Rozdział 18: Przyjemny poranek.


          Otwieram oczy. Jestem w miejscu którego nie znam... Nie pamiętam jak się tu znalazłam ani kiedy. Przeczesuję dłonią swoje czarne jak smoła włosy i podnoszę się do pozycji siedzącej. Gdzie ja do cholery jestem? Nie wiem, czy mam się bać, czy może cieszyć. Zdecydowanie nie podoba mi się taki obrót sytuacji. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znajduję. Na sofie leżały jakieś ubrania. Wokół panował półmrok. Wstałam i jednym ruchem rąk odsłoniłam wszystkie zasłony. Światło ładnie dało mi po oczach. I jedyne co teraz czułam to niesamowity ból głowy. Przebrałam się w ciuchy które leżały na tej sofie i wyszłam z pokoju w którym spędziłam noc. Moim oczom ukazał się długi korytarz. Idąc przez niego zauważyłam schody w dół. Zeszłam po nich i znalazłam się na parterze. Łuk w ścianie prowadził do kuchni. Kolejny do jadalni. Gdy już obejrzałam te pomieszczenia zauważyłam jasne meble i dużo światła słonecznego w jednym z pokoi. Salon. Szłam po cichu, z pewnością, że nie jestem tutaj sama. Przekraczając próg salonu potwierdziły się moje przypuszczenia. Uśmiechnęłam się szeroko na widok Leona i Diego śpiących na kanapie, oraz Federico'a na fotelu. Są niemożliwi. Ciekawe gdzie Viola i Ludmiła... Westchnęłam. Chyba czas obudzić choć jednego z nich, albo najlepiej wszystkich. Podeszłam cicho do kanapy i przystanęłam na środku salonu. 
   -Pobudka! - krzyknęłam. Włoch aż spadł z fotela reagując na mój krzyk. Verdasowie zaczęli powoli otwierać oczy. 
   -C-co? Co tu się dzieje? - odezwał się Pasquarelli usiłując wstać z podłogi. 
   -Gdzie ja jestem? - spytał młodszy Verdas. No oni sobie chyba ze mnie jaja robią. 
   -To chyba ja powinnam o to spytać pierwsza. 
   -Jesteśmy u mnie, Francesca. - odpowiedział Diego ziewając leniwie. -Ale się nie wyspałem. 
   -Was też tak plecy bolą? - Leon aż zgiął się wpół, próbując się wyprostować. 
   -Jesteście jak dzieci. 
   -Ej, to wy wczoraj zasnęłyście w samochodzie. - wspomniał szatyn. O proszę, tego akurat nie pamiętałam. 
   -Zrobię wam kawy. - powiedziałam, po czym poszłam do kuchni. 



          Obudziłem się strasznie obolały i zmęczony. Wcale się nie wyspałem. Ale co się dziwić, skoro dzieliłem kanapę ze swoim bratem. Na dodatek Fran wparowała i zrobiła nam dosyć brutalną pobudkę, a potem jak gdyby nigdy nic poszła zrobić nam kawę. Zabawne. 
   -Chyba trzeba obudzić dziewczyny. - rzucił Diego rozkładając się na kanapie. -Idźcie je obudzić, a ja przypilnuję, żeby Fran nie spaliła mi kuchni. - dodał, po czym wstał o resztkach sił i wyszedł z salonu. 
   -To co... Idziemy... 
     Minęło kilka minut, a już wchodziłem do pokoju, gdzie zostawiłem Castillo. Wciąż spała. Zamknąłem za sobą drzwi, tak, by jej nie zbudzić. Choć taki był mój cel. Podszedłem do łóżka i przyjrzałem jej się dokładnie. Była taka niewinna i słodka, że aż trudno było mi ją budzić. Na szczęście wcale nie musiałem tego robić. Brunetka sama zaczęła otwierać oczy. 
   -Leon. - usłyszałem jej cichy głos. Uśmiechnęła się promiennie. -Co tu robisz?
   -Przyszedłem cię obudzić, ale na szczęście obudziłaś się sama. - odparłem. 
   -Gdzie jesteśmy? Bo to chyba nie jest moja sypialnia. 
   -U mojego brata. W drodze do domu zasnęłyście w samochodzie i musieliśmy przyjechać tutaj. - wytłumaczyłem. Violetta wstała z łóżka i podeszła do lustra. Ja również wstałem, niestety z okropnym bólem pleców. 
   -Wszystko dobrze? - spytała nieco zmartwiona. Zauważyła. 
   -Tak, jasne. 
   -Leon, widzę, że wcale tak nie jest. - podeszła do mojej osoby i przyjrzała mi się. -Powiedz, że nie spędziłeś nocy na kanapie... 
   -Z Diegiem i Fede. Aczkolwiek Federico spał na fotelu obok. 
   -Jesteś jak dziecko. - stwierdziła, po czym obeszła mnie i po chwili poczułem jej ręce na plecach. Masowała z niesamowitą delikatnością, ale porządnie. Po kilku minutach ból zaczął znikać. Odwróciłem się do brunetki i posłałem jeden z ładniejszych uśmiechów. 
   -Dziękuję. - powiedziałem. Castillo położyła jedną dłoń na moim policzku, drugą na torsie, później czułem tylko jak całuje mnie w policzek. Zadziwia mnie z każdym dniem. -A to za co? - spytałem, gdy się odsunęła. 
   -Za wszystko. Przede wszystkim za to, że się mną opiekujesz. - wyznała oddalając się ode mnie. Podeszła do lustra i zaczęła poprawiać włosy. 
   -Jestem twoim przyjacielem, zawsze będę się tobą opiekował. - przyjaciel... W przypadku moim i Castillo to dla mnie denerwujące słowo. -Nie będę ci przeszkadzał. 
   -Nie przeszkadzasz. Zostań. - poprosiła brunetka. 
   -Jeśli tylko chcesz. - uśmiechnąłem się. 
   -Chcę. 



