Moje
przypuszczenia i najśmielsze czarne myśli przeobraziły się w rzeczywistość,
ponieważ gdy tylko podjechałam samochodem na swoją ulicę i zaparkowałam, po
czym oczywiście całkowicie spokojna wysiadłam z auta… Nieświadoma niczego
minęłam swobodnym krokiem samochód stojący niedaleko od mojego. I zatrzymałam
się. Poczułam na gardle chłodny uścisk kolejnego problemu. Odwróciłam się,
modląc się, by to nie był ten samochód, o którym myślałam.
No
i na marne wyszło mi okłamywanie siebie.
Ten
sam.
Tak
jak w tamten pamiętny wieczór, gdy Leon Verdas po raz kolejny wszystko
spieprzył. Wszystko wróciło. Natychmiast przed oczami miałam siebie patrzącą w
okno domku nad jeziorem. Jej dłonie wplątane w jego włosy. Krzyki i kłótnia. A
przed domem ten sam, pieprzony samochód.
Miałam
tylko złudną nadzieję, że ten pieprzony
samochód stoi tu nie po to, by właścicielka mogła złożyć mi wizytę. Wokół
przecież mnóstwo innych domów. Może Natasha wcale nie zdaje sobie sprawy z
tego, gdzie mieszkam?
Może
za bardzo dramatyzuję?
Jestem
przewrażliwiona.