One Shot: Życie to nie bajka.

Przeczytajcie notkę pod one shot'em - proszę, to ważne.


          Wspomnienie. 
          Rozstanie. 
          Śmierć. 
     Trzy idealne słowa, którymi mogłabym opisać swoje obecne życie, obecną sytuację. 
     Te trzy rzeczy prześladują mnie od długiego czasu, niszczą moją psychikę i życie. Nie wierzę, że naprawdę kiedyś myślałam, że wszystko się ułoży. Bzdury. Nic się nie ułoży, bo życie to suka, która nie pozwala być szczęśliwym. Tutaj albo jesteś silniejszy i potrafisz sobie radzić ze złym losem, albo jesteś wrakiem człowieka, któremu nikt już nie pomoże. 



     Śmierć. Tak cholernie trudna do zrozumienia rzecz, której musimy podołać i pojąć. 
     Piękne wiosenne po południe. Słońce ogrzewa moje ciało, wiatr delikatnie rozwiewa falowane, brązowe włosy. Stoję przed trumnami moich rodziców. Kilka dni temu mieli śmiertelny wypadek na jednej z ulic Barcelony. Dziś nadszedł czas, by pożegnać ostatnie osoby, które pozostały w moim życiu. Zostałam całkowicie sama, już nikt mi nie pozostał. Przyjaciele mnie zostawili, w chwili w której najbardziej ich potrzebowałam. Wszyscy się ode mnie odwrócili. 
     Staram się stłumić płacz, jednak bezskutecznie. Gorzkie łzy spływają po moich bladych różanych policzkach. Ciepły wiosenny wiatr łka wraz ze mną. Prawą dłonią ocieram spokojnie oba, mokre już policzki. 
     Za jakie grzechy? - pytam sama siebie w myślach. Wokół mnie stoi mnóstwo znajomych ludzi, przyszli w tym samym celu co ja. Pożegnać moich rodziców, zobaczyć ich smutne twarze po raz ostatni. 
     Panuje cisza. Unosząc wzrok ku górze modlę się, by to cierpienie się skończyło. Rozglądam się, chcąc zobaczyć kogo tu przyniosło. Widzę swoją byłą przyjaciółkę Francescę, w towarzystwie Verdasa, Ferro i Pasquareliego. Oni wszyscy to fałszywi ludzie. 



   -Viola, wiesz może gdzie był ten pomost, na którym się poznałyśmy? - słyszę melodyjny głos Francesci. Uśmiecham się promiennie, widząc jej uradowaną twarz. W prawej ręce trzymała koszyk pełen jedzenia, a w lewej duży koc. Wybierałyśmy się właśnie na łąkę. 
   -Tak, pamiętam gdzie był. - odpowiadam po chwili. 
   -To wspaniale, Leon, Ludmiła i Fede już tam na nas czekają, a ja niezbyt się orientuję w terenie. 
   -Wiem to, Fran. - śmiejemy się cicho. 
     Spacerujemy razem po kwiecistych łąkach, początki lata dają o sobie wyraźne znaki. 
   -Patrz! - krzyczy Włoszka. -Czekają na nas. - patrzę w tą stronę, w którą ona. Faktycznie stoi tam trójka naszych znajomych, machają nam rękami. 
   -Chodźmy. - wyrywam. 
...
   -Kocham was. - mówię uśmiechając się szeroko. 
   -My ciebie też, Viola. - rzuca twardo Ludmiła. 
   -Obiecajcie mi, że nigdy się nie rozstaniemy. - proszę, chwytając ich za dłonie. 
   -To się nie zdarzy, bo zawsze będziemy razem. 



     Przymykam oczy, usiłując wymazać to wspomnienie z pamięci. Wspomnienia powinny sprawiać radość, wywoływać uśmiech na twarzy... Moje wywołują tylko i wyłącznie ból i cierpienie. 
     Spuściłam głowę, starając się nie ukazywać tego co czuję. Trumny zostały spuszczone na linach pod ziemię, a moje serce pogrążało się w coraz większej rozpaczy. Nie potrafię tego zaakceptować. Nie potrafię zaakceptować faktu, że jedyni ludzie, których miałam odeszli na zawsze. 
     Wycieram kolejny potok łez, które nawilżyły moją twarz. Czuję na sobie wzrok innych ludzi, którzy się tu zjawili. Współczucie, ból i wielką stratę. Spojrzenie, jakim obdarowała mnie Ludmiła miało takie samo znaczenie. 
     Kieruję wzrok ku górze. Niech to się skończy. 



