2. ~ Jeden taniec.


Zgodziłyśmy się, jutro zaczynamy pracę... W restauracji niedaleko biurowca zjadłyśmy spóźnione śniadanie. Później oczywiście poszłyśmy na zakupy. Dlaczego? Stwierdziłyśmy, że koniecznie trzeba uczcić dostanie pracy, czyli idziemy na dyskotekę do największego klubu w mieście. Jednak moja kochana przyjaciółka zaczęła marudzić, że nie ma się w co ubrać, wiec nie miałyśmy wyboru. I niby to ja tu jestem marudą. Ludmiła jest nadal Ludmiłą, czyli zawsze musi wyglądać olśniewająco. 
-Lu, przebrałaś się już? -zapytałam stojąc przed przebieralnią. 
-Daj mi chwilkę.
-Ile można, to jest dziesiąta sukienka i ubierasz ją już pięć minut. 
-Nie marudź, jest dobrze. -powiedziała i wreszcie wyszła z przebieralni. Nie powiem, wyglądała seksownie i kusząco. Na dzisiejszą dyskotekę idealnie. Zaniemówiłam. 
-I jak? 
-Bosko Lu. Jest idealna na dzisiaj, bierzesz ją. -oznajmiłam zdecydowanie. 
-Myślisz? -zapytała przeglądając się w lustrze. 
-Tak, zdecydowanie. Przebieraj się, bierz ją i wychodzimy. -Tylko się pośpiesz. Zanim kupimy jakieś zakupy do domu i zanim do tego domu wrócimy to trochę minie a trzeba się jeszcze ogarnąć przed imprezą. 
-Nie pośpieszaj mnie. Też sobie coś kup, a nie marudzisz. 
-Ja już kupiłam. 
-Co? Kiedy?! 
-Przez internet zamówiłam, wczoraj przyszła paczka. -powiedziałam przeglądając suknie wieczorowe. 
-Rozumiem. Mi też mogłaś coś zamówić. 
-Nie chciałaś nic. 
-Bo nie wiedziałam, że zamawiasz. Dobrze wiesz, że coś bym na pewno chciała. 
-Tak wiem Lu; pośpiesz się. 



     Po kilku godzinach na mieście byłyśmy już w domu. Za dwie godziny wypadałoby być na miejscu, a my dopiero wróciłyśmy. To jest jakaś masakra; Lu poszła rozpakowywać zakupy, a ja szybko pobiegłam do łazienki wziąć prysznic. Po chwili wyszłam z łazienki, natomiast przede mną nagle zjawiła się blondynka.
-Viola, dostałam SMS od Chrisa. 
-I co ja mam z tym wspólnego? -zapytałam przebierając ubrania w garderobie. 
-Pyta kiedy będziemy na miejscu. -Chris to znajomy Ludmiły, nie przepadam za nim ale skoro ona tak to jakoś wytrzymam. Wiem na pewno, że będę się trzymała z daleka; nie trawię gościa. 
-To mu napisz. 
-Ale nie wiem kiedy będziemy. 
-Ja mam wiedzieć? Emm... Jakoś za dwie godziny będziemy. 
-Dobra, napiszę mu tak, ale mam prośbę. -spojrzała na mnie. 
-Słucham. -odparłam bez cienia przejęcia. 
-Nie uciekaj tak od niego, on wcale nie jest taki zły. 
-Lu, nie proś mnie o coś, czego nie mogę ci obiecać. Dobrze wiesz co o nim myślę. 
-Wiem, ale może dla mnie na jeden wieczór zmieniłabyś zdanie. -patrzyła na mnie tymi swoimi słodkimi kocimi oczami i liczyła na to że się złamię. -Viola proszę, to dla mnie ważne. 
-Postaram się, ale wiesz jaka jestem; znasz mnie. 
-Tak znam, nie od dzisiaj. Dobra widzimy się za dwie godziny na dole. -rzuciła i wyszła z mojej garderoby. Westchnęłam; nie trawię tego Chrisa. Myśli, że jeśli jest w miarę przystojny to może mącić dziewczynom w głowach, zwłaszcza takim jak Lu. A ja nie mogę nic powiedzieć, bo Ludmiła będzie zła. To będzie ciężki wieczór. 



