18. Misja samobójcza


Biuro było przestrzenne. Zadbane. Ładne.
Mężczyzna w mojej marnej ocenie – nawet przystojny, lecz arogancki i egocentryczny.
Natomiast rozmowa o pracę nigdy nie wychodziła mi najlepiej. Może dlatego, że nigdy tak naprawdę nie miałam możliwości jej odbyć. Praca u Carlosa rozpoczęła się zaraz po studiach i jako jego rodzina, a także jako mój prawny opiekun, postanowił darować sobie głupoty z rozmowami o pracę i CV. Od razu dostałam robotę, której nawet nie chciałam – co było niezłym paradoksem. Pensja nie była zła, więc nie marudziłam, a później to nawet polubiłam. Mogłam pomagać ludziom, a to czyniło tę pracę cenniejszą niż mogłoby mi się na początku wydawać.
Ciemne oczy studiowały dokładnie moją marmurową minę i nieufne oczy. Czułam się jak na przesłuchaniu, na którym wcale nie chciałam być. Nie lubiłam tego uczucia, niemalże się go bałam. Gale wziął do ręki moje dokumenty i przejrzał je dokładnie, skrupulatnie.
Tak naprawdę wiedziałam, że wcale ich nie potrzebuje i jest to po prostu czysta prowokacja, tyle, że nie do końca wiedziałam, czemu miała służyć. Jasne było, że chce mnie tutaj. Gość usiłował się ze mną umówić co najmniej 20 razy. Teraz po prostu udawał, że tego nie pamięta. Nie wiem z kogo chciał zrobić idiotę. Z siebie czy ze mnie.
Jestem skłonna do pierwszej opcji.
Minęło trochę czasu, nim usłyszałam jego głos.
Tak, znów kojarzył mi się z Verdasem.

17. Kolejna szansa?


- Violetta.
Zignorowałam cichą prośbę.
Moje mieszkanie wydawało się takie… inne. Było puste, takie bez wyrazu, pomimo faktu, iż kompletnie nic się nie zmieniło od momentu mojego wyjazdu. Wtedy było chyba ładniejsze. Panował w nim bezwzględny porządek. Meble i podłoga prawie błyszczały, co świadczyło tylko o pracowitości Francesci. Cudowna z niej istota, pomyślałam, przesuwając opuszkami palców po chłodnej ścianie. Naprawdę nie czułam się tu swojo, a chyba nie powinno tak być.
Poprawka: sama nie wiedziałam, jak powinno być.
Płytki oddech towarzyszył mi od dobrych kilkunastu minut. Czułam swoje zimne ciało, niemalże lodowate palce i kompletnie pusty wzrok. Wiedziałam, że wyglądam jak cień siebie i nienawidziłam tego stanu. Nienawidziłam się tak czuć, tak żyć, tak funkcjonować. A powód całego zamieszania znajdował się za moimi plecami. Może metr, może dwa.
Odwróciłam się twarzą do niego. Przechyliłam lekko głowę i przyjrzałam się silnej posturze mężczyzny, dla którego bezpieczeństwa, oddałam niegdyś swoją wolność; przez którego miłość, nadal nie potrafiłam sobie ze sobą poradzić. Stał nieruchomo, obserwując mnie ostrożnie, ale bacznie. Czarna kurtka niemalże zlewała się z czarną koszulką opinającą jego klatkę piersiową, a ta unosiła się niespokojnie. Denerwował się. Miał do tego powody. Nie odezwałam się ani słowem od momentu, w którym Cauviglia podarowała mi klucze do mieszkania. Diego ma przywieźć mi później ubrania i rzeczy, które zostały u nich w mieszkaniu. Jestem wdzięczna Fran, że to dla mnie wywalczyła.