     Ciemność, otoczyła mnie z każdej możliwej strony. Na zewnątrz i w sercu. 
     Wybiła godzina dwudziesta druga, a ja wciąż trwam przy grobie moich rodziców. Klęczę, opierając dłonie na szlifowanym, białym kamieniu, z którego wykonano kapliczkę. Łkam cicho, nie mogąc powstrzymać wszystkich emocji, które uderzyły we mnie z niesamowitą siłą. 
   -Błagam, nie zostawiajcie mnie... - mówię cicho, skruszona, w agonii smutku i bólu. -Dlaczego akurat teraz? Dlaczego wy? - płaczę. -Życie jest niesprawiedliwe. Nie zasłużyłam na taki los... - ponoszę głowę i spoglądam na zdjęcia dwójki kochających mnie ludzi, które zostały umiejscowione nad ich nazwiskami. -Nawet wy mnie zostawiliście. Jak wszyscy ludzie na tym pieprzonym świecie. -łkam cicho pozwalając gorzkim łzom znów spłynąć po mojej bladej twarzy. 
     Wstaję o ostatkach sił i wbijam wzrok w imiona Maria Castillo oraz German Castillo. Dlaczego to tak cholernie boli? 
   -Nie powinnaś tu być o tej porze. - słyszę znajomy głos. Odwracam głowę i pomimo zamazanego obrazu, spowodowanego łzami dostrzegam sylwetkę Ludmiły. Za nią stoi pozostała trójka, ze skruszoną miną. Żartują sobie? Nie potrzebuję litości. Nie chcę jej. 
   -Nie masz prawa mówić mi gdzie powinnam być, a gdzie nie. - syczę przez łzy, skupiając wzrok na grobie rodziców. 
   -Wiem, Violetta. Po prostu martwimy się o ciebie, zostawienie cię samej teraz byłoby zbyt egoistyczne z naszej strony. - odzywa się blondynka z szatynką na przemian. 
   -Teraz? - kpię nie patrząc na nie. -Teraz jest to egoistyczne? - kręcę niedowierzająco głową. -Wcześniej zrobiliście to bez skrupułów. 
   -Vio... - zaczyna Federico, patrzę na niego z nienawiścią w oczach. 
   -Federico. - przerywam mu. -Ty też nie jesteś lepszy, więc oszczędź sobie zbędnych słów. Są bez znaczenia. 
   -Nie powinnaś być teraz sama. - wyrywa twardo Ludmiła. 
   -Nie jestem sama. - mówię półgłosem. -Oni są ze mną gdzieś w pobliżu. - zerkam na grób. 
   -To cię zniszczy. - rzuca Verdas, wychodząc przed blondynkę. -Samotność. - dokańcza. 
   -Wiesz co mnie niszczy? - pytam po chwili. -Ludzie... Są egoistyczni, zapatrzeni w siebie i swoje ego. Zrobią wszystko, by zniszczyć swoich wrogów. Wykorzystają każdą chwilę słabości, by zrównać cię z ziemią. - powiedziałam spokojnie, w czasie gdy moje oczy ograniczały ilość łez. 
   -To nie prawda. - zaprzecza szybko Włoszka. 
   -Mówisz tak, bo nie jesteś na moim miejscu i nigdy nie będziesz. Ty masz przyjaciół, którzy cię nie zostawili, kiedy najbardziej ich potrzebowałaś. Los nie odebrał ci wszystkich bliskich, którzy ci pozostali. Nie jesteś sama. Nie cierpisz tak jak ja... Więc nie mów mi, że to nie prawda... Bo nie znasz życia. - stwierdzam. Jestem szczera, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. 
   -Jesteś zraniona, nie wiesz co mówisz. - powiedział Leon, obserwując mnie bacznie. Prycham cicho - rozśmiesza mnie. 
   -Leon, ja doskonale wiem co mówię. A mówię szczerą prawdę, której wy nie potraficie przyjąć. Jesteś szczęśliwy, masz wszystko czego chciałeś... Co tu jeszcze robisz? - cisza. -Co do jednego masz rację, bo słowa tak naprawdę mają wielką wartość, jeśli poparte są czynami, faktami. Nic nie znaczą, jeśli są puste. Moje przepełnione są doświadczeniem, cierpieniem które duszę w sobie i przede wszystkim - nie są kłamstwem. Nie rozumiem, czego wy tutaj nie potraficie pojąć. - kpię. -Szczerość boli? Nawet nie wiesz, Fran, jak bardzo bolą kłamstwa. Złożone obietnice - tutaj przenoszę wzrok na Ferro, ta spuszcza głowę. - wspomnienia. - dokańczam. 
   -Violetta... 
   -Zamilcz, Federico. - gromię go spojrzeniem. -Odejdźcie, nie macie tu czego szukać. Pokazaliście na co was stać rok temu. To było wystarczająco dużo... - powiedziałam wbijając wzrok w kwiaty złożone na grobie moich bliskich. 
     Chwilę później spoglądam na miejsce w którym stała tamta czwórka. Odeszli bez słowa. 
     Opadam na kolana, a w moich oczach ponownie zbierają się gorzkie, przepełnione smutkiem łzy. 
   -Nawet nie wiesz, tato, ile mnie to kosztowało... Ale oni muszą znać przykrą prawdę. 