     Dwie godziny później byłyśmy już przed drzwiami największego klubu w Los Angeles. Obok stał już Chris, czekający na naszą dwójkę. Miał minę jakby ktoś go porządnie uderzył w głowę. I ta jego postawa, ja nie wiem jak ja to wytrzymam. Ludmiła będzie mi dużo winna. 
-Cześć dziewczyny, wyglądacie bosko. -odezwał się jako pierwszy, plus dla niego. 
-Cześć. -odpowiedziałyśmy. 
-I dzięki -dodała Lu. 
-Możemy już wejść do środka? -zapytałam. 
-Jasne Violetto, a co ty taka nie w humorze. Powinnaś być zadowolona z nowej pracy. -momentalnie skarciłam wzrokiem Ludmiłę, która sie tylko niewinnie uśmiechnęła. -Przecież to dla was dobra wiadomość i zdecydowanie trzeba to opić. 
-Tak Chris, nie mogę się z tobą nie zgodzić. -odparłam. 
-Dobra, wchodzimy. -mówiąc to ochroniarze otworzyli nam drzwi do klubu. 
W środku była masa ludzi, mimo tego że był poniedziałek, nie wszyscy odpoczywali po weekendzie. Ludzie tutaj wiedzą co to znaczy dobra zabawa i potrafią wykorzystać wszystko co da im do tego możliwość. Dlatego właśnie uwielbiam się tu bawić. Tyle facetów oglądających się za nami jedynie pochlebia. Jednak gdy widzę przy sobie Chrisa mam ochotę wyjść. 
-Któraś z was zatańczy ze mną? -zapytał brunet. 
-I need a drink. -powiedziałam i odeszłam od dwójki ''znajomych''. 
Ludzi było dużo, ale to była praktycznie połowa tego co jest tutaj w weekend. Dzięki temu bez problemu przedostałam się do baru. Barmani już mnie tu znają z widzenia. Usiadłam przy najbliższym wolnym miejscu. 
-Violetta, jak miło cię tu znowu widzieć. -powiedział zadowolony Paul.
-Cześć Paul, co tam u ciebie? -zapytałam rozglądając się po klubie.
-Po staremu, a ty jak się trzymasz? Widzę, że zadbałaś o siebie od ostatniego pojawienia się tutaj.
-Owszem, musiałam. Byłam na spotkaniu ''biznesowym''. Wiesz praca i takie tam.
-Rozumiem. Szukasz kogoś? -spytał.
-Nie, czemu pytasz?
-Rozglądasz się, jak nigdy. -zauważył uśmiechając się w moją stronę. -Nie ważne, co pijesz?
-To co zwykle. -odparłam. Paul skinął głową i sięgnął po butelkę z alkoholem. Za niedługo miałam swój ulubiony drink, jak szybko go dostałam tak szybko go wypiłam. -Jeszcze jeden.
-Chyba chcesz się porządnie upić. -zaśmiał się. -Gdzie Ludmiła?
-Nie mam pojęcia, jest gdzieś z Chrisem.
-Z Chrisem? I ty jej nie pilnujesz? -zdziwił się. -Przecież wiesz jaki on jest, zrobi co chce i kiedy chce, bez konsekwencji.
-Myślisz, że o tym nie wiem? Znam go lepiej niż ci się wydaje i wcale mi to nie pasuje, ale nie mogę nic zrobić, bo potem to ja będę ta winna. -mówiłam.
