Z
czym mnie kojarzy się bezpieczeństwo?
Nigdy
nie był to dom rodzinny. Na pewno nie w momencie, kiedy straciłam matkę. Nic wtedy
nie kojarzyło mi się z bezpieczeństwem, ojciec uciekł, a Carlos nie potrafił
być wujem na medal. Starał się ale na marne. Wraz z rankiem uciekałam z domu,
wracałam wieczorem. Nikogo nie obchodziło, czy ktoś mnie porwie, czy może
zgwałci w drodze powrotnej. Mało było pedofili na ulicach? Mało niewyżytych
fizycznie obleśnych facetów? Ważne, że wróciłam. Wtedy nie było nic, co
kojarzyło mi się ze spokojem, bezpieczeństwem, brakiem zmartwień. Potem
dorosłam. Nic się nie zmieniło. Wrócił Michael, a moje życie zamieniło się w
jeden wielki horror. Pojęcie bezpieczeństwa zniknęło gdzieś w ramionach Leona,
jeszcze zanim od niego odeszłam. Tylko on dawał mi jego skrawek. Tam czułam się
spokojna, bezpieczna.
Więc
czym teraz jest dla mnie bezpieczeństwo?
Nie
kochaniem. Nie tęsknieniem. Nie czekaniem na nikogo. Brak zbędnych nadziei i
złudzeń. Tym właśnie jest dla mnie bezpieczeństwo. Nigdy się nie zakochiwać. Nigdy
nie kochać. Miłość to ryzyko na które mnie nie stać, mimo, iż jest już za
późno. Jedyne co przynosi to ból i cierpienie. Bo gdy pozwalamy zbliżyć się do
nas innemu człowiekowi – wystawiamy się na odstrzał. Pozwalamy mu nas
krzywdzić, nie mamy sił się bronić. Popełniamy błędy, poniżamy się i zsuwamy
plecami po drzwiach czy ścianach, bo serce nie wyrabia, jest mu zbyt ciężko. Może
jest za słabe na ten świat… Świadomość, że ciągle nie jest tak jak być powinno,
zabija.