   -Zadzwonię do rodziców, że dziś bierzemy wolne od pracy. Nie możemy iść tam w takim stanie. - zdecydował Diego. 
     Siedziałam przy stole przyglądając się Ludmile, która właśnie wkroczyła pewnym krokiem do tego pomieszczenia. Zaraz za nią podążał uśmiechnięty Pasquarelli. Usiedli wygodnie i zajęli się smarowaniem gofrów czekoladą, dżemem lub po prostu posypywaniem ich owocami i cukrem pudrem. Kaloryczne śniadanie, ale przede wszystkim dobre. Uśmiechnęłam się na widok trójki przyjaciół. Choć Diego to raczej bliższa mi osoba, od przyjaciela. Podoba mi się i nie muszę tego przed sobą ukrywać. Jest taki szarmancki, czuły i opiekuńczy... Brak słów, by to dokładniej opisać, ale chyba czuję coś do niego. 
   -Francesca. - usłyszałam radosny głos Fede, który wybudził mnie z myśli. Spojrzałam na niego, był dziś przepełniony energią. 
   -Coś się stało? - spytał przyglądając mi się badawczo. 
   -Nie. Dlaczego? - odparłam, po czym zajęłam się goframi. 
   -Siedziałaś tak zamyślona przez jakiś czas, czyżby to przez Diega? - uśmiechnęła się Ferro. 
   -Wcale nie. Nawet tak nie myśl. - skarciłam ją. Miała więcej racji, niż myślała, ale to wciąż nie powód by to ujawniać. 
   -I tak się wyda. - stwierdził brunet. 
   -Nieuniknione. 
   -Zajmijcie się jedzeniem. - powiedziałam zabijając blondynkę wzrokiem. 
     Minutę później Diego wrócił do stołu. Tamci dwoje na szczęście zmienili temat. 