     Godzinę temu wróciłam do swoich czterech ścian. W domu panuje cisza, samotność, smutek. Zmyłam resztki makijażu z twarzy, większość spłynęła podczas pogrzebu i po nim. Nic dzisiaj nie jadłam i nie mam na to ochoty. Siadam powoli na łóżku, wokół rządzi ciemność. Kładę się wygodnie i przykrywam ciepłą kołdrą. 
     Wbijam wzrok w ścianę naprzeciwko, zupełnie jakby była czymś, co pozwoli mi utrzymać swoje życie w ryzach. Niemożliwe. To już koniec. Koniec wszystkiego. Straciłam wszystko co mogłam i nie wiem, jak sobie teraz poradzę. 

     Błądzę w nieznanym mi lesie, w nocy, samotnie. Biegnę ślepo przed siebie, jednak czuję, że stąd nie ma wyjścia. Zatrzymuję się, by zaczerpnąć powietrza i odpocząć. Dotykam dłonią swojego czoła, jest mi gorąco i duszno. Boję się. Śmierci? Samotności? Trudno wybrać, obie rzeczy prześladują mnie przez większość życia. W moich oczach zbierają się słone łzy, spływają powoli po zimnej, bladej skórze. Czuję nagle, jak w moim gardle pojawia się duża gula, uniemożliwiająca mi oddychanie. Łapię się za szyję. Nie mogę tak zginąć...  
   -Oddychaj, dziecko. - czuję na swoim ramieniu ciepłą dłoń. Jasność mnie otoczyła. Odwracam się i doznaję szoku. Moja matka. Pod wpływem jej dotyku uspokajam się powoli, potrafię złapać oddech. 
     Nic z tego nie rozumiem. Wpatruję się w jej twarz, jakby z marmuru. Otacza ją światło - mnie natomiast głęboka ciemność. 
   -Mamo? - szepczę niedowierzająco. Boję się, ale jakimś cudem nie chcę uciekać. Nie potrafię. 
   -To ja, córeczko. - uśmiecha się blado, zabierając dłoń z mojego ramienia. 
   -Co ty tu robisz? - nie mogę uwierzyć, że ją widzę. Podziwiam światło bijące od niej - rozświetla miejsce nas otaczające. Rozglądam się uważnie, pod jej wpływem kwiaty wyrastają na drzewach, wokół latają kolorowe motyle, a noc wydaje się być przyjemną przerwą od dnia. 
   -Violetta. - jej donośny głos wybudza mnie z transu, jakby żyjąca natura nagle obumiera, lecz jej światło wciąż nas otacza. Jak to jest możliwe? -Jestem z tobą cały czas, trwam przy twym boku i czuwam, byś była spokojna. - powiedziała, a jej głos rozchodził się po całym lesie. 
   -Jak to możliwe? 
   -Posłuchaj, kochanie. -  łapie mnie delikatnie za ramiona. Jej twarz wydaje się przepełniona niepokojem. O co tu chodzi? 
   -Mamo... Gdzie my jesteśmy? - przerywam jej, rozglądając się po tajemniczej lokacji. 
   -W twojej wyobraźni. - gasi mnie kobieta. -Śnisz, skarbie. 
   -W moich snach? Ale... - nie mogę nic z tego pojąć, wydaje się to niemożliwe, nierealne. 
   -Twoja podświadomość zabrała cię do miejsca, które najbardziej opisuje twój stan. - tłumaczy. -Jesteś samotna, zagubiona, pogrążona w agonii smutku. Czujesz, że to miejsce jest dla ciebie najbardziej odpowiednie. Chciałabyś odizolować się od świata, który tak bardzo cię zranił... 