-Zobaczę z drugiej strony baru czy ich nie ma. -rzucił i zniknął. Westchnęłam.... Po chwili obok mnie usiadł jakiś facet. Szatyn z tego co zdarzyłam zauważyć. Zamówił drink i spojrzał na mnie.
-Czemu taka ładna kobieta pije w samotności? -zapytał. Już ma u mnie minusa.
-A dlaczego jest pan taki ciekawski? Wy faceci macie to w naturze, nieprawdaż? -uśmiechnął się.
-A wy kobiety lubicie nam dogryzać? Czy takie wrażenia to tylko u pani...
-Zagadaj do innej to może się dowiesz. -odparłam z szyderczym uśmieszkiem i odeszłam od baru. Ku mojemu zdziwieniu po krótkiej chwili poczułam czyjąś dłoń na moim nadgarstku, natychmiast się odwróciłam. I co? Przede mną stał ten przemiły szatyn.
-Lubisz uciekać?
-Uwielbiam. -rzuciłam na odchodne. Jednak on nie dawał za wygraną i mocniej mnie przytrzymał.
-Może zgodzi się pani na jeden taniec? -wyszeptał mi do ucha, aż poczułam miły dreszcz na ciele, jednak ja również nie chciałam dać za wygraną.
-A może da sobie pan spokój?
-Lubię wyzwania. -cwaniaczek, ale trzeba przyznać że przystojny...Boże Violetta o czym ty myślisz.
-A więc ja jestem wyzwaniem?
-Owszem. Jest trudniej niż się spodziewałem.
-Muszę poszukać przyjaciółki. -powiedziałam i jakoś chciałam się wyrwać, lecz...No cóż, był silniejszy i bardziej uparty.
-Jeden taniec. -prosił.
-A potem mnie puścisz? -spytałam.
-Jeśli właśnie tego będziesz chciała. -uśmiechnął się.
-Dlaczego miałabym tego nie chcieć, skoro teraz do tego dążę?
-Można powiedzieć, że wiele kobiet nie chce mnie opuszczać. -mówił ciągnąc mnie na środek parkietu.
-Nie jestem żadną z nich.
-Zobaczymy. -rzucił.
     Zaczęliśmy tańczyć, musiałam przyznać że jest niesamowitym tancerzem. Nie dość że tak cholera przystojny to jeszcze tak tańczy... Ale z pewnością szybko o sobie zapomnimy, jeden taniec i koniec.
Spodobał mi się taniec z nim. Rozśmieszał mnie... Przyciągał do siebie i puszczał, żeby potem znów to zrobić. Dawno nie spotkałam takiego faceta. Tak, byłam po kilku drinkach więc mogło mi już całkowicie odbić. Przecież Violetta Castillo nie daje się oczarować pierwszemu lepszemu facetowi z klubu. Jednak w tym coś było, albo moze mi się tak wydawało. Pod koniec piosenki zauważyłam Ludmiłę tańczącą niedaleko mnie. Nie była ona z Chrisem; ulżyło mi. Była z innym facetem, nie znałam go znikąd, zupełnie jak tajemniczego szatyna, który mnie porwał na parkiet. Gdy piosenka się skończyła, przyciągnął mnie do siebie tak, że patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Było w nim coś... Violetta skup się! Nie możesz myśleć o nim, o Ludmile.
-Jestem pod wrażeniem. -powiedział.
-Why?
-Jesteś całkiem dobrą tancerką, masz śliczny uśmiech...
-Odpuść, muszę porozmawiać z przyjaciółką...


