Z dedykacją dla Żelcia Boom :>
- Muszę wynieść się od Ludmiły - mówię półgłosem, leżąc na wygodnym łóżku, obejmowana przez Leona.
Obudziliśmy się dobre piętnaście minut temu, ale ja tylko na moment otworzyłam oczy - żeby sprawdzić, która jest godzina. Od tamtej pory trzymam je zamknięte, a chęci na wstanie z miękkiego materaca póki co nie przychodzą.
Leonowi chyba też to pasuje. Co jakiś czas całuje mnie w głowę i stale wodzi palcami po moim ramieniu. Czasami nawet się odezwie, ale oboje dobrze wiemy, że ósma rano to nie czas, na ożywioną rozmowę. To czas na niezbyt szybką pobudkę. Zwłaszcza, że dzisiaj jest piątek i w pracy musimy być dopiero na czyjeś wezwanie... prawdopodobnie Diega.
- Popieram, jeśli masz zamiar wprowadzić się do mnie.
Śmieję się pod nosem.
- Chyba śnisz. Miałam na myśli kupno własnego mieszkania i przeżycia w nim. Co prawda na granicy śmierci, bo większą połowę swojego czasu poświęcam papierkowej robicie, Ludmile i łapaniu złych panów.
Słyszę, jak szatyn prycha. Zupełnie jakbym powiedziała coś głupiego, a to sama prawda.
- Dlaczego tylko facetów masz na myśli?
- Bo kobiety mają więcej rozumu i nie pakują się w sprawy, przez które trzeba milion razy czytać jedną książkę, bo za kratkami nie ma nic więcej do roboty. A poza tym jesteśmy bardziej odpowiedzialne.
Otwieram oczy i wyłapuję czułe spojrzenie swojego faceta. Nie mam pojęcia ile już się tak na mnie gapi, ale podoba mi się to. Mogłabym spędzać z nim każdy poranek i gwarantuję, że nie żałowałabym ani chwili.