11. Mistrzyni kłamstwa


      Chwytałam płytkie oddechy, przepijając gorzki smak żalu tequilą z lodem.
Chciałabym poczuć, zasmakować chociaż na chwilę… ciszy. W uszach dudniła muzyka dobiegająca z dołu, śmiech bawiących się ludzi i co ważniejsze – zapach alkoholu dobiegał aż do mojego pustego pokoju na poddaszu. Postawiłam szklankę z trunkiem na parapet, na którym właściwie siedziałam od mniej więcej czterdziestu minut. Przez otworzone na oścież okno do pokoju wlatywał i wylatywał chłodny wiatr, niszcząc moją weselną fryzurę. Miałam to gdzieś. Przed oczami niby piękny księżyc, gwiazdy, weselny klimat… a jednak wspomnienia sprzed roku. I Leon. Tańczący ze swoją dziewczyną na środku parkietu, zadowolony, dumny z jej obecności.
Przeklęłam się w myślach, gdy głowa opadła mi na dłonie. Głęboki wdech.
Nie potrafię.
Nie wiedziałam, że aż tak będzie boleć. Na myśl, że wszystko mogło być inaczej, skończyć się inaczej przebiegł po mnie chłodny dreszcz. Doskonale wiedziałam co robię. Teraz przyszło mi za to zapłacić. Tonąć w smutku, żałować samej siebie przez to, że jestem taką idiotką.