#####
Tak właśnie prezentuje się rozdział drugi. Mam nadzieję że wam się podoba :)
Przepraszam ze wczoraj go nie dodałam, ale dzisiaj go kończyłam bo wczoraj miałam wyjazd długi, cały dzien spędziłam w samochodzie praktycznie i nie miałam dostępu do internetu.
Jeszcze dzisiaj napiszę kolejny, życzcie mi powodzenia bo będzie coraz ciekawiej ^^
Pozdrawiam :*
'Hope

1. ~ Nowe życie. Nowa praca.



     Stałam przed lustrem i patrzyłam na swoje odbicie. Zastanawiałam się co ja w tym lustrze w ogóle widzę. Kobietę z uśmiechem na twarzy, czy z maską nałożoną na twarz. Tak naprawdę sama nie wiem czy cieszę się z nowej pracy. Nie wiem jak odbiera to Ludmiła. Całe życie się bawiłyśmy, bo tak naprawdę to był nasz żywioł, zabawa, dyskoteki. Dzisiaj jeśli się uda, na pewno pójdziemy to oblać. Będziemy miały do tego powód. Stałam już ubrana w czarne jeansy i białą luźną koszulkę wsadzoną w spodnie. Prezentowałam się dobrze. Jeszcze czarne szpilki i będzie idealnie. Jestem strasznie ciekawa kim będzie mój nowy szef. Rodzice mają z nim kontakt i ponoć się lubią, ja jednak nigdy o nim nie słyszałam, a przynajmniej rodzice nie wspominali jak ma na nazwisko. Mam wrażenie, że ten dzień będzie pełen wrażeń... Ciekawe jakich.
     Schodząc do jadalni zauważyłam blond włosy i sukienkę w kwiaty. A to nie był nikt inny niż moja przyjaciółka Ludmiła. Po cichu stanęłam za nią i zakryłam oczy swoimi rękoma.
-Dzień Dobry. -szepnęłam jej do ucha.
-Dzień Dobry Viola. -odwróciła się i mnie przytuliła.
-Pięknie wyglądasz.
-Dzięki, ty też. Zupełnie jak nie ty. -zauważyła.
-No cóż, trzeba się poświęcić dla pracy.
-Niestety. Idziemy? -zapytała blondynka.
-Nie jemy śniadania? -zdziwiłam się, ona spojrzała na mnie rozbawiona, wzięła torebkę i wyszła z jadalni a ja za nią. -Lu?
-Zjemy na mieście, chodź marudo. -zaśmiała się. Nigdy nie zrozumiem tej dziewczyny.

 

     Dwadzieścia minut później byłyśmy już przed biurowcem. Ferro wydawała się być bardziej pewna siebie niż kiedykolwiek wcześniej. Może się wyspała... Ciekawił mnie powód radości przyjaciółki, ale znacznie większe znaczenie miało to czy dostaniemy pracę. Przygotowane na wszystko i pewnie siebie weszłyśmy do firmy. Przy drzwiach stali dwaj ochroniarze, dobrze zbudowani i nawet nie tacy brzydcy pomyślałam... Cholera, o czym ja myślę. Ludmiła przeszła obok nich zachwycając swoją postawą i wyglądem. Dali się oszołomić, zachichotałam. Ferro spojrzała na mnie tym swoim przesłodzonym wzrokiem i również się uśmiechnęła. Jeden z facetów postanowił się odezwać.
-Przepraszam, szukają panie kogoś? -zapytał szarmancko się uśmiechając w naszą stronę.
-Oszem, prezesa firmy, byłyśmy umówione na spotkanie; a z tego co wiem żaden z panów nim nie jest. -zauważyłam. Mina ochroniarzy była bezcenna. Nie sposób zauważyć, że byli zirytowani.
-Jest pani spostrzegawcza, ale... -nie dokończył, we względu na kobiecy głos wołający nasze imienia.
-Violetta Castillo i Ludmiła Ferro. -momentalnie się odwróciłyśmy, wołała nas starsza kobieta z szerokim uśmiechem. Po chwili rozpoznałam twarz. -Miałam nadzieję, że przyjdziecie.
-Pani Veronica Verdas, jak miło panią ponownie zobaczyć. -odpowiedziałam podchodząc do kobiety.
-Zauważyłam, że poznałyście już naszych przemiłych ochroniarzy. Thomas, proszę nie zawracajcie dziewczynom głów. -jeden z nich skinął głową i obaj cofnęli się o krok dalej. Natomiast pani Veronica zwróciła się do nas. -Jesteście umówione z moim mężem w sprawie o pracę, prawda?
-Tak. Mam nadzieję, że się nie spóźniłyśmy.
-Skądże Ludmiło, jesteście w samą porę. - oświadczyła. -Chodźcie za mną.