   -Chwila. - ponownie jej przerywam. -To nie jest realne... - powoli wszystko zaczynam rozumieć. Przenoszę wzrok, którym błądziłam po lesie na swoją matkę, jest przepełniony do granic cierpieniem. -Ty nie żyjesz. - wydusiłam. 
   -Żyję, kochanie, żyję w tobie. - szatynka dotyka mojego chłodnego policzka ciepłą dłonią. Rozkoszuję się tym doświadczeniem. -Jestem tu, żeby z tobą porozmawiać. Jestem tu, bo tego potrzebujesz. - uspokajam się nieco, słysząc jej spokojny, melodyjny głos, który zawsze utulał mnie do snu. Przyglądam się swojej rodzicielce. Jej usta wykrzywiły się w bladym uśmiechu. 
   -Co ja mam zrobić, mamo? To zbyt trudne, nie radzę sobie... - przyznaję ze skruchą. 
   -Otacza cię ciemność, Vilu. - przerywa na chwilę. -Rozejrzyj się. - słucham jej polecenia. -To wszystko co cię teraz otacza, to twoje serce. Nie musi tak być. - ponownie na nią patrzę. 
   -Nie potrafię inaczej... 
   -Ból minie, tylko dopuść go do siebie i pozwól mu zniknąć. Nie duś go w sobie. - chwyta mnie za dłonie. Spogląda mi prosto w oczy. -Jesteś najsilniejszą kobietą, jaką w życiu znałam. Ty, potrafisz wszystko i wierzę, że poradzisz sobie również z tym. - przerywa na chwilę. -To co powiedziałaś swoim przyjaciołom...
   -To nie są moi przyjaciele. - wyrywam szybko. -Zostawili mnie w najgorszym momencie. 
   -...Doskonale wiesz, co chce ci powiedzieć. Życie to nie jest bajka, nie będzie happy endu. To jest próba, na którą zostałaś wystawiona i musisz jej podołać. Nigdy nie będzie lekko. Tym bardziej teraz, gdy nie ma mnie i taty. Córeczko, zrób to dla mnie i nie poddawaj się. Jesteś silna... - łka kobieta. -A my zawsze będziemy przy tobie, w twoim sercu. 
   -Nie dam rady. - szepczę bezsilnie. 
   -Ja w ciebie wierzę i tata też. Nie ma nas w twoim otoczeniu, ale jesteśmy w tobie i nigdy cię nie opuścimy. - zapewnia mama, z moich oczu mimowolnie płyną łzy. -Musisz sobie poradzić. Czeka cię długie, szczęśliwe życie. To nie koniec, rozumiesz? To dopiero początek. Wytrzymasz to. Pokonasz ból i przekonasz się, że miałam rację. - chwyciła mnie mocniej za ramiona. -Vilu, obiecaj mi dziecko, że dasz sobie radę, że się nie poddasz. 
   -Nie poddam się, mamo. - wyrzekłam ostatkami sił. 
   -Jestem z ciebie bardzo dumna, wierzę w ciebie i pamiętaj, że zawsze z tobą będę. - ucałowała mnie delikatnie w czoło, po czym odwróciła się i wykonała pierwsze kroki. 
   -Zaczekaj! - krzyknęłam przez łzy. Zatrzymała się i odwróciła na moment. -Kiedy znowu cię zobaczę? 
   -Musisz tego bardzo pragnąć, kochanie. - powiedziała. -Zawsze z tobą będę... Niejednokrotnie zobaczymy się twoich snach. Kocham cię bardzo i pamiętaj, co ci mówiłam. Dopuść go do siebie, a sam odejdzie, gdy nadejdzie jego czas. - dokończyła i zniknęła w ciemnościach... 
     Poddałam się emocjom. Wybuchnęłam głośnym, rozpaczliwym płaczem. Opadłam bezwładnie na kolana i schowałam twarz w dłoniach, zatracając się w swoim cierpieniu oraz tęsknocie. 



