Biuro
było przestrzenne. Zadbane. Ładne.
Mężczyzna
w mojej marnej ocenie – nawet przystojny, lecz arogancki i egocentryczny.
Natomiast
rozmowa o pracę nigdy nie wychodziła mi najlepiej. Może dlatego, że nigdy tak
naprawdę nie miałam możliwości jej odbyć. Praca u Carlosa rozpoczęła się zaraz
po studiach i jako jego rodzina, a także jako mój prawny opiekun, postanowił
darować sobie głupoty z rozmowami o pracę i CV. Od razu dostałam robotę, której
nawet nie chciałam – co było niezłym paradoksem. Pensja nie była zła, więc nie
marudziłam, a później to nawet polubiłam. Mogłam pomagać ludziom, a to czyniło
tę pracę cenniejszą niż mogłoby mi się na początku wydawać.
Ciemne
oczy studiowały dokładnie moją marmurową minę i nieufne oczy. Czułam się jak na
przesłuchaniu, na którym wcale nie chciałam być. Nie lubiłam tego uczucia,
niemalże się go bałam. Gale wziął do ręki moje dokumenty i przejrzał je
dokładnie, skrupulatnie.
Tak
naprawdę wiedziałam, że wcale ich nie potrzebuje i jest to po prostu czysta
prowokacja, tyle, że nie do końca wiedziałam, czemu miała służyć. Jasne było,
że chce mnie tutaj. Gość usiłował się ze mną umówić co najmniej 20 razy. Teraz
po prostu udawał, że tego nie pamięta. Nie wiem z kogo chciał zrobić idiotę. Z
siebie czy ze mnie.
Jestem
skłonna do pierwszej opcji.
Minęło
trochę czasu, nim usłyszałam jego głos.
Tak,
znów kojarzył mi się z Verdasem.