     Od jakiegoś czasu szłyśmy z Veronicą przez korytarz rozmawiając i śmiejąc się. Nie miałam pojęcia, że to właśnie w firmie jej rodziny będziemy pracować. Zapowiada się ciekawe spotkanie. Ludmiła była wciągnięta w rozmowę z panią Verdas, ona również ją znała. Kiedyś moi rodzice zapraszali ich na kolację i czasami ja z Ludmiłą bawiłyśmy się z nimi, to było jeszcze kiedy byśmy małe. Uwielbiałam panią Veronicę, zawsze była taka sympatyczna i miła. Jej mąż również przypadł mi do gustu. Zawsze poważny, ale jednak dawał namówić się na układanie klocków. Na samo wspomnienie się uśmiecham jak ta mała dziewczynka która miała pięć lat i zupełnie nie wiedziała co to znaczy pracować lub martwić się o coś. Teraz to zupełnie inna sprawa. Inne życie. Z myśli wyciągnął mnie głos Veronici.
-Dziewczyny jak wy cudownie wyglądacie, wyrosłyście na piękne, silne i mądre kobiety. Wierzę, że rodzice są z was dumni.
-Dziękujemy. -odpowiedziałyśmy jednogłośnie.
-Ahh.. To już tutaj, chodźcie, zapraszam. -powiedziała otwierając drzwi do gabinetu swojego męża. W pomieszczeniu było bardzo jasno, duże okna z widokiem na całe Los Angeles. Biało-beżowe ściany i ciemne drewno doskonale ze sobą komponowało. Ja i Ludmiła byłyśmy pod wrażeniem.
-Violetta Castillo i Ludmiła Ferro -to samo przywitanie, widać że małżeństwo. -Witam.
-Dzień Dobry. -odpowiedziałyśmy, Veronica odeszła od nas i stanęła u boku swojego męża, cudownie razem wyglądali.
-Usiądźcie. -gestem ręki wskazał dwa fotele przed jego stanowiskiem. Usłuchałyśmy polecenia.
-Wyrosłyście na piękne kobiety. Aż miło patrzeć. -uśmiechnął się Vincent. -Violetto rozmawiałem właśnie z twoimi rodzicami, są z ciebie dumni, z was obu.
-Dziękujemy. Miło to słyszeć. -odparłam.
-Ale nie przyszłyście rozmawiać o tym jak się zmieniłyście, tylko w sprawie pracy jeśli się nie mylę, a rzadko mi się to zdarza.
-Dokładnie, jaką posadę miałybyśmy zajmować? -zapytała Ferro.
-Asystentek.
-Pewnie się zastanawiacie czyich asystentek, już tłumaczę. -mówiła Veronica. -Ja pomagam w pracy Vincentowi, nie wiem czy wiecie ale mamy dwóch synów którzy nie zawsze są w stanie wszystko jak wy to mówicie "ogarnąć". Przyda im się pomoc i tutaj właśnie zjawiacie się wy.
-Zaraz, chodzi o to żebyśmy były asystentkami waszych synów. -powtórzyłam.
-Dokładnie.
-Nie wiedziałam ze państwo macie synów.
-Ja również. -dodała Ferro.
-Domyśliliśmy się, poznacie ich jutro... Jeśli pasuje wam taki układ. -ja i Ludmiła spojrzałyśmy na siebie i twierdzę, że jednomyślnie podjęłyśmy decyzję.


#####
Pierwszy rozdział prezentuje się tak, mam nadzieję że za bardzo go nie zepsułam xd
Myślę, że z pisaniem nie będzie aż tak źle, jak przypuszczałam :>
To co, ja zacznę już pisać drugi na jutro... ;)
Pozdrawiam ;*
'Hope