     Obudziłam się w środku nocy, zalana własnymi łzami. Sen. To był sen... Ale był tak realny. Kręcę bezsilnie głową, nie wierząc w to, co widziałam. W efekcie końcowym poddaję się uczuciom i pozwalam sobie na gorzkie łzy. Przeczesuję dłońmi potargane włosy zaciskając zęby w bólu. 
   -Wróć, mamo... Błagam. Ja nie potrafię żyć bez was, nie poradzę sobie... To zbyt trudne. - powiedziałam przez łzy, które tak wiele kosztują. Ból pochłaniał mnie od środka, sprawiając, że czułam się jakbym miała zaraz umrzeć... 


     Kolejne dni spędziłam w swoich czterech ścianach, zatapiając się w agonii swojego cierpienia. Nie myślałam nigdy, że to będzie tak trudne, że to będzie zbyt trudne. 
     Wszędzie, gdzie się nie ruszę atakują mnie wspomnienia. Te z dzieciństwa, dorosłości... Te które tak cholernie bolą. 
     Najgorszym doświadczeniem jest żyć wspomnieniami, bez ludzi z którymi je tworzyliśmy. To tak kurewsko boli i tak bardzo doprowadza człowieka do krańca wytrzymałości psychicznej. 
     Nie zostało mi nic. Jedynie pusty dom, pełen wspomnień i spadek po rodzicach, którego nie chcę widzieć na oczy. Gdybym mogła, oddałabym to wszystko, żeby ich odzyskać. 
     W tym śnie, mama powiedziała żebym dopuściła do siebie ból, a on sam w pewnym momencie odejdzie. Zrobiłam to i jakoś nie widzę rezultatów, dobija mnie bardziej niż wcześniej. Chyba, ze w tych słowach jest jakieś drugie dno. 
     Słowa - niby bez znaczenia, lecz gdy się wsłuchasz w ich sens, dopiero wtedy zaczynają uderzać w twoja psychikę. Zmieniają całe życie, jednak bez poparcia ich czynami, nie mają żadnego większego znaczenia. Nie można rzucać ich na wiatr, nie wiedząc jakie będą tego konsekwencje. Każdy jeden czyn, wypadek czy znaczenie niesie za sobą masę konsekwencji. 
     Szczerość - jedyna rzecz, którą możemy się bronić. Tak bardzo bolesna i znienawidzona, w świecie, w którym kłamstwo osiągnęło swój szczyt. W którym kłamstwo staje się jedyną alternatywą obronną. Ludzie zapominają, jaką siłę ma prawda i jak wiele ona może znaczyć. 
     Życie - ciągła walka, odwzorowanie walki na ringu, gdy bijesz się o to czy przeżyjesz, czy umrzesz. Nigdy nie daje forów, nigdy nie ustępuje. Jedynie naprawdę silny człowiek podoła wyzwaniu, którym właśnie jest życie i los, który nim kieruje. Trzeba zacisnąć pięści i płynąć z jego nurtem, to jedyna droga do szczęścia. 
     Świat - wszyscy go wyklinają. Że niby ich krzywdzi, że jest cholernym sukinsynem, który nie pozwala im być szczęśliwym. Bzdury. Świat nic nie zrobił - jest piękny. To ludzie sprawiają, że spada na samo dno. A na koniec swojej podróży, wszyscy przyznają mi rację. 
     Miłość - paradoks. A jednak najsilniejsze uczucie, jakiego człowiek może doświadczyć w swoim życiu. Od niego zrodziły się inne uczucia, takie jak tęsknota, pragnienie, cierpienie i ból. Wszystko zaczęło się od miłości. Ludzie potrzebują podstawy, początku który daje im możliwość wyboru i czucia. Początku, dzięki któremu mogą żyć w taki sposób, jaki tego pragną. 
     Czuję się jak wrak człowieka, lecz wciąż mam nadzieję... Na lepsze jutro. 


