22. "Violetto, kim jestem?"

Z dedykacją dla Żelcia Boom :>

- Muszę wynieść się od Ludmiły - mówię półgłosem, leżąc na wygodnym łóżku, obejmowana przez Leona. 
Obudziliśmy się dobre piętnaście minut temu, ale ja tylko na moment otworzyłam oczy - żeby sprawdzić, która jest godzina. Od tamtej pory trzymam je zamknięte, a chęci na wstanie z miękkiego materaca póki co nie przychodzą. 
Leonowi chyba też to pasuje. Co jakiś czas całuje mnie w głowę i stale wodzi palcami po moim ramieniu. Czasami nawet się odezwie, ale oboje dobrze wiemy, że ósma rano to nie czas, na ożywioną rozmowę. To czas na niezbyt szybką pobudkę. Zwłaszcza, że dzisiaj jest piątek i w pracy musimy być dopiero na czyjeś wezwanie... prawdopodobnie Diega. 
- Popieram, jeśli masz zamiar wprowadzić się do mnie. 
Śmieję się pod nosem. 
- Chyba śnisz. Miałam na myśli kupno własnego mieszkania i przeżycia w nim. Co prawda na granicy śmierci, bo większą połowę swojego czasu poświęcam papierkowej robicie, Ludmile i łapaniu złych panów. 
Słyszę, jak szatyn prycha. Zupełnie jakbym powiedziała coś głupiego, a to sama prawda. 
- Dlaczego tylko facetów masz na myśli? 
- Bo kobiety mają więcej rozumu i nie pakują się w sprawy, przez które trzeba milion razy czytać jedną książkę, bo za kratkami nie ma nic więcej do roboty. A poza tym jesteśmy bardziej odpowiedzialne. 
Otwieram oczy i wyłapuję czułe spojrzenie swojego faceta. Nie mam pojęcia ile już się tak na mnie gapi, ale podoba mi się to. Mogłabym spędzać z nim każdy poranek i gwarantuję, że nie żałowałabym ani chwili.

21. Tajemnica


-Jesteś tego pewny? Uwierz, możesz cholernie żałować tego, co teraz zrobisz. 
-Nie. 
-W takim razie co my tu, kurwa, robimy? Ty będziesz miał problemy z Violką, a ja nie chcę spać na podłodze, jak Ludmiła się dowie. 
idziemy właśnie do firmy, na wydział informatyczny, gdzie czeka na nas Diego. Na ulicy nie ma żywej duszy, więc spokojnie możemy wejść do środka niezauważeni. Silny wiatr rzuca moją - jak zwykle - niezasuniętą, czarną kurtką jak Violetta papierami, gdy się zdenerwuje. Ale co się dziwić, na zegarach już dawno wybiła pierwsza w nocy, a z racji, że jest piątek, nikt już nie pracuje w firmie. Od tego jest policja, a my jesteśmy tak jakby dodatkową pomocą. 
-Nie dowie się. 
-Leon. - Szatyn łapie mnie mocno za ramię, kiedy przekraczamy próg budynku. Odwracam się z impetem i wymierzam w niego ostre spojrzenie. Nienawidzę jak ktoś przeszkadza mi w robocie, zwłaszcza tak ważnej jak ta. -Słuchaj, stary, Violetta nigdy w życiu ci tego nie wybaczy. A gwarantuję ci, że się dowie. 
-Chcesz się wycofać? - pytam prosto z mostu. 
Federico marszczy brwi. 
-Nie chcę - warczy. -Tylko uprzedzam, żeby potem nie było za późno, jak już wszystko się spieprzy... Violetta jest dla mnie jak siostra, znam ją najlepiej z nas wszystkich. Nie ujdzie nam to na sucho, nigdy nie uchodzi. 

20. Kilka prawd


Siedziałam z podkulonymi nogami na szerokim parapecie, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo. Myślałam. Intensywnie myślałam o minionych dniach. Wszystkie sytuacje przelatywały mi przed oczyma. Śmierć Sophii. Pocałunek z Leonem. Propozycja Carlosa... I wiele innych. Myśli kumulowały się, biły, odbijały echem w mojej głowie, ale tylko cicho westchnęłam, opierając głowę o zimną ścianę. Przez tyle lat kłamstw, krętactw i milczenia, teraz pojawiła się okazja, by dowiedzieć się wszystkich szczegółów... Wszystkiego co On ukrywał, a czego nie znalazłam na pendrive, którego do tej pory nie przejrzałam w całości. Nie miałam tyle odwagi... 
Wszyscy mówią "Violetta jest najodważniejszą kobietą jaką w życiu spotkałem. Rozważną, stanowczą, odpowiedzialną" ale to nie prawda. Brednie wyssane z palca. Potrafię płakać, krzyczeć z bólu, wić się w łóżku, bo mnie ktoś zranił. Potrafię. Tak jak każdy człowiek na tej ziemi. Nie ma niezniszczalnych, obojętnych, półprzytomnych ludzi, bo to tylko dobra iluzja, by ukryć prawdę i nie pokazywać jej światu. 
Kiedy wyciągasz rękę, by chwycić prawdę, nadzieję albo choćby szczęście, ono umyka niczym spłoszony lis w odmęty ciemności. Nie złapiesz go, bo nie masz siły. Nie zawołasz, bo wiesz, że nie wróci. Ludzie bywają naiwni, ale są też bezradni. Człowiek zdany tylko na świat, nie wierzący we własne myśli jest niczym piasek na bezludnych plażach. Nic nie znaczący, bezradny, bezwładny... 
Ja nie chcę taka być, więc dlaczego nie potrafię godzić się z własnymi decyzjami? Dlaczego każde pojedyncze słowo zamienia się w popiół wątpliwości, rozwiewany przez wiatr? Każde wypowiedziane do mnie słowo umknęło gdzieś w odmętach myśli... Jeszcze chyba nigdy nie byłam tak nieobecna jak dziś. Leon martwił się, że coś się stało, ale ja przeczyłam na każdy możliwy sposób, aż przestał. Dobrze wiem, że mi nie wierzy. Dobrze wiem, jak szybko domyślił się, że coś ukrywam. Ale nie naciskał... Powinnam mu za to dziękować?