Wygładziłam suknię dłońmi wzdychając cicho, tak, aby
Francesca stojąca kilka dużych kroków dalej nie mogła usłyszeć. Przyjrzałam się
swojemu odbiciu w lustrze i śmiało stwierdziłam, że wszystko jest nie tak.
Długa suknia w odcieniu jasnego fioletu była nie tak. Ja wyglądałam nie tak.
Mój nastrój był nie tak. Jedynie Fran kręcąca się gdzieś w pobliżu przypominała
ćwierkającego skowronka, wręcz tryskała cudownym humorem i pełnią energii.
Chyba lubiła zakupy. Tak właśnie stwierdziłam, kiedy zauważyłam, że idzie do
mnie zgrabnym krokiem z kilkoma nowymi sukniami.
Miałam ochotę złapać się za głowę. Nienawidziłam
sukni, zwłaszcza długich. A jeszcze bardziej nienawidziłam wysokich szpilek,
przez które moje stopy umierały.
- Wyglądasz pięknie. W fiolecie ci do twarzy.
Uniosłam wysoko brew.
- Wcześniej w zieleni i pomarańczy też było mi do
twarzy - zauważyłam. Poza tym, niewygodnie mi w tym. Mogę zdjąć?
- Możesz, ale mam dla ciebie jeszcze dwie. I nie rób
tej kwaśnej miny, to nie ja chciałam lecieć do Madrytu bez sukni na ślub i na
kocią łapę, pamiętasz? Nie wiem jak przekonałaś do tego Diega, ale od zakupów
się nie wywiniesz. Nie pójdziesz chyba na wesele w jeansach i bluzce.
Przyłożyła do siebie czerwoną sukienkę po kostki,
pokręciłam głową.
- Właściwie, to czemu nie? Zaoszczędzę sobie nerwów.
Spiorunowała mnie wzrokiem.
- Jesteś kobietą – zaznaczyła. – Bądź kobietą.
Kobiety noszą sukienki, a w szpilkach wyglądasz seksownie. I stwierdzam to jako
dobra kumpela, która wybierze ci nieziemską sukienkę na wesele Ludmiły.