          Po zjedzonym śniadaniu udałam się do pokoju w którym spałam dzisiejszej nocy. Był tam mój telefon i cała reszta, którą miałam przy sobie na dyskotece. Na samą myśl się uśmiecham. Pamiętna noc. Siedząc na łóżku i przeglądając zdjęcia na swoim telefonie, oczywiście te z wczoraj usłyszałam ciche pukanie do drzwi. 
   -Proszę. - rzuciłam. 
     Zza drzwi wyszedł Diego. Posłałam mu ciepły uśmiech i kiwnęłam, by podszedł. 
   -Co robisz? - usiadł obok mnie. 
   -Nic ważnego. - odłożyłam komórkę na etażerkę i spojrzałam na szatyna. Wydawał się jakiś spięty i niepewny siebie. -Coś się stało? 
   -Nie, dlaczego o to pytasz? 
   -Jesteś jakiś nieswój. - powiedziałam. 
   -Francesca... - zaczyna. Patrzę na niego niespokojnie. -Chodzi o to... Ehh... Gdzie poszłyście z Violettą wtedy na gali? Nie było was długo. Martwiliśmy się z Leonem. - wyznał Verdas. Ahh... więc o to chodzi. 
   -Chciałyśmy się przewietrzyć, a potem poszłyśmy do łazienki po prostu poprawić wygląd. - wytłumaczyłam spokojnie. Widząc jego zakłopotanie chwyciłam delikatnie jego dłoń, by dodać mu otuchy i odwagi. Rozmowa nie musi być trudna, ważne, żeby była szczera. Po krótkiej chwili ujrzałam jego uśmiech. 
   -Wy poszłyście. Ludmiła wróciła do Fede... Pomyślałyście jak my się poczujemy? Biorąc pod uwagę fakt, że wcześniej tańczyłyście z tymi facetami. - Czyżby Diego był zazdrosny? O mnie? No nie wierzę... 
   -Diego, posłuchaj mnie uważnie. Nie miałam z tamtym mężczyzną nic wspólnego. To był jeden taniec, a że wyszyłyśmy wtedy kiedy oni to zwykły zbieg okoliczności. - powiedziałam patrząc mu w oczy. Ulżyło mu. Widziałam to i czułam. -Nie zrobiłabym ci tego. 
   -Co masz dokładnie na myśli? - dopytał zainteresowany, ściskając lekko moją dłoń. 
     Wypuściłam powietrze z płuc, spuściłam wzrok. Co ja mam mu powiedzieć? Że mi się podoba? Głupie. Diego dotknął mojego podbródka, sprawiając, że ponownie widziałam jego brązowe oczy. Zbliżył się niebezpiecznie. Cholera, przecież go nie odepchnę. A powinnam... Nie znamy się długo, a wiem, że coś do niego czuję i to na pewno nie jest przyjaźń. W jednej chwili doznałam nagłego przypływu energii, czułam się, jakbym mogła dotknąć nieba. Miłość. Chyba tylko tak mogę to określić. Poznałam smak jego ust. Położyłam dłoń na jego policzku. Sprawił, że czułam się niesamowicie. Całowaliśmy się z taką pasją, namiętnością... Uczuciem. Jestem pewna jednego... Że to co czuję teraz i w tym momencie jest słuszne i przede wszystkim odwzajemnione. Położyłam się na łóżku i pociągnęłam szatyna za sobą. Byłam szczęśliwa. Po raz pierwszy myślę, że to ma jakąś przyszłość, ze to nie był błąd. Gdy się od siebie oderwaliśmy spojrzałam mu w oczy. Widziałam w nich miłość i szczęście. -To chciałaś mi powiedzieć? - spytał, starając się uspokoić oddech. 
   -Tak, to chyba to. - szepnęłam uśmiechając się. 
   -Czuję coś do ciebie Francesca, czułem to od momentu gdy pierwszy raz cię zobaczyłem. I wiem, że ty czujesz to samo... - zadziwił mnie tym wyznaniem. 
   -Kocham cię, Diego. - powiedziałam na jednym wdechu. Zrobiłam to. Odważyłam się! 
   -Bądź ze mną, teraz i zawsze... - poprosił szatyn. 
   -Będę. - odparłam, po czym mocno go przytuliłam. 
     Czasami życie jest bardziej skomplikowane niż możemy sobie wyobrazić. To trudne do zrozumienia, a jeszcze bardziej do wykonania. Ogarnięcie tego. Te wszystkie uczucia; dobre i złe. Uszczęśliwiają nas i przeciwnie. Jednak są osoby, które potrafią sprawić, że nasze życie obraca się do góry nogami i sami nie wiemy jak to się właściwie dzieje. Wtedy trzeba po prostu pozwolić tym osobom towarzyszyć nam w naszej drodze. Cieszyć się z tego co mamy. To proste... 



