Pogładziwszy
dłońmi ramiona okryte beżowym swetrem, oparłam jedno z nich o jedną ze stron
łuku ściennego prowadzącego do kuchni. Tam właśnie przebywało źródło mojego
zainteresowania. Już na górze dobiegł mnie zapach jajecznicy smażonej na maśle.
Teraz ten sam zapach przyprawiał mnie niemalże o mdłości, ponieważ byłam głodna
jak wilk. Nie pamiętałam już kiedy ostatnio jadłam. Mój własny uniwersalny –
jeden z wielu – akt masochizmu. Stanie tutaj i patrzenie na Leona robiącego
śniadanie również nim było, lecz w innym sensie. Przez niego to było
trudniejsze, gorsze w pewnym sensie. W gardle pojawiła się gula wielkości
kamienia, czasem nawet wstrzymywałam oddech – automatycznie. Nie zauważył mnie,
odwrócony twarzą w stronę patelni, umożliwiając mi jednocześnie obserwowanie
precyzyjnych ruchów, całych pleców i pozwolił mi również fantazjować. Fantazje
miały tytuł „1000 sposobów na drogę do piekła za wszystkie grzechy popełnione
wraz z panem Leonem Verdasem podczas nieobecności jego dziewczyny”
Autentycznie…
wcale nie był taki optymistyczny. Z jednej strony napadała mnie myśl, że
przecież i tak już mam się za potwora, po cholerę to zmieniać i odpuszczać
sobie takie przyjemności, bo byłam pewna myśli, że z łatwością zaciągnęłabym go
do łóżka. Tak, jak on zrobił to ze mną ponad tydzień temu. A ja się poddałam. Z
drugiej zaś strony coś we mnie już nie chce ranić i słyszeć krzyku w swojej
głowie, mówiącego, że jestem najgorsza na świecie, że nie ma dla mnie
odkupienia. Zaciągając Verdasa do łóżka popełniłabym ten sam błąd ponownie. Ten
sam błąd, który podwójnie zrani Natashę.