- Diego, jesteś pewien, że to właściwy adres?
Rozglądam się uważnie po okolicy, podczas gdy mój chłopak rozmawia z Hernandezem, który niestety musiał zostać w pracy i wykonywać swoje obowiązki, a także przejąć chwilową kontrolę nad sytuacją. Musiałam jechać. Muszę dowiedzieć się wszystkiego, czego jeszcze Carlos nie zdążył powiedzieć, albo coś, czego nawet on po prostu nie wie. Więc pojechałam z Leonem pod adres, który podał nam brunet. Wciąż nie wiemy, czy jest właściwy.
Dom, przed którym się zatrzymaliśmy wygląda zwyczajnie, ale biednie. Budynek jest biały z czerwonym dachem i niewielkim ogródkiem. Całą posesję otacza metalowe - trochę podniszczone - ogrodzenie. Przed domem stoi czerwony rower dla dziecka, którego pedały poruszają się z podmuchem wiatru. Na parapetach widać czerwone doniczki i piękne, kwitnące kwiaty.
A jednak coś mi nie pasuje. Cała lokacja wygląda na zadbaną i zdecydowanie przysiadywaną przez dzieci, ale czuję, że coś musi być nie tak. Jestem "policjantką", ja to po prostu wiem i widzę, sama nie do końca rozumiem na czym to polega, ale jednak.
Kolejny podmuch wiatru rozwiewa moje włosy, a ja delikatnie pozycjonuję je za uszami. Tak mi wygodniej. Coraz bardziej odczuwam obecność Leona, dlatego obracam się powoli, by z nim porozmawiać. Akurat do mnie idzie.
- I jak? - pytam.
- Diego twierdzi, że to właściwy adres. Biorąc pod uwagę fakt, że to jedyny dom przypominający opis posiadłości Madeline, nie rozumiem dlaczego tak bardzo się martwisz.