11. ~ Pakuj się.

   
     Zjedliśmy razem śniadanie, wszystko było okey. Ludmiła wyglądała na trochę zmartwioną, lecz o nic nie wypytywała. Leon siedział z bratem w salonie, oglądali jakieś filmy. Podeszłam do drzwi. Oparłam się o ścianę i patrzyłam na nich, jak na dzieci bawiące się zabawkami. Coś się zmieniło i nadal zmienia. Między mną, a nim. Między Ferro a Diego. Niby wszystko miało być lepiej, a tak naprawdę nikt z nas nie jest niczego pewny. Obietnica Leona. W nocy... Nie wiem dlaczego, ale trudno mi uwierzyć. Chcę, ale nie mogę, nie potrafię. To zbyt trudne, do cholery.
     Zaufanie...
     Jedna z rzeczy, którą tak trudno zdobyć...
     A tak łatwo stracić.



-Pakuj się. Wyjeżdżamy. -te słowa zwaliły mnie z nóg. Jak to wyjeżdżamy? Gdzie? Po co? Za czym do cholery?! Jedna wiadomość, setki pytań w głowie, na które odpowiedzieć sobie muszę chyba sama. Verdas jak się pojawił, tak szybko zniknął.
     Nie ma mowy! Nigdzie się nie ruszam.
-Jak to wyjeżdżamy? Nie możesz mi powiedzieć ''pakuj się'' a potem od razu znikać.
-Mogę. Właśnie to zrobiłem. -rzucił, niechętnie odwracając się w moją stronę.
-To nie jest zabawne.
-Jest, bardziej niż myślisz.
-Co na to Ludmiła? -spytałam, krzyżując ręce na piersi.
-Zgodziła się! Weź przykład z przyjaciółki.
-Ale przecież... Musimy jechać do domu, spakować się, przyjechać tutaj... A nawet nie wiem co mam wziąć i na ile!
-Więc nie trać czasu i to zrób.
     Jak ja go zaraz strzelę, to mu się odwidzi wyjazd.
-Nie mów mi co mam robić. -syknęłam. -A przynajmniej nie do czasu, aż się nie dowiem, po co to wszystko. -szatyn wziął głęboki oddech, spojrzał na mnie i od razu odwrócił wzrok. Diego wyszedł ze swojej sypialni. Prawdopodobnie reagując na naszą dosyć głośną rozmowę.
     Jeszcze tego Verdas'a mi tu brakowało.
-Czemu tak krzyczycie?
-Diego, bądź tym lepszym bratem. Powiedz mi o co chodzi z tym wyjazdem.
-Chyba śnisz. Ludmiła też nie wie i nie narzeka. -oni doprowadzą mnie do szału, teraz obaj się szczerzą. Lekko zirytowana odeszłam od tych idiotów.



-Jak możesz się godzić, na wyjazd z nimi skoro nawet nie wiesz na ile i gdzie chcą cię zabrać? -spytałam, siedząc na kanapie już w naszym domu i gestykulując rękami na wszystkie strony. Blondynka zaczęła się śmiać. -I z czego się panna tak cieszy?
-Z ciebie. Dramatyzujesz, że nie wiadomo co się dzieje, a tak naprawdę to jest wspaniała wiadomość!
     Ludmiła i jej cudowne nastawienie do życia.
-Na pewno Lu, na pewno...
-Zdecydowanie przesadzasz. Spójrz na to z innej strony. -usiadła naprzeciwko mnie i zaczęła wyliczać. -Po pierwsze, możemy spędzić z nimi więcej czasu. Po drugie, załatwią nam wolne w pracy. Po trzecie, może zabiorą nas nad jakieś morze, gdziekolwiek. Odpoczniesz.
-Może i masz rację, ale ani trochę się nie boisz?
-A czego mam się bać? Z nimi jesteśmy bezpieczne. Poza tym, może kogoś wyrwiesz, skoro ty i Leon jesteście przyjaciółmi. Na pewno nie będzie miał nic przeciwko. -uniosła brew i skierowała swój wzrok na okno. -Piękna pogoda.
-A chcesz dostać tym zagłówkiem? -spytałam. -Dobrze wiesz za co.
-Oj no daj spokój, pasujecie do siebie. -tłumaczyła, pakując swoje rzeczy do walizki.
-Jesteśmy przyjaciółmi, nic więcej. Zapomnij o czymkolwiek między mną, a tym idiotą.
-Hej... Przecież ostatnio nie nazywałaś go idiotą.
-Wkurzył mnie. -syknęłam.
-Właśnie, i to jest dobry powód by jechać. Pogodzicie się.
     Czy tylko ja tu marudzę?
-I tak się pogodzimy, nie ważne czy pojedziemy tam razem czy nie. -rzuciłam, pomagając blondynce w pakowaniu.
-Chyba nie zostawisz mnie tam z nimi samej, prawda? -dobrze wiedziała, jak sprawić, żebym się nad nią zlitowała. Zna mnie lepiej niż ktokolwiek inny, trudno się dziwić.
-Ehh... Nie zostawię. -zapewniłam. Na twarz Ferro wskoczył promienny uśmiech. -Ale wiesz co? Gorzej jak wezmą nas na Syberię, a ty w sukienkach. -rzuciłam wychodząc z jej sypialni.
     Zamknęłam drzwi. Westchnęłam.
     Pojadę, muszę...
-Już myślałem, że nigdy się nie zdecydujesz. -słysząc głos za sobą, aż podskoczyłam ze strachu. Odwróciłam się. Leon Verdas. Obserwowanie mnie to chyba jego hobby.
-Boże... Chcesz żebym dostała zawału?! Co ty tu w ogóle robisz?
-Tylko sprawdzam czy się namyśliłaś. I przy okazji czy nie przeciągnęłaś Lu na swoją złą stronę. -podszedł do mnie. Z szyderczym uśmieszkiem na twarzy minął moją osobę i kierował się ku schodom.
-Jak wszedłeś? -zatrzymał się.
-Pewnie dzięki temu. -podniósł rękę. Widniały na niej moje klucze. To już przynajmniej wiem, gdzie są. -Ale nie złość się, złość piękności szkodzi.
-Oj ty się już nie martw o moją urodę. -powiedziałam i poszłam prosto do swojej sypialni.
-A powinienem?
     Boże, weźcie mnie od niego.
     Raz kochany, raz denerwujący. Verdas zdecyduj się...
-Nie. O to, martwić się będę ja. I proszę moje klucze. -powiedziałam krzyżując ręce na piersi. Verdas przyglądał mi się chwilę, po czym spuścił wzrok, a zaraz znów na mnie patrzył.
-Nie ma mowy, nie dostaniesz ich teraz. Jeszcze muszę po was przyjechać. -syknął. -Bądź gotowa na 18. I ani minuty dłużej.
-Ugh...
     Weszłam do środka i właściwie, zamknęłam mu drzwi przed nosem.