     Dwa tygodnie później zaczęłam sobie radzić, wstałam na nogi. Wszystkie te przemyślenia, sny i podpowiedzi. Sprowadziły się do jednego. Muszę opuścić to miejsce, to jedyne co mogłabym zrobić. Inaczej sobie nie poradzę, nie ma innego wyjścia. Spakowałam swoje walizki, dom wystawiłam na aukcji. Jedno sobie obiecałam; że co miesiąc będę wracać na grób ukochanych rodziców, których tak bardzo mi brakuje. 
   -To moja decyzja, mamo. - powiedziałam przyglądając się jej zdjęciu na marmurze. Położyłam białe róże na grobie i raz jeszcze zerknęłam na jej twarz. -Nie ma innego wyjścia. Nie dla mnie... - wzdycham. -Zrobiłam co chciałaś, dopuściłam ból do siebie i  skończyłam w tej sposób. Dziękuję za rady, wiem że jesteś tu, pomimo tego, że cię nie widzę. - wyobraziłam sobie ją i ojca, obejmujących się nawzajem i uśmiechających - do mnie. -Będę trzymać was tutaj. - dotknęłam miejsca, w którym znajduje się serce. Na moich ustach zakwitł blady uśmiech. -Zawsze i na zawsze. Obiecuję, że ułożę sobie życie i spróbuję... Być szczęśliwa. - przerwałam na chwilę. -Kocham was, bardzo. 
     Podniosłam się i poszłam przed siebie. Obejrzałam się raz jeszcze i poczułam ulgę, która mnie wypełniła po brzegi. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży i wierzę, że oni są ze mną i zawsze będą. 

          Odeszłam. 


Od autorki: Pierwszy One Shot na tym blogu! Cieszycie się? Mam nadzieję, że pomimo smutnej, krótkiej dosyć historii jesteście zadowoleni. Uwierzcie mi, nie miałam pojęcia, ze potrafię napisać coś takiego. To niesamowite, jak wiele uczucia przelałam w ten tekst i uwierzcie mi, sama bardzo go przeżywałam pisząc jako główna bohaterka. Jestem z niego dumna i wiem, że spełniłam swoje wymogi, ja od siebie wymagam czegoś, czego czasami nie potrafię sobie zagwarantować. Tym razem jest inaczej. Chciałabym pisać z takim zamiłowaniem i pomysłem rozdziały. Co miał wam przekazać ten fragment historii? Że życie nigdy nie będzie łatwe, że to nie jest bajka i nigdy nią nie będzie. Violetta radzi sobie tutaj na swój sposób z cierpieniem i problemami. Zostawia przeszłość w tyle, pomimo tego, jak wiele straciła. Mam wielką nadzieję, że dało wam to do myślenia, a jeśli kogoś uraziłam swoimi słowami i opiniami na temat niektórych spraw to przepraszam, taka już jestem, tak właśnie myślę. Na koniec chciałabym prosić o opinię, która dla mnie naprawdę wiele znaczy. To gest, dzięki któremu wiem, że doceniacie to, co robię. Pozdrawiam, Hope.  


7 komentarzy:

  1. Poplakalam się
    Piękny. :)
    Szkoda że nie było by 2 części.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli będzie dużo komentarzy i naprawdę wam się spodoba te historia - pomyślę nad drugą częścią :)
      Uwierz, ja też płakałam pisząc to.
      Dziękuję ;*

      Usuń
  2. Gdy to czytałam.. Popłakałam się, jak małe dziecko..
    Pamiętaj, nie komentuje twojego bloga, ale przeczytałam na nim każde słowo, które napisałaś.
    Nie tylko na tym blogu.
    Piękny One Shot.. Do tego ta piosenka.. Bez łez w oczach tego się nie da przeczytać.
    Ukazałaś w nim naprawdę wiele rzeczy, które dają do myślenia.
    Bynajmniej mi..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję :)
      Miło mi ''słyszeć'' tak przyjemne dla mnie słowa.
      To naprawdę wiele znaczy i ogromnie się cieszę, że to, co tutaj ukazałam/przedstawiłam
      miało większy sens i swoje drugie dno.
      Ja pisząc to płakałam, więc nie dziwię się Tobie :>
      Dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam :*
      `Hope

      Usuń
  3. Cudnowne <3
    Pls napisz kolejną część :*

    OdpowiedzUsuń
  4. O boże .
    Jaki ty masz talent! ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. O boże .
    Jaki ty masz talent! ♥

    OdpowiedzUsuń