08. Wyparcie


Wygładziłam suknię dłońmi wzdychając cicho, tak, aby Francesca stojąca kilka dużych kroków dalej nie mogła usłyszeć. Przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze i śmiało stwierdziłam, że wszystko jest nie tak. Długa suknia w odcieniu jasnego fioletu była nie tak. Ja wyglądałam nie tak. Mój nastrój był nie tak. Jedynie Fran kręcąca się gdzieś w pobliżu przypominała ćwierkającego skowronka, wręcz tryskała cudownym humorem i pełnią energii. Chyba lubiła zakupy. Tak właśnie stwierdziłam, kiedy zauważyłam, że idzie do mnie zgrabnym krokiem z kilkoma nowymi sukniami.
Miałam ochotę złapać się za głowę. Nienawidziłam sukni, zwłaszcza długich. A jeszcze bardziej nienawidziłam wysokich szpilek, przez które moje stopy umierały.
- Wyglądasz pięknie. W fiolecie ci do twarzy.
Uniosłam wysoko brew.
- Wcześniej w zieleni i pomarańczy też było mi do twarzy - zauważyłam. Poza tym, niewygodnie mi w tym. Mogę zdjąć?
- Możesz, ale mam dla ciebie jeszcze dwie. I nie rób tej kwaśnej miny, to nie ja chciałam lecieć do Madrytu bez sukni na ślub i na kocią łapę, pamiętasz? Nie wiem jak przekonałaś do tego Diega, ale od zakupów się nie wywiniesz. Nie pójdziesz chyba na wesele w jeansach i bluzce.
Przyłożyła do siebie czerwoną sukienkę po kostki, pokręciłam głową.
- Właściwie, to czemu nie? Zaoszczędzę sobie nerwów.
Spiorunowała mnie wzrokiem.
- Jesteś kobietą – zaznaczyła. – Bądź kobietą. Kobiety noszą sukienki, a w szpilkach wyglądasz seksownie. I stwierdzam to jako dobra kumpela, która wybierze ci nieziemską sukienkę na wesele Ludmiły. 

07. Impas


Naprzeciwko mnie usiadł – na pierwszy rzut oka – przystojny, czarnowłosy mężczyzna w garniturze i krawacie. Zmierzyłam go przelotnym, obojętnym spojrzeniem i odwróciłam wzrok. Wyglądał na nieskrępowanego, pewnego siebie i odrażająco bogatego. Bo tacy są ci dziani, dumni mężczyźni, prawda? Liczą się tylko pieniądze, dobra zabawa i piękne kobiety – szkoda, że na jedną noc.
I ja miałam nieszczęście należeć do tego grona.
- Zaprosiłaś mnie do tego baru, żeby milczeć? – spytał nagle mężczyzna. Zaskoczył mnie jego głos. Przypominał mi głos Verdasa, uznałam to za zmęczenie. Nie spałam od wielu godzin, wszystko mogło mi się wydawać. – Sądziłem, że porozmawiamy jak kulturalni ludzie. Tamtej nocy byłaś bardziej rozmowna, i chyba nawet wyglądałaś odrobinę lepiej.
Wytrzymał moje mordercze spojrzenie.
- Co miałam zrobić? – Uniosłam brew. – Prześladujesz mnie mailami, na które nie mam ochoty odpowiadać. Co mam zrobić, żebyś zostawił mnie w świętym spokoju?
- Umówić się ze mną – odparł, jakby to było banalne.
Wcale takie nie było.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Ci mężczyźni… zadziwiali mnie z każdym kolejnym dniem. Ledwo radziłam sobie z utrzymaniem Diego w stanie trzeźwości. Ledwo wytrzymywałam Paula i jego kobiece nastroje, troskę o mnie jak o małe dziecko.
Morał?

06. Umiesz liczyć, licz na siebie


Nie mam pojęcia ile łez wypłynęło tej nocy z moich oczu.
Zasnęłam blisko wschodu słońca. Wyprana z sił, zmęczona, wykończona i zraniona, otworzyłam je zaledwie kilka godzin później. Krople deszczu waliły mocno w okna sypialni, dudniąc tym samym w mojej głowie niczym echo. Jak szybko echo się pojawiało, tak szybko znikało. I znowu. Przeciągnęłam zagłówek z boku na głowę i przycisnęłam go do niej mocno. Chciałam się zagłuszyć. Ilekroć zamknęłam oczy, słyszałam swój własny płacz w głowie, słowa wypowiedziane do Diega i Paula. Jedno dodatkowe uderzenie serca. Kolejne. Kolejne. Jeszcze jedno. Wciąż miałam ochotę płakać, krzyczeć i kogoś pobić. Powstrzymywała mnie przed tym jedynie myśl, że upadam, a moja psychika słabnie z każdym następnym wybuchem słabości. Bolał mnie każdy mięsień, każda kość w moim ciele. Jakby poprzedniej nocy ktoś mnie pobił, a ledwo dałam się komuś dotknąć.