          Mija godzina piętnasta, a ja chodzę i szukam starszego Verdasa po całym domu. Zniknął gdzieś albo wyparował. Idąc korytarzem widzę, że właśnie wychodzi z pokoju Francesci we wspaniałym humorze. Uśmiech nie schodzi mu z twarzy. Dawno nie widziałam go takiego szczęśliwego. Ciekawe co się stało... Odchodząc od drzwi zauważa mnie na swojej drodze. 
   -Violetta. - mówi zdumiony. -Co tu robisz? 
   -Stoję. Chwilowo mieszkam. No i przede wszystkim szukam cię po całej willi, a ty cały czas byłeś u Fran. Na dodatek wychodzisz od niej cały w skowronkach. - stwierdzam. Diego uśmiecha się szeroko, po czym podchodzi i mocno mnie przytula. 
   -Po prostu jestem szczęśliwy. - słyszę. 
   -Bardzo cieszę się z tego powodu. 
   -Ja też. Po co mnie szukałaś? - pyta odsuwając się trochę 
   -Chciałam porozmawiać. Wiesz, jak za dawnych czasów. - powiedziałam. 
   -No widzisz, ja również chętnie z tobą porozmawiam. - odpowiada Verdas. 
     Schodzimy po schodach i udajemy się do salonu. Jest pusty. A ja nie mam zielonego pojęcia gdzie podziała się reszta. Leon odkąd wyszedł ode mnie zniknął. Później już go nie widziałam co mnie trochę martwi. 
   -O co chodzi? Mów. - nalega szatyn. 
   -Dawno rozmawialiśmy, chciałam wiedzieć jak się czujesz i co u ciebie. To chyba wszystko. Diego uśmiechnął się promiennie i przyjrzał mi się dokładnie. Jego wzrok mówił to na pewno wszystko? I co, mam mu powiedzieć o wczorajszej akcji? O tym jak myślę cały czas o jego bracie? To bez sensu. Nie interesują go takie sprawy, a przynajmniej moje problemy miłosne. Je akurat muszę rozwiązać sama, albo z kimś, do kogo żywię to dziwne uczucie. Violetta Castillo się nie zakochuje. Nie i koniec kropka! 
   -Skoro tak się uparłaś na mnie... Będę z tobą całkowicie szczery. Właśnie rozmawiałem z Francescą. Powiedziała mi gdzie poszłyście wtedy na gali. - przewracam oczami. -Całowaliśmy się... 
   -Naprawdę?! Diego, jestem z ciebie dumna. - przerywam mu gwałtownie. Verdas się śmieje. 
   -Ale nie przerywaj mi Violu. - poprosił. Skinęłam głową. -Czuję coś do tej dziewczyny i wiem, że to jest prawdziwe. No i chyba jesteśmy razem. 
   -To wspaniale! - cieszę się jak głupia. 
   -Ale proszę cię, nie mów tego nikomu na razie. A teraz chciałbym słyszeć co dręczy moją kochaną Violę. - uśmiechnął się. No to mi już nie jest do śmiechu. 
   -Myślę o wczorajszej nocy. - wyznałam. Diego spochmurniał. 
   -Co dokładnie? 
   -Sama nie wiem, nie mogę zapomnieć tego jak Leon mnie wtedy zignorował... Jak po niego poszłam. To nie było fair, nie powinien się tak zachować. Tym bardziej że byłam sama, bo wszyscy się gdzieś rozeszliśmy. 
   -Myślisz o moim bracie? - uśmiechnął się Verdas. 
   -To nie jest zabawne. 
   -Dobra, przepraszam. Violu, znasz Leona... On po prostu ma swoją logikę i czasami po prostu musisz dać upust jego zachowaniom. Uwierz mi, jemu też nie łatwo było ciebie odrzucić wtedy. 
   -Skąd to wiesz? 
   -Bo widzę, jak na ciebie patrzy. Jesteście przyjaciółmi, jak ja i ty... - zasugerował szatyn. Kręcę delikatnie głową. 
   -Ale nie potrafimy rozmawiać tak jak ja i ty. To zupełnie co innego. - stwierdzam po chwili. 
   -To nie musi być takie trudne. Wystarczy odrobina chęci i szczerości. Rozmawiasz ze mną w ten sposób, bo chcesz to robić, bo chcesz, żeby to właśnie tak wyglądało. Masz pewność, że cię wysłucham i pomogę. 
   -Dokładnie. Z Leonem się zawsze kłóciłam, a ty mnie wtedy wspierałeś. Może to dlatego... 
   -To ty musisz wiedzieć czego naprawdę chcesz. Szczęściu trzeba pomóc, pamiętaj Violu. - powiedział Diego, po czym wstał i wyszedł z salonu. Zostawił mnie z tysiącem myśli... Ale zawsze wiem, że mogę do niego iść i mi pomoże. 

Od autorki: W to piękne - niesamowicie nudne wtorkowe po południe, bo wieczorem jeszcze tego nie można nazwać - dodaję wam rozdział! W informacjach jest już zamieszczona treść, kiedy dokładnie pojawiają się rozdziały, zamierzam się do tego stosować, gdyż wyszło tak, że teraz ''zajmuję'' się jeszcze jednym blogiem. Chyba wiecie który mam na myśli ;d No ale nic, nie rozpisuję się. Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Pozdrawiam, Hope :* 


1 komentarz:

  1. Wspaniały boski cudowny nie wiem czemu ale dopiero teraz zerknęłam ze dodałaś rozdział. Nie mogę się doczekać next :)

    OdpowiedzUsuń