     Byłyśmy gotowe. Spakowane. Ubrane. Pomalowane. Szkoda tylko, że stoimy obie jak te głupki na drodze i na nich czekamy. Właściwie to pod naszym domem, ale jednak. Niech Verdas mi dziś już nie działa na nerwy, bo nie ręczę za siebie.
-Która godzina?
-Osiemnasta. -powiedziałam, patrząc na ekran telefonu.
-Jeszcze się nie spóźnili. -mruknęła.
-Jeszcze...
     Jak na zawołanie, bracia Verdas zajechali na parking czarnym Porsche. Nie wiedziałam, czy się cieszyć czy płakać. Obaj okulary na oczach. Obaj czarne skóry. I ten głupi uśmieszek. Wysiedli z samochodu, oparli się o samochód i nadal się szczerzyli. Wielka pokazówa w stylu "Verdas brothers''. Jakże by inaczej.
-Nie stójcie tak, walizki trzeba spakować. -oburzyła się Ferro.
-Nie trzeba było brać tyle rzeczy, przecież poszlibyśmy na jakieś zakupy.
-Teraz mi to mówisz? -spytałam z nutką irytacji. Diego skinął głową i w dalszym ciągu pokazywał swoje białe zęby.
     Podeszłam do Leona. Oparłam się o samochód. Przeniósł swój wzrok na mnie, i podniósł dłoń, w której miał drugie okulary. Uśmiechnęłam się. Dziękuję - powiedziałam nie używając głosu. W końcu, tylko on miał to ''usłyszeć''. Jednak cwany wskazał na swój policzek. Westchnęłam. W sumie, co mi szkodzi. Zbliżyłam się. Dostał tego buziaka, a zaraz po tym zadowolony wsiadł do samochodu. Diego i Ludmiła już kończyli pakować walizki do bagażnika. Jestem tylko ciekawa jak oni tam to zmieścili. Założyłam okulary i postanowiłam delektować się ostatnimi promieniami słońca, których już pewnie nie zobaczę dzisiaj. Leon już uruchomił samochód. Zostało mi jedynie do niego wsiąść i dać się zabrać, gdziekolwiek tylko chcą.
     Co ja do cholery robię...?
     Przedtem działaliśmy sobie na nerwy,
     A teraz tak po prostu dostaje buziaka, za to, że o mnie pamiętał.
     Jestem głupia.
Zanim się obejrzałam wszyscy siedzieli już w samochodzie. Bracia oczywiście z przodu, my z tyłu. Zapowiadała się ciekawa podróż...

_____________________________
Siemka ;*
Podoba wam się rozdział? Starałam się, żeby był ciekawy. Violetta jak zwykle ma jakieś ''ale''. Oddala się i zbliża z Leonem, głupie co? ;p A jednak, tam gdzie jadą, dużo się zmieni. Może w ogóle przestaną się ze sobą zadawać, może coś się polepszy i się zbliżą... ;p
Tego dowiecie się w kilku następnych rozdziałach :))
I pamiętajcie im więcej komentarzy tym szybciej next  :*
`Hope

7 komentarzy:

  1. Super rozdział nie mogę się doczekać next :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super czekam na next 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Super nie moge się doczekać next :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czemu nie ma 12 ???bo wiedzę na innych blogach że zosatł dodany a tu go nie ma ??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emm... Bo jeszcze go piszę? Są małe opóźnienia, przez mój ostatni grafik i dużo nauki :/
      `Hope

      Usuń
    2. Ok mam nadzieję ze niedługo dodasz ,bo wiem że warto czekać :)Wiem jak to jest z zapełnionym grafikiem i masą nauki :)

      Usuń