24. Kochała mojego ojca.


- Diego, jesteś pewien, że to właściwy adres? 
Rozglądam się uważnie po okolicy, podczas gdy mój chłopak rozmawia z Hernandezem, który niestety musiał zostać w pracy i wykonywać swoje obowiązki, a także przejąć chwilową kontrolę nad sytuacją. Musiałam jechać. Muszę dowiedzieć się wszystkiego, czego jeszcze Carlos nie zdążył powiedzieć, albo coś, czego nawet on po prostu nie wie. Więc pojechałam z Leonem pod adres, który podał nam brunet. Wciąż nie wiemy, czy jest właściwy. 
Dom, przed którym się zatrzymaliśmy wygląda zwyczajnie, ale biednie. Budynek jest biały z czerwonym dachem i niewielkim ogródkiem. Całą posesję otacza metalowe - trochę podniszczone - ogrodzenie. Przed domem stoi czerwony rower dla dziecka, którego pedały poruszają się z podmuchem wiatru. Na parapetach widać czerwone doniczki i piękne, kwitnące kwiaty. 
A jednak coś mi nie pasuje. Cała lokacja wygląda na zadbaną i zdecydowanie przysiadywaną przez dzieci, ale czuję, że coś musi być nie tak. Jestem "policjantką", ja to po prostu wiem i widzę, sama nie do końca rozumiem na czym to polega, ale jednak. 
Kolejny podmuch wiatru rozwiewa moje włosy, a ja delikatnie pozycjonuję je za uszami. Tak mi wygodniej. Coraz bardziej odczuwam obecność Leona, dlatego obracam się powoli, by z nim porozmawiać. Akurat do mnie idzie. 
- I jak? - pytam. 
- Diego twierdzi, że to właściwy adres. Biorąc pod uwagę fakt, że to jedyny dom przypominający opis posiadłości Madeline, nie rozumiem dlaczego tak bardzo się martwisz. 

23. "Dziecko nie żyje."


- Zaraz, Violetta - mówi spokojnie Leon. - Chyba czegoś nie zrozumiałem. 
- On jest moim ojcem - szepczę słabo. - Michael Castillo jest moim ojcem. On żyje i ma zamiar wprosić się do mojego życia. Zniszczyć je doszczętnie, jakbym jeszcze mało w nim przeżyła. Zniosłam wszystko. Całe dzieciństwo patrzyłam jak Carlos niszczy wszystko, na czym kiedykolwiek mi zależało.
- Viola... 
- Nie, Leon. Ja przeżyłam śmierć obojga moich rodziców. Możesz sobie wyobrazić, jak bardzo cierpiałam, stojąc na cmentarzu przed ich grobami? Otoczona tymi wszystkimi ludźmi. Każdy składał mi kondolencje, wyrazy współczucia.. Patrzyli na mnie jak na biedną sierotę - prycham. - Którą właściwie byłam. Pogodziłam się z tym. Przetrawiłam to... A teraz nagle dowiaduję się, że mój ojciec żyje, pod jego pomnikiem nikt nie leży, a całe to przedstawienie było kłamstwem - łkam. - Zaraz moja matka zapuka do drzwi, a ja już nie będę miała siły na złość. 
Opieram się o ramię Verdasa, a on przyciska mnie mocniej do siebie i składa czuły pocałunek na włosach. Czuję jak pierwsza łza spływa wolno po policzku, ale nie staram się wstrzymać płaczu. Potrzebuję tego jak tlenu. Ostatni raz płakałam na pogrzebie Sophii, a od tego wydarzenia minęło sporo czasu. 
Każdy człowiek musi kiedyś płakać, bo nie oznaka słabości - a przynajmniej nie zawsze - ale łzy są przede wszystkim wyrazem tego, jak bardzo cierpisz. Jeżeli nie masz innego wyjścia, po prostu się poddajesz emocjom i oto są - słynne, zalewające twoją duszę jak morze Titanica - łzy rozpaczy, tęsknoty, szczęścia.