Głęboki wdech. Kaszel. Mruganie oczyma.
Spowiła mnie ciemność. I gdy w końcu odzyskałam
świadomość, zauważyłam, że stoję na betonowej podłodze pokrytej kurzem. Wokół
unosił się dym, jakaś dziwna mgła, szara i gęsta. Rozejrzałam się i poczułam
się nagle, jak w jakimś głupim horrorze. Otaczały mnie lustra. Ogromne koło,
które utworzyły, uwięziło mnie w obrazie mnie samej. Miałam na sobie szare
ubrania, tak jak mieli altruiści w Niezgodnej. Jak sierota, szukająca domu. Co
jeszcze mnie martwiło?
Ciemność wokół.
- Halo?
Echo wokół.
Samotność… wokół.
Gdzie nie spojrzałam, widziałam swoją zmieszaną
minę. Może nawet strach w oczach. Niepewnym krokiem ruszyłam w stronę jednej z
lustrzanych ścianek. Dotknęłam jej powierzchni. Gładka, twarda i idealnie
wypolerowana. Wbiłam wzrok w swoje odbicie. Byłam w naprawdę marnym stanie.
Podkowy pod oczami i zmęczone oczy, ale szeroko otwarte świadczyły tylko o moim
wykończeniu fizycznym.
Zamrugałam oczyma.
Zmarszczyłam brwi, zauważając kilka metrów za sobą
zarys postaci, mężczyzny. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to czarne włosy i
złoty pierścień na palcu. Serce zaczęło mi gwałtowniej bić, tętno podskoczyło w
tempie tak zaskakującym. Docisnęła palce do lustra, usiłowałam wmówić sobie, że
to nie prawda. To nie dzieje się naprawdę.
Zamknęłam oczy.
Oddychałam głęboko, wciąż powtarzając sobie
kłamstwa, dopóki nie usłyszałam tego głosu:
- Naprawdę sądziłaś, że ode mnie uciekniesz?
Nie.
Nie.
Błagam, nie.
Odwróciłam się do niego twarzą.
- Nigdy nie próbowałam.