Leona <3
    Leonetta się pogodziła <3 i razem wyjeżdżają <3
    Dziękować Diego za świetny pomysł :3 Chociaż ten wyjazd to trochę jego wina, ale naprawił błąd :-)
    Kocham <3
    /Nitka

    OdpowiedzUsuń