25. Propozycja


Z frustracją przełączam kolejny z kolei kanał w telewizji. Nigdy nic ciekawego nie można pooglądać. No chyba że na święta, ale wtedy to naprawdę musi być bardzo dobra okazja! Podnoszę kolana pod brodę i tym razem czuję przygnębienie kumulujące się w zaskakującym tempie – na ekranie telewizora właśnie jest jakaś wesoła rodzinka.
Chciałabym mieć normalne życie, normalną rodzinę i chociaż jeden normalny dzień w tygodniu. Wzdycham z rozpaczą przypominając sobie stan w jakim znajduje się Carlos, ostatnią wiadomość od jakiegoś podejrzanego typa i moje relacje z Michaelem. Wszystko jest nie tak. Tym bardziej, że Leona coraz częściej mi brakuje. Zważając na mój stan psychiczny, to on przejął stery w firmie i z dnia na dzień widujemy się rzadziej. Boli mnie to jak cholera, bo jak go nie ma to jest tak, jakby ktoś mi kazał oddychać bez powietrza. Wpadam w ciemną otchłań, z której nie będzie wyjścia.
Nagle słyszę przekręcanie zamka w drzwiach i stukanie obcasów. Nie mniej niż pięć sekund później po moim mieszkaniu rozchodzi się melodyjny głos Ludmiły.
- Violetta! Jesteś w domu?
Nie, nie ma mnie.
- Jestem – odpowiadam półgłosem i układam się na kanapie, jakbym zaraz miała umierać. – Ale nie stać mnie na to, żeby wstać z łóżka, więc zapomnij o czymkolwiek, co zdążyłaś wymyślić – dodaję, kiedy blondynka staje w drzwiach i patrzy na mnie skrzywiona. Najwyraźniej nie podoba się jej moja postawa, ale na żadną inną mnie nie stać.